Kamień filozoficzny siatkówki

Preludium do tych wszystkich niesamowitości, które wyczyniają właśnie polscy siatkarze – dobrze grają zawsze i wszędzie, bez względu na skład – zobaczyliśmy wiosną w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Trefl Gdańsk postanowił wówczas wywołać zadymę w starciu z przepotężnym Zenitem Kazań.

U siebie padł po tie-breaku, w wyjazdowym rewanżu w tie-breaku zatriumfował, odpadł dopiero po przegraniu złotego seta. W dwumeczu wypadł rewelacyjnie, a ja sobie pomyślałem, że dynamiczny rozwój naszej męskiej siatkówki wszedł na nowy etap – drużyna leżąca na dziesiątym miejscu Plusligi toczy równorzędny bój z seryjnym zwycięzcą Ligi Mistrzów, ponieważ przeciętny wyczynowiec z polskich rozgrywek prezentuje poziom pozwalający bić się z każdym. Niekoniecznie zdobywać europejskie trofea czy nawet się do nich zbliżać (jeszcze długo nie zdołamy siłować się na budżety z Rosjanami i Włochami), ale spróbować stawić twardy opór zawsze, niezależnie od klasy rywala. Nawiasem mówiąc, kazański blok rozbijał wtedy Maciej Muzaj, który przed kilkoma dniami w biało-czerwonych barwach rozprawiał się z Brazylią oraz Iranem.

Sezon reprezentacyjny efektownie moje przeczucie potwierdził. Reprezentacja A – używam tego terminu roboczo, niech się na mnie Bartosz Bednorz nie gniewa – trenuje w Zakopanem przed kwalifikacjami olimpijskimi; reprezentacja B wywołuje sensację na turnieju finałowym Ligi Narodów w Chicago; reprezentacja C bierze srebro na Uniwersjadzie w Neapolu. Zdołaliśmy uzbierać przynajmniej 40 siatkarzy wysokiej klasy światowej, którzy nigdzie wstydu nie przyniosą. Czy raczej – wszędzie dadzą kibicom powód do dumy.

A przecież w całej tej awanturze nie bierze udziału najlepszy gracz ostatniego mundialu. Bartosz Kurek leczy kontuzję, sezon ma stracony.

Żeby było jasne: to nie oznacza, że dysponujemy najsilniejszą drużyną reprezentacyjną na planecie. Niewykluczone nawet, że podstawowa szóstka nie wygra kwalifikacji olimpijskich w sierpniu i będzie musiała grać o igrzyska zimą – we Francuzach spotka rywali zbyt znakomitych, byśmy uważali ją za zdecydowanego faworyta. Gdybyśmy jednak musieli rzucić pod siatkę kilkudziesięcioosobową armię, zapewne rozniosłaby w pył kilkudziesięcioosobowe armie wszystkich innych nacji. Edukujemy siatkarsko na tyle dobrze, że nawet słaby absolwent (słaby w naszych realiach) jest niezły (według standardów międzynarodowych). Młodych otaczają tłumy dorosłych multimedalistów, młodzi przyzwyczajają się do wygrywania już na poziomie juniorskim, dojrzewają w przeświadczeniu, że reprezentują klasę uprzywilejowaną. Jesteś z Polski, znaczy umiesz porządnie grać, żaden Brazylijczyk czy Rosjanin ci nie straszny. Nad siatką lata całe pokolenie ludzi, którzy innej rzeczywistości nie znają. Dla urodzonych u schyłku lat 90., szturmujących dorosłą kadrę, Polacy od zawsze są aktualnymi wicemistrzami lub mistrzami świata. I jako klęskę przyjmują niepowodzenie w olimpijskim ćwierćfinale.

