Zbuduj sobie Ligę Mistrzów. W garażu

A jeśli to nie jest kolejna bajeczka o skromnej drużynce, która się zbuntowała i po paru chwilach wzruszeń przepadła, słuch o niej zaginął?

Kiedy w sobotę zderzyli się z nią piłkarze Milanu, czyli lidera ligi włoskiej, zostali uduszeni. Atalanta chwyciła ich za gardła natychmiast i już nie puściła, ściskała niezmordowanie do ostatniego gwizdka, po trzeciej bramce zuchwale parła ku czwartemu. Oddychać nie mógł nawet Zlatan Ibrahimović, odcięty od piłki przez Cristiana Romero – i tuż przed końcem meczu mógł tylko rzucić do prowokującego go napastnika Duvána Zapaty: „Strzeliłem w karierze więcej goli niż ty rozegrałeś meczów”. Bezsilność.

Prawie to samo czuli na swoim stadionie piłkarze Juventusu, wszechpanującego w Serie A od blisko dekady, gdy Atalanta dorwała ich pół roku temu, u schyłku dogrywanego w pełni lata poprzedniego sezonu. Zdołali wprawdzie zremisować, ale ocaleli głównie dzięki dwóm lekkomyślnie sprezentowanym przez gości rzutom karnym – długimi okresami bezradnie patrzyli, jak drużyna z Bergamo w obłędnym tempie przesuwa piłkę na ich połowie, oblegając pole karne albo szalejąc wewnątrz pola karnego. Dwukrotnie obejmowała prowadzenie, turyńczycy punkt wybłagali dopiero w doliczonym czasie gry.

I wtedy, i teraz wszyscy wzdychaliśmy, że sformułowano nowe prawo przyrody: jeśli Atalanta rozpędzi się do swojej maksymalnej prędkości, nie zatrzyma jej nikt. Jest jak żywioł, możesz co najwyżej ograniczać straty. Piłkarze z prowincjonalnego klubiku, który leży w cieniu potęg z pobliskiej metropolii mediolańskiej i żyje z budżetu nakazującego schować się w połowie lub w dołach tabeli Serie A, wszędzie, na każdy stadion, przyjeżdżają po pełną pulę. Grają bezkompromisowo, ze straceńczym ofensywnym zapałem i skłonnością do zrywów do pressingu, od których powinni paść trupem, a od bogactwa ich środków wyrazu kręci się w głowie, przeciwnik nigdy nie wie, skąd nadciągnie niebezpieczeństwo. Czasem zginie z nogi wahadłowego Gosensa lub Hatoboera, czasem załatwią go pchający się do centrum wrogiego pola karnego stoperzy, a czasem odpali Luis Muriel, czołowy superrezerwowy wśród grających w Europie snajperów – nad urodziwością przypadku już się zresztą blogowo pochylałem, m.in. tutaj oraz tutaj.

Nic szczególnego, powiecie. Nawet dzisiaj, w erze oligarchizacji futbolu, od święta zdarza się, że ktoś spoza finansowej elity elit włamie się do jej pałacu. W lidze włoskiej podziwialiśmy swego czasu skok na podium Udinese (2011/12), w Bundeslidze identyczny pułap osiągnęło Hoffenheim (2017/18), w angielskiej Premier League piłkarze Leicester umieli ukraść tytuł mistrzowski (2015/16). System łaskawy jest, system niekiedy pozwala. Może nawet w globalnym rozrachunku wielkoduszność mu się opłaca – podsyca zainteresowanie futbolem, urozmaica rywalizację, niech się wykluczeni łudzą, że też mają szansę. Reglamentowane prawo do sprzeciwu.

Superdrużyna z Bergamo ma nad wyżej wymienionymi tę istotną przewagę, że jest żywotniejsza. System zwykł tolerować naruszenie porządku tylko przez chwilę i rebeliantów błyskawicznie karze. Udinese po wspomnianym wyskoku nawet nie zajrzało do Ligi Mistrzów (w kwalifikacjach nie sforsowało Bragi), a w Serie A błyskawicznie osunęło się tuż nad strefę spadkową – gdzie błąka się do dzisiaj; Hoffenheim pokrążyło w okolicach podium Bundesligi tylko trochę dłużej, ale z epizodem w Champions League żegnało się na dnie tabeli w fazie grupowej (bez wygranej, pod Szachtarem Donieck); Leicester w sezon pomistrzowskim osiadło na 12. miejscu, do najważniejszych rozgrywek europejskich też od tamtej pory nie wróciło. Wszyscy buntownicy, nie tylko ci wyżej wymienieni, albo zostają wykupieni przez zamożniejszych, albo nie radzą sobie z sukcesem. Nie wytrzymują rywalizacji w kraju połączonej z grą w Europie, po okresie wzlotu wracają do swojej średniej.

