Przed dokładnie dwoma miesiącami, 27 września, chwyciłem za liczydło, by sprawdzić, jak długo pracują z drużyną aktualni trenerzy zatrudnieni w klubach tzw. ekstraklasy. Łatwo poszło, w kilku przypadkach prawie nie musiałem przesuwać koralików – posady akurat rozdawały Lechia Gdańsk, Legia Warszawa, Nieciecza i Piast Gliwice.
Dzisiaj aktualizuję rachuby, ponieważ okazja jest jeszcze bardziej odświętna, wykopany z roboty został Piotr Stokowiec (Zagłębie Lubin), szczęśliwiec utrzymujący ją najdłużej. Aktualna tabela wygląda zatem tak:
Kiedy poprzednio wymazywałem z listy Marcina Brosza i Radosława Mroczkowskiego, którzy przejmowali Górnika Zabrze i Sandecję Nowy Sącz w niższej lidze, okazało się, że średni staż szkoleniowca w najwyższej klasie rozgrywkowej trwa 206 dni.
Dzisiaj, po pozbyciu się lubińskiej anomalii – od tamtej pory zdymisjonowany został również Maciej Skorża – średnia spadła do 163 dni.
Powtórzę: nie znam branży z przeciętnym zatrudnionym pracującym krócej, można chyba rzec, że liga wręcz wyprzedza epokę, w której rynek pracy wymaga niespotykanej wcześniej mobilności. Jeszcze mocniej niż średnia szarpie za wyobraźnię mediana: oto połowa szkoleniowców utrzymuje posadę w tzw. ekstraklasie (wciąż wyłączam „beniaminków” Brosza i Mroczkowskiego) krócej niż 140 dni. Nie znajdziemy zresztą żadnego kryterium, które pozwalałoby wykryć w tym bajzlu jakiekolwiek symptomy stabilizacji. Po dzisiejszych rewelacjach ostał się ledwie jeden szkoleniowiec, który na obecnej posadzie w tzw. ekstraklasie rozpoczął pracę przed 2017 rokiem – Nenad Bjelica z Lecha Poznań.
Co przyjmuję z satysfakcją nie tyle jako kibic polskiego futbolu, ile niestrudzony kolekcjoner ligowych osobliwości. A wypatrując następcy Stokowca w Zagłębiu – absolutny debiutant Mariusz Lewandowski, w stężeniu eksperymentu na klub też bijemy rekordy – zastanawiam się, kiedy wreszcie prezesi pójdą po rozum do głowy i zaczną mierzyć czas zaoferowany trenerom w jednostkach bardziej adekwatnych do realiów. Nie w latach czy sezonach, lecz w ligowych kolejkach. Podpisujemy kontrakt na najbliższy mecz, ewentualnie z opcją przedłużenia na następny. Człowiek by wreszcie wiedział, na czym nie siedzi.