Na łamach „Gazety” kilkakrotnie przywoływałem już tezy Rasmusa Ankersena, autora „Kopalni talentów”, który twierdzi, że nie doceniamy wpływu, jaki wywiera na nas – na naszą pewność siebie – sukces człowieka podobnego do nas. I opowiada, że niezmywalną hańbą dla każdego Kenijczyka z rejonu Iten, gdzie trenują czołowi średnio- i długodystansowcy, jest przegrany wyścig z mzungu, czyli cudzoziemcem (ściślej: białym człowiekiem). Niezmywalną, a do niedawna również niewyobrażalną, bo tamtejsi szybkobiegacze latami dojrzewali w przekonaniu, że takie zjawisko w przyrodzie zwyczajnie nie występuje – opatrzyły im się łańcuchy medali zwożonych przez rodaków z innego świata, nigdy nie widzieli natomiast, by którykolwiek wpadał na metę za plecami Europejczyka. Duńczyk cytuje wspomnienia Toby’ego Tansera, pochodzącego z Nowego Jorku długodystansowca i podróżnika o szwedzkich korzeniach: „Kilka lat temu powiedziałem grupce przyjaciół z Kenii, że pokażę im człowieka, który mógłby pokonać wszystkich ich rodaków. Ze śmiechu prawie pospadali z krzeseł, krzyczeli, że biały człowiek nie jest w stanie pokonać Kenijczyków. Zapytałem, czy postawią na to 50 szylingów, i mimo że byli zupełnie bez forsy, przystali na zakład. (…) A ja miałem kasetę z zapisem biegu na 5000 m na olimpiadzie w Barcelonie w 1992 roku, gdzie Niemiec Dieter Baumann wygrał z Kenijczykami. Gdy puściłem nagranie, byli w szoku. To dobry przykład prania mózgów, jakie się tam uprawia. Niewielu docenia jego rolę w kontekście kenijskich sukcesów”.

Trochę naszych siatkarzy od kenijskich biegaczy jeszcze dzieli – porażka z mzungu, czyli obcokrajowcami, na razie nie hańbi. Dla nich też jednak naturalny porządek rzeczy wygląda tak, że my, Polacy, umiemy grać, i w żadnych okolicznościach nie przystoi nam oddawać punktów zbyt łatwo. Ani w klubowym zderzeniu z wielkim Zenitem, ani w reprezentacyjnej Lidze Narodów. Bezmiar możliwości przypomina trochę, zachowując proporcje, nieprzebrane zasoby NBA. Dowolnie wybrana grupa zawodników gwarantuje utrzymanie poziomu przyzwoitości. I nic nie dzieje się tutaj przez przypadek, wszystko jest logicznie i wynika z planu. Znamy się na tej grze rewelacyjnie. Trzeba tylko uważać, by dobrobyt nas nie rozleniwił, i poszukać kamienia filozoficznego siatkówki. Żeby zawsze i wszędzie celem było złoto.

20 myśli na temat “Kamień filozoficzny siatkówki

  1. No właśnie. Założyłem sobie minimum czterosetowy pojedynek i postanowiłem dokończyć oglądanie Algierii z Nigerią w Pucharze Afryki a tu taki numer… – załapałem się na ostatnią piłkę 2 seta i trzeci.
    A w trakcie oglądania, jakby telepatycznie czytając felieton naszego gospodarza, oczami wyobraźni widziałem przyszłoroczny dramat po ogłoszeniu kadry na Olimpiadę. Przecież co najmniej dwudziestka naszych siatkarzy (nawet po uwzględnieniu ewentualnych kontuzji i spadku formy) na brak awansu sobie nie zasłuży.
    P.S.
    Ale się w tej naszej siatce porobiło… – jeszcze nie rozpoczęły się eliminacje, a kibic nie martwi się o awans, tylko o stan ducha siatkarzy, którzy się do drużyny olimpijskiej nie załapią.

    Polubienie

  2. A nie cud to żaden – tylko wydajny system szkolenia i wyszukiwania talentów. Czyli coś, do czego w piłce s-kopanej wciąż dojść nie mogą i uważają, że talenty same się wyszkolą, wyszukają – i przyjdą prosić o danie szansy.

    Szkoda tylko, że znów się na tych ruskich zatrzymali.
    Ale nic to – rewanż wezmą w Tokio 🙂

    Polubienie

  3. Jak słusznie zauważył przedmówca – oby nagle nie czekał nas kubeł (jeśli nie wanna) zimnej wody na głowę w postaci przegranych kwalifikacji. Jak słusznie zauważył Pan Rafał, Francuzi to rywale zbyt znakomici, by traktować ich protekcjonalnie, z wyższością, w razie zaś „dogrywki” w postaci turnieju kontynentalnego ręce mogą zacząć drżeć nawet urodzonym zwycięzcom – a może zwłaszcza im, skonfrontowanym z nagłą możliwością blamażu. Pamiętajmy, że nasze Orły z LN grały w sytuacji skrajnie komfortowej psychicznie, a przez to niepowtarzalnej – nikt niczego specjalnego po nich się nie spodziewał.

