Mecz zero

Nie mogę przestać o tym myśleć: ilekroć padał gol, siał zniszczenie, może śmierć. To przecież wtedy ludzie rzucają się w sobie w ramiona, obściskują, całują, mimowolnie plują. Idealne warunki dla rozprzestrzeniania się wirusa.

19 lutego 2020 roku podziwialiśmy przewspaniały popis przewspaniałej drużyny na przewspaniałym stadionie, który należy do mojej ulubionej drużyny – AC Milan. Tamtego wieczoru po boisku biegali jednak piłkarze Atalanty. Zachwycają mnie od kilkunastu miesięcy, czemu wielokrotnie dawałem wyraz, więc rozanielony fetowałem ich gole wbijane Valencii. 4:1. I cała gama intensywnych wzruszeń.

Zbierzmy pozasportowe fakty.

Atalanta ma siedzibę w Bergamo, ale z powodu niespełniającego standardów UEFA obiektu w Lidze Mistrzów musi grać w Mediolanie; 19 lutego w Bergamo handlowcy już wczesnym popołudniem pozamykali sklepy, ponieważ co trzeci mieszkaniec 120-tysięcznego miasta wyruszył do Mediolanu, by dopingować piłkarzy z trybun, współuczestniczyć w, jak ogłaszano, „najważniejszym meczu w dziejach klubu”; przyleciało również około 2,5 tys. fanów z Walencji. Dwa dni później Włosi donoszą o pierwszym przypadku zarażenia COVID-19, które nie pochodziło „z importu”, lecz było skutkiem nabycia koronawirusa w kraju. Sześć dni później rozbrzmiewają informacje o pierwszych chorych w prowincji Bergamo. Tydzień później w Walencji cholerstwo dopada hiszpańskiego dziennikarza, który feralnego wieczoru był na stadionie San Siro. Miesiąc później eksperci obwołują wspomniany mecz „bombą biologiczną”.

I jeszcze jedna podróż w czasie. Dopiero 3 marca dowiadujemy się, z sekcji zwłok, że pewnego mężczyznę, który zmarł pod Walencją już 13 lutego – czyli prawie tydzień przed meczem – też powalił koronawirus… Słowem, nosiciele mogli być wśród kibiców obu klubów, którzy to kibice, koniecznie dodajmy, namiętnie i cieleśnie bratali się ze sobą na mediolańskim Piazza Duomo.

Gdy spisuję niniejszą blogonotkę, statystyki wyglądają tak: w prowincji z północy Włoch wykryto siedem tysięcy zarażonych, przeszło tysiąc zmarło, co oznacza, że w tamtej okolicy zabijał ludzi z rekordową skutecznością, immunolog Francesco Le Foche ukuł już nawet termin „anomalii Bergamo”. W Walencji zarejestrowano natomiast 2,6 tys. chorych, wśród nich znalazło się aż 35 proc. członków pokonanej na San Siro drużyny – biorąc pod uwagę i zawodników, i sztab szkoleniowy.

Giorgio Gori, burmistrz włoskiego miasta, wspomina dzisiaj, że gdy on i sąsiedzi w uniesieniu wyczekiwali na święto w Lidze Mistrzów, nikt nie miał pojęcia, co się dzieje. Przypuszcza, że kibice Atalanty, którzy nie wyjechali do Mediolanu, też wyrządzali sobie nawzajem krzywdę – tworząc rozemocjonowane tłumy w barach i domach – nieświadomi, jak poważne nadciąga niebezpieczeństwo. Rzucił nawet, iż dramat był „nieunikniony”.

