Dostatnie tango w Paryżu

Katarczycy mają więcej monet niż ziarenek piasku na pustyni, więc zasypane nimi Paris Saint-Germain zyskało potężniejszą przewagę finansową nad konkurencją niż ktokolwiek kiedykolwiek w jakichkolwiek znanych mi rozgrywkach futbolowych. Gdybyśmy mieli oszacować jej rozmiary, to otrzymalibyśmy wynik „niepoliczalna”. Innymi słowy, piłkarze stołecznego klubu powinni zniszczyć ligę francuską jak tornado.

I rzeczywiście, początkowo wydawało się, że poprawią wszelkie rekordy wszech czasów – wyśrubowane zresztą przez nich samych, w minionych sezonach. Lśniąco perfekcyjny bilans punktowy zarysowali remisem dopiero w grudniu (wyjazdowym, w Bordeaux); porażka przytrafiła im się dopiero w lutym (też wyjazdowa, w Lyonie), gdy mogli myśleć już o wyzwaniach w Lidze Mistrzów; długo wydawało się, że obsadzą całe podium w klasyfikacji strzelców, siłami Kyliana Mbappé, Edinsona Cavaniego oraz Neymara.

Aż nastał pierwszy weekend kwietnia. Potrzebowali pokonać Strasbourg, by obronić tytuł. Grali u siebie, gdzie wcześniej rozrywali na strzępy wszystkich – komplet 15 zwycięstw ozdobili 53 wbitymi golami, stracili ledwie 6. Tym razem się jednak nie udało. Skrajnie zdemotywowany już zespół, z pozostawionym w rezerwie głównym kanonierem Mbappé, dopiero w końcówce uratował remis, a gwoździem programu okazał się nieprawdopodobny wybryk Erica Choupo-Motinga. Kameruński napastnik nie tyle spudłował do pustej bramki, co zatrzymał piłkę nieuchronnie do niej zmierzającą, dotykającą już linii bramkowej. Niczego podobnego w życiu nie widziałem i już raczej nie zobaczę.

Świętowanie tytułu zostało więc w kuriozalnych okolicznościach odłożone na minioną niedzielę. Mistrzom tym razem wystarczało urwać punkt, pojechali do wicelidera z Lille. Znów nie podołali, ale w sposób jeszcze bardziej spektakularny – najpierw pociesznego samobója wsadził im Thomas Meunier, potem z boiska z czerwoną kartką wyleciał Juan Bernat, aż wreszcie rozhulali się ośmieleni gospodarze. I skończyło się na 5:1. Paryżanie wyglądali jak parada klaunów, strata pięciu goli w lidze francuskiej jeszcze im się w XXI wieku nie zdarzyła.

Kolejną szansę na ostateczne potwierdzenie swego panowania będą mieli w środę, gdy czeka ich zaległy mecz w Nantes. Czy wreszcie się uda? Punktów u nich dostatek, więc formalności wcześniej czy później formalności dokonają, ale nie odważyłbym się już typować, że uczynią to zaraz – stali się bowiem bodaj najdoskonalszą w futbolu ilustracją tezy, iż każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie.

Oczywiście gdzie indziej też zdarza się, że piłkarze pewni sukcesu rozdają punkty słabym. Z roztargnienia, nadmiernego zrelaksowania, wskutek trenerskiej decyzji wysłaniu na murawę głębokich rezerw. Juventus właśnie przegrał na stadionie SPAL, a Massimiliano Allegri pozwolił zadebiutować w lidze Grigorisowi Kastanosowi (pierwszy Cypryjczyk w klubie), Paolo Gozziemu (17-letni stoper nigeryjskiego pochodzenia, wystąpił w podstawowym składzie) oraz Stephy’emu Mavdidiemu (nawiasem mówiąc, dzięki tym punktom gospodarze mogą uniknąć degradacji…), natomiast Barcelona bezbramkowo zremisowała z Huescą – m.in. siłami Jean-Clair Todibo, Moussy Wagué i Riquiego Puiga, którzy również nigdy wcześniej nie dotknęli Primera Division. Mistrzów Włoch oraz Hiszpanii usprawiedliwia jednak stan wyższej konieczności. Za kilka dni rozegrają z Ajaxem Amsterdam oraz Manchesterem United rewanżowe ćwierćfinały Champions League.

Tymczasem paryżanie z europejskich pucharów zostali już wypędzeni, i to również w stylu zawstydzającym – pomimo wyjazdowego zwycięstwa 2:0 nad Manchesterem United i utrzymywaniu piłki w rewanżu przez 68 proc. czasu gry, z powodu seryjnie popełnianych banalnych błędów, tracąc gole u siebie po każdym (!) uderzeniu oddanym przez gości. Byli pod swoim polem karnym bezbronni jak niemowlęta, zresztą kapitan Thiago Silva wyjaśniał po meczu, że nie podążali za instrukcjami trenera Thomasa Tuchela, ponieważ przez cały mecz byli przerażeni.

