Gdzie leży nowe El Clásico

Pokrzywdzeni zostali nieludzko, od kilkudziesięcu godzin współczuję im, ilekroć pomyślę o piłce nożnej.

W dwóch tegorocznych meczach strzelali Tottenhamowi zwycięskie gole w doliczonym czasie gry, dwukrotnie zdążyli zwariować z ekstazy, dwukrotnie sędzia odbierał im triumf po konsultacji VAR. I w obu przypadkach ponieśli piłkarze Manchesteru City gigantyczne koszty – wiosną odpadli z Ligi Mistrzów, a w sobotę ledwie zremisowali i oddali tym samym pozycję lidera ligi angielskiej, choć rywali wręcz stłamsili, zrzucając na nich kanonadę złożoną z 30 strzałów.

Cóż, zdarza się, futbol niezmiennie pozostaje jedynym sportem zespołowym, w którym możesz przegrać nawet przy osiągnięciu przewagi, jakiej nie osiągnąłeś w żadnym innym meczu w życiu. Taki urok zabawy. I pewnie bym na na tej banalnej refleksji poprzestał, gdyby nie szczególnie okrutna przewrotność losu piłkarzy Manchesteru City. W obu meczach o wyniku przesądziły sędziowskie interwencje poprzedzone analizą wideo, w obu przypadkach były dla nich niekorzystne – gdyby jednak wiosną obowiązywały obecne przepisy (dotyczące zagrań ręką, zmienione w czerwcu), a obecnie obowiązywałyby przepisy z wiosny, to obie decyzje pogrążyłyby Tottenham.

Wystarczyłaby zatem drobna korekta – przesuwamy oba hity, zamieniamy je miejscami na linii czasu – a obie drużyny żyłyby w zupełnie innym świecie. Londyńczycy nie byliby notorycznymi prześladowcami piłkarzy City, lecz permanentnie padaliby ich ofiarą. Przypadek wpływa na rzeczywistość przepotężnie.

Tak przepotężnie, że jest w stanie zatrzymać nawet Pepa Guardiolę, trenera od lat będącego w pościgu za nieskończonością, ideałem w przyrodzie niewystępującym. Za cel obrał sobie wygranie każdego meczu. I choć celu nie osiągnął ani nigdy nie osiągnie, to jest najbliżej. Od dawna naucza stylu gry gwarantującego – przy odpowiednich nakładach na transfery, inaczej się nie już nie da – najwyższy odsetek zwycięstw.

W roku 2019 od perfekcji dzieli go tyci-tyci. Do środy Manchester City wygrał wszystkie mecze u siebie, wiosną wziął trzy trofea krajowe, w Europie potknął się tamtego feralnego wieczoru, gdy wbijał i zarazem nie wbijał zwycięskiego gola Tottenhamowi.

A ponieważ przez cały rok konkurował z inną cudowną drużyną, Liverpoolem obmyślonym i natchnionym przez Jürgena Kloppa, to znów podziwiamy na szczycie futbolu rywalizację ponad wszystkie.

Pamiętacie, przeżywaliśmy stosunkowo niedawno podobny czas. El Clásico zasłaniało wszystkie inne mecze, wypatrywaliśmy go w finale Ligi Mistrzów, logiczną puentą panowania Barcelony i Realu zdawało się ich zderzenie w bitwie o najcenniejsze trofeum. Owszem, obaj giganci czasami przegrywali i miewali gorsze okresy, ale generalnie czekało się na madrycko-katalońskie hiciory jak na żadne inne, rozczarowań prawie nie było, boisko zawsze promieniało magią i płonęło emocjami, nienawidziliśmy kochać lub kochaliśmy nienawidzić José Mourinho napadającego na Pepa Guardiolę albo Leo Messiego mierzącego się z Cristiano Ronaldo, ofensywne akcje mieniły się żywszymi kolorami niż w normalnej piłce, skrajnie odmienne style gry zdawały się obejmować całe spektrum futbolu.

No więc ja mam dzisiaj podobnie – ewentualnie zaczynam mieć, wzruszenie dopiero rośnie – z popisami Manchesteru City oraz Liverpoolu.

Już po ostatniej kolejce minionego sezonu ligi angielskiej zwierzałem się, że nie uznaję oficjalnego werdyktu tabeli i na swojej alternatywnej linii czasu przydzielam tytuły mistrzowskie obu superdrużynom. Że resztkę Premier League pochłonął nie jeden potwór, lecz dwugłowa hydra. Że zwycięski duet również, jak niegdyś Barcelona i Real, zdają się obejmować całe spektrum futbolu, skoro City wypolerował do perfekcji atak pozycyjny i wysoki pressing, natomiast Liverpool – kontratak oraz kontrpressing. Że lider tabeli kojarzy się głównie z subtelnym wyrafinowaniem (choć w razie konieczności umie pograć ostro), natomiast wicelider to wściekłość i wrzask podszyte mentalną niezłomnością (choć też potrafi zaproponować estetyczną ucztę), więc komponują się giganci jak kawałki puzzle składające się na obraz całego boiskowego wszechświata, są yin i yang, starciem Avengersów z Thanosem, ostateczną polemiką Žižek kontra Houellebecq.

