Koniec pandemii

Tak, to już nieodwołalne. Minął pewnie jedyny taki czas w życiu, tracimy wolność bezpowrotnie.

COVID-19 zabijał, zabija i w ogóle naniósł mnóstwo krzywdy, ale wywołał też błogosławione skutki uboczne – dla nas, pechowców uzależnionych od piłki nożnej, szczególnym dobrem była likwidacja piłki nożnej. Rzeczywistość, która zdawała się nam jedyną dostępną i nienegocjowalną jak prawa fizyki, została złożona do trumny, a zastąpił ją cudowny miraż świata, w którym przestały obowiązywać nawet podstawowe, prześwięte zasady, jak ta, że zawsze, w każdej chwili, gdzie toczy się jakiś mecz. Niekoniecznie siedzisz na stadionie, niekoniecznie przyswajasz go przez ekran, niekoniecznie kontrolujesz wynik, może nawet wynik cię nie obchodzi, może w ogóle nie jesteś świadomy, że jest właśnie rozgrywany, może nigdy słyszałeś nazw rywalizujących drużyn ani nazwisk zawodników. Ale oni tam grają. Potrzebujesz się upewnić, że kula ziemska nie wybuchła i zasadniczo wszystko w porządku, to w dowolnej chwili masz dowód właściwie pod ręką, choćby w wepchniętej do kieszeni aplikacji, rozbłyskującej aktualizowanymi na żywo wynikami ligi rwandyjskiej czy singapurskiej, wystarczy dla uspokojenia kliknąć, a kliknąć da się zawsze, czy msza, czy orgia, czy zakupy w jarzyniaku.

To trzyma świat w jako takiej harmonii, ale przede wszystkim zatruwa życie. Zmagasz się z utrapieniem głównym, czyli drużyną, której kibicujesz – za poświęcony jej czas rewanżuje się prawie wyłącznie permanentnym niedosytem, frustracją, samospełniającą się obawą, że jutro będzie jeszcze gorzej. I zarazem beznadziejnie bronisz się przed zmasowanym atakiem całej reszty piłki nożnej, która nie zwalnia nigdy, więc każdą czynność, jakiej się oddajesz, podszywa niepokój, że opuszczasz jakiś mecz. Dlatego cmentarna cisza nad stadionami brzmiała tak kojąco. Wreszcie mogłeś bezkarnie nie oglądać, jak grają (bo akurat nie grają, wreszcie argument nie do obalenia!), i zająć się rozmaitymi aktywnościami drugorzędnymi, sam tak się zachłysnąłem nadmiarem swobody, że pomyliłem ją ze swawolą, niewinny czułem się nawet po zmitrężeniu kilku wieczorów na tomisko, które opowiadało o wszystkich królach Polski na skandalicznej powierzchni 1300 stron. Upadłem na dno i byłem zadowolony.

Skończyło się. Czas wracać do obowiązków, normalnego znoju przedpandemicznego. Milan – dla niewtajemniczonych: tą drużyną pokarało mnie dożywotnio – zagra z Juventusem po 96 dniach i trzech godzinach przerwy, czyli po 96 dniach i trzech godzinach od meczu z Genoą, który oczywiście przegrał. Gwizdek jeszcze nie zabrzmiał, a już czuję, że jakość życia opada, już wznowiłem blogowanie nerwicowe, pozwalające skrócić dystans do pierwszego dośrodkowania, które sknoci Hakan Calhanoglu.

Milan wyznacza moją osobistą perspektywę, ale te kilka akapitów wstukuję również dlatego, że pandemia właśnie się kończy w sensie ogólnym, i z kronikarskiego przyzwyczajenia – byście nie przegapili momentu. Futbol ożywał w ostatnich tygodniach powoli i nieśmiało, to tu, to tam, aż nastąpił – wraz z czwartkowym reaktywowaniem ligi hiszpańskiej, do której niechybnie dołączy angielska – powrót totalny, wygłodniały wirus oblezie zaraz wszystko. Od teraz znów grają codziennie, harmonogram znów nie przewiduje żadnych pustych terminów, znów będzie można zająć się czymś, co nie jest piłką nożną, tylko pod warunkiem, że zrezygnuje się z piłki nożnej. Prac nad szczepionką nawet nie rozpoczęto.

25 myśli na temat “Koniec pandemii

  1. Ja tam w okowach tkwię nieprzerwanie. Odświeżyłem sobie trochę staroci, a wróciłem do rzeczywistości wraz z Bundesligą, po drodze zaliczając naszą Extra i Ligę Czeską. A na podwórko włoskie też dzisiaj zajrzę jak tylko skończy się mecz RB – Hoffenheim.
    P.S.
    „tracimy wolność bezpowrotnie” – patrząc jak łatwo daliśmy się zapuszkować w domach zagrożenie jest na dotknięcie ręki.