Nienormalnie dzieje się tam także pod wieloma innymi względami, w Paryżu właściwie wszystko stoi na głowie. Rozwydrzona szatnia, manifestowany na zewnątrz brak ducha drużyny złączonej wspólnymi celami, łamanie reguł gry przez szefów PSG – naprawdę wszystko działa źle. A to megagwiazdor Neymar, zresztą notorycznie kontuzjowany w ważnych momentach, powyrywa sobie piłkę z Cavanim, bo obaj kłócą się o to, kto ma kopnąć z rzutu wolnego. A to zbuntuje się Adrien Rabiot, obwoływany przez swoją matkę więźniem klubu. A to trzeba odwoływać się do tabunu juniorów, bo skonstruowanie odpowiednio szerokiej kadry uniemożliwia wykryte przez UEFA łamanie reguł finansowego fair play. I generalnie w drużynie stale bulgocze, wygląda ona na zbieraninę zdominowaną przez ludzi niezadowolonych, sfrustrowanych, zagubionych, rozhisteryzowanych, emocjonalnie niedorozwiniętych. Wszystkich łączą tylko tłuste pensje i świadomość, że przez większą część sezonu nie trzeba się specjalnie wysilać, by tłuc punkt za punktem, przy okazji zabawiając się wielobramkowo.

Wraz katarską mamoną spłynęły więc na PSG zarówno sukcesy składające się na złotą erę, belle epoque w dziejach klubu bezprecedensową, jak i sceny szokujące, których na tym poziomie w futbolu się nie ogląda. Zanim na kibiców zwaliło się niedzielne 1:5 w Lille, musieli wszak skonsumować 1:6 w Barcelonie, które przyjmowali przed laty po wyczarowanym u siebie 4:0 (jedyny taki kataklizm Lidze Mistrzów), a między eksplozjami ekstazy wywołanymi przez taneczne piruety Neymara zdarzało im się wściekle go wygwizdywać za ekscesy rozkapryszonego bachora. Podróżowanie od skrajnej euforii do studziennej deprechy.

I naprawdę bliziutko już paryżanom do przedstawienia efektownego dowodu na tezę mniej popularną niż ta o demoralizującym wpływie nadmiaru władzy, o ile w ogóle istniejącą – że możesz być równocześnie mistrzem oraz pośmiewiskiem.

25 myśli na temat “Dostatnie tango w Paryżu

  1. Piłkarz zatrzymuje piłkę lecącą do bramki rywala, strzelamy sobie samobója, dostajemy czerwo bez sensu?

    Ktoś śledził, jak wyglądały zakłady bukmacherskie na ostatnie mecze PSG? Nie mówię że pewniak, ale gdybym miał możliwość sprawdzić, to bym sprawdził.

    Polubienie

  2. Podobnie jak w tańcu towarzyskim. Niekoniecznie tancerze w najdroższych kreacjach najlepiej tańczą.
    P.S.
    Polecam kawałek o pomarańczach Rafała na Wyborczej… – mistrzowski popis.

    Polubienie

  3. Wy tu gadu gadu o urojonych tragediach, tymczasem prawdziwy dramat polega na tym, co dziś wieczorem wybrać. Boję się, że Juve zabije mecz i będą bezbramkowe nudy, po których Szczęsny nawet pod prysznic nie będzie musiał iść. Równie duże mam obawy o to, że Barca po prostu zabawi się dziś w dziadka i oglądanie drugiej, trzeciej i czwartej bramki będzie równie emocjonujące jak przybijanie gwoździa do ściany. Ale Ajax w Madrycie… a ManU w Paryżu…

    Polubienie

  4. @ [Zapomniana] Pomarańcza nie gnije – prolog

    Jak można nas pozbawiać dyskusji o holenderskim felietonie i to w przeddzień (dzień) rewanżu z Juventusem? Ile trzeba mieć w sobie jadu? Zaprawdę Wyborcza i jej dziennikarze kłamią, bo ukrywanie prawdy to przecież też kłamstwo! Fałszywie tu pisaliście poprzednio, że Rafał Stec jest ostatnim sprawiedliwym. Wykonuje polecenia z góry sami wiecie (albo nie wiecie) kogo, jak wszyscy co do jednego inni pracownicy koncernu Agory, połączonych w istocie redakcji sport.pl, gazeta.pl oraz discovery i Alekino, a nawet gutekfilm. Zło jest jedno i niepodzielne, rozprzestrzenione. Nie dajcie się omamić sportowym metaforom i onomatopejom.

