Komu wolno zbawiać świat

Zapachniało przełomem, gdyby podobna decyzja zapadła w polityce, nasi obyci ze światowymi językami komentatorzy trąbiliby pewnie o gejmczejndżerze – FIFA zezwoliła w ubiegłym tygodniu na łamanie swoich własnych przepisów. Zaleciła, by nie karać piłkarzy solidaryzujących się z zabitym przez amerykańską policję George’em Floydem.

Święte dotychczas reguły gry znamy: na boisko nie wolno wnosić haseł, symboli oraz obrazków zawierających treść polityczną, religijną, a nawet osobistą. Jakąkolwiek treść, bez dzielenia komunikatów na słuszne i mniej słuszne. Strój ma być sterylnie czysty ideowo, w 100 procentach sportowy, co zresztą rozciąga się na trybuny, na których zabrania się wywieszania czegokolwiek niezwiązanego z piłką nożną.

Bezwzględnemu zakazowi długo sprzyjałem, fetując w stadionie przestrzeń wyjętą spod prawa codzienności, w której absolutnie wszystko stało się polityczne – nawet obiad można ugotować po lewacku, nawet stosunek do ustaleń naukowców miewa się prawacki, a jeśli ktoś nie zdaje sobie sprawy, że poprzez prozaiczną czynność popełnia światopoglądowy coming out, to usłyszy rozjaśniający epitet, w minionych latach rozbebeszyło mi czaszkę zwłaszcza „biegactwo”, termin usiłujący zamienić w ideologiczny manifest najbardziej naturalną dla człowieka aktywność pod słońcem, którą dotąd miałem za bezinteresowną, niewinną, przyjemną i wskazaną dla każdego. Dlatego chciałem ocalić przynajmniej futbol, zachować przynajmniej jedno miejsce, gdzie zanurzamy się – wspólnie!, to kwestia fundamentalna – w czystej abstrakcji będącej celem samym w sobie, niesłużącej niczemu większemu.

***

Nie wiem, czy szefami FIFA, UEFA i podobnych instytucji powodowały podobne pragnienia, podejrzewam raczej, że chcieli wyprać towar z wszelkich znaczeń, które zaszkodziłyby biznesowi. Niezależnie od ich intencji zwalczanie niektórych transparentów czy gestów musiało wywoływać niezrozumienie lub wręcz zgorszenie – także wśród kibiców, którym nie mieściło się w głowie, iż zakazuje im się składania hołdów ludziom zasłużonym, nawet narodowym bohaterom, albo postaciom czy hasłom, owszem, wywołującym kontrowersje, lecz mającym prawo do istnienia w przestrzeni publicznej. Dlaczego na stadionie nie wolno mi wymachiwać czymś, co mogę eksponować na ulicy? Oburzeni krzyczeli nawet o odbieraniu wolności słowa, choć tutaj akurat błądzili zasadniczo – wolność słowa nie polega na tym, że każdy może wszystko, co mu się zachce, powiedzieć wszędzie, gdzie mu się zachce.

W każdym razie władcy futbolu wykonali nagły zwrot. Opuścili bezpieczne terytorium, gdy w poprzedni weekend na boiskach Bundesligi zaczęliśmy oglądać reakcje zawodników na tragiczny incydent z Minneapolis, który sprawił, że w ogniu stanęła Ameryka.

Jadon Sancho z Borussii Dortmund fetował strzelonego gola, demonstrując podkoszulkę z napisem „Sprawiedliwość dla George’a Floyda” – i został ukarany żółtą kartką za zerwanie z siebie koszulki, zresztą ów przepis wprowadzono kiedyś właśnie po to, by zawodnicy nie przemycali na boisko niepożądanych treści. Identyczne hasło odsłonił reprezentujący te same barwy Achraf Hakimi, który jednak rozebrał się tylko częściowo, więc sędzia nie wlepił mu upomnienia. Wreszcie Weston McKennie, amerykański gracz Schalke, założył na lewe ramię opaskę z wypisanym ręcznie, krótszym „Sprawiedliwość dla George’a”.