Przyjmuję jego refleksje z całkowitym zrozumieniem. Z przykrością czytam oskarżenia dziennikarzy sportowych, których dzisiaj trzęsie z oburzenia, że dopuszczono do rozegrania tamtego meczu w normalnych warunkach, i którzy chłoszczą UEFA oraz gospodarzy za skrajną nieodpowiedzialność lub głupotę, choć 19 lutego zastrzeżeń nie zgłaszali, co najwyżej zachwycali się grą Atalanty. Podejrzanie szybko stajemy się specjalistami od epidemiologii. Zapadają bezlitosne wyroki, gdy okoliczności powinny skłaniać do szczególnej ostrożności, a przede wszystkim pokory – skoro mierzymy się z nieznanym, to wypada założyć, że ci, na których padło najpierw, mieli prawo nie wiedzieć, jak reagować, wypada wreszcie rozważyć, czy na pewno my potrafilibyśmy zachować się perfekcyjnie. I pamiętać, iż tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. Przyjąć życzliwie za aksjomat: w czasach zamętu zwłaszcza na początku rządzi przypadek, więc odetchnijmy z ulgą, jeśli nam się poszczęści, i solidaryzujmy się z pechowcami, którzy ze ślepym losem przegrali.

Sam o 19 lutego w Mediolanie rozmyślam często. Gdy patrzyłem, jak Atalanta tłucze się z Valencią, zatracałem się w czystym futbolu – znacie te ekstatyczne doznania kibica: zapominasz o bożym świecie – tymczasem z każdym upływającym dniem sportowy wymiar tamtego widowiska niknie. Dociera do mnie, że ze skrajnie odmiennych przyczyn może się ono zapisać w historii jako najważniejszy mecz roku.

Nie wiadomo, ilu ludzi, którzy szaleli wtedy na trybunach, zaraziło się, rozpyliło chorobę na innych, zachorowało bezobjawowo lub z objawami, zmarło. Na razie naukowcy proponują jedynie hipotezy. Ale przynajmniej część danych na pewno poznamy, przebieg pandemii w przyszłości zostanie skrupulatnie zbadany. W każdym razie ponad tysiąc – dotychczas – zgonów w prowincji Bergamo sprawił, że zacząłem mentalnie krążyć wokół innych stadionów śmierci. Nad Heysel, gdzie podczas finału Pucharu Europy w 1985 roku zginęło 39 osób. Nad Hillsborough, gdzie w 1989 roku zginęło 96 osób. Nad Estadio Nacional, gdzie w 1964 roku anulowany przez sędziego gol kosztował życie 328 osób.

Nie proponuję licytacji na ofiary, by hierarchizować tragedie, lecz z wolna uzmysławiam sobie, iż mediolańskie San Siro też mogło być sceną wielkiego futbolowego nieszczęścia. Innego niż poprzednie, bo żałobę zrodziła tu rozkosz, a ludzi zabijało nieuchwytne i niewidzialne, ale to kwestie drugorzędne, zresztą tym razem też zostaną z nami wstrząsające obrazy. Choćby widok wojskowych ciężarówek, które wywoziły martwe ciała z Bergamo, by skremowano je w sąsiednich regionach, gdy lokalne cmentarze przestały nadążać.

24 myśli na temat “Mecz zero

  1. Pytanie, jak wygląda sytuacja w Lipsku (i północnym Londynie)? Jak w Liverpoolu (i biało-czerwonej) części Madrytu? Patrzyłem na te mecze – rozgrywane przecież 10 i 11 marca, kiedy wirus już się w Europie wygodnie rozsiadł i zaczął tuczyć – i nie mogłem uwierzyć w widok pełnych trybun. Czy miało to jakieś przełożenie na rozwój epidemii? Czy w tych miastach też wystąpił „efekt LM”?

    Polubienie

  2. Liverpool i Lipsk były dużo mniej narażone, niż Bergamo/Mediolan, bo nie były głównym „ogniskiem” wirusem. Różnica polega na tym, że na meczu Atalanta-Valencia nieświadomych nosicieli wirusa mogło być kilkuset (jeśli nie więcej), a na meczach Liverpoolu i Lipska co najwyżej kilkanaście. Więc skala ma tutaj znaczenie. Jestem przekonany, że na mecz Atalanty jechał kibic zdrowy/chory/z gorączką/z kaszlem itd. jeśli tylko miał przy sobie bilet.

    Polubienie

  3. W każdym razie niewidoczny i nie(po)znany wcześniej zarazek skutecznie pokazuje, ile to wszystko co doczesne warte. Widać mniej, niż się to ludzkości wydawało, skoro wciąż jedynym antidotum jest zamykanie się w prywatnym bunkrze.

