Czego boi się Henrich Mychitarian

Piłkarz Arsenalu nie zagra w finale Ligi Europy. On pochodzi z Armenii, mecz odbędzie się stolicy Azerbejdżanu, a oba kraje od dekad pozostają w stanie wojny. Czasem gorącej, czasem zimnej, w olbrzymim skrócie dotyczącej spornego terytorium (nie wnikam tu w detale, informacji o Górskim Karabachu znajdziecie mnóstwo).

Henrich Mychitarian nie poleci zatem do Baku, ponieważ organizatorzy nie są w stanie zagwarantować mu bezpieczeństwa. Komunikat o takiej mniej więcej treści fruwa po internecie, wywołując zrozumiałe oburzenie kibiców spod różnych flag – sam sportowiec nie wystąpi w jednym z najważniejszych meczów w karierze, jego drużyna będzie osłabiona, zresztą sami pomyślcie, jaka wybuchłaby chryja, gdyby finał z podobnych powodów opuszczał Messi czy Ronaldo.

Mam z tą sprawą ogromny problem. Też nie podoba mi się obdarowywanie prestiżowymi imprezami sportowymi dyktatur, które w ten sposób się wybielają lub po prostu sobie dogadzają. Pisałem tutaj wielokrotnie, że zwłaszcza do futbolu przyklejają się tabuny indywiduów, z którymi wolałbym nie mieć nic wspólnego, przykry paradoks ostatnich miesięcy polega na tym, że bardzo źli ludzie finansują nawet najładniejszy bodaj obecnie futbol, czyli Manchester City. (Zarazem zdaję sobie sprawę, że wykluczanie z organizowania zawodów państw niewystarczająco demokratycznych, że pozwolę sobie na kolejny skrót, mogłoby zawęzić liczbę godnych i wydolnych organizacyjnie do niewielkiego skrawka planety, przecież wątpliwości dotyczą nawet USA, które wywołują wojny, gdzie im się zachce). Słowem, Baku jako gospodarz nie jest fajne.

Tyle że to wiedziałem, zanim Anglicy zorientowali się, iż nie poleci tam piłkarz ich klubu, i wywołali harmider.

Awantura w szczegółach wygląda tak, że władze Azerbejdżanu – sportowe i państwowe – za pośrednictwem tłumu dostojników przysięgają, że piłkarzowi absolutnie nic nie grozi. Zadbali o to nawet bardziej, niż wymaga UEFA. I Mychitariana na finał zapraszają. Nie jest więc tak, że oni nie są w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa, lecz tak, że on mimo wszystko nie czuje się bezpieczny. I to on wspólnie z Arsenalem podjął bolesną decyzję, że nie zostanie powołany mecz.

Nie zdołamy ustalić, czy byłby w Baku obiektywnie bezpieczny. Nie sposób też dyskutować z jego subiektywnymi odczuciami. Nie zajrzymy wreszcie do duszy Mychitariana, by sprawdzić, co mu tam gra. Jak wiadomo, sportowcy z różnych krajów odmawiają niekiedy ze względów politycznych rywalizacji ze sportowcami innych krajów. Niedawno olbrzymią przykrość sprawił mi epizod z turnieju szachowego w Niemczech, gdy niejaki Alireza Firouzja, fantastycznie utalentowany 15-letni (!) Irańczyk, nie usiadł do gry Orem Bronsteinem. Wolał poddać się walkowerem niż zmierzyć się z reprezentantem Izraela, przez jego państwo nieuznawanego (nie wiem, czy podjął decyzję samodzielnie i w ogóle co oznacza w tym wieku „samodzielność”).

Nie chcę o nic podejrzewać Mychitariana, który już dwukrotnie rezygnował z gry w Azerbejdżanie. Ale hulający po Europie przekaz wymaga zniuansowania. Analizując cynicznie: jest nade wszystko wybitnie w interesie organizatorów, by zespół Arsenalu chronić perfekcyjnie, nie dopuścić do żadnego, nawet drobnego skandaliku. Ze względów wizerunkowych, na których zależy im najbardziej. Teraz, po rezygnacji piłkarza ponoszą marketingową klęskę – Europa słucha prostej historii, o niebezpiecznym reżimie i Bogu ducha winnej ofierze chcącej tylko realizować sportowe marzenia.

I najważniejsze: ormiańscy sportowcy mimo wszystko startują w Azerbejdżanie – w 2015 roku na Igrzyskach Europejskich wystąpiła tam wręcz cała reprezentacja, złożona z 25 zawodników. Nikomu nic się nie stało.