Hołd zabitemu złożył też Marcus Thuram. Grający w Mönchengladbach syn francuskiego mistrza świata Liliana, od zawsze zaangażowanego w walkę z rasizmem (synowi dał imię po sławnym jamajskim aktywiście), po zdobyciu bramki przyklęknął i pochylił głowę, powtarzając gest Colina Kaepernicka, który wykonywał go w trakcie odgrywania hymnu przed meczami amerykańskiej NFL – on również buntował się w ten sposób przeciw wymierzonej w niebiałych brutalności policji w USA. Thuramowi kara jednak nie groziła, ponieważ posłużył się abstrakcyjnym symbolem.

Przypadkami przywołanych gestów solidarności niemieckie komisje dyscyplinarne powinny były zająć się zająć automatycznie, nawet jeśli wszyscy zgadzali się, że piłkarze nie dotykają doraźnej polityki, lecz propagują uniwersalne humanistyczne przesłanie – sprzeciwiają się podszytej rasizmem przemocy. Przepisy są bezlitosne: na stadiony wpuszczamy tylko sport.

Wtedy jednak interweniowała FIFA. Dotąd nieprzejednana, teraz wykonała ruch bez precedensu. „Całkowicie rozumiemy głębokie poruszenie i niepokój wyrażany przez wielu piłkarzy w świetle tragicznych okoliczności sprawy George’a Floyda” – napisała w liście wysłanym do agencji Associated Press. I dodała, że stosowanie przepisów należy do „organizatorów konkretnych rozgrywek, którzy powinni kierować się zdrowym rozsądkiem oraz brać pod uwagę kontekst ocenianych wydarzeń”. Niedwuznacznie zasugerowała zatem, by uniewinniać graczy dzielących się antyrasistowskim przesłaniem.

***

Być może działacze dodatkowo ośmielili piłkarzy, którzy zaczęli, zapewne inspirowani przede wszystkimi obrazkami zamieszek w amerykańskich miastach, manifestować już gromadnie – całymi drużynami przyklękają przed meczami na środku boiska, naśladując wspomniany gest Kaepernicka. Ja też patrzę na to zbudowany, ponieważ wyewoluowałem, zmodyfikowałem poglądy, zacząłem wręcz tęsknić za zawodnikami demonstrującymi swoje zaangażowanie w sprawy większe niż sport. Im większej liczbie ludzi na całej planecie mieszają w głowach nienawistne kampanie siewców chaosu, którzy dysponują zmasowanymi, wyrafinowanymi technikami manipulacji, tym bardziej bezcenne stają się szlachetne inicjatywy sportowców czy innych gwiazd, którzy dysponują potężnym zasięgiem jako supergwiazdy mediów społecznościowych.

Zarazem jednak we wzmożonej aktywności boiskowych celebrytów wyczuwam niebezpieczeństwo. Choćby dlatego, że pamiętam rozpaloną od polityki futbolową jesień 2019 roku.

Na oficjalnym profilu reprezentacji Turcji rozbłysnął wówczas tweet o wygranej „zadedykowanej naszym dzielnym żołnierzom i męczennikom”. Tamtejsi piłkarze rewelacyjnie grali w eliminacjach mistrzostw Europy i jako liderzy grupy wyprzedzali Francuzów, mistrzów świata. Międzynarodowego rabanu narobili jednak rękami – gdy po strzeleniu gola w Paryżu gromadnie zasalutowali, wyrażając poparcie dla inwazji na kontrolowane przez Kurdów terytoria w Syrii, czyli m.in. dla bombardowań, w których giną cywile. Gest był tym wyrazistszy, że stanowił recydywę poprzedzoną ostrzeżeniem wystosowanym przez UEFA. Gdy Turcy trzy dni wcześniej identycznie fetowali bowiem triumf nad Albanią, futbolowe władze przypomniały im, że regulamin zakazuje składania deklaracji politycznych czy religijnych podczas gry, i obiecały zbadać sprawę, a także bacznie przyglądać się przebiegowi kolejnego meczu.

