Piłka nożna w stanie czystym

To było doznanie osobliwe, jedno z osobliwszych w moim kibicowskim życiorysie.

Czekałem na tego Godota przez 1576 godzin, zasiadłem do szlagieru Bundesligi po 65 dniach z okładem – nie chcę się przechwalać, ale nawet Jezus pościł krócej – bezwyjątkowego odwyku. Tyle czasu upłynęło od meczu Liverpoolu z Atlético Madryt, po którym futbol zamarł, do dzisiejszych zmagań Borussii Dortmund z Schalke, wraz z którymi futbol próbuje ożyć. Owszem, w trakcie bezruchu gdzieniegdzie ganiali za piłką. Choćby na Białorusi, bo Łukaszenka koronawirusa się nie boi, dla pełnego bezpieczeństwa zaleca tylko pić wódkę i pocić się w saunie. Od początku jednak obrałem strategię bezkompromisową – skoro bierzemy udział w gigantycznym społecznym eksperymencie, to nie zamierzam oszukiwać, nie będzie mi jakiś COVID-19 organizował upodobań, nie będę oglądał rozgrywek, których wcześniej nie oglądałem. Pełen detoks. Przerwa, jakiej nie doświadczyłem nigdy, co ja zresztą plotę, nie zdołałbym wyłowić z pamięci nawet kilkunastodniowej.

Pewnie dlatego podobało mi się dzisiaj wszystko.

Zieleń murawy wyglądała słodko, najsłodziej. Inaugurujące grę kopnięcie wydało mi donioślejsze niż kiedykolwiek wcześniej, więc zirytował mnie realizator transmisji, który je zignorował – wybrał kamerę wycelowaną w sędziego. Pierwsze podania Łukasza Piszczka – choć podstawowe, pasówką – odebrałem jako nad wyraz soczyste, normalnie brzoskwinia. Pierwszy drybling zapachniał wiosną, choć o dziwo wykonał go obrońca (Manuel Akanji), ryzykując we własnym polu karnym. Celebrowałem pierwszy strzał, choć Daniel Caligiuri przywalił z rzutu wolnego w mur. Ruszyła mnie jak nigdy pierwsza defensywna interwencja, chirurgicznie precyzyjna, Matsa Hummelsa. A kiedy z półwoleja uderzył Erling Haaland, to strzał zabrzmiał jak kanonada. I wreszcie akcja poprzedzająca pierwszą bramkę – subtelne muśnięcie piłki przez dyrygującego dortmundzką orkiestrą Juliana Brandta, perfekcyjne dośrodkowanie Thorgana Hazarda, chłodne wykończenie ataku przez norweskiego dwudziestolatka. Niebo w gębie.

Oczywiście rzucało się też w oczy wszystko, czego nie było. I kogo nie było. To dość przykry splot okoliczności, że erę permanentnej pustki na trybunach otworzyły akurat derby w Dortmundzie, gdzie fani dają show słynny na całą Europę, zresztą żaden stadion na planecie nie przyciąga średnio wyższej frekwencji. Płynące z telewizora meczowe dźwięki sugerowały wręcz, iż to małe obiekty mogą stać się wkrótce atutem widowiska. Bo wielkie dają okropne echo. Wtedy, gdy słychać krzyki, i wtedy, gdy zawodnicy kopią piłkę. Jeszcze raz: wstrętny pogłos, brrr.

Nie było też piłkarzy wychodzących wspólnie – dzisiaj rzekłbym: uroczyście – na boisko. Nie było trzymających ich za ręce dzieciaków. Nie było ściskających sobie dłonie kapitanów. Nie było wspólnych tańców i pokładania się na sobie po strzeleniu gola – Haaland kilkakrotnie dygnął, a radości Raphaëla Guerreiro, który podwyższył na 2:0, w ogóle nie zobaczyliśmy. Znów przez decyzję realizatora transmisji, który ewidentnie uznał, że nie warto jej pokazywać. Zrezygnował z obrazków zazwyczaj wielokrotnie powtarzanych, bo ładnych – fetowanie gola jest ładne.

Słowem, zabrakło mnóstwa naturalnych reakcji. Piłkarzom zabroniono nawet spluwać, co wydaje mi się ingerencją w odruchy tak głęboką, że dotykającą już granicy absurdu, będącą gwałtem na naturze. Aż zacząłem wypatrywać zaintrygowany, czy zawodnicy wytrzymają. Czy zapanują nad instynktem, czy jednak wdrukowywane latami sekwencje gestów wezmą górę i Haaland mimowolnie przybije komuś piątkę, gdy otrzyma dobre podanie.

