Inny kształt Europy, czyli mapa Ligi Mistrzów

Powiedzieć, że wszystko jesienią 2017 roku działo się inaczej niż zwykle, byłoby przesadą, ale odmieniło się sporo, cała faza grupowa Liga Mistrzów – ostatnimi czasy przewidywalna – przebiegała pod znakiem niszczenia naszych przyzwyczajeń. A skoro Europa zyskała nowe kontury… Niedawno zgrywałem kartografa mundialu, czyli najważniejszego turnieju w futbolu reprezentacyjnym, to teraz naszkicuję najważniejsze rozgrywki klubowe.

1) 100 proc. punktów kupionych za majątek znad Zatoki Perskiej. Zanim nadeszła jesień, zapowiadałem w „Gazecie” główny wątek: szturm obu klubów rządowych, o gigantycznym elektoracie negatywnym, należących do egzotycznych multimiliarderów. I szturm nastąpił.

Do ostatniej kolejki piłkarze Manchesteru City (prezesuje wicepremier rządu Zjednoczonych Emiratów Arabskich) oraz Paris Saint-Germain (prezesuje mu minister rządu katarskiego) mieli komplet możliwych do zdobycia punktów, choć mierzyli się z przeciwnikami mocnymi, Napoli i Bayernem. Ze stuprocentowej wydajności zeszli dopiero w tym tygodniu, gdy nie było niczego do przegrania. Zrelaksowane City rzuciło częściowo rezerwowy skład – dwóch nastolatków w obronie – na potwornie zmotywowany Szachtar, a wymowę porażki PSG w Monachium osłabia refleksja, że gwiazdorzy ze stolicy Francji ewidentnie potrzebują czuć pod stopami wysokie napięcie. W poprzedni weekend zgubili też punkty w lidze francuskiej, gdy musieli jechać do beniaminka ze Strasburga.

Zarówno oni, jak i wyspiarze liderują rozgrywkom krajowym z olbrzymią przewagą, co też świadczy o ich możliwościach. Manchester City zachwyca dodatkowo stylem gry, Pep Guardiola nadał mu w tym sezonie zupełnie nową jakość. Prognozować, co się stanie wiosną, nie zamierzam, w każdym razie ich jesień w Lidze Mistrzów była blisko statystycznych rekordów, a ponieważ ostatecznie lepszy bilans osiągnął jedynie Tottenham, to mamy niemal przewrót. Spójrzcie na tabelę z najlepszymi wynikami fazy grupowej, odkąd istnieje obecny system Ligi Mistrzów:

Liga Mistrzów, Real Madryt, FC Barcelona

2) Hiszpańskie skurcze. Oni z kolei wyglądają jak sportowiec, który narzucił sobie tak opętańcze tempo (patrz tabela wyżej), że z wycieńczenia nie zwolnił, lecz przystanął. Tylko Barcelona na czele grupy?! Real Madryt obrywa od Tottenhamu, który w lidze angielskiej wyprzedza Burnley tylko dzięki korzystniejszemu stosunkowi bramkowemu?! Sevilla połyka 5 (słownie: pięć) goli w Moskwie i nie umie wytruchtać zwycięstwa w Mariborze?! Atlético Madryt nie umie przetrzepać skóry Karabachowi, pomimo dwóch prób, i pokornie przystaje na relegowanie do Ligi Europy?! Tak, słyszę prychnięcia, pouczenia, rozkazy niemal, by czekać do wiosny, zamiast podniecać się grą wstępną. Ale na razie podliczamy jesień, a jesienią nastąpiło istne trzęsienie muraw – z 53 punktów uzbieranych przed rokiem wszechpanujący od lat Hiszpanie zmaleli do 43, i to pomimo sprzyjającego losowania.

3) Angielskie przebudzenie. Oni odbyli lot w przeciwnym kierunku. W ostatniej Lidze Mistrzów reprezentanci Premier League zdobyli w fazie grupowej 60 proc. możliwych do zdobycia punktów. W przedostatniej – 58 proc. A tej jesieni – aż 77 proc. Tylko Chelsea zleciała na finiszu z pozycji lidera (dlatego ma ponadnormalnie wielkie szanse na wylosowanie w 1/8 finału Barcelony), wszyscy inni skakali sobie jak chcieli. Jeszcze raz: tak, już słyszę prychnięcia, pouczenia, rozkazy niemal, żeby czekać do wiosny, zamiast podniecać się grą wstępną. Ale na razie podliczamy jesień, jak udawać, że się nie widzi? Może jednak nadciąga schyłek ery, w której Messi detronizuje Ronaldo, a Ronaldo detronizuje Messiego, ewentualnie wtrącą się Atlético z Bayernem?

