Od Guardioli do Sarriego. Ile milimetrów ma perfekcja

atomeczek1

Nic dziwnego, że piłkarze Manchesteru City znosili w niedzielę niekorzystny wynik w Brighton przez zaledwie 83 sekundy – rozdrażnieni natychmiast wyrównali – bo od stycznia tego przykrego stanu w lidze angielskiej nie zaznali nigdy. W bieżącym roku kalendarzowym w sumie przegrywali tylko raz, w ostatnich 10 minutach nieszczęsnego meczu w Newcastle. Nawet wtedy dostrzegaliśmy, jak są przepotężni, piłkę trzymali u swoich stóp przez 76 procent czasu gry. Akurat się potknęli, ale generalnie wirowali w tym rytmie przez cały sezon, niemal kolejka w kolejkę uprawiali futbol wręcz karnawałowy. Jeszcze raz: od stycznia, przez bite 21 godzin walki plus czas doliczony, pozwolili rywalom cieszyć się prowadzeniem przez NIESPEŁNA PÓŁTOREJ MINUTY.

Mistrzostwo Anglii zdobyli zasłużenie. Tak samo zasłużenie, jak niezasłużenie nie zdobył go Liverpool. Punkty zbierał w tempie, dzięki któremu w 117 poprzednich sezonach tytuł byłby jego.

Nie chce mi się wyliczać drobinek, które spowodowały, że piłkarze Jürgena Kloppa z błogosławionej pozycji lidera runęli na przeklętą pozycję wicelidera – mam to gdzieś, w gazetowym podsumowaniu sezonu ogłosiłem już zdanie odrębne, kwestionujące ustalenia tabeli. Dla mnie trofeum wzięły dwie drużyny, a w trakcie kończącej rywalizację kolejki przypomniałem sobie widowisko, jakie stworzyły właśnie w styczniu, zaraz po Sylwestrze. Pulsujące obłędną intensywnością gry, które w sensowniej urządzonym świecie również zakończyłoby się równorzędnym triumfem obu rywali. Nikt nie był lepszy, obie strony ścigały się na popisy arcyfutbolu. Choć Manchesterowi City przyznano wówczas wygraną całym golem, to wieczór lepiej podsumowuje 11,2 milimetra, jakich zabrakło do szczęścia Liverpoolowi, gdy piłkę z linii bramkowej wykopywał John Stones – wyższość gospodarzy miała rozmiar gołym okiem nie do wychwycenia, o ile w ogóle wolno nam obrażać gości sugestią, że przegrali.

Nazajutrz po tamtym show składałem blogowy hołd przełomowi, jaki dokonał się w lidze angielskiej, oraz kwartetowi odpowiedzialnych za ów przełom trenerów. Pep Guardiola, Jürgen Klopp, Mauricio Pochettino, debiutujący na wyspach Maurizio Sarri. Wszyscy rządzą luksusowo obsadzonymi szatniami, ale też wszyscy przypominają, że jeśli za wielką kasą nie stoi idea, to kończysz jak Manchester United w erze pofergusonowej (ktoś jeszcze pamięta, że pan Alexis jeden gol w sezonie Sanchez pobiera najwyższą pensję w lidze?). Anglia stała się ringiem, na którym tłuką się ponadprzeciętne trenerskie umysły.

Wymienionych łączy to, że wierzą w potęgę treningu. Brzmią wiarygodnie, gdy obsypują się komplementami, zapewniają o wzajemnym szacunku, wyrażają sobie uznanie. Nie z kurtuazji, oni mówią językiem i emocjami najświetniejszej ery w Premier League za mojego świadomego życia. Wtedy w styczniu jeszcze nie miałem pojęcia, że zdarzy się niespotykane – sukces osiągną w tym sezonie właściwie wszyscy giganci naraz, wbrew zasadzie, że w tym fachu powodzić się może tylko kosztem cudzej krzywdy. A jednak. Guardiola wygrał finał ligi angielskiej, Klopp i Pochettino wygrali zaproszenie na finał Ligi Mistrzów, Sarri wygrał pierwszą w życiu wizytę w finale Ligi Europy.