Nie przybił. Im dłużej trwał mecz, tym silniej szarpały mną dylematy. Z jednej strony – frajda, że wreszcie grają, piłkarz jest przecież od grania, grający piłkarz przywraca ogólną harmonię, meczowe obrazki przynajmniej na mnie zadziałały jak scena z „Seksmisji”, w której Maks dostrzega frunącego bociana i zrywa z siebie ochronny kombinezon, bo wie, że skoro oddycha bocian, to każdy może. Z drugiej strony trudno odgonić od siebie wrażenie, że potworny społeczny eksperyment nadal trwa, a nawet trwa bardziej, ponieważ wewnątrz głównego eksperymentu umieściliśmy eksperyment pomniejszy, z udziałem bundesligowców. Zagoniliśmy ich do laboratorium i obserwujemy: jak znoszą stworzone sztucznie warunki, czy się w nowym niewspaniałym świecie odnajdą, czy potrafią poskromić swoją spontaniczność.

Przyznaję, że ten wymiar dortmundzkiego meczu chwilami przeważał nad sportowym. Owszem, czerpałem przyjemność z gapienia się na grę, ale równocześnie myślałem o piłkarzach jak o królikach doświadczalnych, zastanawiając się, czy idea epidemicznego futbolu wypali. I wstępną hipotezę postawiłbym taką, że przygodnego konsumenta meczów może w pokaźniejszej dawce odstraszyć, ewentualnie trochę zniechęcić, ewentualnie znużyć. Im bardziej jednak pasjonuje cię sama gra, tym łatwiej się wciągniesz – nawet jeśli co pewien czas westchniesz, że oglądasz nie tyle „mecz duchów”, jak nazywają granie w ciszy Niemcy, co futbol bez duszy.

Prawdą o rozpoczętym dzisiaj eksperymencie jest bowiem również to, że stanowi on w pewnym sensie propozycję dla autentycznego maniaka samej gry. Pozbawioną atrakcji pozaboiskowych, więc wolną od jakichkolwiek rozpraszaczy. Mamy tutaj piłkę nożną wydestylowaną z rzeczywistości, wyizolowaną absolutnie. Wiem, zabrzmi obrazoburczo: to piłka nożna w stanie czystym.

Pozostaje tylko pytanie, ilu widzów ją zniesie, gdy stanie im przed oczami drużyna nie tak rozkoszna w odbiorze, jak dzisiejsza Borussia Dortmund.

11 myśli na temat “Piłka nożna w stanie czystym

  1. Fooball bez kibicow wydaje sie sterylny. Dla milosnika taktyki i techniki to uciecha. Ale co z 12-tym zawodnikiem druzyny? Ile meczy w ktorych atmosfera by pociagnela gospodarzy do dodatkowego wysilku (wygranej?) skonczy sie inaczej? Uczycia bardzo mieszane ale skoro tak ma tez pewnie wygladac wiekszosc sezonu 2020/21 to trzeba sie przyzwyczaic…

    Polubienie

  2. Zresztą taką piłkę nożną czy w ogóle sport będziemy oglądać jeszcze co najmniej kilka miesięcy. Do rozgrywania meczów przy pustych trybunach będziemy musieli przywyknąć(zdaje się, że wyjątkiem, jeżeli chodzi o Europę będą Wyspy Owcze).
    Być może w ogóle nie będziemy mogli wyjechać na wakacje. Być może nie będziemy mogli zapalić świeczek na grobach 1 listopada, bo cmentarze będą zamknięte. Być może po wigilijnej wieczerzy nie będziemy mogli pójść na Pasterkę. Być może w sylwestrową noc nie odpalimy noworocznych fajerwerków.
    Być może. W rzeczywistości 2020 roku nie ma nic pewnego. W każdym razie- rok 2020 już na tym etapie jest inny niż wszystkie dotychczasowe w XXI wieku.

    Polubienie

  3. Od wielu dni w Polsce przybywa 200-300 nowych przypadków, z czego 70-80% to Śląsk i górnicy. Ktoś powie, że to efekt wzmożonych kontroli, ale od dawna wiadomo, że ok. 80% przypadków jest bezobjawowych, więc ogólna ilość przypadków w Polsce i na świecie jest wielokrotnie większa, niż podawana (znana). I co? I nic. W krajach rozwiniętych śmiertelność nie przekracza 1-2%, w dodatku z tych 1-2% – pewnie z 99.8% to osoby w wieku 70-80+ i/lub z osławionymi chorobami współistniejącymi – a i takich osób miażdżąca większość zdrowieje. Do czego zmierzam – jestem statystycznie wyjątkowo daleki od szukania teorii spiskowych, ale koronościema aż nadto bije mnie po oczach, że komuś grubemu bardzo zależy na tym, żeby plebs żył w permanentnym strachu. Dalej uważam, że najdalej za dwa miesiące wszystko wróci do normy. Ew. tylko strach pozostanie.

    Co do samego meczu, zrobiło na mnie wrażenie, że piłkarze przebiegli aż 14. km mniej, niż średnio w sezonie.

