Igrzyska nonsensu

 Mistrzostwa świata w siatkówce 2018

Na halę wchodzi szycha ze światowych władz siatkówki i zanim rozsiądzie się w loży, myśli sobie: „Co by tu jeszcze spieprzyć?”. Tak to z grubsza wygląda.

Bonzowie z FIVB masakrują zwłaszcza mundial, czyli turniej najbardziej prestiżowy po olimpijskim – już w 2010 roku pobili wszelkie rekordy, ich krętactwa wywołały wówczas bunt, Brazylijczycy poddawali mecze ostentacyjnie. Niby wydaje się zatem, że niewiele zostało do zepsucia, ale tzw. działacz wciąż udowadnia, że im więcej zepsuł, tym więcej zdoła jeszcze dopsuć.

Trwający w Bułgarii i Włoszech mundial to tradycyjnie również jeden wielki skandal, inaczej się w tym sporcie nie da.

Rywalizują aż 24 zespoły, choć poza Europą w ledwie kilku krajach siatkówka ma poziom zbliżony do profesjonalnego – stąd biorą się słabeusze, którzy przegrywają wszystko, ciułając na set średnio 16,7 (Dominikana), 18,6 (Tunezja) czy 18,4 (Portoryko) punktów. Kto chce założyć na szyję medal, musi zmęczyć aż 12 meczów, więcej niż w jakimkolwiek rozpoznawalnym sporcie drużynowym. Z powodu zagmatwanych, karkołomnych logicznie zasad jest możliwe, że zagrasz cztery razy (!) z tym samym przeciwnikiem – i w rundzie pierwszej, i w drugiej, i w trzeciej, i w finałowej. We wstępnej fazie dzień przerwy goni dzień przerwy, więc rywalizacja jest rozrzedzona aż do zanudzenia na śmierć wielu siatkarzy, którzy albo odbębniają łatwy mecz, albo czekają. Kibice codziennie wypytują dziennikarzy, jak wyłania się tych, którzy awansują, ale tego nie wiedzą często nawet zawodnicy i trenerzy. Przed turniejem nie wystarczy uważnie wczytać się w regulamin, bo regulamin jest płynny, może zmienić się w każdej chwili – w zależności od potrzeb, ze szczególnym uwzględnieniem potrzeb gospodarzy, uprzywilejowanych w tej dyscyplinie jak nigdzie indziej. Nie wiadomo, czy więcej w tym bałaganie nonsensu, czy krętactw.

I gdy sądziliśmy, że nic już nas nie zaskoczy, ulepszacze rozgrywek z FIVB wzbili się na jeszcze wyższy poziom – tam, gdzie myśl normalnego kibica nie sięga. Znienacka, w samym środku mistrzostw, okazało się, że usunęli z siatkówki jedno od zawsze istniejących w niej z zagrań. W jakim celu, jak zwykle nie wiadomo, tu nie ma zwyczaju z niczego się tłumaczyć.

Na czym polega korekta? Otóż przy walce o sporną piłkę nad siatką, gdy zawodnik nie uderza  jej, lecz próbuje przepchnąć – wykorzystując ręce przeciwnika – wolno mu tylko wykonać ruch do przodu, bez kręcenia nadgarstkiem i skierowywania piłki w bok. Relacjonuję mniej więcej i niepewny, czy obejmuję sprawę rozumem, bo konkretów nigdzie nie opublikowano, przekazano jedynie sędziom, jak mają po nowemu interpretować przepisy. Wyeliminowano zatem odruch wytrenowywany latami, będący głęboko wdrukowanym nawykiem. I to w trakcie mistrzostw.

Wojciech Drzyzga – były siatkarz reprezentacji kraju, obecnie komentator telewizyjny – mówi, że to tak, jakby nakazać piłkarzom strzelać z rzutu karnego wyłącznie z czuba. Ja bym analogię zmodyfikował i porównał wymysł FIVB do zabronienia piłkarzom dryblowania. Pozbywamy się wszak zagrania trudnego, często świadczącego o technicznym zaawansowaniu zawodnika. Dziwactwo nieprawdopodobne, wręcz niekomentowalne. Znikają resztki wątpliwości – siatkówka specjalizuje się w organizowaniu mistrzostw najgorszych, obrażających inteligencję kibica, wyrażających pogardę dla sportowców.

Robi się zarazem coraz mniej zrozumiałe, dlaczego środowisko to akceptuje. Oburzają się zgodnie właściwie wszyscy – zawodnicy i trenerzy aktywni, zawodnicy i trenerzy byli, komentatorzy i eksperci. Oburzenie nie przekłada się jednak na niczyje działanie. Za kuriozalne zmiany jak zwykle odpowiadają jacyś tajemniczy „oni”, choć najlepsi uczestnicy mundialu mają potężną władzę, bez nich nie byłoby niczego. Liczba członków FIVB (ponoć 221, kto by pomyślał, że istnieje aż tyle krajów) to czysta fikcja, wystarczyłby konsensus między potentatami, by wymóc na działaczach wszystko, przecież Włosi, Amerykanie, Brazylijczycy (FIVB szefuje ich rodak Ary Graca!), Serbowie czy Rosjanie są niezbędni, inaczej turniej nie mógłby być kontynuowany.

Owszem, to środki nadzwyczajne, normalny szantaż. Czy jednak sytuacja nie jest nadzwyczajna? Czy sytuacja nie jest nadzwyczajna permanentnie? Czy po awanturze podczas meczu Polski z Argentyną nie stało się jasne, że kolejne skandale – w fazie rozstrzygającej o medalach – wybuchnąć muszą, nowe przepisy gry czynią je nieuniknionymi? Im więcej patologii, tym bardziej nie pojmuję, dlaczego wszyscy ją akceptują. Bo chyba nie dlatego, że każdy czasem jest gospodarzem, więc na przekrętach każdy kiedyś skorzysta?

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s