Wystartował nowy sezon, na rynku transferowym obaj potentaci tylko podretuszowali składy, a mój entuzjazm nie opada. I zupełnie nie odnoszę się do, jak mawiał Adam Nawałka, sytuacji tabelarycznej. To Liverpool bierze na razie wszystko, ale Manchester City zagrał w sobotę wspaniale, ten konkurs piękności coraz silniej kojarzy mi się z złotą erą El Clásico, zresztą na scenie znów widzę maestro Pepa Guardiolę, a frontman Jürgen Klopp doskonale sprawdza się w roli następcy José Mourinho (w dodatku intensywniej świeci uśmiechem), zasadnicza różnica polega tylko na nieobecności Leo Messiego i Cristiano Ronaldo – choć Raheem Sterling z Mohammedem Salahem ewidentnie chcieliby strzelać w tempie kolekcjonerów Złotych Piłek. Nawiasem mówiąc, dam głowę, że Guardiola w swojej trenerskiej karierze pobił wszelkie rekordy punktów zdobywanych na własnych stadionach. Wzniósł fortecę w Barcelonie, w Monachium, a teraz w Manchesterze. Bieżący rok City u siebie składa się z 18 zwycięstw, jednego remisu (przeklęte sobotnie popołudnie z Tottenhamem) oraz stosunku bramkowego 67-9. Klasyczne dla niego standardy.

Żebyśmy mieli pełną jasność: wcale nie prognozuję, że w bieżącym sezonie wyspiarscy potentaci zetną krajową i europejską konkurencję równo z murawą. Nikt nie wygra z potęgą przypadku, jeśli ten okaże wrogość; nie sposób przewidzieć, kiedy jakiś epizod lub dwa zakłócą delikatną dynamikę w szatni (ależ lubiłem w sobotę zatarg i pojednanie Guardioli z Sergio Agüero!); nie wiadomo, czy pech nie porachuje kości Kevinowi De Bruyne czy Virgilowi van Dijkowi. Zresztą Barcelona z Realem Madryt też nie zdołały zaciągnąć El Clásico do finału Ligi Mistrzów. Ale to między oboma wszechmistrzami Anglii najszybciej bije dzisiaj puls futbolu. I dlatego, że prą ku innowacyjnej hipernowoczesności – wokół Anfield Road krążą ci wszyscy fizycy teoretyczni i inni jajogłowi, Etihad Stadium stało się główną siedzibą najbardziej zaaawansowanej piłkarskiej korporacji na planecie – i dlatego, że pomimo odniesionych już sukcesów niesie ich entuzjazm, nęka głód, wciąż daleko im do spełnienia, powiewa z obu klubów rześkością misji, której realizowanie ledwie się rozpoczęło.

I niewykluczone, że nigdy się nie skończy. Liverpool według Kloppa nie odzyskuje panowania w kraju, Manchesterowi City według Guardioli zawsze czegoś brakuje – jak łatwo to sobie wyobrazić, nawet jeśli mowa o najznakomitszych drużynach świata.

PS Tutaj dla zainteresowanych mój coponiedziałkowy felieton do „Gazety”, dzisiaj pt. „Sceny z życia przedrozwodowego”. A tu zaginiony sprzed tygodnia.

46 myśli na temat “Gdzie leży nowe El Clásico

  1. @Klopp i Guardiola jako yin i yang

    Kontrpressing jest wizytówką Guardioli bodaj w takim samym samym stopniu, co Kloppa. Owszem, używają go trochę inaczej, są różnice w zachowaniu po przechwycie, ale w moim rozumieniu tego pojęcia wszystkie cechykontrpressingu nosiła gra Barcelony jeszcze w czasach przedkloppowych.

    Polubione przez 1 osoba

  2. „…piłkarz … stając(e) się czymś między spółką handlową a abstrakcyjnym instrumentem finansowym…” – to jeszcze jakoś można zaakceptować a przynajmniej się z tym pogodzić, zwłaszcza jeżeli połączone jest z piłkarskim perfekcjonizmem.
    Gorzej, że często też bywa tak, jakby stał się wizerunkiem marketingowym, reklamowym gadżetem lub celebrytą, w który reklamodawcy i sponsorzy zainwestowali; i doją inwestycję do ostatniego grosza pomimo, że ze sportowego punktu widzenia stał się już wizerunkiem mocno pokiereszowanym, wymagającym już nie liftingu, ale kapitalnego remontu lub wymiany na „nówkę”. I biegają tacy po boiskach (zwłaszcza jak są z punktu interesu inwestora lub własnego niesprzedawalni), a piłkarscy komentatorzy (oczywiście nie wszyscy i nie w jednakowym stopniu) dwoją się i troją, opowiadając zamierzchłe historie z czasów ich świetności, żeby coś jeszcze z inwestycji wydusić. I im mniej zasobny portfel tym widać to wyraźniej.
    Na szczęście mamy jeszcze w piłce takich ludzi jak Klopp czy Guardiola, którzy grając w wielkie pieniądze nie zapominają, że na początku był sport, czysta rywalizacja; że zyski inwestorów mogą służyć sportowej rywalizacji ale nie mogą być realizowane jej kosztem.
    ………………………………..
    Jeden dzień – dwa felietony o dwóch różnych obliczach współczesnej piłki. Dzięki Rafale.

    Polubienie

  3. Ah gdzie te czasy, gdy el clasico leżało w Lombardii… Ronaldo, Zamorano, Recoba, Baggio, Djorkaeff, Zannetti, Bergomi, West, Bierhoff, Weah, Boban, Ambrosini, Albertini, Maldini… Aż się wierzyć nie chce…

    Polubienie

  4. Ileż partii szachowych mogło mieć inny wynik gdyby zamienić momenty ich rozgrywania! Gdyby tylko zastosować zasady sprzed roszad…

    Polubienie

  5. „futbol niezmiennie pozostaje jedynym sportem zespołowym, w którym możesz przegrać nawet przy osiągnięciu przewagi, jakiej nie osiągnąłeś w żadnym innym meczu w życiu”

    Hokej.

