Italio, ślicznotko ty nasza

liga włoska, Serie A, Juventus, Napoli

Opinii to ty u nas dobrej nie miałaś. Gadali ludzie, żeś brzydka i nudna – skażona odruchami ultradefensywnymi, skłonna do zerozeryzmu, uzależniona od taktycznej dłubaniny, zaludniona boiskowymi gangsterami, dla których nie istnieją chwyty zbyt brudne, żeby się do nich uciekać. Tylko faule, krętactwo i zimna kalkulacja.

Owszem, ­czasami padałaś ofiarą stereotypów bzdurnych, dawno nieaktualnych. W ubiegłym sezonie na twoich boiskach padało więcej niż goli niż we wszystkich innych czołowych ligach w Europie – angielskiej, francuskiej, hiszpańskiej i niemieckiej – a przeciętny polski zjadacz transmisji piłkarskich nigdy by na to nie wpadł. Trudno, tak czy owak kojarzyłaś się paskudnie.

Aż nastał sezon 2017/18. I nagle zaczęło wydarzać się tyle, że tylko ktoś, kto nie ma bladego pojęcia, mógłby zarzucić, że przynudzasz. Ligo włoska, jak ty wypiękniałaś! Ile nam dajesz pasjonujących fabuł!

Wszędzie znają mistrza od wielu tygodni, ewentualnie od wielu miesięcy. Zniszczył wszystkich krajowych rywali Manchester City, odpstryknął wszystkich Bayern, zamęczyła Barcelona, zdemolował zespół Paris Saint-Germain. A u ciebie, najdroższa Serie A, szczyt tabeli rozżarzony. Juve czy Napoli? Napoli czy jednak Juve? Salwa za salwą, naparzają się jak opętani, być może potrwa to do ostatniej kolejki.

No i w Neapolu, ogarniętym deliryczną ekstazą od ubiegłotygodniowego triumfu w Turynie, kibicują ludzie, którym tytuł mistrzowski dałby radość bardziej malowniczą niż gdziekolwiek indziej.

Malowniczą jak malowniczy jest styl gry wpajany przez trenera Maurizio Sarriego – niewykluczone, że efektowniej wywijają ostatnio tylko podwładni Pepa Guardioli z Manchesteru City.

Zeskakujemy piętro niżej, a tam o awans do Ligi Mistrzów z porównywalną zaciętością walczą Roma, Inter i Lazio – i znów: być może powalczą do ostatniej kolejki.

Przeskakujemy do Ligi Mistrzów, a tam oba niewiarygodne zmartwychwstania wiosny 2018 zawdzięczamy tobie, Italio – udanie zmartwychwstała Roma (3:0 z Barceloną), prawie udanie zmartwychwstał Juventus (wyjazdowe 3:0 z Realem Madryt, unieważnione dopiero rzutem karnym ostatniej szansy). Co to były za emocje! Fajnie, że przez 2000 lat z okładem tyle się technologicznie zmieniło, że zmartwychwstania transmituje obecnie telewizja, że pokazuje je z wielu kamer i w zwolnionym tempie, prekursor zmartwychwstań jest tu w rankingu widowiskowości bez szans, on jednak działał bez obiektywów, a sami wiecie, jaka jest dzisiejsza młodzież, pics or it didn’t happen.

Zsuwamy się na dno tabeli, a tam dokazuje Benevento. Najpierw obśmiewane jako najgorsza piłkarska drużyna w całych dziejach galaktyki, następnie polubione za styl gry i nieustępliwość, potem fetowane za historyczny pierwszy punkt wydarty w marvelowskich okolicznościach (gol bramkarza w ostatniej sekundzie!), wreszcie wywołujące szok wyjazdowym zwycięstwem nad Milanem. Co za fabuła!

Wracamy na wyżyny, ligo włoska, a tam o mistrzostwo awanturują się Wojciech Szczęsny (spadkobierca Jego Bramkarskości Gianluigiego Buffona!), Arkadiusz Milik oraz Kandydat Na Pana Rozgrywającego Piotr Zieliński. Ależ gratka dla nadwiślańskiego kibica! Już wiadomo, że Polak będzie mistrzem krainy, którą Polak podbił tylko raz, w antycznym 1984 roku, gdy na chwałę Juventusu zasuwał Zbigniew Boniek!

Zakładamy okulary z mocnym filtrem narodowościowym i orientujemy się, że nasi rozpanoszyli się wszędzie. Patrzymy, jak zabawia się w Sampdorii cały polski tercet; jak całkiem sporo bramek wpada młodziutkiemu Dawidowi Kownackiemu; jak w defensywie SPAL fason trzyma adoptowany przez nas Thiago Cionek; jak Mariusz Stępiński, napastnik w kadrze Nawałki zaledwie trzeciorzędny, przywala golem i Interowi, i Milanowi, i Napoli. Dzieje się to w lidze, która nigdy naszym nie leżała! A kopie ich w Italii więcej niż wszystkich poprzedników razem wziętych!

Wyśliczniałaś, Italio, także z naszej, polskiej perspektywy. Zbyt u ciebie ciekawie, żeby w najgorszym razie przynajmniej nie sprawdzać, co u ciebie słychać, aż żałuję, że w niniejszej notce oszczędzałem na wykrzyknikach.

Aha, na marginesiku: w tym sezonie w lidze włoskiej gole również padają częściej niż w hiszpańskiej księżniczce La Liga.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s