I znów – każdy zawdzięcza pomyślność kwestiom mikroskopijnym. W stresie grał do finałowej kolejki gier Manchester City, dopiero na 11 minut przed końcem rewanżu z Barceloną rozstrzygający cios zadał Liverpool, do ostatniej akcji półfinału z Ajaxem walczył Tottenham, aż do rzutów karnych po remisowych 210 minutach dwumeczu z Eintrachtem dudniło w klatkach piersiowych kibiców Chelsea. Różnice na szczytowym poziomie rywalizacji bywają tak maciupeńkie, że absurdem staje się budowanie wokół nich narracji o kimś, kto ponoć okropnie przegrał, bo zajął niepierwsze czy wręcz – co za ciamajda, a fe – niedrugie miejsce.

Zwłaszcza że recenzowani za wynik trenerzy zmierzają często nie do tyle do wyniku, co do inaczej rozumianego absolutu. I wcale tego nie ukrywają. Jak wspomniany Sarri, który z maniackim uporem doskonali swój ukochany, uważany za ideał styl gry – nawiasem mówiąc, jemu wkrótce grozi jeszcze porażka z Arsenalem według Unaia Emery’ego, właśnie w finale Ligi Europy, wtedy na pewno mu powypominają, że wciąż nie ma w dorobku żadnego trofeum.

Ja w tym sezonie przegranych na angielskich szczytach nie szukam w ogóle, zwycięską widzę całą Anglię, całą tę ociekającą szmalem, coraz bardziej kosmopolityczną Anglię, w której niezagraniczne ostały się już tylko adresy stadionów oraz ośrodków treningowych. Zachwycam się i główkuję, bo pojęcia nie mam, co u licha ma na myśli Guardiola, gdy mówi, że w nowym sezonie on i jego ludzie z Manchesteru City wrócą jeszcze silniejsi. No nie, tym razem Katalończyk w motywowaniu podwładnych grubo przesadził, ewidentnie zmyśla, przecież „jeszcze silniejsi” w przyrodzie nie występuje, rozgrywki Premier League ustanowiły niepobijalny rekord.

Choć Kevin De Bruyne zapewne sądzi inaczej. W końcu zapoznawanie się z obecnym szefem wspomina tak: „Gdy spotkaliśmy się pierwszy raz, Pep powiedział: Kevin, słuchaj. Możesz spokojnie zostać jednym z pięciu najlepszych graczy świata. Jednym z pięciu. Spokojnie. Byłem w szoku. Ale Pep powiedział to z takim przekonaniem, że odmienił mnie całego. Myślę, że wykazał się rodzajem geniuszu. Bo poczułem, jak bardzo muszę mu udowodnić, że ma rację, a nie, że się myli. Piłka nożna przez większość czasu kręci się wokół rzeczy negatywnych, strachu. A z Pepem – wokół rzeczy ekstremalnie pozytywnych. (…) Szczerze mówiąc, on oddycha futbolem intensywniej niż ja. Cały czas pod napięciem. Cały czas. Pod jakąkolwiek presją żyjemy my, piłkarze, on żyje pod dwa razy większą. Bo nie interesuje go tylko wygrywanie. On chce perfekcji. Stawia tak wysokie cele, że ich osiągnięcie jest praktycznie niemożliwe”.

39 myśli na temat “Od Guardioli do Sarriego. Ile milimetrów ma perfekcja

  1. Ciekawe, czy dadzą Angolom sześć miejsc w LM… Albo przepoczwarzą PL w Super Ligę, do której zaproszą najlepszy plebs spoza Wysp

    Polubienie

  2. Chyba jednym minusem angielskiego wszechfinału, który widowiskowo zapowiada się świetnie, są wiecznie napinający się fani EPL, jako ligi nadrzędnej. Wystarczyło by obaj finaliści wygrzebali się z grupy, a obaj byli na skraju odpadnięcia już wtedy, i już NAAAAAPIIIIIINKAAAAAAA xD