    Polubienie

  4. Kolejny raz się potwierdza, że związek przyczynowo-skutkowy potrafimy zdefiniować dopiero wtedy jak on wystąpi. Może dlatego, że czasami nie chcemy go widzieć a czasami wystarczą minimalne różnice, żeby przyszłe scenariusze reakcji stawały się rurką hydraulika; – „Jasiu do czego jest ta rurka? – Ta rurka jest do niczego panie majster”. I nie dotyczy to tylko wirusa, ale i to częściej, znacznie bardziej skomplikowanych zjawisk społecznych. To dlatego potrzebna była powtórka z Heysel, żeby Anglicy na poważnie zajęli się swoim kibolstwem.
    P.S
    Ciekawostka o której czytałem wiele lat temu. W Kanadzie obserwowano okresowy spadek pogłowia sowy (o ile dobrze pamiętam chyba śnieżnej). Na dużych obszarach występowały okresy kiedy pogłowie sów gwałtownie rosło, i takie w których zamiast kilku jajek w gnieździe, znajdowano wiosną tylko jedno-dwa. Okazało się, że przyczyną był wirus, który raz na parę lat dziesiątkował populację myszy, stanowiących główny pokarm piskląt. Po paru latach pogłowie myszy się odbudowywało, a sowy z entuzjazmem wracały do wiosennych uciech.

    Polubienie

  5. Interesujący jest wyjątkowo wysoki odsetek ofiar śmiertelnych wirusa w Bergamo i okolicy (jeszcze większy notowany jest chyba tylko w San Marino).

    @Anonim
    Musiało tych nosicieli być sporo, pytanie skąd więcej z Hszpanii, czy Włoch.

    I trochę humoru na czas zarazy:

    Polubienie

  6. W kontekście stadionów śmierci warto wspomnieć też ten w Santiago, na którym urządzano w 1974 r. egzekucje…

    Polubienie

  7. W Japonii dopiero co odbyła się gala K-1 na 10 tyś ludzi, poczekajmy 2-3 tygodnie, czy rezultat będzie podobny.

    Polubienie

  8. @RafalStec Twitter

    Wczoraj prześledziłem dane o zachorowaniach. Dotychczas odsetek wyjawionych zakażeń to mniej niż 0,01% (1 osoba na 10000). Do podawanych przez media 60-70% światowej populacji jest na razie tak daleko, jak do najbliższej czarnej dziury, natomiast podgrzewa się panikę. Nawet zakładając, że wirus ma pochodzenie naturalne (ja zakładam, że tak) trzeba się zastanowić, czy zaraza nie zostanie wykorzystana (a przynajmniej zostaną poczynione tego próby) do znacznego ograniczenia wolności jednostek i społeczeństw.

    Polubienie

  9. @F.Wspaniały
    jest tu małe ale – większość ludzi(ok 80% zdaniem lekarzy) przechodzi wirusa bezobjawowo, względnie z małymi objawami – polecam wypowiedź Paulo Dybali, który czuje się dobrze, ale już z treningami miał problem. Otto Walin, szwedzki pretendent bokserski, na stałe mieszkający w USA, pomimo już bardziej widocznych objawów, które sam opisywał, odstąpił swój test na koronawirusa bardziej potrzebującym – masa ludzi nie zostaje potwierdzona jako chorzy/nosiciele, bo zwyczajnie brakuje testów. Last – wirus ma długi czas inkubacji, od zakażenia do objawów mija 2-3 tyg. Zatem obecna liczba, z tego co widzę 766 tyś, to liczba zakażonych sprzed właśnie 2 tygodni(wówczas mieliśmy oficjalnie 180 tyś) oni już wtedy to mieli, tylko teraz o tym wiadomo.