Wojskowe przykładanie palców do skroni oglądamy na boiskach często, także Polakom zdarzało się meldować w ten sposób wykonanie zadania. Tym razem jednak daleki od metafory kontekst nie pozostawiał wątpliwości. Zawodnik Merih Demiral wkleił wcześniej na Instagrama zdjęcie żołnierza trzymającego za rękę kilkuletnią dziewczynkę, pod którym można przeczytać o kurdyjskich organizacjach „odpowiedzialnych za śmierć 40 tys. osób, w tym kobiet, dzieci i niemowląt” oraz o „misji zapobiegnięcia stworzeniu korytarza dla terrorystów wzdłuż granicy”. Inni piłkarze fotografowali się wśród flag, sławiąc „bohaterów otoczonych opieką Allaha”. Wszystko rymowało się z propagandą Erdogana, dyktatora wtrącającego do więzień setki tysięcy przeciwników reżimu, któremu tamtejsze środowisko sportowe w olbrzymiej części sprzyja, z wdzięczności oraz z przekonań.

Tamte sceny uświadamiają, z jakimi dylematami będą musiały się zmierzyć władze światowego futbolu, jeśli uchylą furtkę dla wykraczających poza sport deklaracji zawodników, którym nie jest wszystko jedno. Nie zrównuję oczywiście antyrasistowskich gestów sprowokowanych tragedią z USA, czyli wymierzonych w przemoc, z gestami poparcia dla wojny, czyli przemoc promujących. Ale dzięki trzymaniu się definicji stadionu jako przestrzeni wolnej od wszelkich treści niesportowych żadne gremium nie musi rozstrzygać, kto protestuje w sprawie etycznie chwalebnej, a kto wręcz przeciwnie. Co jest o tyle wygodne i bezpieczne, że więcej mamy na świecie zjawisk szarych, niż czarnych lub białych. Że im więcej ujrzymy piłkarzy wykraczających podczas gry poza sport, tym więcej wybuchnie potwornie trudnych do rozwiązania lub nierozwiązywalnych konfliktów.

Problem może dotknąć każdego z nas, kibiców. Przyznałem się wyżej, że zaakceptowałem, a nawet wręcz zacząłem pożądać widoku zawodnikow, którzy rozgrywają więcej niż mecz, wykorzystując okazję, by promować pozytywne wartości. Wyobrażam sobie jednak z łatwością, jak odezwie się we mnie hipokryta – gdy dostanę po oczach komunikatem, który podoba mi się średnio lub, to nieuniknione, serdecznie go nie znoszę. Kontakt ze zbawiającymi świat idealistami to często doświadczenie bardzo przykre.

***

Tłukę się własnymi z myślami, ponieważ obserwuję wielką zmianę zachodzącą w futbolu. Nadciąga pokolenie, które nie zamierza milczeć. Zanim pandemia zamknęła stadiony, wysłuchiwaliśmy w bieżącym sezonie mnóstwa apeli – i obietnic podjęcia zdecydowanych kroków – wygłaszanych przez piłkarzy buntujących się pod wpływem zapaskudzonych rasizmem trybun w całej Europie. To była cała symfonia, najgłośniej wybrzmiewająca w Anglii, gdzie nieformalnie dyrygował nią Raheem Sterling, oraz we Włoszech, gdzie gniewem płonął przede wszystkim Romelu Lukaku.

Ich złość była całkowicie zrozumiała, zwłaszcza złość tego ostatniego, który ledwie wylądował w Italii, więc zastany krajobraz – wraz z oprawą akustyczną – musiał nim wstrząsnąć. Np. w Cagliari, gdzie ten belgijski syn imigrantów z Konga ośmielił się strzelić gola dla Interu Mediolan. O to, ile jakich dźwięków dokładnie spłynęło z trybun, awanturowano się przez kilkanaście dni. Ich znaczenie nie pozostawiało jednak wątpliwości, co wiemy m.in. z listu, jaki w obronie zwolenników Cagliari wystosowali do Lukaku fani Interu, którzy na co dzień oklaskują go na własnym stadionie: „Bardzo nam przykro, że pomyślałeś, że to, co się tam stało, było rasizmem. Powinieneś zrozumieć, że Włochy nie są krajem jak inne w Europie, w których rasizm stanowi PRAWDZIWY problem. Przyjmujemy, że mogło ci się tak wydawać, ale jest inaczej. We Włoszech używamy pewnych >>metod<< tylko po to, by >>pomóc<< swojej drużynie. Usiłujemy zdenerwować rywali nie z pobudek rasistowskich, ale żeby sprowokować ich do popełnienia błędu”.