Atalanta jest jakaś inna. Nie powstała na chwilę. Rozprawiła się z Milanem w sobotę, podbiła liverpoolskie Anfield Road trzy miesiące temu, zdominowała Juventus pół roku temu,  przyłożyła turyńczykom trzema golami dwa lata temu, strzelała po siedem goli na wyjazdach w Serie A rok i półtora roku temu. Zapierająca dech podróż trwa i trwa.

Na podium Serie A wystrzeliła Atalanta w przedostatnim sezonie, zdołała je utrzymać w ostatnim – w bieżącym gromadzi punkty nieco wolniej (i miewa potwornego pecha, jak w meczu z Napoli), ale dynamika wydarzeń jej sprzyja, po przejściowych kłopotach odzyskuje dawny wigor. Jeśli zsumujemy ligowe punkty rozdane od początku 2019 roku, odkryjemy, że tylko mikroskopijnie ustępuje wszechwładnemu Juventusowi – natłukła ich w tym okresie 155, przy 156 uzbieranych przez turyńczyków. Oto ex aequo dwa najznakomitsze zespoły w Italii, zresztą teraz również sąsiadują w tabeli.

I wreszcie Liga Mistrzów. W debiutanckiej edycji drobiazgi dzieliły Atalantę od półfinału – upływała 90. minuta ćwierćfinałowego rewanżu z Paris Saint-Germain, gdy zawalił jej się świat, przy stanie 0:1 straciła dwa gole właściwie za jednym zamachem. Gdyby awansowała, dokonałaby tego wbrew wszystkiemu. Z rezerwowym bramkarzem Marco Sportiello, który cały sezon przesiedział przy boisku. Bez Josipa Ilicicia, który wiosną wbił Valencii cztery gole, ale w czasie lockdownu wpadł w depresję i tymczasowo rzucił futbol. Pomimo utraty sterującego drużyną Alejandro „Papu” Gómeza, który wytrzymał na boisku niespełna godzinę. Pomimo brawurowej decyzji trenera, by w końcówce meczu pozwolić zadebiutować w rozgrywkach 19-letniemu Jacopo Da Rivie, który seniorską koszulkę Atalanty pierwszy raz w życiu założył dwa tygodnie wcześniej. Ta poszarpana ekipa dopiero w doliczonym czasie gry, po blisko 93 minutach walki, uległa uzbrojonym za katarskie bimbaliardy jaśnie panom z Paryża!

Jesienią natarła ponownie. Gdy została rozbita u siebie przez Liverpool, to wzięła odwet na Anfield Road, więc wkrótce znów ujrzymy ją w fazie pucharowej Champions League. Atalanta niezmiennie trzyma się bowiem zasady – można wpaść w kryzysik, ale nie w prawdziwy kryzys. I w lutym zamachnie się w dwumeczu 1/8 finału na Real Madryt.

Powtórzmy: to już trwa dwa lata. Bite dwa lata.

Żeby jeszcze dorzucić niesamowitości: nie fetujemy drużyny, w której dzięki pomyślnym splotom okoliczności wszystko się układa, a w szatni odbywa się ogólne przytulanie i wyjadanie sobie z dzióbków. Wręcz przeciwnie. Większość minionego roku w Bergamo spędzili bez przywoływanego wyżej, złamanego psychicznie Josipa Ilicicia – najskuteczniejszego snajpera minionych lat, który, gdy złapie flow, improwizuje w rejestrach nieuchwytnych dla żadnego rywala. A całkiem straciła Atalanta drugiego głównego dyrygenta, przechwyconego właśnie przez Sevillę „Papu” Gomeza – nieobecnego od wielu tygodni, bo skonfliktowanego z trenerem. Wojna wybuchła ponoć z powodu nieposłuszeństwa piłkarza, który odmawiał ścisłego wykonywania poleceń taktycznych, ale to był raczej materiał na krótkie spięcie, i podejrzewam, że eskalację wywołały temperamenty i charaktery obu panów. W kwestiach merytorycznych inteligentni, złączeni wspólnym celem ludzie powinni się dogadać. Nawiasem mówiąc, Gian Piero Gasperini również nie należy od szefów najłatwiejszych we współżyciu – woli wydawać rozkazy niż się przymilać, bywa oschły, nasz Arkadiusz Reca skarżył się, że przez rok pobytu w Bergamo rozmawiali ledwie raz.

Innymi słowy, Atalanta nie płynie przez sielankę, targają nią gigantyczne problemy – w końcu padło na obu jej gwiazdorów, liderów drużyny. Tam musi działać perfekcyjnie przemyślany, odporny na wstrząsy mechanizm, skoro nie rozmontowuje go wyjęcie elementów teoretycznie kluczowych, zakłóceń nie wywołuje nawet wymiana natchnionego Gomeza na uboższego w pomysły, bardziej atletycznego Matteo Pessinę. W Bergamo nikt nie jest większy niż klub.

