Przywracam mundialowi porządek [WYWIAD]

 VAR, MŚ 2018, mundial 2018

Rafał Stec: Czujesz się bohaterem mundialu?

VAR: Targają mną sprzeczne uczucia. Mam w sobie naturalną pokorę, zdaję sobie sprawę, że pełnię rolę służebną, mimo wszystko drugoplanową, nie chcę pchać się przed piłkarzy i paradować jak gwiazdor. Trochę mnie krępują te wszystkie pochwały, okrzyki, że wyrosłem na głównego zwycięzcę turnieju. A z drugiej strony miło, że się zasłużyłem dla mistrzostw. Wreszcie rozmawiamy między meczami o sporcie, a nie o skandalach czy spiskach, jak podczas Ligi Mistrzów. Wzdryga mnie, gdy sobie przypomnę.

Dziwi mnie tylko powszechne zdziwienie, że nie wywołuję chaosu, płynnie współpracuję z sędziami. Od dawna aż przebierałem złączami, by pomóc, już mi wypalało piksele od przyglądania się, jak padają rozstrzygające gole po rzutach karnych podyktowanych dlatego, że jakiś oszust, pomińmy nazwiska, przewracał się od zderzenia z powietrzem. Czułem się podle, jak strażak, który widzi płonący dom, ale nie pozwalają mu użyć sikawki, bo się boją, że kogoś ochlapie. Zacofana była ta piłka nieprawdopodobnie.

Mam znajomych w innych dyscyplinach, pracują tam sobie spokojnie, od dawna, nikt nie robi wokół nich rabanu. Nie odczuwałem żadnej tremy przed debiutem na mundialu. Jazgotliwa reakcja kibiców oraz was, dziennikarzy, przypomina mi trochę zdumienie pana Jourdaina, tego od Moliera, który zbaraniał, gdy dowiedział się, że mówi prozą.

Nachodzi cię czasem refleksja, jak wyglądałaby historia futbolu, gdybyś działał wcześniej? Przecież Diego Maradonę wynosimy na piedestał jako gracza wszech czasów nie tyle ze względu na jego fenomenalną wirtuozerię, czyli element niemierzalny, ile z powodu mistrzostwa świata, które zdobył w 1986 r. Gdyby nie tamto złoto, nikt nie wymieniałby go na jednym oddechu z Pelem. A on bezcennego gola wepchnął ręką. Przy twoim wsparciu mógłby co najwyżej zarobić kartkę…

– Nie ryzykowałbym takich dywagacji. Gol radykalnie wpływa na dynamikę rozgrywki, nigdy nie sprawdzimy, czy przy 1:1 w 89. minucie zdeterminowany Diego nie wyczarowałby jeszcze cudowniejszego rajdu niż wiadomy, może nawet zdobyłby dwie bramki naraz. Jestem wierzący, żyję w świętym, nienaruszalnym przeświadczeniu, iż ówczesny triumf Argentyny został zapisany w gwiazdach. Bóg zadziałał ręką Maradony, by ludzkość, która zazwyczaj nie przygląda się szczegółom – no, może z wyjątkiem Tomasza Hajty, ale on jest jeden – nie przegapiła geniuszu.

Podobną teorię wyznaje moja szanowna koleżanka, Technologia Od Linii Bramkowej. Nawet gdyby brała udział w mundialu 1966 i nie zabrzęczała po strzale Geoffa Hursta, to ojczyzna futbolu musiała ten jeden raz sobie wygrać. Stwórca tak chciał. Z tym Realem Madryt tylko trochę przesadza, ale może zmieńmy temat, jestem bezstronny, staram się pokazać powtórkę każdej akcji z identyczną pieczołowitością i przy użyciu identycznej, czyli maksymalnej liczby kamer.

Inna sprawa, że gdyby Maradona grał ze świadomością istnienia VAR-u, mógłby nie cwaniakować z wymachiwaniem łapkami.

– Nie sądzę. Natury nie oszukasz, przypomnij sobie, co wyprawiają piłkarze w Rosji.

Teraz kontrowersji nie ma. Nie tracimy czegoś?

– Kontrowersje są. Decyzje wciąż podejmują ludzie i się mylą, wielu powie przecież, że Ante Rebicia, który wykorzystał koszmarną wpadkę argentyńskiego bramkarza Willy’ego Caballero, nie powinno być już wówczas na boisku, bo zasłużył na czerwoną kartkę za wredne, niebezpieczne nadepnięcie Eduardo Salvio. Przecież Cristiano Ronaldo chyba był faulowany w końcówce meczu z Marokiem, miał prawo do karnego, mógł wtłuc już piątego gola i ludzie zastanawialiby się teraz, czy nie pobije rekordu Justa Fontaine’a, który w 1958 roku nawrzucał ich 13. A Harry Kane, traktowany zapaśniczymi chwytami przez Tunezyjczyków? Spokojnie, nie zdehumanizuję wam futbolu, jestem przyzwoitą, skromną technologią, która zna swoje miejsce w szeregu. Tylko na Sztuczną Inteligencję lepiej uważajcie, to dziewczyna dynamiczna, wścibska i arcyzdolna, słyszałem, że zasadza się, by całkiem pousuwać żywych arbitrów ze sportu. Nie dajcie się zaskoczyć, porządek w naturze musi być.