    Polubienie

  4. Osobistymi emocjami podzieliłem się już wczoraj pod poprzednią blogonotką, ale emocje Rafała też mi się podobają. I śpieszę, żeby uspokoić. Co prawda trybuny chyba jeszcze długo będą puste, ale na trawniku szybko wszystko wróci do normy.
    Już wczoraj w meczu Eintrachtu z Borussią M. było plucie na trawnik, a dzisiaj w meczu Kolonii z Mainz (2:2 dla niewtajemniczonych) co prawda na piątki jeszcze nie poszli, ale przybijanie piąstek już było. Innych meczy nie widziałem więc trudno o jakieś refleksje, ale jak usłyszałem, że w którymś dwóch bezwstydnych (czyżby tęczowi) wymieniało buziaki, to o przyszłość jestem spokojny.
    Tymi 14 km też się nie specjalnie przejąłem, bo i przyspieszeń było o połowę mniej, dryblingów także a i gra trochę jakby zdystansowana. To tylko skutek długiej przerwy w grze i po dwóch trzech kolejkach śladu po nim nie będzie.
    No a trybunami to się zajmą sprzedawcy reklam. Takiej powierzchni nie odpuszczą… ale to mnie jakby mniej cieszy.

    Polubione przez 1 osoba

  5. No i mecz, na który najbardziej czekałem, najbardziej mnie rozczarował. Bayern zupełnie nie miał pomysłu na murarkę Unionu.
    P.S.
    Ale za to były piątki po wymuszonej ze stałego fragmentu gry na 2:0 bramce Pavarda. Jak nic w najbliższej kolejce doczekamy się misia, a może nawet paru.

    Polubienie

  6. „Djokovicia nie oświeciła pojedyncza szczepionkowa fobia, on uleciał na wyższy poziom świadomości dzięki całej baterii szajb, głowę przeistoczył w istny kocioł czarownic”. – Zdarza mi się pośmiać czytając felietony naszego gospodarza, ale chyba jeszcze nigdy nie bawiłem się tak dobrze.

    Polubienie

  7. Te mecze pośród trybun – widm wyglądają równie ponuro, jak to, co banda zbirów i ich nadgorliwych lizusów wyprawia z Polską.

    Polubienie

  8. @Antropoid
    Wiedziałem, ze z problemem pustych trybun szybko sobie poradzimy, ale to, że przy pomocy sekslalek to przerosło nawet moją porąbaną wyobraźnię.
    Gorzej chyba będzie z problemami na trawniku… – Rafał o pladze kontuzji w pierwszej kolejce wznowionej Bundesligi na Wyborzczej.
    P.S.
    1. Radio tanio sprzedam…
    A jednak to dziwne. Jak Witek unieważniła głosowanie w Sejmie, bo jej się w trakcie liczenia wynik nie podobał, to mało kogo to obeszło. A jak dyrektor III podjął taką samą decyzję i tak samo ją uzasadnił to wielkie larum.
    Bolszewicy w trumnach muszą zajadów ze śmiechu dostawać jak obserwują kolejne „sukcesy” nadpisiorka w walce z komuną. Orwell wiecznie żywy!
    2. W sobotę jeden z gości w cotygodniowym programie Mellera (lubię jego dyskusje z zapraszanymi) po kolejnym pytaniu gospodarza wyrwał się: – „Trzaskowski z Dudą nie wygra!. Zapamiętajcie, ze ja to pierwszy powiedziałem”. Domyślam się, że szykuje sobie osobisty triumf na czas powszechnej katastrofy.
    Chocholi taniec naszej inteligencji trwa… i tylko nie wiem czy Wyspiański jest dumny, że jego XIX-wieczna satyra stała się ponadczasową diagnozą.

    Polubienie

  9. Jaka władza – takie standardy.
    Nieprzypadkowo guru partii Bigdów wygląda jak kopia Maliniaka z „Czterdziestolatka”.
    Tylko bez (szkoda) waciaka i gumiaków.

    A opozycja (tzw.) dalej tylko bąka coś pod nosem i to od czasu do czasu.
    Dobrze, że choć paru starszych muzyków się pobudziło – bo ich następcy dalej jak te myszy pod miotłą.

    Polubienie

  10. Jeszcze z krajowej niwy czysto piłkarskiej: promocję z III ligi (gr. IV) do II związek przyznaje najpierw Motorowi Lublin – czyli wiceliderowi (???), a następnie, po protestach także prawowitemu liderowi, Hutnikowi Kraków… To jak tu ma być normalnie, jak żadna władza nie przestrzega żadnych zasad – nawet własnych.

    Jeszcze Boniek gada o tej farsie, że zwyciężył sport i zdrowy rozsądek…

    Polubienie

  11. A to akurat dużo mówi o powszechnym sposobie myślenia: nie chodzi o to, żeby było uczciwie, tylko żeby my byli góro.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s