    Oczywiście media podgrzewają panikę do granic, bo to się sprzedaje, na tym się zarabia, to się klika. Ale to ograniczenie swobód ma sens – z jednej strony mamy Hiszpanię, gdzie początkowo obywatele robili wręcz parady przeciw kwarantannie i jest tam teraz dramat, z drugiej mamy kraje dalekiego wschodu, które mając w pamięci SARS, MERS i bóg wie co jeszcze, nie patyczkowali się, ograniczali co się da, przy współpracy obywateli którzy nie bawili się w koronawakacje i na serio wirus tam błyszczał tylko w Wuhan i w Korei pld. a i tak udało im się to ogarnąć z dużo mniejszymi stratami.

    Osobiście też początkowo podchodziłem do sprawy raczej lekko, bo jak patrzyłem na liczbę zachorowań na dalekim wschodzie, wcale to nie rozprzestrzeniało się jakoś spektakularnie, ale dziś już mniej więcej wiem dlaczego. Po europie zachodniej rozhulało się to już na dobre, w USA rozhula się jeszcze bardziej, uwzględniając takie czynniki jak duża liczba bezdomnych w największych miastach(sam NY ma ponad 100 tyś), czy o wiele gorszy system opieki zdrowotnej, który nie był wydolny bez wirusa(już docierają pierwsze artykuły o zgonach ludzi nie mających ubezpieczenia). No i jeszcze Kaczor Donald u sterów, który był autorem chyba połowy najgłupszych zdań o wirusie i samej pandemii.

    Polubienie

  10. @0TWOJASTARA

    Nie chodzi o ograniczenie swobód w czasie trwania epidemii, a po jej ustaniu. Argument może być taki, że skoro najlepiej poszła walka z wirusem Chińczykom, stosującym dosyć drastyczne metody, to skopiowanie chińskiego systemu kontroli społeczeństwa będzie najlepszym rozwiązaniem. Btw, jeśli 80% chorych nie ma objawów, to nadal jest to tylko 0,05% (5 na 10000) zakażeń (z tego ok. 4% ze skutkiem śmiertelnym, czyli 2 na 100000). I jeszcze jedno – malaria i grużlica zabijają rocznie po około 1,5 miliona osób.

    Polubienie

  11. @F.wspaniały
    Malaria i gruźlica są znanymi i opisanymi przez medycynę chorobami, tu mamy do czynienia z wirusem którego opisanie dopiero przyjdzie. BTW znakomitym przykładem jest podane przez pana 4% śmiertelności – jest to uśredniony wskaźnik, który, dopóki w zachodniej europie nie było źle, wynosił 3%. Tu mamy z jednej strony ponownie tą Koreę, gdzie ta śmiertelność jest ok 1%, a z drugiej Włochy, gdzie skala epidemii przeciążyła służbę zdrowia i mamy już ponad 10%. Jak uśrednimy dane ze świata, to wyjdzie te 4%, które niedawno były 3%. Ale, przypominam, to pisanie palcem po wodzie, bo ilość wszystkich zakażeń jest nie do ustalenia, tak i ilość zgonów jest nie do ustalenia – nie wszędzie na świecie mają możliwości i środki by to choćby wykrywać, wysoce też prawdopodobne że Iran zafałszował rzeczywiste liczby.

    Więc daruje pan te „wyliczenia” bo inaczej tej zabawy w zrobienie jak najwięcej zer nie umiem nazwać. BTW, mogę się dowiedzieć, jak wygląda ilość zmarłych na malarię względem krajów i poziomu ich służby zdrowia? Bo operując suchymi danymi,bez jakiegokolwiek kontekstu, to naprawdę wiele można „udowodnić”.

    Nawiasem, powiedzieć że 4% śmiertelności to mało, można jeśli nie ma się widoków, by to tej elity przynależeć. Tylko to nie tylko te 4% są problemem, tylko raczej zakaźność tego szajsu – koronawirus znalazł drogę nawet na wysepki oceanu spokojnego, o których istnieniu nawet nie wiedziałem. Przyjmując, że wirus dotknąłby każdego, a na tym etapie, bez wprowadzenia obostrzeń, dotknąłby, 4% od kilku miliardów, to mnie się przynajmniej wydaje potencjalnie dość wysoką liczbą.