    Polubienie

  6. @Autor
    Podzielam w kontekście treści (sądzę, że obecnie Barcelona i Real wyglądają przy Liverpoolu i City jak – mutatis mutandis – pani premier Szydło i pan premier Morawiecki przy pani premier Thatcher i panu premierze Churchillu). Wszelako dlaczego spór Żiżka akurat z Houellebecqiem? Czy nie lepszym adwersarzem dla neomarksisty byłby np. ksiądz Tomasz Halik?

    Polubienie

  7. „Nikt nie wygra z potęgą przypadku…”

    … i z sędziami.

    „Barcelona z Realem Madryt też nie zdołały zaciągnąć El Clásico do finału Ligi Mistrzów.”

    Na własne życzenie Barcelony, która szukając trenera na lata haniebnie przegapiła tego Kloppa i teraz cierpi na brak mentalnego przywódcy.

    Polubione przez 1 osoba

  8. @Antropoid
    Klopp zakończył pracę w Dortmundzie w czerwcu 2015. W tym samym miesiącu Luis Enrique zdobyl potrójną koronę.

    Polubienie

  9. „choć w razie konieczności umie pograć ostro”

    Fajnie że ktoś to zauważa. Faktem jest, że drużyny Guardioli raczej są jednymi z mniej faulujących w lidze, to nie oznacza iż nie grają agresywnie. Zasadniczo faul w ataku to błąd statystyczny, wręcz niewystępujący, piłkarze faulują gdy chcą futbolówkę odebrać, gdy tracą nad nią kontrolę.

    Ponownie, drużyny Guardoli kontroli nad piłką mają więcej niż inni. W zeszłym sezonie ligowym, średnio prze 64% meczu byli w posiadaniu jakże cennego świńskiego pęcherza. Niemal 2/3 meczu. Co jasno wskazuje iż rywale mają tylko 1/3 meczu by się wykazać. A Obywatele mają tylko tą 1/3 meczu na potencjalne faule. Ale nie odstawiają wtedy nogi, przeciwnie, najlepiej sprawę załatwić już na połowie rywala, przywołany tu Sterling był 3 najczęściej faulującym Obywatelem w zeszłym sezonie ligowym. Cała zaś drużyna, przeliczając faule na minuty jakie należą do rywala, fauluje dużo chętniej niż wskazywałaby to podstawowa statystyka i jest jedną z bardziej agresywnych w lidze.

    @antropoid
    A Klopp to do Barcelony by w ogóle chciał? O „drużynie wszechczasów” Guardioli wypowiadał się raczej niepochlebnie, że wybrałby inny sport, gdyby to był pierwszy zespół jaki widział, czy cuś w ten deseń. Zresztą posada trenera w FCB wygodna mniej więcej jak Żelazny Tron, Ernest obecnie „zwalniany” przy każdej stracie punktów, w całej historii Barcy był zdaje się jeden trener który wytrzymał 5 lat, no i jak się patrzy na zdjęcia trenerów „przed i po” – najpierw uśmiechnięci, pełni energii, potem posiwiali, albo wręcz wyłysiali, pustka w oczach, z reguły robiący sobie przerwę w trenerce po przygodzie z Barceloną.

    Ernest w pierwsze pół roku posiwiał, pewnie też sobie przerwę zrobi jak go w końcu pogonią. Kloppowi życzyłbym lepiej. Zresztą, on nie pasuje do takiego giganta, gdzie jest tylko trybikiem. LFC było idealne, bo klub w wielka historią, ale obecnie do wielkości dopiero aspirujący – osiąganie jej o wiele bardziej do Kloppa pasuje, niż włażenie do jednego najbogatszych i kolekcjonowanie trofeów i rekordów transferowych. Dlatego myślę że ani Barca, ani Real, ani Bayern, ani City, ani Juve nie było dlań ciekawym. Za długo Klopp walczył z Bayernem, by wybrać klub o podobnym statusie.

    Polubienie

  10. @0twojastara
    Sądzę, że w tej sprawie nie jest istotne, czy latem 2015 Klopp chciał czy nie chciał do Barcelony, lecz to, że wtedy Barcelona nie chciałaby Kloppa nawet gdyby – parafrazując Marqueza – ów srał diamentami.

    Polubienie

  11. @0twojastara
    Nie wiem, czy to prawda, ale polska Wikipedia twierdzi, że Cruyff pracował od 1988 do 1996, a niejaki Jack Greenwell od 1917 do 1924.

    Polubienie

  12. @st.pauli
    Właśnie Cruyffa miałem na myśli(zjadłem „więcej” miało być „więcej niż 5 lat”). Pro forma miał przerwę w 1991(chorował na raka) ale myślę że na luzie można uznać 88-96 za poprawne.

    Angielska wiki(na ogół dokładniejsza) twierdzi że do 1923, ale nie ważne, przyznam że nie wiedziałem, w tak antyczną historię futbolu zapuszczam się rzadko. Zatem, poprawnie byłoby „tylko jeden trener po drugiej wojnie wytrzymał więcej niż 5 lat”.