    Polubienie

  2. W poniedziałkowym felietonie na Wyborczej Rafał skomentował wypowiedź Bońka na temat LGBT. Poglądy naszego gospodarza mnie dziwią, natomiast trochę zaskoczyły mnie same pozytywne komentarze pod tekstem. Czyżby bohaterowie męskich przechwałek, insele i seksnieudacznicy bali się wychylać?

    Polubienie

  3. @Rafał
    Zaskoczyłeś mnie. Zwłaszcza, że pomimo różnic w szczegółowych sprawach, innych doświadczeń a także różnic pokoleniowych, które na postrzeganie rzeczywistości i wrażliwość w jej odbiorze mają wpływ, Wydawało mi się, że nasze poglądy są zbliżone a w sprawach zasadniczych, postrzegania nadrzędnych wartości osobiście różnic wręcz nie widzę. Stwierdzam to także na podstawie Twoich opinii czy dygresji na tematy społeczno-polityczne, które ostatnio prezentujesz (co dla mnie też jest zrozumiałe) częściej niż poprzednio.
    Domyślam się (chociaż nie mam całkowitej pewności), że Twoje pytanie związane jest z ograniczeniem swobody publicznej wypowiedzi, na które wskazałem w komentarzu i w pewnym sensie nawiązuje do wymiany poglądów pod poprzednim felietonem. Chyba zauważyłeś, że pod poprzednią blogonotką wyraziłem swoją opinię, ale nie chciałem się wdawać w polemikę. Po prostu reaguję na to co się dzieje (nie tylko u nas) zbyt emocjonalnie.
    Nie potrafię zrozumieć jak demokratyczny świat mógł tak szybko zapomnieć o doświadczeniach dwóch wojen oraz komunistycznej i faszystowskiej bolszewii. Jak szybko zapomnieliśmy o mechanizmie bezpieczeństwa jakim było wprowadzenie poszanowania przez większość praw mniejszości. Jak często jest on brutalnie łamany przez tych, którzy uważają, że mają patent na wprowadzenie nas do krainy powszechnej szczęśliwości. I jak wielu z nas łyka te brednie jak małpa kit, kryjąc się w ciepełku własnego nieudacznictwa. Jak lizodupstwo zastępuje myślenie.
    I wkurza mnie jak obserwuję w przestrzeni publicznej przypadki traktowania politycznej/medialnej poprawności jak brudnej zasłonki w kuchni, którą swego czasu zasłaniało się niepozmywane gary. Jak co raz częściej staje się ona dla niektórych dziennikarzy, komentatorów i polityków zwykłą dupokrytką, pod którą przy zachowaniu pozoru poprawności można powiedzieć każde łajdactwo lub uprawiać ble.ble rozmywające każdy, nawet najbardziej fundamentalny problem.
    Ale ta refleksja w najmniejszym stopniu nie dotyczy Ciebie. Wręcz przeciwnie, mam największy szacunek do tego co i w jaki sposób robisz… – nawet jeżeli mi się zdarza czasami z Tobą nie zgadzać.

    Polubienie

  4. @Rafał
    Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
    Dopiero w tej chwili zauważyłem jakiego babola popełniłem. Oczywiście powinno być „Poglądy naszego gospodarza mnie NIE dziwią” a nie, że dziwią.
    I jeszcze myśląc, że Twoja uwaga dotyczy mojego pierwszego komentarza pod notką (drugiego nie wiem jak jak ale w ogóle nie zauważyłem) dodatkowo dałem d…, wypocinami na temat moich poglądów.
    Wcale bym się nie zdziwił, gdybyś czytając moją odpowiedź doszedł do wniosku, że już totalnie stetryczałem.
    Pozostaję wiernym i mocno skruszonym czytelnikiem.
    P.S.
    Dzisiaj tvp sport pokazał mecz Polska-Haiti na MŚ 74. Widziałem ostatnie 30 minut, ale na zakończenie dowiedziałem się, ze następnie pokażą (nie wiem tylko kiedy) ostatni mecz grupowy z Włochami, jeden z trzech najlepszych (może nawet najlepszy) na tamtym turnieju.
    Ponieważ kiedyś dyskutowaliśmy na temat różnic między dzisiejszą a tamtą piłką polecam .jego obejrzenie wszystkim, którzy nie mieli okazji go zobaczyć

    Polubienie

  5. @Rafał
    Oczywiście to był komentarz do tego felietonu.
    P.S.
    Dzisiaj tez będę oglądał Real – Valencja. Dzisiaj meczu z Włochami 74 w programie nie widzę, ale jak się dowiem zrobię wrzutkę.

