Superliga i potęga jajek

 Superliga, Liga Mistrzów, WikiLeaks, Real Madryt, FC Barcelona, Bayern monachium

Żeby zrozumieć, dlaczego wielka futbolowa oligarchia lgnie do stworzenia zamkniętej, ekskluzywnej Superligi, trzeba wreszcie uświadomić sobie, jak nędznie zarabiają najbogatsze kluby. Wcale nie ironizuję – zarabiają nędznie.

O nieuchronności powstania rozgrywek tylko dla wybranych, z których uprzywilejowani nigdy nie spadną, nie tylko ja piszę od lat (one zresztą powstają na naszych oczach, a my jesteśmy naiwni jak gotująca się żaba), ale z materiałów ujawnionych właśnie przez FootballLeaks wynika, że proces przyspieszył. W zmowie mającej obalić aktualny porządek uczestniczy 11 klubów planujących założenie spółki, która zorganizuje ligę poza UEFA: Real Madryt (największy akcjonariusz, weźmie 18 proc. udziałów), FC Barcelona, Juventus, AC Milan, Manchester United, Manchester City, Liverpool, Chelsea, Arsenal, Bayern Monachium oraz Paris Saint-Germain. Spiskowcy zamierzają też dopraszać drużyny z zewnątrz, w inauguracyjnym sezonie do zaszczytu kandydują Atlético Madryt, Inter Mediolan, AS Roma, Borussia Dortmund, Olympique Marsylia i może jeszcze ktoś. Skład oczywisty: 16 klubów pochodzi z pięciu czołowych lig na kontynencie. Cel równie oczywisty: wycisnąć z piłki więcej szmalu, nie dzielić się z resztą Europy.

Pomyślicie, że przebrzydła chciwość i ja chętnie wam przyklasnę, ale rządzące zabawą menedżerstwo na pewno wyliczyło sobie, że wręcz przeciwnie. Zresztą sami zobaczcie.

Liderujące rankingowi najbogatszych Manchester United i Real Madryt osiągnęły w ostatnim analizowanym sezonie odpowiednio 676,3 i 674,6 mln euro przychodu. Czyli po około 2,9 mld złotych. To w zestawieniu „Wprost” klasyfikującym polskie przedsiębiorstwa dało by im ledwie miejsca 49. i 50. – tuż nad Impexmetalem. Dociera? Najwspanialsze futbolowe firmy wyciągają tyle samo, co wytwórnia blach, taśm do produkcji listew budowlanych i innych łożysk.

Barcelona, pod której flagą czaruje sam Leo Messi, znajduje się nawet za Impexmetalem. Wydłubuje ledwie 2,7 mld zł rocznie.

Bayern Monachium uciułał w ostatnim okresie rozliczeniowym troszeczkę ponad 2,5 mld zł. Przychód równy przychodowi Amiki – pewnie słyszeliście, ta firma z miasteczka Wronki, która robi piekarniki, zmywarki, lodówki etc.

Sklasyfikowany na dziesiątym miejscu w futbolowym biznesie Juventus zarabia 1,7 mld zł. Czyli operuje na poziomie Ferm Drobiu Woźniak. Wśród nadwiślańskich firm zajmowałby 78. pozycję.

Borussia Dortmund wypracowała ostatnio 1,4 mld zł. To z kolei pułap Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Łowiczu (co ciekawe, jej zacne zręby powstały w 1906 roku, trzy lata przed założeniem niemieckiego klubu).

Przychód Atlético Madryt nie sięgnął nawet 1,2 mld zł, więc nie może się równać ani z biurem podróży Rainbow, ani z Zakładami Mięsnymi Henryk Kania. W najnowszym rankingu „Wprost” wystarczyłoby ledwie na 108. miejsce. AC Milan? 821 mln i 141. pozycja w Polsce, niedaleko za Miejskimi Zakładami Autobusowymi w Warszawie.

Takie to z futbolowych superklubów finansowe imperia, jeśli wolno mi w tak poważnej sprawie przymrużyć oko.

Wiadomo, że na piłce nożnej zarobić trudniej niż na, dajmy na to, jajkach, których potrzebują wszyscy bez względu na wyznanie, tożsamość seksualną i kolor skóry (mój rekord życiowy: jajecznica z dziesięciu). Ale mimo wszystko da się wyciągnąć więcej – zwłaszcza jeśli zauważymy, że przychód ligi futbolu amerykańskiego (NFL) to niemal 500 proc. przychodu popularnej we wszystkich strefach klimatycznych UEFA Champions League. Przywyczailiśmy się myśleć o Realach Madryt i Barcelonach jako gigantach, władających wszystkimi oceanami Lewiatanach, którym wystarczy dmuchnąć, by odepchnąć Księżyc do sąsiedniej galaktyki, tymczasem one dopiero zaczęły rosnąć – współtworzą przemysł rozrywkowy znajdujący się w fazie wczesnego rozwoju, z olbrzymimi perspektywami komercyjnymi. Tak przynajmniej sądzą biznesmeni, którzy nim kierują. I musieliby zgwałcić własną naturę, by swoją żądzę zysku powstrzymać. To byłoby wręcz niemoralne.

Mnie niezbyt chce się wierzyć, że czołowe kluby całkiem zrezygnują z rywalizacji w kraju, co też się sugeruje – nie zrezygnują nie ze względu na ideały, lecz własny interes, w końcu jak długo przykładowy Bayern zniósłby seryjne zajmowanie czwartych albo piątych miejsc, które w europejskiej rywalizacji mogą zdarzyć się każdemu? Brzydko by to wyglądało, wypada przynajmniej wystroić się w trofeum za Bundesligę. Ale Superliga musi zaistnieć. Jeśli ktoś wciąż w to wątpi, to zwyczajnie brakuje mu wyobraźni. Nasza cywilizacja oferuje mnóstwo pieniędzy do zarobienia, trzeba tylko się schylić.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s