    Polubienie

  13. @st.pauli
    Co do „srania diamentami” w 2015 na pewno, gdy już Lucho wygrał potrójną koronę dyskusji nie było. Ale myślę że uzasadnionym domniemaniem jest, iż Klopp miał masę propozycji objęcia różnych drużyn, przez wiele lat gdy związanym był z kontraktem z BVB, biorąc pod uwagę jakie diamenty wówczas prezentował. Wykupienie kontraktu trenera z reguły jest tańsze niż zawodnika, rozwiązanie też na ogół prostsze. Myślę że w latach 2011-15 Klopp mógł w ofertach przebierać, to że pozostał na stanowisku, to wyłącznie jego wybór, a czy zaplątała się tam również oferta z FCB? Kto wie?

    Polubienie

  14. Fajnie gdyby LFC i MC zostały wywalone z następnej LM przez jakichś nudnych średniakow, w jakichś cholernie nudnych dwumeczach.
    Tak aby było w tym show trochę dawnej piłki nożnej 😉

    Się rozmarzylem.
    Będzie o to z roku na rok coraz trudniej. Koncentracja szmalu przybiera na sile.

    PS
    Do tej pory wielu odlatywało gdy po raz n-ty w sezonie tłukły się RM z FCB. Teraz Žižek z Houellebecq’iem przeniesli polemikę na wyspy 😉

    Polubienie

  15. „A Klopp to do Barcelony by w ogóle chciał?”

    Jeszcze, gdy był trenerem BVB, powiedział, że mógłby trenować tylko w Niemczech i Anglii, bo tylko te 2 języki zna.

    Regarding working in England, Klopp said: „I think it’s the only country I think where I should work, next to Germany because it’s the only country I know the language a little bit and I need the language for my work. If somebody will call me, then we will talk about it.”

    Może zmienił zdanie. Albo nauczył się hiszpańskiego. Kontrakt z Liverpoolem ma jeszcze na 3 lata i nie chciał go przedłużyć, mimo, ze dostał latem nową ofertę od FSG.

    Polubienie

  16. W historii większości największych klubów piłkarskich (może poza ManU) trudno znaleźć trenera, który by przepracował więcej, niż 5. lat – taka robota. W powojennej historii np. Realu był chyba jeden, w Bayernie też, w Juventusie może ze dwóch. Nie sądzę, żeby miało to jakiekolwiek znaczenie

    Polubienie

  17. @0twojastara
    Prawdą jest, że latem 2014 to – w akcie desperacji – nawet Thomas Tuchel (następca Kloppa w Mainz i późniejszy następca w BVB) mógł wydawać się szefom Barcelony dobrym kandydatem. Aczkolwiek – popraw mnie, jeśli się mylę – Barcelona w XXI wieku co do zasady wybiera trenerów pod kątem zbieżności z preferowanym przez siebie stylem gry. Jeśli tak, to pod tym względem Klopp nigdy nie odpowiadał oczekiwaniem szefostwa Barcelony.

    Co do siwienia i stanowczo zbyt częstych zmian trenerów (po obydwu stronach), sądzę, że 99% ludzi na tym stanowisku podupadłoby na zdrowiu mając świadomość, że rywalizują nie tylko z przeciwnikiem sportowym, ale również w pewnym sensie politycznym. Wydaje mi się, że takie emocje bardzo szkodzą zdrowiu.

    @22Drexler
    Ale dlaczego właśnie z Houllebecqiem? Próbuję się tego dowiedzieć od Autora, ale ten ma na razie ciekawsze zajęcia niż odpisywanie.

    @Panszeryf
    Wszyscy podejrzewamy, że robota w jednym z największych piłkarskich klubów świata bardzo wycieńcza psychicznie. Lepiej już być papieżem: mniej rywali ze „światowego topu”, ergo mniejsza presja na „wyniki”.

    Polubienie

  18. Legia może i zaczęła od remisu FC Europa, ale im dalej w las, tym lepiej to wygląda. Wychodzi że Vukowić wcale moze zostać – dziś niezły mecz z Rangersami, zasłużony remis, a taki bezbramkowy wcale zły przed rewanżem nie jest – każdy gol Legii będzie ważył więcej niż Rangersów. A nawet jak odpadną, to myślę że Serb może spać spokojnie, jeśli to nie będzie jakieś kompromitujące spotkanie, to nikt myślący nie będzie odbierał występu Legii negatywnie. Ale patrząc co prezentują w pucharach, to i kompromitacji bym się nie spodziewał, coraz solidniej to wygląda.

    @st.pauli
    Co do zasady się to zgadza, jednym z elementów polityki klubowej jest to, że trener ma się dostosować do tego co chcą widzieć w klubie, nie odwrotnie, realizować te Cruyffowskie ideały. Tylko pozostaje zapytać, jak się do tych zasad obecnie panujący Ernest, który całą karierę preferował futbol reaktywny, i mimo wszystko w FCB aż tak mu się nie odmieniło – krytyka że jego Barcelona gra nieciekawy futbol trwa od dawna(jeśli @Wirone czyta, to poprosiłbym żeby zabrał głos)i pewnie do jego odejścia nie ucichnie. IMO Ernest, choć dobry trener, to w ten „szablon” mocno się nie wpisuje. Ba, nawet od świętego 4-3-3 odszedł. Przy tych transferach, to pewnie będzie wracał(weź panie zmieść Messiego, Suareza i Griezmanna), ale ostatnie sezony to bardziej 4-4-2 było preferowane. Dla porównania Rijkaard przez 5 lat nie wyszedł ustawieniem innym niż 4-3-3.

