Dopingowanie

Lech Poznań - Legia Warszawa

Przeczytałem wspomnienie pożegnalnego meczu Stevena Gerrarda w Liverpoolu, podczas którego wielokrotnie wybrzmiewało „Stevie Gerrard Is Our Captain” i „Impossible Forty Yards” – to ostatnie opiewało długie podania, jakimi obsługiwał swoich kolegów z drużyny angielski piłkarz. Było odświętnie, nawet podniośle, ale w pewnym momencie bohater dnia kopnął kompletnie bez sensu, daleko w trybuny. Wtedy z trybun spłynęło: „What the fucking? What the fucking? What the fucking was that?”. Zazwyczaj używane w stosunku do rywali, którym nie wyszło, ale tym razem użyte w stosunku do idola – spontanicznie, ironicznie, sfrustrowany Gerrard w odpowiedzi zaklaskał.

Pierwsza przyśpiewka dotyczyła stylu gry piłkarza, druga – nieudaczności rywala. Kibice odnosili się do wydarzeń boiskowych.

Na polskich stadionach tego nie słychać. Przyśpiewka poświęcona konkretnemu piłkarzowi? Na najbliższej mi (geograficznie) Legii rykną czasami, że „Kuchy King”, ale nic więcej nie wymyślili, ani o nim, ani o kimkolwiek innym. Nie doczekał się choćby zwrotki nawet Danijel Ljuboja – jedyny, który sprowokował mnie do zachodzenia na Łazienkowską na każdy mecz, w naszych standardach wirtuoz.

Podzwoniłem po znajomych stacjonujących w innych miastach. Poznań? Ni cholery, kopaczami się tam na trybunach gardzi, to niewierni najemnicy i w ogóle śmierdzą, aż dziw bierze, że ich wygrane się świętuje jak własne, a porażki wywołują frustrację. Schizofrenia. Kraków? Nie dosłużyli się swojej przyśpiewki ani Arkadiusz Głowacki, ani Paweł Brożek, więc nawet szkoda pytać o Carlitosa. Więcej wymieniać mi się nie chce, gdybyś ktoś znał jakieś kontrprzykłady, to poproszę w komentarzach – mnie tzw. atmosfera na trybunach, która ponoć jest ważna dla widowiska, średnio interesuje, kibicowską twórczość trzymam w głębokim poważaniu.

Powiecie, że Gerrard to ikona, wychowanek, który nigdy nie zdradził – ulubiona figura trybun, nic dziwnego, że poświęcali mu psalmy. Ale na Anfield Road śpiewają też, że „przejdą na islam” – już o tym pisałem tutaj – za następnego gola Mohameda Salaha. W hołdzie dla piłkarza, który pojawił się tam przed chwilą, minionego lata. Generalnie pasjami śpiewają w Anglii o ludziach, którzy wygrywają lub przegrywają dla ich klubu.

U nas śpiewają głównie o sobie. Albo o wyimaginowanych wrogach. Najgłośniejsi w Polsce są kibice, którzy niespecjalnie interesują się piłką nożną.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s