    Polubienie

  4. @BQRTEK

    Ale mnie kolega przytrzasnął. Monster block! Miałem ten finał wdrukowany w łepetynie jako 3:1, identyczny z tym na MŚ w Polsce. Słabo z moja pamięcią, coraz to i gorzej. A jest mi o tyle bardziej głupio, że oglądałem ten mecz we włoskiej tv, bo byłem wtedy na wycieczce w Mediolanie, więc – teoretycznie – są to dodatkowe okoliczności wpływające utrwalanie w jaźni zdarzeń ze świata zewnętrznego. Np. gdybym był adwokatem i ustawiał czyjeś zeznania, to bym sugerował w ten sposób: „Jak sąd zapyta Pana, Panie Stanisławie jaki był wynik finału na MŚ w siatkówce 2019, to proszę odpowiedzieć <>”

    Jedynym wyjaśnieniem może być to, że sportowe rywalizacje nie tyle stanowią zdarzenia z kategorii świata zewnętrznego, poznawalne za pomocą doświadczenia empirycznego, lecz bardziej przeżywane są wewnątrz człowieczego wątroby i płucoserca, dopóki kondor ich nie wydziobie, jak temu tam na Kaukazie, co ogień ukradł bogom.

    @KLEMENS

    Jak mamy nie być pewni swego? Właśnie mamy być pewni swego! Z pokorą, nie mówię, nie mówię że nie, ale pewni swego. Jakbyśmy byli mistrzami, którymi przecież jesteśmy, skoro już komentujemy w kontekście komentowanego tekstu Kronikarza. Nie wyobrażam sobie, żeby taki Bednorz Schwarzenegger miał się przestraszyć N’Gapetha, skoro przed chwilą rozwalił Predatora, albo nawet i całą bandę Predatorów. Powiem więcej. Ja jestem w stanie w tej chwili uwierzyć, że on mógłby Bednorz wygrać na raz i z Francją i z Polską. Jemu nikt do zespołu niepotrzebny. A ja bym mu nawet kibicował, żeby tak się stało, żeby pokonał Polskę i Francję i pojechał na igrzyska, sam jeden we własnym imieniu sięgnął po złoto.

    Tylko nie mówcie, że plotę bzdury, trzy za trzy. Plotę tak, jak mi płucoserce nakazuje

    Polubienie

  5. Wzięło się skasowało, tak bym doradził klientowi, żeby powiedział:

    „Dokładnie pamiętam – przecież byłem na wycieczce z żoną w Mediolanie z okazji 20 rocznicy zapoznania ukochanej – oglądaliśmy zawody we włoskiej tv. Komentatorzy niezwykle zachwycali się Kurkiem. A po zakończeniu meczu, gdy skakaliśmy z radości, żona zapytała, czy my kiedykolwiek wygraliśmy z Brazylią 3:0”

    Polubienie

  6. @Stanisław

    Bynajmniej nie kwestionuję. Ale nie możemy patrzeć na francuskich siatkarzy jak kenijscy biegacze na tzw. Europejczyków rasy kaukaskiej (choć od dziś chyba będę mówił i pisał o „mzungu”). Zasadniejsze jest traktowanie ich jako Etiopczyków – jesteśmy przekonani o swej wyższości, ale podchodzimy do rywala z respektem, jako zdolnego od czasu do czasu się odgryźć.

    Ps. Pytanie do Pana Rafała – trzeba było sięgać aż po Baumanna? A Hicham El Guerrouj dwanaście lat później zwyciężający w Atenach na tym samym dystansie? Choć właściwie to pytanie do Ankersena:).

    Polubienie

  7. @Alp

    Powinni zagrać mecz. FinalSix kontra MŚ i powinien tem mecz transmitowanym zostać. Jedyne honorowe rozwiązanie. Innego nie zaakceptuję. A Vital Heynen powinien się wówczas rozdwoić, wiadomo

    Polubienie

  8. „możemy patrzeć na francuskich siatkarzy jak kenijscy biegacze na tzw. Europejczyków rasy kaukaskiej (choć od dziś chyba będę mówił i pisał o „mzungu”). Zasadniejsze jest traktowanie ich jako Etiopczyków – jesteśmy przekonani o swej wyższości, ale podchodzimy do rywala z respektem, jako zdolnego od czasu do czasu się odgryźć.”