    Co do argumentu, z ograniczeniem swobód po pandemii, to naprawdę nie wiem jak się do tego odnieść. To już poziom SF którego nie jestem w stanie szczerze ogarnąć. Nie wiem dlaczego pandemia miałaby przyczynić się do ograniczenia swobód jakichkolwiek, nie ma pół argumentu za tym stojącym. Taka myśl może powstać chyba tylko jeśli Orwell wszedł zbyt mocno. A Chiny jako ostatnie mogą służyć za wzór, bo u nich się cały ten cyrk zaczął.

    Polubienie

  12. Wie pan, ja szczerze uważam, że media robią z tego sprawę o kilka razy za grubą, ale teza iż w sumie nic się nie dzieje, tylko swobody są zagrożone, stawiam gdzieś obok tezy Trumpa, iż z Koronawirusa robi się taki szum, by jaśnie on przegrał wybory.

    Koronawirus świata nie zniszczy, ale fajnie by było, żeby jednak ograniczyć liczbę ludzi których zabije.

    Polubienie

  13. @0TWOJASTARA

    Fajnie Pan przeinacza moją wypowiedź – proszę wskazać miejsce, w którym piszę, że nic się nie dzieje. Próbuję pokazać, że – dotychczas!!! – ilość zakażeń jest przynajmniej o 2 rzędy mniejsza od prognoz. Oczywiście, może się zdarzyć, że czarne prognozy się sprawdzą. Rzecz w tym, że wieszczymy apokalipsę zaledwie po 3 – 4 miesiącach trwania epidemii. Poczekajmy rok i wtedy porównajmy to z malarią i gruźlicą, bo może się okazać, że na koronawirusa w ciągu roku zachoruje (podkreślam – zachoruje) podobna ilość osób, ile każda z wymienionych chorób uśmierca. Co do stopnia zarażalności – nie wiem, czy jest większa od zwykłej grypy. Śmiertelność osób zarażonych jest, owszem, znacznie większa ale kluczowa jest właśnie ilość zachorowań.
    Ostatnie zdanie drugiego postu to już, moim zdaniem, demagogia właśnie w stylu Trumpa. Jasne, że ilość ofiar należy ograniczać. Proszę tylko pamiętać, że wirus to nie jedyny zabójca. Choroba wieńcowa – 7 milionów ofiar śmiertelnych rocznie, cukrzyca – więcej, niż 1,5 miliona, wypadki samochodowe – 1,25 miliona. Koronawirus na moment pisania tego postu – 37,846 (słownie trzydzieści siedem tysięcy). Można nie lubić liczb ale warto czasem się im przyjrzeć.
    Jeśli chodzi o wzmiankę o Orwellu – chciałbym, żeby swobody obywatelskie nie zostały ograniczone, natomiast nie podzielam Pana optymizmu, rodem z Titanica, że to na pewno się nie wydarzy.

    Polubienie

  14. @fw
    Ja może znowu coś przeinaczam, ale nadal czekam na szczegółowe statystyki dotyczące tej malarii – wie pan, jakoś szczególnie się w Polsce nie spotkałem, stąd moja ciekawość. Liczby nawet bardzo lubię, dlatego dociekam. infantylne pobieżne statystyki mnie nie satysfakcjonują. Patrzenie w statystyki, a rozumienie statystyki, to dwie różne rzeczy.

    Ja ponownie może coś przeinaczam, ale wydaje mi się iż cukrzyca jest niezakaźna. Ale pewnie przeinaczam.

    Zakładam zatem, że gdzieś na tym Titanicu gra muzyka, której, najwidoczniej, nie słyszę. Prosiłbym o jakieś przesłanki, jakiś ciąg przyczynowo-skutkowy. Posłucham, żeby nie było iż przeinaczam.

    Last – warto też posłuchać lekarzy, kto wie, może znają się na robocie. Raczej prezentują pogląd, iż zagrożenie nie jest urojone, a hospitalizacja na raz tak dużej ilości ludzi jest problemem. Ale może przeinaczam.