Tak zaczynało się oświadczenie, w którym ultrasi, jak nazywa się w Italii tzw. najbardziej zagorzałych fanów, wykładali Lukaku, że udawanie małp było wyrazem szacunku dla jego sportowej klasy. Wywód niepokojąco zbieżny z opinią Andrei Buttiego, jednego z dyrektorów organizacji nadzorującej ligowe rozgrywki, który przekonywał, by „oddzielać kibiców usiłujących zatrzymać piłkarza, którego się obawiają, od kibiców analizujących przede wszystkim jego kolor skóry”. I z opinią prezesa Cagliari Tommaso Giuliniego, który stwierdził, że „gdy ktoś nie umie gwizdać, a czuje, że musi coś robić, to buczy”. Wreszcie z łagodzącym histerię Mario Passettim, jednym z dyrektorów klubu, który tłumaczył, że rasiści z przekonania to tylko „kilka zgniłych jabłek” – większość buczących najzwyczajniej w świecie stara się wyprowadzić wroga z równowagi. Normalny element sportowego widowiska. Poza tym mieszkańcy Sardynii też muszą jakoś żyć z tym, że przyjezni wymyślają im od pastuchów.

Wątpliwości dotyczące definicji zachowań rasistowskich podzielało mnóstwo Włochów, co odzwierciedla eskalację nastrojów społecznych i przyrost ekstremistycznych polityków u szczytów władzy, którzy przesuwają granice dyskusji. W tamtejszym senacie od kilkunastu lat zasiada w końcu Roberto Calderoli (również były członek kilku rządów), który nie wstydził się publicznie wyznać, że minister integracji Cécile Kyenge – urodziła się w Zairze, w Italii mieszka od 1983 roku – przypomina mu orangutana.

I jeszcze epizod z ubiegłej jesieni. Otóż gdy AS Roma nałożyła dożywotni zakaz stadionowy dla kibica, który do zawodnika swojej drużyny zwracał się per „Powinieneś siedzieć w ZOO, pieprzona małpo, czarnuchu”, „La Repubblica” opublikowała wywiad z ukaranym. Przepytywany dostał sporo miejsca na łamach liberalnego (!) dziennika, by przyznać, że podobnie wyzywał dwóch piłkarzy AC Milan, a zarazem obszernie powyjaśniać, dlaczego nie czuje się rasistą. Przy okazji poskarżył się, że on lżył Juana Jesusa „tylko” na prywatnym kanale w internecie, tymczasem Brazylijczyk jego nazwisko upublicznił.

Jeszcze raz: tę pogawędkę opublikowało pismo będące włoskim odpowiednikiem naszej „Gazety Wyborczej”. Wyczuwacie, ile dzieli Włochów od zmiany społecznego klimatu?

***

W Serie A ligowcy mieli nawet ogłosić i zawrzeć pakt – przy pierwszej zniewadze schodzą z boiska. Wszyscy, solidarnie. To grozi chaosem, więc zmusiłoby futbolowe władze do stanowczych ruchów. Nie wiemy i być może jeszcze długo się nie dowiemy, czy piłkarze wytrwaliby w swoim postanowieniu, bo unieruchomił ich koronawirus, a gdy wrócą na boiska, to zagrają w głuchej ciszy pustych trybun. W ich duszach ewidentnie jednak drgnęło. Przestali mieć ochotę na potulne kładzenie uszu po sobie.

Przekaz roznosił się po całym kontynencie. Paryż miastem pełnym rasistów obwołał Brazylijczyk Dani Alves, który we francuskiej stolicy spędził dwa lata, a jego grający w lidze ukraińskiej rodak Taison zrezygnował ze słów dla czynów – nie dość, że złapał piłkę i kopnął ją w stronę trybun, to jeszcze pokazał tłumowi wyprostowany środkowy palec. Dostał czerwoną kartkę, ale przyłączył się do rebelii docierającej nawet do tych regionów Europy, w których czarni piłkarze zawsze godzili się z losem. Rzucony banan traktowali jako przykry skutek uboczny podjęcia pracy tam, gdzie przynajmniej dobrze płacą.

Podoba mi się kierunek, w którym zmierzają. Zawsze podobała mi się myśl, że lżeni zawodnicy schodzą do szatni. Nie wolno wymagać od sportowca, by kontynuował mecz w rasistowskim jazgocie, tak jak nie wolno wymagać od przedstawicieli żadnej profesji, by wykonywali swoją pracę w takich warunkach.