    Polubienie

  3. Im więcej mamy możliwości, tym więcej nam ucieka.
    Choćby dzisiaj… – dzięki internetowi możemy np. obejrzeć mecz pucharowy Rosji, Ukrainy, Włoch lub wybrać mecz którejś z lig: czeskiej, chorwackiej, holenderskiej, belgijskiej, szwajcarskiej lub naszej extra. A przecież to mało atrakcyjny wybór. Są dni kiedy atrakcja nakłada się na atrakcję i to nie tylko na naszym europejskim podwórku. A jak przyjdzie przerwa pucharowa to już możemy swobodnie brykać po kontynentach (do Brazylii mrzemy zaglądać niemal na co dzień). A przecież to tylko piłka. A gdzie inne dyscypliny, do których z przyjemnością zaglądam, niestety co raz rzadziej?
    W zasadzie nasza kibicowska wiedza zamiast być co raz szersza staje się co raz bardziej, jeżeli nie ograniczona to powierzchowna. Szczególnie dla mnie kibica, który nie może przyzwyczaić się do multirelacji (ciekaw jestem kiedy media wymyślą relacje międzyligowe… – to by dopiero się działo!) i który tzw, skróty odbiera często jako zakłamanie boiskowej rzeczywistości. Niby możemy śledzić wszystko, wiedzieć o wszystkim, tylko co raz mniej.

    Czytając kolejny felieton Rafała o angielskich drużynach, od poniedziałku nie mogę się opędzić od refleksji, że w tym kończącym się sezonie coś ważnego mi uciekło. Niby zacząłem zaglądać (tak jak swego czasu na blogu zadeklarowałem) na angielskie podwórka, ale moje wybory były bardzo ograniczone. Bo albo w innych ligach grała akurat któraś z drużyn z Polakami w składzie (w angielskiej też często decydowałem się na drużynę Fabiańskiego czy Bednarka) albo pozostawał mi totolotek z moimi ulubionymi klubowymi drużynami. A potem często czułem się tak jak przy poznawaniu wyników totka.

    Polubione przez 1 osoba

  4. @napinka fanów

    I to jest akurat jedna z dwóch rzeczy, które człowieka przy tych wszystkich ligach mistrzów (i niemistrzów) trzymają – oprócz świetnego poziomu wielu meczów, ta niestałość hegemonii lig krajowych.
    Już się wydaje, że jedna, czy druga liga monopolizuje rozgrywki UEFA, a tu nagle pstryk – i dostaje w czapę i rządzić zaczyna ktoś inny.
    Do czasu.

    Polubienie

  5. @jarosław
    Niezmiennie fascynuje mnie alergia na wiedzę xD

    @andropoid
    Nie wiem szczerze, co napinanie ma do niestałości sportowej, przyjemnej i niejako wpisanej w reguły.

    Polubienie

  6. Ale każdy jest trochę #napinka, gdy się okazuje, że z jakichś przyczyn ma przez chwilę rację.
    Pamiętacie jak przecinek truł, że EPL jest najlepsza na świecie, gdy nie była, a nawet wtedy gdy nie była i to bardzo? I płodził akapity jak jakaś królicza dama w szczycie sezonu, że amatorskie pseudodrużynki jak Barcelona to w Anglii nikogo nic nie obchodzą i dlatego tylko Manchestery i Arsenale przegrywają. Teraz wyskoczyłby z tekstem „a nie mówiłem”, jakby tak jak teraz było zawsze. Fajnie, że jakiś nad wyraz szczęśliwy zbieg okoliczności nie powstrzymywał go przed odwiedzinami.
    A pamiętacie jak koziołek urągał Guardioli, bo system tego łysego drania raz nie działał i trzeba było kopnąć z dystansu, żeby wygrać mecz? Jak za cztery sezony ManCity znowu coś przegra to też będzie gadał, że od razu mówił. Znam tego typa i wiem co mówię.

    Polubienie

  7. „Nie wiem szczerze, co napinanie ma do niestałości sportowej, przyjemnej i niejako wpisanej w reguły.”

    Pewnie nic, ja zresztą też nie o tym pisałem.

    Polubienie

  8. PS. Tzn. sorry, w pewnym sensie ma – bo za długo się fani tej czy innej ligi nie ponapinają, póki jest ta niestałość sportowa.