Obserwuję lombardzką boginię zafascynowany i coraz bardziej zdumiony, że nadal nie przestała oddychać pełną piersią. Dokąd ona zmierza? Kiedy się zatrzyma? W minionej dekadzie nie podziwialiśmy nikogo spoza kasty uprzywilejowanych, kto byłby w stanie tak długo rzucać wyzwanie potentatom. Antysystemowców, jako się rzekło, na większym dystansie wielki futbol nie toleruje. Kto chce dołączyć do tych wszystkich Barcelon i madryckich Reali, potrzebuje nadzianego mecenasa, najchętniej importowanego – albo kupującego sukces ekspresowo, jak w Chelsea, Manchesterze City lub PSG, albo preferującego szlachetniejszą, bliższą duchowi sportu (bo opartą na długotrwałym wysiłku), rozciągniętą w czasie pracę u podstaw, jak w Lipsku.

Atalanta wyruszyła na podbój bez wzywania posiłków z zewnątrz. Czerpie z zasobów lokalnych biznesmenów, stanowi poniekąd przedsięwzięcie rodzinne, choć oczywiście prezes Antonio Percassi czy jego syn, dyrektor generalny Luca Percassi, pozostają ludźmi majętnymi. I powinna już kilkakrotnie upaść, wrócić tam, gdzie nakazuje jej siedzieć cicho pochodzenie. Gdzieś w środku tabeli, raz wygrywając, a raz przegrywając. A jednak stawia opór, jakby uparła się udowodnić, że futbolowy gigant też może się urodzić wszędzie i dzięki innowacyjności, a nie potędze szmalu – jak zakładane w garażu molochy z Doliny Krzemowej.

Wiem, ponosi mnie fantazja i kiedy pytałem na wstępie, czy Bergamo rzeczywiście jest skazane na niechybne zniknięcie z mapy Ligi Mistrzów, chciałem przede wszystkim rozruszać wyobraźnię. Niewykluczone, że wszystko zostało ufundowane wyłącznie na Gasperinim, tylko dzięki niemu się trzyma i przetrwa dopóty, dopóki na stanowisku przetrwa obecny trener. Ale ta hipoteza też nie wygląda całkiem beznadziejnie. Musiałaby tylko Atalanta okazać się – skoro już zahaczyliśmy o branżę IT – apgrejdowaną wersją Atlético, gdzie złota epoka nastała, gdy zjawił się i osiedlił na prawie dekadę niejaki Diego Simeone. Owszem, Madryt to inny wymiar. Metropolia, silniejsza marka klubu, interesy ubijane z Jorge Mendesem i generalnie większe pieniądze. Właśnie dlatego piszę, że w Bergamo potrzeba jeszcze więcej know-how i strategicznej intuicji. Narzędzi nie do kupienia, lecz zassania z własnej głowy. Atalanto, musisz!

69 myśli na temat “Zbuduj sobie Ligę Mistrzów. W garażu

  1. @Rafał
    Kiedy w sobotę odnotowywałem na blogu sukces Atalanty, byłem trochę zdziwiony, że nie zareagowałeś na to wydarzenie. Ale warto było poczekać.

    Polubienie

  2. Gasperini wydaje się skrojony pod prowadzenie takich drużyn. Z Interu pogonili go po kilku meczach, za to Genoę poprowadził z serie B do pucharów.

    Polubienie

  3. Ja myślę, że to jednak Gasp jest najważniejszą częścią układanki. Nie twierdzę, że bez niego Atalanta stoczy się daleko poza czołówkę, ale nie sądzę, żeby bez niego Dea była na poważnie brana przez kogokolwiek za jednego z faworytów do Scudetto. Ale fakt, na chwilę obecną to najbardziej zjawiskowa, innowacyjna, nieprzewidywalna i skyisthelimitowa drużyna w Europie.

    Polubienie

  4. I być może alternatywa prowadzenia piłkarskiego klubu dla tych, którym się wydaje, że wystarczy dosypać kilkaset milionów, żeby osiągnąć sportowy sukces.
    Jak czytam o miliardowych zadłużeniach Barcelony i Realu, kolejnych setkach rzucanych np. na Chelsea, a zwłaszcza dofinansowywaniu przez Barcelonę sukcesu Atletico (Suarez), to myślę, ze granice absurdu zostały przekroczone. Nie twierdzę, że półamatorskie (mierzone skalą wpompowanej kasy) drużyny są w stanie na stałe zasiąść na szczycie ale myślę, że otrzeźwienie może być blisko. Dlatego warto kibicować Atalancie.

    Polubienie

  5. A nikt rąk nie załamie nad zwolnieniem Lamparda? No dobrze, to ja pierwszy. Przy czym ostatni akapit nie ma na celu nikogo obrazić nieumyślnie.