A teraz jeszcze coraz bardziej lubię widok piłkarzy, którzy zachowują się stanowczo nie we własnej sprawie, lecz dla uczynienia świata ciut lepszym wszędzie, także na odległym kontynencie. Z satysfakcją czytam słowa Jerome’a Boatenga zwracającego w „Deutsche Welle” uwagę, że „żadne dziecko nie rodzi się rasistą”. I pamiętam, że „to milczenie jest niebezpieczne” – jak przekonywał przed laty Lilian Thuram, ojciec wspomnianego Marcusa, podczas wizyty w liverpoolskim muzeum niewolnictwa. To dobrze, że ani jego syn, ani równieśnicy syna, nie uwierzyli w irytująco często powtarzaną bujdę, jakoby piłka nożna była sprawą dalece poważniejszą niż sprawa życia i śmierci.

Gdy przywódcy FIFA ogłaszali swoje bezprecedensowe oświadczenie, zapewne wyczuwali, że jeśli zalecą rygorystyczne trzymanie się litery prawa, to nie tylko pogwałcą jego ducha, lecz kompletnie rozminą się z nastrojami opinii publicznej. Oni od dawna słyszą, iż z rasizmem walczą pobłażliwie – a nawet walkę symulują – choć wynoszą tę misję na sztandary. Zarówno FIFA, jak i UEFA za małpie buczenie czy inne chamskie odgłosy nakładała deprawująco niziutkie grzywny. Jednak działacze ulegli też zapewne właśnie rosnącej presji piłkarzy, którzy zabierają głos znacznie śmielej niż przedstawiciele poprzednich generacji.

Pytanie, czy uczynili wyjątek, czy rzeczywiście nastąpi przełom. Typuję to pierwsze – zresztą karanie piłkarzy może przysłużyć się sprawie, o którą walczą, nadając ich gestom jeszcze większą rangę i rozgłos.

Kwartet aktywistów z Bundesligi, którzy zmusili FIFA do interwencji, to świeża krew, zawodnicy w wieku lat 20 (Sancho), 21 (Hakimi), 21 (McKennie) oraz 22 (Thuram). A protestują nie tylko oni. I – wreszcie – nie tylko czarnoskórzy. Grupowy sprzeciw jako pierwsi upublicznili wszyscy piłkarze Liverpoolu, gdy przyklękli przed treningiem, a następnie zaczęli rozrzucać ilustrację swojej manifestacji po internecie. To była ich inicjatywa, nie klubu. I był to kolejny przejaw nasilającego się trendu – oni czują swoją moc, też mają sumienie i rozum, pragną korzystać z wolności słowa także na boisku, deklarują poczucie społecznej odpowiedzialności, przed regulaminowym straszakiem nie uklękną. Raczej powołają się na niespisaną klauzulę sumienia, która nakazuje pamiętać o priorytetach także wtedy, gdy miało się przyjemność strzelić gola.

13 myśli na temat “Komu wolno zbawiać świat

  1. Ja bym ten problem rozciągnął na szerszą grupę piłkarzy. Oczywiście czarni mają najgorzej, ale wielu jest wyzywanych, a jest to bardzo niemiłe. Taki Lukaku sobie myśli na pewno „czym ja sobie zasłużyłem na te wyzwiska?”. Podjął Pan trudny temat, czy pozwalać piłkarzom na hasła polityczne? Problem jest tego typu, że ja i Pan możemy w różny sposób postrzegać rzeczywistość. Co do rasizmu się zgadzamy, ale mogą pojawić się manifesty, których Pan nie pochwali, a ja będę ich wielkim orędownikiem, będzie konflikt moralny, w którym FIFA będzie musiała zająć stanowisko. Któryś z nas może być wtedy oburzony.

    Polubienie

  2. Znając dotychczasowe posunięcia producentów kasy spod znaku kopanej może to być tylko zimna kalkulacja w czasach kryzysu. Pozwolimy na jakiś przekaz, najlepiej konrowersyjny i mocny -bedzie głośno. Nawet o słabym meczu będzie się mówić, klikać, szu szu szu szmalulu…
    Cenzura pozostanie wewnętrzną sprawą klubów (gracz City czy PSG nie założy podkoszulka z rysunkiem z Charlie Hebdo) lub lig (Daryl Morey i „afera chińska” w NBA), więc rewolucji chyba nie będzie.