    Polubienie

  9. @0TWOJASTARA
    A mnie używanie słów, których znaczenia się nie rozumie.
    Sprawdź jaka jest różnica między „danymi”, a „wiedzą”.

    Polubienie

  10. @Rafał
    I jak tu z rozrzewnieniem nie wspominać Pucharu Klubowych Mistrzostw Europy i Pucharu Zdobywców Pucharów, w których start był premią dla zwycięzców. Nawet jeżeli to trochę tęsknota za mitem olimpijskiego lauru antycznych olimpiad.
    Tylko, że to było. A dla mnie i mojego pokolenia to wspomnienie nieprawdopodobnych emocji (Górnik, Legia), nawet jeżeli czas zatarł wspomnienia rzeczywistości boiskowej.

    Polubienie

  11. @st.pauli
    @jarosław
    xD

    Choć ogółem jednak trochę smutno, widać każdy blog ma swoje hossy i bessy, ot taki truizm na dziś. Kiedyś dyskutowało się tu na różne tematy, wliczając literackie, wymiany myśli stały na wysokim poziomie i w tonie wzajemnego szacunku. Kiedyś takie zestawienie byłoby pretekstem do fajnej dyskusji, można to ugryźć na ileś sposobów.

    Dziś? Słychać tylko warczenie twardogłowych. Cóż, pozostaje mieć nadzieje, że to etap przejściowy.

    Polubienie

  12. Pisałem wcześniej o wyborach… – Dzisiaj odpuściłem sobie Puchar Włoch, żeby świętować Mistrzostwo Polski Piasta. Legia starała się jak mogła, ale Piast chyba zaparł się świętować przed własną publicznością.
    I znowu z „szóstki w totka” nici.

    Polubienie

  13. @0TWOJASTARA
    Kiedyś był wzajemny szacunek, a teraz gadka o alergii na wiedzę.

    Swoją drogą sugerować komuś alergię na wiedzę (gdy nie wiesz co to wiedza), a potem o braku szacunku…
    Jeszcze krzycz, że hałas i narzekaj na marudnych.

    Polubione przez 1 osoba

  14. @RAFALSTEC

    Fornalik o pół kroku od historycznego osiągnięcia (dla siebie, klubu i GŚ). Jeśli mu się uda będzie jakiś tekst o eksselekcjonerze?

    Polubienie

  15. @twojastara
    W tej tabeli nie dzieje się nic zdumiewającego prócz kaducznie wyglądającego ManU. Czyli, po namyśle, nic zdumiewającego.

    Tak już zupełnie na marginesie i dla miłośników semantyki, to tabelka, którą wrzuciłeś oczywiście jest elementem wiedzy w sensie słownikowym, będąc jednocześnie danymi; za SJP:
    dane – 1. fakty, na których można się oprzeć w wywodach; informacje; […]
    wiedza – […] 2. zasób informacji z jakiejś dziedziny; […]

    Polubienie

  16. „oczywiście jest elementem wiedzy w sensie słownikowym”. TYLKO ELEMENTEM.
    Bo wiedza to nie tylko zasób faktów czy informacji ale również znajomość wagi w relacji pomiędzy nimi, umiejętność ich interpretacji. To wyznacza różnicę pomiędzy naumianym a mądrym, pomiędzy „znafcą” a ekspertem.

    Polubienie

  17. Dzięki Rafał. Od razu zrobiło się łatwiej w śledzeniu dyskusji. A może też będzie mniej pyskówek, na które żali się Otwojastara?

    Polubienie

  18. „Bo wiedza to nie tylko zasób faktów czy informacji ale również znajomość wagi w relacji pomiędzy nimi, umiejętność ich interpretacji. ”

    Dlatego byłem ciekaw jak ważą i interpretują koledzy, i wrzuciłem bez osobistego komentarza, by nie kierować dyskusją, niechaj pójdzie naturalnym torem. No i poszła, jarek uznał że tabelkę należy rozumieć jako bezdyskusyjny zestaw faktów które popieram i wystrzelił z tymi słabej jakości zaczepkami, których nawet SJP nie broni. Cóż, jaki koń jest, każdy widzi, szkoda czasu by się nad tym jeszcze pochylać.