Dlatego ja przywracam porządek na mundialu tylko jako pośrednik, bez wyręczania waszej rasy, całkowicie respektuję waszą władzę.

Mój kolega Piotr Żelazny żarty sobie stroi z sędziów, którzy siedzą przy twoich ekranach, bo zakładają tam normalne meczowe stroje…

– Ha, nie zwróciłem uwagi! Faktycznie trochę pocieszne, ale chyba jestem na razie trochę zbyt pochłonięty doniosłością swojej misji, żeby się chichrać w trakcie gry.

…a Michał Okoński zasugerował na Twitterze, że odbierzesz pokojowego Nobla.

– Niby czym odbiorę? Dajcie już spokój, jestem małym żuczkiem, najwspanialszą nagrodą są dla mnie wszystkie mądre werdykty sędziego, którego wsparłem.

Lubisz przyczynić się do zdemaskowania boiskowych przestępców?

– Lubię pomagać sędziemu, żeby wynik nie został wypaczony. Tak sobie myślę, że gdyby zaliczony został gol Irańczyków w meczu z Hiszpanią, to zapewne utrzymaliby remis. Faworyci wychodziliby więc na ostatnie granie w grupie – z demonstrującym superfajny styl Marokiem – z ledwie dwoma uciułanymi punktami, zajrzałoby im oczy widmo drugich z kolei MŚ, z których wylatują po pierwszej rundzie. Słabe. Kiedy to do mnie dociera, czuję wręcz dumę, jeśli wolno mi się przyznać do małej próżności. Człowiekiem nie jestem, ale wiele rzeczy ludzkich nie jest mi obcych.

Nie gadaj tylko, że komuś kibicujesz.

– Co to to nie. Ale upodobania mam. Jak oszukuje Neymar, to aż mi się chce ryczeć ze złości, tylko gruczołów łzowych nie mam. W każdym razie od przewijania jego symulowanych upadków wolę przekazywać obrazki, na których piłkę podaje albo uderza Luka Modrić, na razie chyba mój zawodnik numer jeden turnieju…

Zgoda! Wczoraj delektowałem się też Xherdanem Shaqirim…

– …to piękne w mundialu, że nagle na scenę o rozmiarach całej planety wstępują piłkarze z drugiego planu, spoza Ligi Mistrzów. Mniejsze drużyny też ujmują, w Rosji rozkoszowałem się jeszcze organizacją gry Iranu, entuzjazmem Peru, meksykańską namiętnością do kiwania się przez 90 minut gry, nawet od Anglików powiewa ożywczy wigor, nieczłowiek zaczyna ich traktować poważnie.

Tylko o Polaków nie wypytuj, muszę jeszcze popatrzeć, bo na razie taka rozbałaganiona, wystraszona hałastra, nawet Lewandowski wygląda zwyczajnie i niewyraźnie, jak jeden z wielu. Niech pykną Kolumbię, to wyluzują. Przecież nie może się to skończyć tak, że Błaszczykowski i Piszczek pożegnają się z reprezentacją, ledwie powłócząc nogami.

Zorientowany jesteś…

– A kto nie zna waszych dortmundczyków?! Tylko ostatni gapa. Poza tym zwróć uwagę, że uczestniczę w każdym meczu. Nie mam aż tak zmysłowej przyjemności, jaką czerpie z mundialu piłka, non stop pieszczona, podkręcana i wystrzeliwana, ale też przebywam blisko, wchodzę w bezpośredni kontakt z każdym zespołem, zawodnikiem, zagraniem. Długo czekałem i było warto, na pewno czerpię z transmitowania obrazków więcej frajdy niż kumple, którzy zajmują się innymi grami, spadła mi z nieba gra najpiękniejsza. Trochę tylko szkoda, że Messi wije się tu w boleściach, ale ja bym go jeszcze do mundialowego grobu nie składał – przed turniejem Argentynę dzieliło od finału sześć meczów, teraz dzielą ją tylko cztery.

Ostro grasz.

– Po prostu uważam, że tacy jak on czy Ronaldo powinni być fetowani, a nie ja. Na szczęście moja sława prędko przeminie. Przywykniecie, przestaniecie mnie zauważać, zmaleję do rekwizytu jak chorągiewka czy gwizdek.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s