Nie wiem, nie znam się, podaję tylko fakty: jak Hiszpania była dotąd jedynym w historii krajem, która miał pięć klubów w Lidze Mistrzów, tak Anglia stała się jedynym w historii krajem, który wprowadził pięć klubów do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Dzieje się.

4) Kanonierzy. Też się dzieje. Na czele klasyfikacji strzelców widzimy wprawdzie Ronaldo, który w kalendarzowym roku 2017 kumulował chyba całą energię na Ligę Mistrzów – do 10 goli w 7 meczach wiosny dorzucił 9 wbitych w 6 meczach jesieni, bilans wprost niewiarygodny. Wokół niego krąży jednak tłum twarzy, do których te rozgrywki nie przywykły. Znów: w przeważającej mierze kopiących na chwałę klubów angielskich.

Gdybyśmy chcieli wyróżnić środkowego napastnika numer jeden fazy grupowej, to musielibyśmy poważnie rozważyć kandydaturę Harry’ego Kane’a, który trafiał co 69 minut (Ronaldo – co 60); z podobną łatwością uderza prawą stopą, lewą i głową; znacząco przyczynił się do zdobycia przez Tottenham nieoficjalnego tytułu mistrza jesieni w Champions League; zaczyna zagrażać marzeniom starszego o pięć wiosen Roberta Lewandowskiego o transferze do Realu Madryt. Gdybyśmy natomiast chcieli nagradzać zbiorowo, musielibyśmy wziąć pod uwagę niesamowity, jakże egzotyczny narodowościowo kwartet z Liverpoolu, tworzony przez Roberto Firmino, Coutinho, Sadio Mané (drżyj, ekipo Nawałki!) i Mohameda Salaha, a także eskadrę z Manchesteru City, której rozmiaru lepiej nie ustalać, bo nawet słowo o kwintecie czy sekstecie mogłoby się okazać określeniem niesprawiedliwie zawężającym, u Guardioli wszyscy zajmują się wszystkim. Ależ bym się pogapił, jak na ten arsenał – nie mylić z Arsenalem – odpowiadają potentaci hiszpańscy!

5) Jesień jak całe życie. Mile Svilar, mój ulubiony bohater. 18-latek najpierw przeszedł do historii Ligi Mistrzów jako jej najmłodszy bramkarz. Potem został antybohaterem. Następnie – bohaterem. Aż wreszcie – skrajnym pechowcem. Niezależnie od tego, jak potoczy się jego zawodowa kariera, początków w Europie nie zapomni do końca życia.

6) Wschód kontratakuje. Od kilku lat piszę o skutkach spisku Zachodu – zawiązanego jawnie – który podzielił Europę, spuszczając futbolową wersję żelaznej kurtyny. I odgrodził się nie tylko od obszaru byłych demoludów. W XXI wieku ani razu nie zdarzyło się ani razu, żeby do półfinału Champions League zajrzała drużyna z miasta położonego na wschód od Monachium. Ba, ostatnio i ćwierćfinał stał się osiągalny, a w poprzedniej edycji nawet w 1/8 finału znaleźli się wyłącznie przedstawiciele Hiszpanii, Anglii, Niemiec, Francji, Włoch i Portugalii – nikt inny nie przetrwał nawet fazy grupowej.

Aż nastała jesień 2017 i wschód, zamiast ostatecznie zniknąć, hałaśliwie przypomniał, że istnieje. Znienacka, jakby wbrew duchowi dziejów. Piłkarze Besiktasu Stambuł nie dość, że awansowali, to jeszcze byli praktycznie pewni sukcesu już po czterech kolejkach; zajęli pozycję lidera; pozostali niepokonani. Co więcej, wywołali sensację skrajnie niesensacyjną, bo tworzą przedsięwzięcie trochę jak hollywoodzki hit „Niezniszczalni”, w którym spotykają się herosi kina akcji – często już podstarzali, to hołd złożony kasowym przebojom z lat 80. i 90. – by wykonać jeszcze jedną misję. Rambo alias Stallone, Terminator alias Schwarzenegger, Punisher alias Dolph Lundgren czy John McClane alias Bruce Willis i jeszcze kilku innych tym razem działają wspólnie, na tym samym filmowym planie. Szerzej pisałem o stambulskim projekcie tutaj, realizują go prawie sami dobrzy znajomi.