    Polubienie

  3. „To dobrze, że ani jego syn, ani rówieśnicy syna, nie uwierzyli w irytująco często powtarzaną bujdę, jakoby piłka nożna była sprawą dalece poważniejszą niż sprawa życia i śmierci.”

    Ale śmiem twierdzić, Rafale, że cała ta „afera” tylko potwierdza prawdziwość rzeczonej „bujdy” – wspominani zawodnicy potwierdzają, iż nie chodzi tylko o rozrywkę i obserwację skórzanego balona i to właśnie zaczęło Ci się podobać.

    Ps. Jest literówka w oryginalnym fragmencie, który zacytowałem.

    Polubienie

  4. @Drypit
    Ciekawe spostrzeżenie. Można z niego wynieść, że „panowiewielcypiłkarzowie” łapią się za tematy łatwe, przy których każdy im przyklaśnie. Gdyby treść komunikatu miała urazić czarnego, muzułmanina czy inne chiny to lawina krytyki spadałby na niosącego tę treść.
    @Rafała Stec
    A propos błądzenia. Czym dla Ciebie jest wolność słowa skoro nakładasz na nią ograniczenia? Czytając tekst coś mi nie grało i aż zajrzałem do art 54 i tam nie ma nic z tego co napisałeś. Jak coś komuś zabraniasz to nie może być mowy o wolności, a jeżeli sobie dajesz prawo do określania czym jest wolność słowa to zbliżamy się już w bardzo niebezpieczne rejony.
    Jest też zawsze szansa, że ja nic nie rozumiem więc czekam na naprostowanie.

    Polubienie

  5. W zwaśnionej antycznej Grecji na czas święta sportowej rywalizacji zawieszano wojny. Olimpia była wolna od nienawiści, politycznych sporów chociaż patronowali jej zwaśnieni bogowie toczący miedzy sobą wieczne wojny. Być może to tylko piękny mit, ale ja w niego wierzę. Dla mnie sport od zawsze był azylem, w którym myśl była jasna a reguły proste.
    Od wczoraj po przeczytaniu felietonu Rafała toczę ze sobą wewnętrzny spór.
    Nie mam najmniejszych wątpliwości, że sportowcy tak jak każdy z nas mają prawo do wyrażania swoich poglądów. Jestem nawet gotów zaakceptować ich prawo do publicznego wyrażania w trakcie imprez sportowych w sprawach fundamentalnych, powszechnie akceptowanych uniwersalnych wartości.
    Protest w sprawie zabójstwa Floyda należy niewątpliwie do tych kategorii.
    Tylko, że nie ma żadnych gwarancji, że poluzowanie dotychczasowych sztywnych reguł nie zacznie być naciągane jak guma od majtek. Na co dzień przecież kierujemy się zasadą, którą swego czasu na blogu tak precyzyjnie zdefiniował Otwojastara: – „każda prawda jest najmojsza”. Nie chciałbym, żeby ten kociokwik rozpełzł się po trawnikach, a zwłaszcza po trybunach.
    W pełni solidaryzuję się z protestem piłkarzy. Rozumiem stanowisko FIFA w tej sprawie. Ale wolałbym, żeby takie sytuacje były wyjątkiem, a na co dzień sportowcy i kibice demonstrowali swoje poglądy poza stadionem.

    Polubienie

  6. Drogi Alpie,

    Prawda jest taka, że jak dotąd było tak, że można było się przeżegnać, ale za muzułmański pokłon groziła kara. Więc nie mówmy, że jakoby dotąd zasady nie były naciągane. Były.

    Oczywiście to wszystko zmieni się tak, że za chwilę skorzystają z tego hajlujący debile. Zwłaszcza w Polsce takiego kierunku się obawiam, ale i Włochy to też możliwy kierunek.