    @koziołek
    Dla mnie parę aspektów ciekawych jest – przykładowo, wyjaśnienie dlaczego fani Newcastle tak uwielbiają Beniteza, pomimo wyników dalekich od spektakularnych. Dlaczego zwolnienie trenera Cardiff, pomimo spadku, niektórzy odebrali jako niesprawiedliwe, jest kwestia Wolverhampton, które mając tylko 20-osobową kadrę wycisnęła absolutne maksimum. mamy wcale ładnie zważoną pracę Porcha i Kloppa. Dlaczego fani Arsenalu muszą wziąć na klatę że mega transferów nie będzie. A pewnie jacyś hardkorowi fani EPL wyciągnęliby jeszcze dużo wincyj. W sumie może odważnym założeniem było, iż tu są jacyś, ale tam, przynajmniej ja coś wiem więcej o blogu.

    Polubienie

  19. „należy rozumieć jako bezdyskusyjny zestaw faktów które popieram”
    Trudno zakładać, że ktoś „nie popiera faktów”. Mam wrażenie, że operujesz słowami nadając im własne znaczenie.
    Umieściłeś suche dane, bez żadnej wiedzy, więc spytałem o inne dane bez interpretacji…
    Przynajmniej wyjawiłeś dlaczego dane bez informacji umieściłeś – używanie słów nie jest twoją mocną stroną. 🙂

    Polubienie

  20. „Umieściłeś suche dane, bez żadnej wiedzy, więc spytałem o inne dane bez interpretacji…”

    Waaaaaaat xDDDDDD

    No popacz, a wygląda jakbyś stworzył karykaturę takowego pytania, ale tam, to podobno ja mam problem z używaniem słów, Jaruś xD

    nawiasem, wydawałoby się, że cytujący słownik sjp Koziołek, da ci, Jaruś, do myślenia, ale jednak nie koniecznie. Ja osobiście się do tego nie odwoływałem, bo jaki jest kuń naprawdę każdy widzi i do pewnych rzeczy to aż żal się zniżać, ale ponownie pomyliłem się straszliwie, patrząc na wnioski jakie wysnuwasz, i jakiego pięknego kuńa tworzą xD

    No ale nic, efekt, najwidoczniej, wordpressowej migracji, świeżaki muszą się na blogu pojawić i być świeżakami, mogę tylko skromniutko poprosić, byś był takowym jak najdalej ode mnie ;p

    Polubienie

  21. @0twojastara
    A kiedy – w odpowiedzi na Twoje teksty o większej reprezentatywności Ligi Mistrzów niż La Ligi – nawiązywałem do filozofów i literatów analizujących kwestie ideologii oraz tożsamości (Tismaneanu, Hitchens), to odpisywałeś, że to jest zasłanianie się kimś innym oraz że – cytat – Ci to wisi. Czy mógłbyś się zatem zdecydować, czy chcesz rozmawiać na poziomie wyższym niż polska średnia krajowa czy jednak nie chcesz? Jeśli chcesz, to proponuję – na podstawie faktu, że Premier League jest gigantycznym przemysłem rozrywkowym, który kusi swym urokiem – rozważyć tezę Marthy Nussbaum, w myśl której współczesna edukacja (ramię w ramię z przemysłem rozrywkowym) produkuje użytecznych wytwórców zysków, zamiast formować krytycznie myślących obywateli.

    Polubienie

  22. @st.pauli
    Ekstrapoluję, że masz swój ulubiony klub w Hamburgu, silnie zżyty z kulturą swej dzielnicy. Jak to się ma wg Ciebie do Metafizyki moralności Kanta? Bo na przykład moim zdaniem wcale (w znaczeniu braku kolizji), ale wiem, że to bardzo niepopularne podejście.

    A ludzie zwykle lubią rozmawiać na tym poziomie, na którym lubią rozmawiać. Dotyczy to też kręgu kulturowego, orientacji politycznej itp. Czyni to te rozmowy, co zresztą wiele razy Alp nam przypominał, jałowymi. Twój adwersarz wyłamuje się z tej strefy komfortu i za samo to należny jest mu co najmniej duży szacunek. I vice versa oczywiście.