Wygrywał Besiktas, wygrywał też Szachtar, który też stanowi przypadek niestandardowy. Potrafił awansować, choć jako jedyny rozegrał wszystkie mecze na wyjeździe – ze zbombardowanego stadionu w Doniecku uszedł dawno temu, teraz zżywa się z obiektem w Charkowie. I został, jak wynika z moich oględzin, pierwszym uczestnikiem 1/8 finału Ligi Mistrzów, którego zaciągnęły tam gole strzelane wyłącznie przez piłkarzy z Ameryki Południowej (Argentyńczyka Facundo Ferreyrę oraz Brazylijczyków Taisona, Bernarda, Ismaily’ego i Marlosa). Mnie osobiście smucą w tej historii jedynie losy zdyskwalifikowanego za doping Darijo Srny, wieloletniego kapitana w klubie oraz reprezentacji Chorwacji, którego uważałem za najznakomitszego prawego obrońcę wśród wszystkich, którego prawie nikt nie wymieniłby, gdyby go zapytać o najznakomitszego prawego obrońcę w Europie. Więcej blogowałem o nim tutaj.

Mistrzowie Turcji i Ukrainy mieli satysfakcję pełną, ale kibice ze wschodu zaznawali też przyjemności drobnych – Spartak wrzucił pięć goli Sevilli, CSKA do ostatniej kolejki biło się o awans (prowadziło na Old Trafford), Qarabag Agdam dwukrotnie zatrzymał Atlético. Ostatnie podrygi przed zatrzaśnięciem drzwi przez zachodnich oligarchów, konsekwentnie zmierzających ku Superlidze?

7) Polska na peryferiach, Polak zmarginalizowany. Powyższe pytanie wypada uzupełnić o pytanie, czy przedstawiciel tzw. ekstraklasy – to tam, gdzie piłka jest płaska – zdoła jeszcze kiedykolwiek rozegrać z Realem Madryt mecz inny niż pokazowy, stanowiący część wakacyjnych komercyjnych podróży słynnych firm. Eliminacyjny popis Legii Warszawa aż przykro wspominać, a na nadwiślańskich boiskach nie widać żadnych symptomów poprawy zwiastującej kolorowe jutro. Stołecznych obrońców tytułu czeka mozolne odmładzanie kadry niepięknych trzydziestolatków, których niełatwo, przepraszam za wulgaryzm, zmonetyzować na rynku transferowym, natomiast cała krajowa konkurencja to wszechogarniająca średniość. Zamiast lidera na szczycie tabeli oglądamy kolejnych p.o. lidera; przebywający tam akurat zabrzanie przebywają tam z najniższym odsetkiem punktów w skali całego kontynentu (nie gniewaj się, Górniku, też podoba mi się, jak grasz); ligowców właściwie nie sposób podzielić na lepszych i gorszych. Depresyjnie. Nawiasem mówiąc, gdyby piłkarze Lugano. nie wygrali w czwartek w Bukareszcie, ekstraklasa zleciałaby w rankingu UEFA pod ligę rumuńską. Z drugiej dziesiątki do trzeciej .

Ci polscy zawodnicy, których do Ligi Mistrzów 2017/18 wpuszczono (założyli zagraniczne barwy), też nie wpadali w ekstazę. Awansowali nieliczni, rozczarowania przeżyli liczni. Ponieważ Wojciech Szczęsny i Łukasz Skorupski są wiosną skazani na rólki rezerwowych bramkarzy Juventusu i Romy (o ile oczywiście nieszczęścia nie spadną na Gianluigiego Buffona i Alissona), to Robert Lewandowski (nawet on jesień miał bezbarwną) w 1/8 finału i ewentualnie później będzie osamotniony. Nieszczęście goniło nieszczęście, dlatego w środę ogłaszałem w „Gazecie” depolonizację Ligi Mistrzów.

Perspektywa mundialowa, po dolosowaniu nam grupowych rywali? Senegalski obrońca Koulibaly odpadł razem z Zielińskim (Napoli), ale skrzydłowy Sadio Mané zasuwa z Liverpoolem jak opętany; kolumbijski napastnik Radamel Falcao odpadł razem z Glikiem, ale w 1/8 finału będzie dopingować Davinsona Sancheza z Tottenhamu, Jamesa Rodrígueza z Bayernu, Juana Cuadrado z Juventusu czy Luisa Muriela z Sevilli. Mocarstwowe nastroje proponowałbym jednak w sobie zdusić.

Liga Mistrzów, losowanie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s