    Spróbujemy inaczej. Popatrzmy na nich tak jak piątkowy uczeń matfizyczny na zadanie z geometrii na maturze. Niby może się to zadanie odwinąć i przyłożyć w psyk. Nie mówię, że nie. Ale – szczególnie jeśli usiądziemy w ławce za Leonem i Bednorzem – musi być dobrze. No musi przecież! To pewne jak – no nie wiem – słońce w wakacje nad polskim morzem

    Polubienie

  9. @Stanisław
    „A Vital Heynen powinien się wówczas rozdwoić”
    Uwielbiam faceta. Dostarcza mi równie dużo wrażeń (a może je uzupełnia) co gra naszych siatkarzy. Ale w tym przypadku 2 czerwone miałby murowane, a ja bym miał nieziemską frajdę.
    @Airborell
    Oczywiście w sporcie niczego wykluczyć nie można. Ani słabszego dnia naszych, ani dnia konia rywala. Ale chyba zgodzisz się ze mną, że siatkarze dostarczają nam zupełnie innych emocji. Nawet po przegranym meczu nastroje nam nie dołują, jak choćby po meczu z Włochami na Uniwersjadzie. Coś takiego dotychczas przeżywaliśmy chyba tylko w lekkiej atletyce.
    P.S.
    Idę popatrzeć na zmagania Rosjan z Amerykanami. Ciekaw jestem czy utrzymają dyspozycję z półfinałowego meczu z nami.

    Polubienie

  10. Pełna zgoda z R.Stecem.
    Także z tym, że pomimo polskiej aktualnej siły w szerokiej kadrze, to gdy dojdzie do rozgrywki konkretnych szóstek to różnie może być.
    W małych liczbach statystyka się gubi i 2-3 genialnych zawodników rywali w danym dniu może naszych zupełnie rozwalić.

    PS
    Bednorz za Szalpuka czy za Kubiaka ?

    Polubienie

  11. „Dlaczego każde fetowanie sukcesu siatkarzy, nie może się obyć bez kopania piłkarzy?”

    Trzeba im (ludziom futbolu) do skutku tłuc do łbów, że tutaj też się da. Może kiedyś zatrybią.

    Polubienie

  12. „Trzeba im (ludziom futbolu) do skutku tłuc do łbów, że tutaj też się da. Może kiedyś zatrybią.”

    Ale dlaczego im? Dlaczego nie bejsbolistom? Dlaczego nie hokeistom? Dlaczego nie skoczkom w dal? Dlaczego nie hodowcom koni?

    Myślę że przytaczanie piłkarzy przy każdym sukcesie siatkarzy, umniejsza tym drugim. Zatem, skoro już to robimy, umniejszę im jeszcze bardziej – postrzeganie profesjonalizmu przez pryzmat sukcesu, może być bardzo zgubne. Z grubsza profesjonalizm współgra z sukcesem, choć jest armia Bestów, Gazzów czy Vidalów, przecząca. I powracamy do odwiecznego pytania – ile waży sukces w poszczególnych dyscyplinach, ile profesjonalizmu potrzebuje?

    To w zasadzie można sobie walić w eter, każdy niechaj sobie ma swoją opinię jaką ma, wypracowanie wspólnego mianownika to sprawa niewykonalna.

    Zatem, przywalę w eter, swobodną myślą – gdyby zrobić audyt, oceniający najważniejsze instytucje w obu dyscyplinach, Związki, największe kluby etc. to czy faktycznie te siatkarskie wygrałby profesjonalizmem i merytorycznym działaniem o kilka długości ciała? Ja jakiś przekonany nie jestem, mimo wszystko żaden z prezesów PZPN-u nie dostał zarzutów od prokuratury, gdzie już prezesi siatkarskiego związku wpadają nieco gorzej.

    Polubienie

  13. To co bardzo podoba mi się w tych chłopakach to autentyczna radość z reprezentowania swojego kraju, walka do końca, pokonywanie swoich słabości i po prostu wielka frajda z tego co się robi…
    W przeciwieństwie do nadętych, wiecznie sfochowanych piłkarzy ( którzy niczego nie wygrali, natomiast partaczenie wychodzi im koncertowo) mamy ludzi, z których jestem dumna, że reprezentują mój kraj, są moimi rodakami. Pojechali, zobaczyli, zwyciężyli.

    Polubienie

Dodaj komentarz