    Polubienie

  7. @GP
    „można było się przeżegnać, ale za muzułmański pokłon groziła kara” – właśnie dlatego, tak bardzo obawiam się naciągania gumy pod hasłami potrzeby duchowej, serca czy patriotyzmu, a także każdego wymyślonego NIEZWYKLE WAŻNEGO POWODU. Oczywiście NASZEGO, bo inni to robią nam tylko na złość albo żeby nas poniżyć.
    P.S.
    Kopydłowo i Gwizdołki to zjawisko powszechne, jest tylko kwestia skali. I każdy ma swojego Kargula. Najczęściej za płotem, bo po co takiego „po świecie szukać”.

    Polubienie

  8. @Alp
    W najkrótszym skrócie chodzi o to, że wolność słowa nie zmusza mnie do zgody na wieszanie wszystkiego, co się komu zachce, na moim płocie, ani do publikowania w mojej gazecie wszystkiego, co ktoś napisze. Wolność słowa polega na tym, że każdy sobie może założyć gazetę, w której będzie publikował, co mu się podoba.

    Polubienie

  9. @Rafał
    Pod warunkiem, że nie będzie ograniczał ani naruszał wolności i praw innych. Ale w tej sprawie chyba nie ma miedzy nami żadnych różnic.

    Polubienie

  10. @Alp
    Nie rozumiem, jak głoszenie swoich poglądów może ograniczyć, czyjeś prawa i wolności – może, co najwyżej, do tego nawoływać i nie widzę powodu, żeby tego zabraniać. Jedynym ograniczeniem absolutnej wolności słowa (uprawianej za własne pieniądze ale też w przestrzeni publicznej – Hyde Park jest dobrym przykładem) powinien być zakaz nakłaniania do przestępstwa (morderstw, pobić, kradzieży, niszczenia mienia, itp.) , a autorów poglądów, z którymi się nie zgadzamy możemy ignorować. W Polsce, np., można ponieść sankcje karne za obrazę uczuć religijnych, czy też akceptację jakichś tam pozytywnych dokonań komunistów, czy nazistów (w opinii niektórych, takowe występowały). Jak jednak ci, którzy takie ograniczenia akceptują zareagowaliby, przykładowo, na zakaz pisania i wypowiadania się o piłce nożnej. Bezsensowne? Kto jednak zagwarantuje, że tak nigdy i nigdzie się nie stanie. Te reżimy, o których wspomniałem zaczęły się od monopolizacji idei i wolności wypowiedzi, a skończyły wiadomo czym. Nie chcę żyć w świecie, gdzie czyjaś wolność słowa jest lepsza od mojej.

    Polubienie

  11. Zagwarantować, to się nic nie da. Przynajmniej nie tam, gdzie nawet ustawa zasadnicza nie jest żadną gwarancją, gdzie byle kto może ją deptać i publicznie wyśmiewać (lub dla odmiany się na nią powoływać – kiedy mu akurat pasuje), zaś całe państwo traktować jak swoją prywatną własność i komu popadnie ubliżać – bo przecież wygrał wybory!!! a od władzy zawsze dostaje małpiego rozumu.
    To zdaje się identyfikująca cecha chamskiej hołoty.

    Polubienie

  12. @f.wspaniały

    Wśród prawników, filozofów itp. temat może nie jest stary jak Rzym, ale właściwie jest już liczony nawet nie w dekadach, co i stuleciach – kłaniają się materie mowy nienawiści, obraz uczuć religijnych (i nie tylko), kłamstw różnorakiego rodzaju (np. oświęcimskich etc.), różnorakich papparazzich, kazus Hugh Heffnera, reklam korzystających z kontrowersyjnych metod itp. itd. etc. Nie łudźmy się, że temat zgłębimy i rozwiążemy chociażby w dziesięciu akapitach litego tekstu, lecz sugerowanie, że głoszenie swoich poglądów nie może ograniczyć czyichś praw i wolności jest w najlepszych razie radykalnym spłyceniem tematu…

    Polubienie

  13. Temat już podjęty przez innych użytkowników, ale co jeśli manifestacje polityczne będą co najmniej kontrowersyjne? Mamy wiele zdarzeń, które są co najmniej niejednoznacznie oceniane w świecie – czy manifestowanie radości z powrotu Krymu do rosyjskiej macierzy nie będzie budzić kontrowersji? A sprzeciw wobec odłączenia Kosowa od Serbii? Czy też wskazanie realnego problemu, który powoduje masowy napływ „uchodźców” w niektóre regiony Europy?

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s