    Dalej, jak wszyscy wiemy, niejaki Jose Mourinho, którego styl gry jest jeszcze dalszy od Barcelońskiego, był w 2008 r. na rozmowie, jako poważny kandydat do objęcia sterów – oczywiście deklarował że realizować piękną grę, futbol totalny, stawianie na młodzież i 4-3-3. Znaczy – jeśli jesteś w stanie realizować Kataloński model, nie dyskwalifikuje cię to że do tej pory tego nie robiłeś. Klopp, który duchowo jednak wydaje mi się bliższy radosnej i ofensywnej grze niż Valverde i Mou, myślę że też mógłby zadeklarować to barcelońskie „wyznanie wiary” i może je realizować – albo i nie, bo jak pokazuje kadencja Valverde, ani 4-3-3 nie musisz grać, ani na młodzież stawiać, ani zachwycać rozmachem w ataku, ważne żeby wyniki się zgadzały. Nie ma w tym w sumie nic złego.

    Polubienie

  19. @0twojastara
    Nie mam dowodów, że Mourinho nie był poważnym kandydatem, ale – zważywszy na dokonany latem 2008 późniejszy wybór (niemal kompletnego żółtodzioba) – trochę wątpię, ponieważ zbyt wiele ich różni. Co do Valverdego, zgoda, że jego styl jest zachowawczy, ale może szefowie Barcelony dobrze wspominali go jako zawodnika (napastnika) i może byli pod dużym wrażeniem wyniku 0:4 z Bilbao w którejś z poprzednich edycji superpucharu Hiszpanii.

    Polubienie

  20. Odnośnie tematu wpisu – faktycznie pachnie El Clasico w EPL – chodzi o to, że mamy dwójkę poza konkursem, pytanie kto jest bardziej Realem, a kto bardziej Barceloną, LFC czy City.

    Czasy top6 czy nawet top 4 skończyły się, mamy w Anglii top2 i nikt na serio nie wierzy iż United, Arsenal, CFC czy Tottenham walczą o cokolwiek więcej niż miejsce w czwórce, zostali zmniejszeni do roli Valencii, Sevilli.

    @st.pauli
    myślę że spotkanie i rozmowa o pracę z osobami decyzyjnymi odnośnie zatrudnienia trenera, świadczy o poważnym traktowaniu – zdecydowali się na żółtodzioba obserwowanego od roku w klubie, ale ponownie, wychowanek i były kapitan, legenda klubowa, istotnie dobre wspomnienia z okresu zawodniczego mogą przeważać. Z Jose mieli tylko miłe wspomnienia z okresu asystowania.

    Po drużynie Guardioli, naturalną była chęć utrzymania wzorców, stąd Tito, którego pracę przerwała tragedia, stąd Tata Martino – wieść niesie że jego Old Boys było najwierniejszym naśladownictwem wzorców, dlatego dostał robotę(a nie dlatego że Messi kazał xD). Efekt był jak wspomniałeś, w 2014 był trochę popłoch i panika. Choć Lucho też niby miał DNA, ale jednak już akcenty trochę zmieniał, dużo więcej gry kontry, mniejsza koncentracja na posiadaniu, bardziej ergonomiczna gra – choć nadal zdolna zachwycać. Widać pewną ewolucję, jej kierunek. Można się spierać, czy w dobrą stronę to idzie.

    Polubienie

  21. @St. Pauli

    Dowody na poważne rozważanie Jose Mourinho są w wielu publikacjach o Barcelonie. Rozmowy były zaawansowane, ale jednemu z dyrektorów (nie pamiętam nazwiska) nie podobała się postawa Jose, który był zbyt pewny siebie. Finalnie, po burzy mózgów, Laporta zdecydował się na Guardiolę i dobrze na tym wyszedł.

    @0twojastara

    Czuję się wywołany do tablicy, ale niezbyt chce mi się wchodzić w ten temat. Jestem zmęczony Valverde i niecierpliwie czekam aż zniknie z trenerskiej ławki Barcelony. Natomiast zgadzam się z komentarzem, że nie trzeba całe życie grać „po Cruyffowsku”, by nagle zostać szkoleniowcem Blaugrany. Uważam, że Klopp świetnie by się odnalazł w Barcelonie, pod jednym warunkiem: że pozwolono by mu robić po swojemu. Przecież Lucho też nie grał tiki-taki, postawił na wariant alternatywny i szybką grę z kontry oraz ograniczenie bezproduktywnego klepania i zanudzania rywala, jego zespół atakował prostszymi metodami (zazwyczaj, bo jak się rywale nauczyli, że trzeba się zamurować by nie dopuścić do kontry, to jednak klepanie też było..). Jasne, mając MSN można było sobie na to pozwolić, ale było wtedy (i teraz też jest) sporo piłkarzy którzy świetnie wpisaliby się w upodobania Kloppa. Szkoda, że czasowo lepiej się to nie zbiegło, czyli koniec romansu Jurgena z Borussią oraz wypalenie Luisa Enrique. Ile mogło być radości gdyby Niemiec trafił na Camp Nou….

    Polubienie

  22. @0TWOJASTARA

    A dlaczego Klopp do Barcelony miałby nie chcieć? Trener na dorobku miałby olać taki temat?… Nie przypominam sobie, by on wyrażał jakąś niechęć do tego klubu, krytykowanie stylu gry drużyny prowadzonej przez kogoś innego, to jednak nie to samo. Barcelona Miliarda Podań miała wielu krytyków mimo rozgniatania rywali na proszek.