    @ [Zapomniana] Pomarańcza nie gnije – w sprawie

    Tak chciałem tylko przypomnieć – jak wczoraj na TT – że trochę za bardzo uderzasz się w pierś, że spisywałeś Holendrów na straty (choć fantastyczna z tym de Ligtem historia), bo jednocześnie pisałeś przed finałem Ligi Europy z MU: „Brzdące wracają w długim cieniu Cryuffa”. Ale tak naprawdę, to nie wiadomo i sam się pogubiłem. Wróciłem do dyskusji pod tamtym felietonem sprzed dwóch (?) lat i wynika, że traktowałeś Ajax i reprę Holandii zupełnie niezależnie od siebie, że potencjalny renesans Ajaxu nie będzie oznaczał oświecenia u Pomarańczowych, między innymi z tego względu, że większość uzdolnionej młodzieży Ajaxu przybyła z zagranicy. Tymczasem – co ciekawe – aktualne sukcesy wydają się być jednak powiązane ze sobą. Czytałem – gdzie indziej – że postęp wziął się głównie z odejścia od rygorystycznej interpretacji dogmatów Cryuffa, że Holendrzy czerpiąc z jego dorobku, z odtwórców wybili się wreszcie na twórców. Piszę chaosem, bo czas mnie goni, przepraszam. Dodam jeszcze na koniec, że moje analizy w zasadzie nigdy nie są racjonalne, bo do sportu uciekam przeważnie w krainę fantazji. Pisałem wtedy, że Pomarańcza powróci, przezabawne.

    Polubienie

  5. Czytając felieton (nawet dwukrotnie) miałem przed oczyma korowód piłkarski pomarańczowych legend, Cruyffa nie tylko trenera, ale i piłkarza oraz fantastyczne mecze, które przez lata miałem okazję oglądać w ich wykonaniu. Przypomniałem też sobie, ze Cruyffowi jako piłkarzowi, a później trenerowi zarzucano, ze bez przerwy (wręcz z meczu na mecz) chce wszystko zmieniać. To podobne do „Robię, Co Uważam Za Słuszne”, grając na pozycji „Tam, Gdzie Akurat Trzeba”. Z nostalgią też przypomniałem sobie, że po MŚ 74 wraz z reprezentacją pomarańczowych w powszechnej światowej opinii to nasza reprezentacja została uznana za grającą najnowocześniejszą piłkę.
    Sukcesy tak już mają… – zawsze znajdują naśladowców, a że wyrób czekoladopodobny to nie czekolada więc szybko zjeżdżają w dogmatyzm, którego szczytowym osiągnięciem jest schematyzm. Rafał umiejętnością dystansowania się do samego siebie udowodnił felietonem po raz kolejny, że jemu takie „świństwa” nie grożą.
    P.S.
    Przed dzisiejszym meczem chyba każdy ma dylemat @Greedoo. Rafał chyba podwójny zgryz: – jak pogodzić zachwyt nad radosną piłką z miłością do włoskiej kopanej?

    Polubienie

  6. Dygresja, ale uzasadniona, bo w jakiś sposób dotyka „pomarańczowego felietonu”. A pomarańcz to w futbolu nowoczesność. Nie pierwszy raz to słyszę w odniesieniu do polskiej reprezentacji z lat 70-tych. Nie oglądałem tamtych meczów i nie mogę powiedzieć słowa na ten temat, ale zapytam: na czym ta nowoczesność polegała? Czy rzeczywiście myśl taktyczna Górskiego zajmowała wtedy umysły futbolowych znawców nad Renen i Morzem Północnym, w cieniu Alp, na Półwyspie Iberyjskim i Wyspach Brytyjskich? Czy też może ktoś tam kiedyś powiedział, że kolega dziennikarz z RFN się zachwycił i wyszło, że wszyscy uważali styl polski za nowoczesny. Temat reprezentacji nigdy mnie szczególnie nie poruszał i może przeoczyłem, że ktoś już dawno dokonał dekonstrukcji mitu. A może potwierdził?

