Zapewne już widzieliście uroczą scenkę rodzajową z niedzielnego meczu Paris Saint-Germain z Lyonem. Gospodarze mają wykonać rzut wolny, piłkę chwyta Urugwajczyk Edinson Cavani, wyjmuje mu ją z rąk Brazylijczyk Dani Alves, przekazuje swemu kumplowi i rodakowi Neymarowi.
Kwadrans przed końcem Cavani działa już sprytniej. I z rzutu karnego strzela on, pomimo protestów Neymara. Gola nie ma, znakomicie interweniuje bramkarz rywali.
Nazajutrz „L’Equipe” donosi, że w przerwie tamtego meczu omal nie doszło do rękoczynów. Obu gwiazdorów w ostatniej chwili rozdziela kapitan Thiago Silva.
Dowiadujemy się też, że Neymar przestał obserwować Cavaniego na Instagramie. Brzmi aż nazbyt infantylnie? Media nie powinny zajmować się duperelami? Po pierwsze, kontekst nadaje tej błahostce znaczenie większe niż warte wzmianki w rubryce obyczajowej. Po drugie, przestać dzisiaj kogoś śledzić na portalu społecznościowym to obelga, grubsza nawet niż wywalenie mu w twarz, że ma brzydkiego psa albo głupie dziecko.
Nie zdumiewa mnie ta farsa w najmniejszym stopniu. Nagłe wybuchy niesubordynacji od lat zdarzają się tam notorycznie – zajrzyjcie tutaj – a najnowsza awanturka potwierdza jedynie obserwacje zawarte w felietonie sprzed dwóch miesięcy, w którym przedstawiałem Paris Saint-Germain jako klub w europejskiej czołówce specyficzny, w wyjątkowym stopniu przypominający zimne korpo, które hojnie opłaca wysoko wykwalifikowanych specjalistów, ale niekoniecznie działa perfekcyjnie, ponieważ wysoko wykwalifikowanych specjalistów, napędzanych osobistymi ambicjami, nie spaja czysto ludzka więź. A pionowa struktura istnieje trochę teoretycznie, ponieważ podwładni, nawet jeśli wykonują polecenia, to przełożonych kontestują, nie szanują, kwestionują ich kompetencje. Od tamtej pory zmieniło się tyle, że wskutek wakacyjnych transferów pojawiła się grupa trzymająca władzę, brazylijski klan złożony z Neymara, Daniego Alvesa, Thiago Silvy, Marquinhosa oraz Lucasa Moury. Według katalońskiego „Sportu” ten pierwszy zażądał już nawet od Nassera Al-Khelaifiego, żeby urugwajski przybłęda został sprzedany.
Tymczasem Cavani próbuje bronić dotychczasowej pozycji. On przez kilka lat musiał znosić rolę giermka krzątającego się przy Zlatanie Ibrahimoviciu, ale po wyprowadzce szwedzkiego wirtuoza do Manchesteru United podniósł głowę, wyrósł ponad wszystkich w szatni, zmonopolizował wykonywanie rzutów wolnych i karnych. Z imponującym efektem, w minionym sezonie nastrzelał we wszystkich rozgrywkach 49 goli. Więcej niż Robert Lewandowski w Bayernie czy Cristiano Ronaldo w Realu Madryt.
Trener Unai Emery mówi, że z karnych umieją kopać obaj gwiazdorzy, więc jeśli nie zawrą dżentelmeńskiej umowy, to strzelającego będzie wybierał on. Wskazując raz jednego, raz drugiego. A ja się zastanawiam, czy w ogóle miałby jakikolwiek ruch, gdyby uznał, że w sporze – niekoniecznie akurat tym konkretnym – racji nie ma (ponosi winę, powinien przeprosić etc.) Neymar. Jaśnie Pan Piłkarz Dwieście Dwadzieścia Dwa Miliony Euro Megagwiazdor Neymar. Czy nie dzieje się właśnie tak, że zawodników, których niełatwo osadzić karnie w rezerwie – lub upomnieć inaczej – zastąpili właśnie zawodnicy, którym nie wolno podskoczyć nigdy i pod żadnym pozorem.
Gwiazdorzenie istniało zawsze, ambicjonalne utarczki w drużynach też. Im bardziej abstrakcyjne kwoty wydaje się jednak na transfery, im więcej ich bohaterowie zarabiają i efektowniejsze spływają na nich epitety, tym więcej próżności, tym pojemniejsze ego, tym większa skłonność do utożsamiania się z pępkiem świata. A trener maleje. Nie szef ma wymagać, to ja wymagam od niego, żeby zrobił mi dobrze. Kiedy zwalnia się fachowca z renomowanego klubu, rzadko kwestionuje się jego kompetencje, coraz częściej słychać za to, że stracił autorytet albo kontrolę nad szatnią.
Pozostaje pytanie, czy wojnom jak ta Neymara z Cavanim w ogóle da się zapobiec. Czy współczesny trener piłkarski, także najwybitniejszy, nie potrzebuje przede wszystkim szczęścia, by nie wdepnąć w rozgwieżdżoną szatnię w najgorszym momencie. Bo jeśli szczęścia zabraknie, będzie stracony. Kto wie zresztą, może i my, polscy kibice, poemocjonujemy się kiedyś podobnymi starciami osobowości. Czy np. Lewandowski, też znakomity specjalista od rzutów wolnych i karnych, dogadałby się z Neymarem w ich sprawie? Czy dogadałby się w Realu z napalonym na wszelkie rekordy Ronaldo?