 

12 myśli na temat “Czego boi się Henrich Mychitarian

  1. @Rafal
    Dzięki za felieton. Przed jego przeczytaniem myślałem, że to gospodarze nie gwarantują bezpieczeństwa Mikiemu, a UEFA zamiast przenieść natychmiast finał do innego kraju chowa głowę w piasek.
    Nie wiem czy w takiej sytuacji UEFA nie powinna rozważyć zawieszenia udziału Mikiego (np. na rok) w LM. i LE?
    PS
    Chyba powoli staję się artefaktem, ale wolę bajkowy mit o zawieszaniu wojen w antycznej Grecji na czas Olimpiad, niż nadmierną poprawność i ostrożność, zwłaszcza jeżeli zachodzi uzasadnione podejrzenie, że są one cynicznie wykorzystywane do politycznych manifestacji.
    Myślę, że w takich sytuacjach naturalny jest spontaniczny „gest Kozakiewicza” (w odpowiedzi na ewentualne zachowanie trybun) niż wyreżyserowana demonstracja.

    Polubienie

  2. Alireza chciał zagrać, ale nie mógł. Podejście do partii groziło mu wykluczeniem z federacji czyli pozbawieniem się jakiejkolwiek pomocy z jej strony (kasa, trenerzy itp.). A co dopiero gdyby przegrał! Nawet nie chce myśleć…

    Polubienie

  3. @alp61
    Za co zawieszać? To sprawa wewnątrz klubu, kogo powołuje i czyją niezgodę na powołanie akceptuje lub nie. Poza tym nie wiemy, czy on czasami też nie ulega naciskom politycznym. To jest sprawa bez łatwych rozwiązań.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Rafał, ja sobie wyobrażam, że z tym bezpieczeństwem to nie do końca tak, że się je „na sto procent da zapewnić”. I to niezależnie od lokalizacji – przypadek Borussi Dortmund pokazuje, że nawet w krajach, gdzie drużyna jest wielbiona, można znaleźć świra, który zrobi coś złego. UEFA daje ciała, że organizuje takie mecze w totalitarnych krajach. W Europie jest mnóstwo miast, które mają duże stadiony i nie rozumiem, jaka jest ich motywacja.

    Polubienie

  5. @GREG
    „UEFA daje ciała, że organizuje takie mecze w totalitarnych krajach. W Europie jest mnóstwo miast, które mają duże stadiony i nie rozumiem, jaka jest ich motywacja.”
    Odpowiedź jest banalnie prosta, że pozwolę sobie zacytować jednego z hegemonów polskiej myśli futbolowej „kasa misiu kasa”.

    Polubienie

  6. @Greg
    „Z tym bezpieczeństwem to nie do końca tak, że się je „na sto procent da zapewnić”. I to niezależnie od lokalizacji – przypadek Borussi Dortmund pokazuje, że nawet w krajach, gdzie drużyna jest wielbiona, można znaleźć świra, który zrobi coś złego”.
    Wiadomo. Ale skoro nigdzie się nie da zapewnić 100 proc. bezpieczeństwa, to nigdzie nie organizować?

    „UEFA daje ciała, że organizuje takie mecze w totalitarnych krajach”.
    Azerbejdżan nie jest totalitarny, tylko autorytarny. Poza tym paradoks polega na tym, że akurat w totalitaryzmie najłatwiej jest zapewnić bezpieczeństwo, gdy władza tego chce.

    Polubienie

  7. Obejrzałem drugi mecz naszych dziewczyn… – nie powiem, emocje są. Złe wejście w seta, odrabianie straty, budowanie przewagi, trwonienie zdobyczy punktowej, odrabianie straty itd. itd. Wynik seta zależy w głównej mierze od fazy, którą akurat grają.
    PS
    Jutro też obejrzę.

    Polubione przez 1 osoba

  8. Jak dla mnie sprawa wygląda na bardziej polityczną, obstawiam że zadecydowała chęć wysłania w świat komunikatu, że patrzcie jacy ci Azerowie niedobrzy, że aż zagrać nie mogę! Mychitaryan i tak Arsenalowi jest średnio potrzebny (pewnie wszedłby z ławki na kwadrans), więc jego brak to żaden koniec świata, a komunikat do mediów na całym świecie poszedł.
    Już widzę jak władze Azerbejdżanu i UEFA pozwalają żeby głównym aktorom finału włos z głowy spadł, w razie potrzeby ochrona byłaby ogromna. Jasne że to nie gwarantuje bezpieczeństwa, ale można śmiało powiedzieć że jeśli piłkarze w finale Ligi Europy nie są bezpieczni, to nikt nie jest.

    Polubienie

  9. Sorry za off topic, ale smutny widok ten mecz młodzieżówki z Kolumbią. Bawią się z nami jak z dziećmi.
    Nawet u siebie wyglądamy jak dziad na salonach, ni cholery nie widać tej poprawy szkolenia, od lat ogłaszanej przez związkowych t/repów.

    Polubienie

  10. Jak usłyszałem przed meczem, że Kolumbia jest po 14. rozegranych meczach, a Polska po 2., to zacząłem poważnie obawiać się o wynik meczu.

    Polubienie

Dodaj komentarz