    Polubienie

  6. Bardzo dobrze. Jak dla mnie pierwsza połowa ze wskazaniem na Walencję, a od 60 minuty po pierwszej bramce Benzemy odmiana i przewaga Realu systematycznie rosła. No i ta jego druga bramka!
    To na pewno nie była „popandemiczna piłka włoska”.

    Polubienie

  7. @Rafał
    Retro „mecz o honor” to mogliśmy obejrzeć wczoraj. Drużynę, która grając o nic (awans z grupy miała w kieszeni) wysłała do domu wicemistrzów świata grających o wszystko, jakby od niechcenia kreując znacznie więcej sytuacji strzeleckich od rywali. Jedyną drużynę, która w fazie grupowej nie straciła punktu, zdobyła 12 bramek tracąc trzy i kończyła rozgrywki grupowe z liderem i wiceliderem klasyfikacji strzelców.
    Tamta drużyna miała jednak trenera nie skażonego PMŚ, który bezwzględnie przestrzegał zasady, że bronić trzeba mieć czego, więc najpierw trzeba coś strzelić i piłkarzy, którzy od zasłaniania d… własnej bramki woleli atakować bramkę rywala.

    Polubienie

  8. Tamte pokolenia właśnie nie bały się chcieć wygrać – bez względu na rywala.
    A dziś widok dryblującego Polaka trzeba by oprawić w ramki.

    Dzisiaj widziałem kawałek tzw. „meczu o 6 punktów” między Płockiem a Arką.
    Już pod koniec piłkarz Nalepa, nota bene jeden z szybciej biegających polskich ligowców (i widać, że jest w gazie), ruszył sam do kontry, miał przed sobą stopera i aż się prosiło, żeby spróbował go „objechać” i skończyć to sam.
    I co?… I g… Strach przed dryblingiem wziął górę, piłkarz Nalepa zwolnił, zaczęło się lukanie na boki i szukanie wsparcia. W efekcie tempo akcji szlag trafił i całą akcję też, bo kiedy wsparcie wreszcie nadciągnęło podał niedokładnie…
    I takie zachowanie to jest u naszych profesjonałów norma, ktoś w nich ten strach przed podjęciem indywidualnej akcji zaszczepia, dlatego polski futbol to kalectwo również mentalne.

    Polubienie

  9. „Popandemiczna piłka włoska”? A kto widział wczoraj Inter w pierwszej połowie z Sampdorią? Barcelona z najlepszego okresu trenera Pepa to była. Wystarczy akcje bramkowe obejrzeć. A było takich wielokrotnie więcej

    Polubienie

  10. Jak się ogląda mecz na dnie tabeli, to czegóż się spodziewać? Piłkarz Nalepa za rok będzie przecież grał w drugiej klasie rozgrywkowej, a jest to zawodnik na tyle „wybitny”, że pomyliłem go z drugim o tym samym nazwisku… Myślę, że w wielu ligach wyżej sklasyfikowanych mecz między poz. 12 i 15 podobnie by wyglądał.
    Zresztą liga jest jaka jest, nie ma się co oszukiwać.
    Ale może w nowym sezonie coś się poprawi, bo podobno nasze kluby dzięki wczesnemu wznowieniu rozgrywek szarpnęły dużą kasę, więc się zrobią trochę bardziej konkurencyjne.

    Polubienie

  11. Tylko, że nie ma specjalnej różnicy, czy to piłkarz Nalepa z próbującej nie spaść Arki, czy jakiś inny Nalepa, z ligowej czołówki. Wszyscy tutaj wychowywani piłkarsko mają ten gen strachu, zabijający w nich pierwotną chcicę wykazania się indywidualnym popisem. Taką chcicę naturalną u każdego, kto kocha futbol.

    Polubienie

  12. E tam, po prostu co lepsi wyjeżdżają, aby budować swój prestiż w jakiejś Serie B czy gdzieś, przez co znajduje się miejsce dla takich przeciętniaków również w zespołach z górnej połówki….

    Polubienie

  13. Może pilkarskiemu narybkowi w Polsce za szybko wszczepia się „odpowiedzialność” zamiast podsycać chęć do żonglerki, kiwki i dobrego przyłożenie stopą w gałę…

    Polubienie

  14. Zdaje się, że nie tylko się jej nie podsyca, ale wręcz zabija. Sam słyszałem od znajomego o treningach jego syna i trenerze, który opieprzał młodziaków za próby dryblingu.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s