    Polubienie

  23. @Koziołek
    Z tym komfortem to różnie bywa…

    Przed laty byłem w Szwajcarii po pierwszy porządny samochód (oczywiście używany i lekko tłuczony). To miał być wyjazd w tę i z powrotem, ale z przyczyn niezależnych ode mnie, musiałem zostać na weekend na obrzeżach Sankt Gallen w pokojowym hotelu. Oczywiście z nudów i potrzeby ruchu włóczyłem się po okolicy. M.in.trafiłem do uroczej dolinki zabudowanej niewielkimi starymi domkami. Idę uliczką i już po paru krokach widzę, ze ktoś patrzy na mnie z balkonu. Po dalszych paru ktoś wygląda przez okno, patrzy przez firankę, a nawet wychodzi przed dom. Poczułem się obserwowany jak obcy w krainie hobbitów i mocno skonfundowany wycofałem się.
    Niedawno mój syn był w Szwajcarii na miesięcznym szkoleniu połączonym z praktycznym stażem w oddziale jednej z największych międzynarodowych firm informatycznych. Raz w tygodniu jeden z jej z pracowników (kiepski) przychodził do pracy umalowany i przebrany w damskie łaszki. Wszyscy udawali, że tego nie widzą, a on bezpiecznie może się dalej obijać nie martwiąc się o to, że zostanie zwolniony.
    P.S.
    Obaj z synem uważamy, że Szwajcaria to wspaniałe miejsce do życia. Równie fajne jak niewielkie miasteczko, do którego przed dobrymi dwudziestu latami przeprowadziliśmy się z Wrocławia.

    Polubienie

  24. @Koziołek

    Żałuję, ale znam się na myśli Kanta znacznie słabiej niż bym chciał. Wszelako mój ulubiony hamburski klub promuje coraz mniej popularny – zwłaszcza w środowiskach biznesu, ociekających pieniędzmi jak np. piłka nożna – pogląd, zgodnie z którym człowiek nie powinien być traktowany jako środek do celu. Reasumując – na tyle, na ile rozumiem tę myśl – dostrzegam pewien związek z imperatywem praktycznym.

    Zgadzam się w całej rozciągłości, że ludzie zwykle lubią rozmawiać na tym poziomie, na którym lubią. Zgadzam się również z przytoczoną przez Ciebie uwagą Alpa. Mimo wszystko zgadzam się z panią prof. Arlie Russell Hochschild, że – niezależnie od poglądów – powinniśmy starać się przekraczać tzw. mury empatii. Mój adwersarz kojarzy mi się z „uczonymi małpami, ścisłowiedami, co oglądają świat przez lupę” z wiersza Tuwima. Próbuje nas przekonać, że prawda jest przedmiotem, który można wykopać spod ziemi i przekazać drugiemu człowiekowi z rąk do rąk. A jeśli ten drugi nie chce jej przyjąć, to jest głupcem. Być może się mylę, ale nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że traktuje piłkę nożną jak matematyczne przyrodoznawstwo, tym samym nie próbuje przekroczyć tzw. murów empatii, które oddzielają go od tych, dla których piłka nożna jest w znacznym stopniu sztuką niewiadomego.

    @Alp

    Czym innym jest tolerowanie cudzego lenistwa w robocie (aczkolwiek prywatny właściciel może sobie na to pozwolić), a czym innym akceptacja cudzej tożsamości, biegunowo rozbieżnej od naszej.

    Polubienie

  25. @0TWOJASTARA
    OK. Nie dogadamy się. Twoja pewność siebie wyprzedza wiedzę i tego nie pokonamy.
    Intelektualnie jesteś w gimnazjum, ale czujesz się dorosły (poza tym, że nie znasz znaczenia słów, których używasz).