    Na koniec, nie chciałbym przeinaczyć, więc zacytuje: ” Rzecz w tym, że wieszczymy apokalipsę zaledwie po 3 – 4 miesiącach trwania epidemii. ” Chciałbym by uściśliłby Pan kim są my, oraz ustalił znaczenie słowa „apokalipsa”. Ponieważ, kto wie, może Pan przeinacza czyjeś słowa.

    Polubienie

  15. @0Twojastara
    Ja już krótko. Moje uwagi dotyczą tego, że nigdy świat nie reagował w sposób tak gwałtowny względem chorób, które zabijają więcej ludzi, niż chyba zdoła zabić obecny wirus. Nikt nie zakazuje spożycia i produkcji napojów gazowanych, burgerów, chipsów, czy innych świństw, które przyczyniają się w znacznym stopniu do śmierci milionów ludzi, przy czym nie ma znaczenia, że cukrzyca jest niezakaźna – chyba śmierć, to śmierć. Dla mnie nie ma znaczenia, czy na malarię umierają Polacy, czy Afrykanie, a jeśli dobrze zrozumiałem Pana wypowiedź, to dla Pana ma („w Polsce się nie spotkałem”).
    Dane o umieralności brałem z Wikipedii, dla uzupełnienia – grypa zabija rocznie około 650000 osób, wirus na chwilę obecną 48000 (po 3 miesiącach lub po 4 – zależy od wyboru momentu początkowego epidemii), może dogoni grypę lub nie. Jakoś nikt z powodu grypy nie zamyka gospodarki, nie niszczy światowych finansów dodrukiem pieniędzy, a przecież grypa jest zaraźliwa. Pytanie, czy problemy gospodarcze nie przyniosą więcej ofiar, niż wirus?
    Niestety całkiem krótko nie wyszło. I życzę zdrowia, jak i wszystkim.

    Polubienie

  16. Też o tym myślałem i może dobrze, że zaczął reagować gwałtownie? Taki truizm – świat sie zmienia, kiedyś reagował gwałtownie na krzywe nosy wioskowych bab, paląc je na stosie, dziś nie, zmieniło się, może na lepsze, kto wie. Z poprzednią pandemią świńskiej grypy nie było 1/10 tej paniki, tyle że, kto wie, może takowa ocaliłaby wiele istnień, wszak tamten wirus zabijał jedynie 0,6% zakażonych, a szacunki dają solidne widełki, między 120 tyś a 500 tyś zmarłych. Kto wie ile z tych istnień na serio dało się ocalić.

    Źle Pan zrozumiał. Było wcześniej wyjaśnione, wystarczyło czytać. Dość powszechną informacją jest, iż służba zdrowia w krajach afrykańskich odbiega poziomem od standardów europejskich. W ocenie jak groźny jest wirus, wypada uwzględnić jakie siły z nim walczą.

    Szkoda że nie raczył się pan przyjrzeć wszystkim statystykom dotyczącym grypy w wiki, jest tam jak byk, że te 290tyś-650tyś zmarłych, to wynik, według szacunków 340 mln – 1 mld zakażeń. Nie chcę nawet sobie wyobrażać, jakie żniwo śmierci zebrałby koronawirus, gdyby zakaził 1 mld ludzi. I by to tego czarnego scenariusza wypadałoby nie dopuścić.

    Na koniec, niech pan oceni, co jest groźniejsze dla człowieka rekin, czy krowa? Bo to ta druga zabija zdecydowanie więcej ludzi rocznie.

    Polubienie

  17. @0Twojastara
    Dla człowieka, zwłaszcza nieostrożnego, zapewne rekin, dla ludzkości krowa, bo jak Pan raczył zauważyć zabija więcej ludzi.

    Ile zmarłoby osób przy miliardzie zakażeń, wydaje się, że łatwo oszacować. Pytanie: a) czy tyle osób zostanie zarażonych, b) czy ze wzrostem ilości zakażeń zostanie utrzymany obecny poziom śmiertelności.

    I jeszcze jedno, wolałbym nie mieć racji, przewidując ograniczenia swobód obywatelskich w przyszłości, proponuję jednak wrócić do dyskusji za 2-3 lata.

    Polubienie

Dodaj komentarz