    Polubienie

  23. @ST. PAULI

    Wiem, to był ten sam rok. Moim zdaniem oni Kloppa przegapili wcześniej. Było jasne, że długo w BVB nie zabawi, no ale wiadomo – na Camp Nou chcieli mieć kogoś ze swoim DNA, a Luis wystartował rewelacyjnie.
    Tylko, że potem okazał się krótkodystansowcem, a Klopp to zdaje się maratończyk.
    No i świr 🙂

    Polubienie

  24. @ANTROPOID
    Ja wiem że część kibiców FCB bezustannie aż dusze rozrywa na myśl, że ktoś nie urodził się kibicem FCB i od maleńkości nie marzył o staniu się trybikiem w tym jednym słusznym klubie. Ale tu puka rzeczywistość, nie każdy na camp nou przyjdzie wypowiadać frazesy, że odkąd zostawił pieluchy, marzył by w jakiś sposób zaistnieć w historii Barcy.

    Potencjalne przyczyny już były rzucone wyżej – kolega zwrócił uwagę na barierę językową(dla niektórych to ważne), inna kwestią jest pozycja – w LFC Klopp ma już niepodważalną, a to dlatego że zebrał ich do kupy z nicości, w Barcelonie czy innym klubie „Bayernowym” wypracowanie sobie takiej pozycji jest nieledwie niemożliwe, tam zawsze jesteś tylko trybikiem, w każdej chwili możliwym do zastąpienia, szczególnie jeśli jesteś z zewnątrz. Inna sprawa to potrzeba wyzwania, chęć wspinania się na szczyt – Barcelona, Bayern, Real, Juve czy City już na tym szczycie są, tam zabawa już polega na tym ile trofeów ugrasz, ale nie wspinasz się zasadniczo nigdzie, już jesteś na górze, zwyczajnie się na niej rozpychasz. Zarówno LFC jak i BVB były w innym miejscu, do topu dopiero aspirowały, brykając po środku tabeli. No i last but not least, Klopp wierzy w potęgę treningu, dlatego niechętnie kupuje – teraz nie kupił praktycznie nikogo, ileż się nasłuchałem od kibiców LFC jak on trzyma się tego durnia Lovrena i bezproduktywnego Firminio, w irracjonalnej wierze iż zrobi z nich piłkarzy, zamiast kogoś kupić. W topowych klubach nie ma na taką politykę miejsca, tam w potęgę treningu nie wierzy już nikt, także w Barcelonie, która przez ostatnią dekadę wydała więcej na wzmocnienia niż takie PSG. Tam by sobie nie mógł trzymać dyskusyjnych piłkarzy i ich „wyrabiać”.

    Dlatego myślę że do FCB Kloppowi nieszczególnie śpieszno. Jeśli pociesze, to do Realu, Bayernu, czy Juve też. Słowa które powiedział Coutino okazały się prorocze, ale Jurgen dobrze wie że jego też dotyczyłyby – nikt w Barcelonie czy innym klubie gdzie wyniki muszą być na już na wczoraj, nie zaakceptowałby tego dłubania w piłkarzach i montowania swojego stylu gry przez tyle czasu – zarówno w BVB jak i LFC trwało to gdzieś 2 lata zanim zaczęli grać ten właściwy hevy metal i performować na poziomie pozwalającym im walczyć o poważne trofea – już widzę jak w Bayernie, Barcelonie etc. na luzie se tak 2 latka czekajo.

    Polubienie

  25. @0twojastara Słowa Kloppa o Coutinho, zapewne wypowiedziane na podstawie obserwacje, wcale nie musiały się okazać prawdą, gdyby Coutinho był ciut bardziej pewny siebie i elastyczny. Pierwsze pół roku nie wzięło się z kosmosu i nie tylko były liczby, ale swoboda, uśmiech.
    Kolejny sezon niestety to presja, niepowodzenia, frustracja. Ileś złych wyborów, i sytuacji, które powinien rozstrzygać kreatywnością polotem, a rozstrzygał zablokowanym, zbyt lekkim, niegroźnym uderzeniem. Dla mnie to presja na liczby, od której nie mógł odetchnąć, kumulująca się w fakcie, że nawet robiąc to co umie – markowe uderzenie, tych liczb nie osiągał. Dlatego przywoływanie diagnozy Kloppa jest trochę upraszczaniem.

    Klopp zawsze był przeciwnikiem Barcelońskiego stylu i o ile za czasów BVB osiągając rzeczy ponad stan, błyszcząc i bawiąc się, mógł wydawać sądy bez zastanowienia (jak teza o tenisie), tak dziś, mając doświadczenie rywalizacji o każdy punkt, wymagań, żądania wyników, choć zachowuje radość, jest człowiekiem w sądach ostrożniejszym i zdał sobie sprawę z tego o czym pisze Rafał – z jak wielką pracą wiąże się sprawienie, by piłkarze w stylu Guardioli grali, ufali mu i byli efektywni jak jeden organizm. Że spłycanie tego, niczym byle kibic, do tysiąca podań, to błąd.