    Polubienie

  26. @Pauli
    Podzielam Twoją opinię z jednym wyjątkiem: – problem w tym, że ten szwajcarski informatyk wcale nie był odmiennej orientacji. To była cyniczna gra z pracodawcą, o czym pracodawca i wszyscy pracownicy firmy wiedzieli. On sobie kreował dowody procesowe na wypadek gdyby pracodawca próbował go zwolnić. Brak kompetencji i zaangażowania dość trudno w Sądzie udowodnić, ale prześladowanie za orientację seksualną byłoby oczywiste.
    Ale być może to mój błąd… – założenie, że przykład jest oczywisty skoro opisuję te dwa epizody na dowód, że z komfortem różnie bywa, a przynajmniej miewa różne oblicza.
    I może dlatego Szwajcaria mi się tak podoba. Z jednej strony niesamowicie silna wieź wspólnotowa (czasami aż ograniczająca komfort indywidualny), a z drugiej szacunek dla wolności osobistej (czasami przybierający aż karykaturalne formy).

    Polubienie

  27. tldr:
    @st. pauli
    pieprzenie o Kancie i lewactwo
    @wszyscy
    ogarnijcie sjp
    @Alp
    no nie wiem

    @st.pauli
    Jak się pracownik wojska bierze za bycie sędzią pokoju, to tryumfu bym się nie spodziewał. No ale co mi szkodziło spróbować…

    Mnie się na żadnej kartce Metafizyki moralności ani na chwilę się nie wydawało, jakoby Kant, opowiadając o gwiazdach i prawach moralnych, miał na myśli cokolwiek zgodnego z tak zwaną „normą społeczną”. Różne, nazwijmy to, ekscentryczne zachowania, które gdzie indziej są rzadkie, a w St. Pauli częste, nijak wg mnie nie kłócą się z ideą wielkości człowieka jako istoty narzucającej sobie sama moralne ograniczenia. A dopytuję tak uparcie, bo znakomita większość osób mi znanych uważa nieco inaczej i nazywa lewakiem. Nie chodzi im pewnie o sztylet obronny z osłoną i rękojeścią, a szkoda, bo trochę czasami właśnie tak się zachowuję.

    @w ogóle wszyscy
    Słowa znaczą to, co mówi słownik języka polskiego, o ile w nim figurują. Skoro nie widzę tu nawału neologizmów, to mamy wyrocznię semantyczną i można by spróbować się dogadać dzięki niej, o ile tylko jest odrobina woli. Tak, wiem, że nie ma.

    @Alp
    Czy to rzeczywiście fajnie, że Szwajcaria jest krajem, który tak skrupulatnie broni określonych (to było słowo klucz) praw? Ja na przykład, jako absolutnie stereotypowy BHM, bywam regularnie opisywany jako zwierzę i istota podła, bo urodziłem się BHM-em.
    Szereg organizacji „prorównościowospołecznych” wmawia mi, że żyję w zmowie z innymi BHM-ami i sobie razem „tworzymy kombinat systemowej dyskryminacji”. Nawet zacząłem organizować spotkania BHM-ów (każda pierwsza środa miesiąca, pub „Po Drugiej Stronie Lustra”, Warszawa, ulica Foksal, zapraszam wszystkich BHM-ów), bo skoro jest potrzeba, to musi być odzew, ale chodzą tylko trzy osoby i, co gorsza, pozostałe dwie nadają się do dyskryminowania równie beznadziejnie jak ja.

    Polubienie

  28. @Koziołek
    Jeżeli masz na myśli przystojniaka z brzuszkiem (BHM) to zapewniam, że żadna z prospołecznościowych organizacji w Szwajcarii (tam chyba nawet nie ma klimatu/potrzeby do ich działania) by Ciebie nie dyskryminowała tak długo jak długo przestrzegałbyś reguł lokalnej społeczności. Ja z czymś takim przynajmniej się nie spotkałem pomimo, że w większości są społeczeństwem niezwykle tradycyjnym. Możesz być np. hetero lub gender; homo a nawet lesbijką, a im nic do tego. Co najwyżej jakaś impulsywna lesbijka zakręciłaby porozumiewawczo do koleżanek ślimaczka na czole, a to i tak żebyś nie widział, żeby Cię nie urazić.

    Polubienie

  29. Sprostowanie odnośnie BHM:
    Chodzi o Białych Heteroseksualnych Mężczyzn (w pewnych kręgach, z nieznanych mi powodów, używa się raczej Bezwartościowy Homonid-Mizogin, ale o tym to już było).

