Oddech polskiej piłki, wrzesień 2018

reprezentacja Polski, Jerzy Brzęczek, Włochy - Polska

Piłkarze reprezentacji wracają do gry. W piątek w Bolonii, gdzie spróbują zdobyć Włochy. A okoliczności mamy takie, że aż chce się uzupełnić – niestety, wracają do gry.

PZPN „ujawnił” wczoraj „raport” odwołanych trenerów kadry mający objaśniać klęskę mundialową. Używam cudzysłowów, ponieważ kilkudziesięciostronicowy dokument – pobieżny, wybiórczy, niechlujny, fragmentami wręcz bełkotliwy – niewiele wnosi, zostawiając odbiorcę z przekonaniem, że najciekawszych rzeczy w nim nie ma, a także zatrzęsieniem pytań. I jest to recenzja najdelikatniejsza z możliwych.

Co autor (dzieło „redagował” ponoć były asystent selekcjonera Bogdan Zając) chce przekazać, gdy informuje, że Arkadiusz Milik był zdekoncentrowany przed meczem z Senegalem? Sugeruje, że nasz napastnik miał MŚ w głębokim poważaniu? Każe nam zgadywać, czym się Milik wówczas zajmował? Brzmi to niemal jak publiczne wskazywanie głównego winnego, rzadko praktywane w sporcie zespołowym. A co z innymi mundialowiczami, skoro byli wśród nich tacy, na których liczyliśmy, a którzy w ogóle nie zostali w Rosji wypuszczeni na boisko, jak Karol Linetty? Dlaczego zostali pominięci w „raporcie”? Po jaką cholerę został on opublikowany akurat teraz, w najdziwniejszym możliwym momencie, czyli na starcie zgrupowania przed meczami z Włochami i Irlandią, które teoretycznie otwiera nowy rozdział – tom – w historii reprezentacji Polski? Analizować porażkę należy oczywiście wnikliwie, ale na wszystko jest miejsce i czas. Czy na pewno chodziło o to, byśmy ponad połowę wtorkowej konferencji prasowej poświęcili na wypytywanie Kamila Glika, czy podczas MŚ grupa rzeczywiście była skłócona („nikt nikomu nie dał po zębach”) i o inne sprawy sprzed miesięcy?

Od mundialowej klapy coraz dalej, a na duszy polskiej piłki wcale nie lżej, tężeje raczej atmosfera totalnego rozkładu. Pasowanie Jerzego Brzęczka na selekcjonera nikogo nie porwało; wepchnięcie do trenerskiego sztabu łapówkarza Andrzeja Woźniaka wielu dodatkowo przygnębiło; piłkarze naszych klubów zostali błyskawicznie wykopani z europejskich pucharów (w rankingu UEFA tzw. ekstraklasa stoczyła się za ligi białoruską i szkocką); głębia eksperckich analiz obraża zdrowy rozsądek i wyraża pogardę dla intelektu przeciętnego kibica; zamęt w Legii odbiera nadzieję, że gdziekolwiek w kraju powstanie futbolowe przedsiębiorstwo na poziomie choćby przyzwoitym. A teraz jeszcze trwa zgrupowanie, podczas którego gapimy się w przeszłość, zamiast wyglądać w przyszłość, i czytamy demaskujący autorów „raport”. Poczucie beznadziei unurzane w poczuciu beznadziei, które dla uzyskania pełnej harmonii wycieramy jeszcze w beznadzieję.

Niepojęte, jak wszystko zawaliło się od roku 2016 – ozdobionego ćwierćfinałem mistrzostw kontynentu, rekordowymi transferami polskich piłkarzy skupowanych za dziesiątki milionów euro, triumfem nad Sportingiem z Lizbony przenoszącym Legię z Ligi Mistrzów do Ligi Europy. Wiodło się najważniejszej reprezentacji narodowej, najważniejszemu klubowi, najważniejszym jednostkom. Oddychaliśmy czystym powietrzem, wreszcie wypatrywaliśmy przyjemniejszego jutra.

Teraz dusimy się w smogu, coraz gęstszym, z każdym tygodniem cuchnie bardziej, jakby ci przytknęli twarz do rury wydechowej. Dlatego do Bolonii wylatuję jutro – nie będę rozrzedzał trującej prawdy w eufemizmach – jak skazaniec, bez wiary w cokolwiek. Chwilowo umiem marzyć tylko o tym, żeby polską piłką znów dało się w ogóle oddychać.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s