    Obaj celują w jedno, sprawienie, by jedynym nieprzewidywalnym czynnikiem, pozostał ów nieszczęsny przypadek, a całą resztę chcą kontrolować i zazwyczaj się udaje. Chyba nawet Klopp od czasów BVB, mając już pod swymi skrzydłami optymalny dla siebie, a przy okazji bardzo dobry skład, dorósł do stwierdzenia, że czysta radość, prowadzi do przegranych w finale LE z Sevillą, i by do tej perfekcji dążyć, trzeba robić to, co w czasach radosnego BVB krytykował.
    Guardiola też, by wygrać z Kloppem w tamtym sezonie, musiał zrezygnować z paradygmatu ultra ofensywy. Zwłaszcza że piłkarzy doskonałych, zwłaszcza w kluczowej strefie wyprowadzenia piłki od bramki nie ma. Zremisował pechowo 1:1 i wygrał 2:1, ale nie było to City z meczu z Tottenhamem, a kalkulujące, równoważące. Ciekaw jestem jaką odpowiedź wymyśli Klopp.

    Polubienie

  26. @axelef
    Nie będę jakoś analizował przyczyn porażki Cou w FCB, bo materiałów, a i kompetencji pewnie, mi brak, na końcu Klopp miał rację, choć oczywiście mógł się mylić – ot taki truizm na dziś.

    Ale to nie o to chodzi – w LFC pod Kloppem, nawet po takim słabszym okresie, Cou nie byłby ofiarą takiej nagonki. Ponownie, w tego typu „Bayernowych” klubach na moment słabości nie ma miejsca, bo zaraz cię wykolegują – Cou, Umtiti który przed urazem był bogiem i filarem defensywy na lata, jest faworytem kibiców do sprzedaży, Dybla po jednym gorszym sezonie(głównie przez podporządkowanie zespołu CR-owi) już ma być na wylocie, Neymar, nie tak dawno najlepszy towar na rynku, zewsząd hejtowany i niechciany. W Realu Bale „golfista”(jeden z lepszych na boisku w trakcie pierwszego meczu sezonu). W takich klubach, jeśli nie jesteś wychowankiem/rodzimo-kadrową legendą w stylu Xaviego, Chielliniego, Mullera, to pożegnają cię bez żalu i przesadnego czekania aż się „odbudujesz”.

    Trenerzy nie mają inaczej. W każdym z tych klubów jeśli od razu masowo nie wygrywasz, to max pół roku i nie ma cię.

    Polubienie

  27. Maurycemu też się nie śpieszy do Realów, Manchesterów, wie że ile by nie wygrał, nie będzie miał takiej pozycji jak w Tottenhamie.

    Polubienie

  28. @0twojastara, Wirone
    Teraz wierzę, że Mourinho był poważnym kandydatem w 2008.

    Wydaje się, że Liverpoolowi bliżej do Realu, a City do Barcelony, ale być może to nazbyt duże uproszczenie.

    Nie oceniam przywołanych powodów słabej pozycji Coutinha w drużynie, wszelako chcę zauważyć, że Dembele miał już dwa słabo-średnie sezony, a jednak odnoszę wrażenie, że jego pozycja jest mocniejsza.

    Polubienie

  29. VAR to tylko narzędzie, wkurzać się Rafale powinniśmy na sędziów, którzy interpretują obraz jak księgowi w zarękawkach słupki.
    ……………
    A mecz we Florencji faktycznie się oglądało. Szkoda, że widziałem tylko drugą połowę ale nie mogłem sobie odpuścić dziewczyn rozbijających Portugalię.
    P.S.
    Robert na początek sezonu w świetnej dyspozycji (dzisiaj 3 bramki, a łącznie w lidze już 5) ale Bayern na razie nie powala.

    Polubienie

  30. 0TWOJASTARA

    Ja wiem, że części kibiców RM, być może sfrustrowanych bilansem rywalizacji z FCB w ostatniej dekadzie, wydaje się, że części kibiców FCB coś się wydaje, ale to pewnie przewrażliwienie, w omawianym przypadku będące trafieniem kulą w płot. Nie było żadnych podtekstów, to samo napisałbym, gdyby chodziło o RM, lub którykolwiek z klubów z tej najwyższej grzędy.

    Zaś spekulacje nt – co siedzi w głowie Kloppa, czy odrzuciłby ofertę FCB, czy też nie i z jakiego powodu, mają mniej więcej taki sam sens, jak tematy wypracowań w stylu: „co poeta miał na myśli…”.
    Ze wskazaniem na mniej.

    Polubienie

  31. Dziwne. Zwycięstwo Linette jakby mniej ważne od sukcesu Hurkacza.
    P.S.
    O 15,oo gra Monako. Obejrzę, bo forma Kamila w dwóch pierwszych ligowych meczach mocno mnie niepokoi.

    Polubienie

  32. @st.pauli
    nie, mógłby z miejsca wyrazić opinię, zamiast wcześnie, krótko bo krótko, w temacie uczestniczyć.

    Polubienie

  33. To chyba do mnie było, więc dziękuję za rady – ale sam sobie wybieram tematy.Nie wiedziałem, że awansowałeś na zarządcę tego forum.
    Poza tym temat nie jest słaby, tylko jałowe domysły.

    Polubienie

  34. No widzisz, straciłeś szansę by pogratulować xD

    A tak bardziej serio, to troskę o czas kolegi mną wyłącznie powodowała. Myślę że dużo lepiej jest zająć się czymś ciekawszym, niż wchodzeniem w dyskusję i błyskawicznym z niej wychodzeniem, twierdząc że „temat jest gupi”. Już lepiej, nie wiem, pierogi polepić.