    @Alp
    No ale zaraz zaraz, jeden Pan udaje, że woli innych panów, przewidując w tym możliwość uzyskania korzyści o charakterze administracyjnym. Pomińmy aspekt nieszczerości bohatera tej historii i postawmy pytanie następującej treści: jak to jest możliwe, że istnieją administracyjne korzyści dla panów, które wynikają z sympatii do innych panów?

    Jeden taki bardzo mądry nauczyciel tłumaczył mi ca. pół życia temu, w kontekście filozofii Kartezjusza i zupełnie akurat nietrafnie, że jak pała jest zgięta, a ma być prosta, to trzeba ją przegiąć w drugą stronę. Czy powyższa sytuacja to nie jest casus tego typu? Czy to nie jest działanie takie, że skoro jakiejś grupie ludzi wolno było mniej, to teraz dla sprawiedliwości będzie im wolno nie tyle samo, a właśnie więcej niż innym? Czy to nie jest leczenie bezprawia bezprawiem?

    Polubienie

  30. @Koziołek
    Tak. Tak my myślimy i dlatego ten przypadek nazwałem „przybierającym aż karykaturalne formy”.
    Ale oni budowali państwo na zasadzie odwróconej piramidy (to ewenement w skali światowej). Najważniejszy był człowiek i dobrosąsiedzkie stosunki. Żyli w swoich odciętych górami dolinach jak sfora psów na obsikanym terenie. To OBCY A NIE „INNY” był zagrożeniem i traktowany był jak intruz. W przypadkach zewnętrznego zagrożenia i początkowo tylko na okres jego trwania i usunięcia, łączyli się dla jego odparcia z sąsiednimi dolinami. Tak z czasem powstały kantony, w których do dzisiaj jest pełnia władzy ograniczona wolą mieszkańców. Dopiero dla rozwiązywania spraw o zasięgu szerszym z czasem zrzeszyli się w federację. Do dzisiaj wszystkie decyzje federacji, które dotyczą bardzo szeroko rozumianych spraw obywateli wchodzą w życie po zaakceptowaniu ich w referendum przez mieszkańców kantonu.
    Pozostały świat budowany był od centrum w dół w oparciu o siłę, pieniądze (dzisiaj budżet, jego struktura terytorialna i system dotacji) i często mityczną większość. Wolność osobistą Europie przyniosły dopiero wojny napoleońskie (w Polsce proces zakończył się pięćdziesiąt lat później), a o zakres prawa do decydowania o swoich sprawach z władzą centralną przepychanki trwają do dzisiaj, nie tylko w krajach świeżej demokracji.
    Szwajcarzy z tym problemów nie mają bo oni świadomie się ograniczyli dla skuteczniejszego rozwiązywania określonego katalogu spraw. W przypadku sporu kompetencyjnego, domniemanie kompetencji przypisane jest na rzecz kantonów.
    To zupełnie inny sposób myślenia.
    Dlatego nam niezbędne są prospołecznościowe organizacje, a im jakby niekoniecznie.

    Polubienie

  31. @Alp
    Jeśli nie chodziło o tożsamość, tylko o udawanie, to sądzę to samo.

    @Koziołek
    Obawiam się, że nie rozumiem kontekstu sformułowania „pieprzenie o Kancie i lewactwo”, tzn. nie mam pewności, czy jest sarkastyczne.

    Co do Kanta, to wydaje mi się, że to nie musi być zgodne z tzw. normą społeczną, aby było użyteczne z punktu widzenia praktyk społecznych. Zasada traktowania człowieka jak cel sam w sobie (a nie jako środek) może wynikać zarówno z jakiegoś pozaludzkiego bytu (którego nie znamy), jak również może być typowym wytworem ludzkiego umysłu – w obydwu przypadkach przyczynia się do lepszych praktyk społecznych. Nie dostrzegam w tym kontekście istotnej różnicy pomiędzy celami tzw. kultury filozoficznej (Platon, Arystoteles, Kartezjusz, Kant) a tzw. kultury literackiej (Camus, Rorty, Derrida, Havel). W moim przekonaniu obydwu tzw. kulturom chodzi o polepszenie losu człowieka.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s