Nie zamierzam porównywać snajperskich dokonań Leo Messiego w bieżącej edycji Ligi Mistrzów z wystrzałami Roberta Lewandowskiego w bieżącej edycji LM, bo nie chcę nikomu sprawiać przykrości. Z natury jestem wielkoduszny, uważam, że idol kibiców z Camp Nou bardzo dobrze gra w piłkę, wśród ulubionych osobistości argentyńskiego futbolu ustawiam go nieopodal Maradony, Riquelme, Bielsy, Valdano, Aimara i jeszcze paru rodaków – po prostu ścisła czołówka, nie ma sensu się wyzłośliwiać.
Poza tym sensowniej zestawić bilans Lewandowskiego z bilansem całej Barcelony. Sensowniej i efektowniej – oto bowiem Lewandowski zdobył dotychczas 13 bramek, czyli dokładnie tyle samo, ile zdołała wydusić z siebie cała Barcelona.
Mamy więc remis, ale jest to remis mimo wszystko pozorny, trochę deformujący prawdę o ofensywnym potencjale omawianych stron, skoro piłkarz reprezentacji Polski w trwającej edycji Champions League spędził na boisku 617 minut, natomiast katalońska drużyna pełne 720 minut (plus czas doliczony).
Słowem, nasz chłopak urządza sobie kanonadę intensywniejszą. On ładuje piłkę do siatki średnio co 47,5 minuty, natomiast cała Barcelona osiąga cel co 55,4 minuty.
Wymachuję powyższymi statystykami w nadziei, że koledzy dziennikarze również wykażą się delikatnością, wykorzystają powyższe liczby i będą w najbliższych dniach zderzać wyczyny z Lewandowskiego z całą katalońską drużyną, zamiast znęcać się nad nieborakiem Messim. Miejmy wszyscy klasę. Powoduje mną jednak również rosnąca z każdą godziną świadomość, w jak newralgicznym momencie kariery znalazł się nasz nadpiłkarz.
Wszystko zawiera się w przywołanych liczbach. Ilustrują one skalę kryzysu, w jakim tkwi Barcelona, a zarazem oddają pułap, na jakim szybuje polski napastnik. Uczciwie się przyznam, że przed piątkowym ćwierćfinałem uważam Bayern nie za lekkiego faworyta, lecz za wielkiego – gdy bowiem nie ulegam magii nazw, to widzę konfrontację drużyny pełnej ewidentnych wad, które usiłuje maskować jeden Messi, z drużyną wolną od ewidentnych wad, której zalety Lewandowskiemu pozostaje tylko genialnie wyeksponować. Katalończycy od miesięcy wykrzykują światu, że tworzą grupę rozlazłą, mentalnie kaleką i permanentnie potrzebującą antydepresantów, natomiast monachijczycy suną od zwycięstwa do zwycięstwa w euforii, rozkoszując się każdą akcją. Pierwsi sami nie wiedzą, jaki kształt powinna posiadać ich drużyna, a drudzy stanowią kompozycję harmonijną, precyzyjnie obmyśloną.
Wiem, że w piątkowy wieczór wszystko to może brzmieć śmiesznie, nawet jeśli dzisiaj wydaje się dość oczywiste. Futbol bywa perfidny i nieobliczalny, 90 minut potrafi wstrząsnąć całym układem planet, a ponieważ UEFA zastąpiła ćwierćfinałowe i półfinałowe dwumecze pojedynczymi meczami, to szanse słabszych się zwiększają – im krócej trwa gra, tym znaczniejszy wpływ przypadku. Stan na dzisiaj jest jednak taki, że przed Lewandowskim okazja być może niepowtarzalna, nadciągają okoliczności wybitnie sprzyjające, aż ciśnie się pod palce fraza, za którą nie przepadam – jeśli nie teraz, to już chyba nigdy. Przesada, wszak niewykluczone, że w następnym sezonie Bayern wróci jeszcze potężniejszy, podobnie jak jego supersnajper. Ale przemyślmy to ponownie: właśnie nastał rok, który nie miał prawa zaistnieć, rok, w którym jeden Lewandowski konkuruje na strzelnicy z całą Barceloną. Kosmos.
„Układem planet wstrząsnęło” już chyba w jednej ósmej. Czas na zamieszania galaktyczne.
P.S.
i od jutra nie będę miał problemów z wyborem. Wczoraj postawiłem dobrze na Inter, a jeszcze na dogrywkę się załapałem.. Dzisiaj Sewilla to nie był najgorszy wybór, ale w drugim meczu (sądząc po wyniku) więcej się działo.
PolubieniePolubienie
Dzisiejszy felieton o zamieszaniach galaktycznych (Wyborcza) naszego Gospodarza bardzo mi się podoba…
PolubieniePolubienie
Dzisiaj się kroi Meczycho
PolubieniePolubienie
PS. Drogi Atalanty i Interu do wielkich finałów LM i LE wydają się być niemal usłane różami i jeśli tak się to właśnie potoczy, to już widzę te chmary kwiecistych, pełnych alegorii, wspaniałych porównań i ciekawostek artykułów, jaki to chichot losu, że aż dwie drużyny z krainy najbardziej dotkniętej pandemią ostatecznie doszły na sam szczyt 🙂
PolubieniePolubienie
@panszeryf
Szachtar cholernie mocny. Dla mnie tylko 51/49 dla Interu.
PolubieniePolubienie
Ostatni akapit jest świetnym podsumowaniem piękna futbolu.
PolubieniePolubienie
@Gospodarz
Być może. Szczerze mówiąc nie widziałem ani jednego meczu Szachtara w tym sezonie, ale Inter wygląda zdecydowanie najlepiej od momentu wznowienia rozgrywek po covidowej przerwie, a mam wrażenie, że ta forma wciąż idzie do góry. Także zanosi się na bardzo dobry mecz w takim razie.
PolubieniePolubienie
No i jednak PSG… Chyba można spokojnie skonstatować, że zadecydował brak doświadczenia piłkarzy Gasperiniego. Ale mecz pierwsza klasa
PolubieniePolubienie
Spokojnie??? – Może do rana mi przejdzie. Przez całą drugą połowę zastanawiałem się nerwowo czy nie za wcześnie Atalanta zaczęła się bronić. Niestety, nie udało się.
PolubieniePolubienie
Oglądam i się zastanawiam skąd odgłosy dopingu na meczu bez publiczności. Na dodatek adekwatne do sytuacji na boisku!
PolubieniePolubienie