Jedynie słuszną puentą bieżącego sezonu tzw. ekstraklasy była kombinacja zwycięstwa Lecha nad Legią z niezdolnością Jagiellonii do pokonania Wisły Płock, dzięki czemu znów zasłużylibyśmy się dla rozwoju piłki nożnej – warszawski klub obroniłby mistrzostwo kraju, więc obok „zwycięskiego remisu” pojawiłaby się słownikach „zwycięska porażka”. Idealnie podsumowałaby rozgrywki, w których wszystkich parzy pozycja lidera, a najlepiej gra drużyna w ogóle niesklasyfikowana, czyli KS Presja. Ulegał jej notorycznie każdy, kto zajrzał na podium lub choćby usłyszał, że się wyróżnia, że ma szanse na tytuł lub europejskie puchary. I wnet zaczynał seryjnie przegrywać lub w najlepszym razie niewygrywać.
Doprawdy szkoda, że Legia nie podkreśliła dzisiaj swojej dominacji w Polsce porażką w Poznaniu. I że znów jej bohaterem nie był bramkarz Arkadiusz Malarz. Ileż ładniejsza byłaby to kompozycja! Choć niedokończenie meczu rozstrzygającego o tytule to też klamra zamykająca sezon logiczna, adekwatna do wszystkiego, co działo się wcześniej.
Nie zamierzam obwieszczać, że liga wyłoniła najsłabszego mistrza w historii, bo niemal co roku diagnozujemy, że wyłoniła najsłabszego mistrza w historii, jej mistrz jest najsłabszy w historii z definicji, aż trudno mi uwierzyć, iż ledwie dwa lata temu Legia potrafiła wyeliminować z pucharów lizboński Sporting i toczyła równorzędną walkę z Ajaxem Amsterdam. To musiała być pomyłka, urojenie, dzisiaj tzw. ekstraklasa kojarzy mi się raczej z niedawnym szlagierem w Białymstoku, gdzie drużyny lidera i wicelidera zaserwowały mecz złożony niemal wyłącznie z kopnięć bez sensu, mecz potworek wywołujący traumę, gniot niemożebny nawet jak na nadwiślańskie standardy. Okropne, że nie można go odzobaczyć.
Nie, recenzować mi się polskiej kopaniny nie chce, przywołam tylko twarde dane.
Otóż mistrz Polski strzelał średnio 1,46 gola na mecz, wicemistrz – 1,49, trzecia drużyna w tabeli – 1,43. Szukajcie innego takiego turnieju na świecie, a ja wam obiecuję, że nie znajdziecie.
Mistrz zdobywał przeciętnie 1,89 pkt. na kolejkę. Szukajcie innej takiej ligi, a ja wam obiecuję, że nie znajdziecie.
Mistrz przegrał aż 30 proc. meczów. Szukajcie innej takiej ligi, a podejrzewam, że nie znajdziecie.
Mistrza nie można było udekorować tam, gdzie zdobył tytuł, bo nie zgodzili się „kibice”, czyli chuligani, których nasz futbol jest zakładnikiem. Ponieważ lubią dymić, to w każdy weekend zmuszają sędziego do przerywania gry – zwłaszcza w meczach rekomendowanych jako hitowe. Szukajcie innej takiej ligi, a przypuszczam, że będzie trudno znaleźć.
O mistrzostwo znów do ostatniej kolejki musiał walczyć klub, który w rankingu finansowym miażdży całą konkurencję, a naciskał na nią wicemistrz, który generuje przychody – wyjąwszy transfery – 14 razy (!) niższe. Szukajcie innej takiej ligi, a przypuszczam, że będzie trudno znaleźć.
O mistrzostwo rywalizowali trener dotąd niskoligowy, który debiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej (Ireneusz Mamrot, wyjęty z Chrobrego Głogów, spędził tam siedem lat), z trenerem, który nigdy wcześniej nie pracował z seniorami (wylany już Romeo Jozak), i trenerem, który wcześniej udzielał się wyłącznie w futbolu kobiecym i młodzieżowym (Dean Klafuric). Szukajcie innej takiej ligi, a podejrzewam, że nie znajdziecie.
Wobec rozstania Leszka Ojrzyńskiego z Arką Gdynia najdłużej zatrudnionym trenerem w lidze będzie Gino Lettieri, który dopiero za dziewięć dni będzie obchodził ledwie 12. miesięcznicę objęcia posady w Koronie Kielce. Szukajcie innej takiej ligi, a podejrzewam, że nie znajdziecie.
A właściwie to nie szukajcie podobnych kuriozów, skoro podziwiamy je na własne oczy, u siebie, w rozgryweczkach, który zasługują na jeden tylko komplement, zresztą mój ulubiony – tzw. ekstraklasa to najfajniejsza liga na świecie, bo nasza, polska.