    Polubienie

  35. @0twojastara
    Nie napisał, że temat jest gupi, jeno, że nikt z nas nie siedzi w głowie Kloppa. Z jednej strony owszem, mówił, że nie chciałby trenować drużyny ze ścisłej czołówki, której nie można ukształtoeać. Ponadto mówił o dwóch językach, które zna. Jednakowoż z drugiej strony chętnie przystaje na rolę trybika komercyjnej machiny reklamując, przynajmniej w niemieckiej telewizji, niemalże cokolwiek się da reklamować. Nie da się wykluczyć, że kiedyś postanowi powdzięczyć się śnieżnobiałym uśmiechem również barcelońskiej lub madryckiej publiczności. Dlatego właśnie można rozbieżne opinie na ten temat porównać do interpretacji dowolnego wiersza. Jacques Derrida udowodnił nam, że interpretacje tego samego tekstu (zjawiska) mogą być przerozmaite i że żadna z nich nie jest bardziej zgodna ze źródłowym znaczeniem.

    Polubienie

  36. @st.pauli
    Cóż w wypadku reklamowania deklaracji nie udzielał, a nie wiem w jaki sposób miałby wpłynąć na jego trenerską swobodę.

    Oczywiście, nawet gdy człowiek coś deklaruje publicznie i to realizuje, to nie można wykluczyć że w głębi duszy kłamie i kiedyś realizować przestanie. Możemy i o tym pogadać, czemu nie. Tylko niech ktoś inny pociągnie temat, ja jakoś tego nie czuję.

    Nie wiem czy na jakimś poziomie można przyrównać monetyzowanie wizerunku, z pracą w Realu czy Barcelonie. Chyba że o „duże pieniądze” chodzi, jakby w LFC nie był w topie zarabiających managerów – zgodnie z doniesieniami z początku 2018 już wtedy Klopp zarabiał więcej od Zidane’a, a Solari rok później to nawet nie łapał się do top3 najlepiej zarabiających trenerów w LL. Mam wrażenie że sugestia iż jeśli ktoś jest w stanie zarabiać na swoim wizerunku,tu jest ogólnie rzecz biorąc „sprzedajny”, jest raz – nieładna, dwa – nieprawdziwa. Rozdzielałbym te sprawy.

    Polubienie

  37. @0twojastara
    Pardon, jeśli niezdarnie to napisałem, ale bardziej niż o sprzedajność chodziło mi to, że Klopp – co jest raczej pozytywne – nie jest dogmatykiem. Nie trwa niezłomnie przy własnych deklaracjach dla samej zasady. Wnioskuję po umiarkowanej rozbieżności pewnych słów i pewnych czynów. Z jednej strony – o czym pisał tu Autor – krytykuje działaczy piłkarskich za chciwość, a z drugiej pomimo zarabiania z pracy trenera więcej niż (jak zgaduję) Autor tego bloga i wszyscy komentujący razem wzięci, pożąda więcej z tytułu reklam (jak to lirycznie nazwałeś, monetyzuje swój wizerunek).

    Polubienie

  38. I kto to pisze… 🙂
    Z niczego nie „uciekłem” – nie chce mi się tylko bez końca odpowiadać na dyrdymały kogoś, kogo zdaje się dopadł nieudany weekend i szuka sposobu na odreagowanie.

    1. Na moje kibicowskie zdanie (do którego jak każdy mam prawo), że w Barcelonie zawalili nie próbując sprowadzić Kloppa, najpierw odpowiadasz domysłami, że tam by pewnie nie poszedł, bo mu się nie podobała gra drużyny Guardioli…

    2, Następnie – kompletnie od czapy – wyskakujesz z jakimiś piaskownicowymi forumowymi animozjami madrycko-barcelońskimi. Pojęcia nie mam skąd Ci się to nagle wzięło, ten kiepski weekend chyba, bo nie wiem jak inaczej tłumaczyć aż taką spinkę na wspomnienie o tym, że Barcelona jest klubem z najwyższej półki. Myślałem, że to oczywistość, w każdym razie na tym forum.

    3. A na koniec jeszcze chcesz mi odłączać mikrofon, jak kuchciński opozycji. I Ty mi piszesz o pierogach?… No litości, chłopie. Przeważnie piszesz z sensem, ale tym razem się potknąłeś, a chcesz, żeby ktoś inny podnosił się z podłoża.

    Polubienie

  39. @Antropoid i 0twojastara
    Panowie, a może by kompromisowo uznać, że każdy może się pomylić oraz każdemu emocje mogą zaburzyć prawidłowy ogląd. Rywalizacja Realu z Barceloną ze swojej natury wymyka się rozumowi, ponieważ – bardzo przepraszam za arcybanał – istotą kibicowania jest prymat emocji. Najważniejsze to nie spaść poniżej minimum szacunku dla rywala, co – jeśli poprawnie czytam ze zrozumieniem – na tym forum się udaje. Pardon, brzmi to jak mędrkowanie stojącego z boku, ale – żadna niespodzianka – sam też nie jestem wolny od nierozsądnych emocji związanych z kibicowaniem Piratom z St. Pauli i żużlowym Jaskółkom z Tarnowa. Co zrobić? C’est la vie. Na szczęście jest co najmniej kilkanaście spraw ważniejszych niż piłka nożna (i żużel), np. prawa czlowieka. Wyrażam bardzo duży szacunek dla wszystkich, którzy w dyskusji pod poprzednim wpisem bronili tych praw.

    Polubienie

Dodaj komentarz