    Polubienie

  7. „Czy rzeczywiście myśl taktyczna Górskiego zajmowała wtedy umysły futbolowych znawców nad Renem…” – tego tak do końca nie wiem. Nie te czasy, gdy w mediach możemy zweryfikować wszystkie newsy z całego świata. Na pewno były to dwie drużyny grające wtedy najbardziej widowiskową piłkę.
    A drużyna Górskiego rozjechała w grupie Argentynę i MŚ 70 Włochy, pechowo przegrała półfinał z późniejszymi mistrzami Niemcami i w małym finale wygrała z legendarną Brazylią. Dzisiaj, żeby usatysfakcjonować kibiców, wystarczyłoby na 2-3 turnieje.
    To była drużyna, która na mecz wychodziła jak po swoje i od pierwszej minuty nie pozostawiała rywalom i kibicom wątpliwości, że chce mecz wygrać. Idealnie skomponowana i zgrana. Potrafiła wyjść z głębokiej defensywy kilkoma krótkimi podaniami, jak i długim przerzutem do skrzydeł lub wysuniętego napastnika. O jej sile ofensywnej stanowił mały diament z forstoperem Żmudą u podstawy, defensywnymi pomocnikami po bokach (Kasperczak, Ćmikiewicz) i Deyną na szpicy. To w tym diamencie inicjowane były wszystkie akcje ofensywne, które finalizował duży diament: – Deyna w roli zwornika pomiędzy diamentami, Gadocha i Lato po bokach oraz Szarmach na szpicy. No i nie można pominąć znakomitej trójki defensorów – Musiała, Gorgonia i Szymanowskiego.
    I to była drużyna niezwykle elastyczna. Po stracie piłki błyskawicznie potrafiła przejść z ofensywnego ustawienia 3-1-2-1-2-1, do głębokiej defensywy w ustawieniu 3-1-4-1-1.
    Ale to też była zupełnie inna piłka. Dzisiejszym kibicom przyzwyczajonym do piłki opartej na fizyczności, agresywnym kryciu i gry na pograniczu faul, tamta piłka mogłaby się wydawać zbyt delikatna i to pomimo, że dozwolony był wślizg wyprostowaną nogą, którym nasi piłkarze grali perfekcyjnie.

    Polubienie

  8. Barca może się zabawić w „dziadka”, ale może i w tradycyjną człapankę, zresztą było to już na OT, tylko tam strzeliła (na wyjeździe!!!…) gola. Ta drużyna w każdej chwili może przegrać ze swoim poczuciem technicznej wyższości nad całym światem (albo z poczuciem, że jak nie idzie, to mecz wygra sam Messi).

    Polubienie

  9. Dziękuję za szczegółowe przybliżenie zagadnienia. Dotychczas słyszałem takie argumenty jak ten, że gdyby nie było mokro to byśmy wygrali, bo nasi byli szybsi… Grosicki też jest szybszy od Iniesty.

    Polubienie

  10. @Stanisław
    Też mi na nie ślina cieknie, a wspomnienia to tylko odpowiedź na pytanie. I jak zauważyłeś sam mam wątpliwości, czy to nie jest wspomnienie wyidealizowane przez czas.

    Polubione przez 1 osoba

  11. Darek Wołowski na Wyborczej poleca Barcelonę, ale ja zdecydowałem się na pomarańcze w Mediolanie. Jednak o poziomie emocji nie zamierzam rozstrzygać.

    Polubienie

  12. No to rozk(h)ulały się pomarańcze w Turynie. Najlepiej oddał to nasz guru: – „piłkarze Ajaxu bawili się chwilami jak na ulubionej ślizgawce – dryblowali, wypluwali krótkie podania, non stop wymieniali się pozycjami”, który na Wyborczej już zdążył skomentować mecz.

    Polubienie

  13. 1) Z Twittera: Le Parisien report that Kylian Mbappé is being left out of Thomas Tuchel’s squad vs. Nantes tomorrow but is not injured – they speculate that he’s being sanctioned for telling reporters after losing vs. Lille 5-1 on Sunday that the team “lacked character”.
    2) Oba ostatnie poniedziałkowe felietony wkleiłem do najnowszej mininotki, poajaxowej.
    3) Ale z tego Stanisława mędrek! Mistrz świata w mędrkowaniu. A poza tym to myślozbrodnie popełniałem po Bułgarii, a nie przy finale. A po drugie poza tym, to nawet jeśli trochę pościemniałem, to pościemniałem na swoją niekorzyść i dla dobra felietonu – więc się odczep, łachudro.

    Polubienie

  14. W tym meczu nie można było zjeść pączka i mieć pączka. Dlatego pomeczowy nastrój trochę psuje mi wypad z tegorocznych rozgrywek ostatniego Polaka. Zwłaszcza, ze Wojtek sobie dzisiejszym meczem na to nie zasłużył.
    Ech, te uroki sportów zespołowych!

    Polubienie

  15. Fakt. Czasami zrzędzi, chociaż generalnie jego komentarze czyta się z przyjemnością. Ale, żeby się przyssać do takiego felietonu???
    I gdyby chociaż to zrobił takim udanym żartem, jak w stosunku do mnie o „świeżutkim hamburgerze” i „odgrzewanym gołąbku”.

    Polubienie

Dodaj komentarz