    Wszystkie, ale to chyba już naprawdę wszystkie kluby uchodzące za poważnego kandydata do ligomistrzowego top8 wykazują się głęboka wiarą, że ich klub nie ma prawa mieć kryzysu. Seria 6-10 słabych spotkań (często granych co 3 dni, czyli mówimy o kiepskim miesiącu) kończy się zwolnieniem. No i jak w miarę przywykłem, tak wierzyłem, że Kolejowy Roman (ukłony dla Wielmożnego Pana Gospodarza za częste przypominanie tej postsowieckiej anegdotki) ma swoje imperialistyczne zamiary stworzenia własnymi rękami człowieka-mitu na Stanford i zwyczajnie pozwoli chłopu spróbować zwalczyć kryzys. Wiadomo, że nie byle jakiemu chłopu, ale że akurat temu chłopu pozwoli. Nie, nawet on nie…

    Kim musi być trener we współczesnej piłce, by podczas pożaru zamiast kopa, dostać szansę na użycie gaśnicy? To jest chore podejście, to w żaden sposób nie ma prawa być opłacalne, to jest czyste, globalne i zwyczajowo ugruntowane szaleństwo, któremu futbol pozwolił stać się codziennością tak bardzo, że do złudzenia przypominać zaczęło normalność.

    Niechże jeszcze Atalanta pogoni Gasperiniego po 6 meczach bez wygranej w lidze (trudno w to uwierzyć, ale statystyka mówi, że to się zdarzy kiedyś), tak absurdalne jest to traktowanie trenerów… Musimy powstać, sprzeciwić się, zorganizować, powiedzieć „dosyć już” (lub, żeby zachować tajemnicę konspiracji,***** ***). Przyłączcie się do mnie, też napiszcie ***** ***!

    Polubienie

  6. Co do samego Lamparda, problemy Franek miał dwa – 1) to te transfery, paradoksalnie ban z zeszłego sezonu działał pozytywnie na image trenera, teraz chłop dostał grajków za grubie setki milionów i nie tylko nie było progresu, a wręcz regres. 2)karuzela szejkowa, dla mnie zwolnienie Tuchela było absolutnym absurdem, bodaj Leonardo miał tu dużo do powiedzenia. Myślę że gdyby Tuchel nie był dostępny, to Franek nie zostałby zwolniony, przynajmniej jeszcze nie teraz.

    Na koniec wyniki Franka nie bronią, 7pkt w ostatnich 8 meczach ligowych. Najgorszy sezon od pożegnalnego Mou, a ostatnim kołczem który gorzej wypadał w liczbach od Franka, będzie AvB.

    Polubienie

  7. No tak, ja wiem że drużyna w kryzysie od kilku (kilkunastu?) spotkań. Ale czy rzeczywiście to jest realnie powód do zmiany trenera, czy to tylko głupi obyczaj?

    Debiut Tuchela – remis u siebie. Nic nie lepiej.

    A co do bezsensowności zwolnienia Tuchela – to tylko kolejny dowód na to, o czym piszę (lub na to, że Tuchel jest prywatnie dupkiem i wywalają go, gdy tylko mogą, tak jak np. w BVB). Dosyć już, czyli ***** ***!

    Polubienie

  8. Rafał już odnotował kolejny sukces Atalanty. niestety nie widziałem. Planowałem, ze będę (wirtualnie) na trybunach, ale po tym co się u nas stało. wolałem być (też wirtualnie) z kobietami na ulicach.

    Polubienie

  9. To się nawet staje interesujące, zastanawianie się, co się jeszcze musi wydarzyć (i czy w ogóle coś takiego – poza jakąś totalną katastrofą – istnieje), by ta nacja, tak ponoć miłująca wolność i niezależność wyrwała się wreszcie z bardzo głębokiego ogłupienia.

    Polubienie

  10. „poza jakąś totalną katastrofą”
    To chyba już było, nawet parę razy, i też nie zadziałało. Zadziała wg mnie jedynie drastyczny spadek materialnego poziomu życia, u progu którego zresztą stoimy.

    Polubienie

  11. @Koziołek
    „A nikt rąk nie załamie nad zwolnieniem Lamparda? ”
    „Kim musi być trener we współczesnej piłce, by podczas pożaru zamiast kopa, dostać szansę na użycie gaśnicy?”

    Ja tutaj trochę załamałem, to znaczy naszkicowałem krajobraz:
    https://wyborcza.pl/7,154903,26725698,wstrzas-w-chelsea-jak-roman-abramowicz-zostal-hazardzista.html

    Z Lampardem było chyba odwrotnie. Abramowicz najprawdopodobniej już wcześniej chciał Lampardowi dać kopa, bo zgrzytała współpraca z Mariną, bo sprowadzone gwiazdy kompletnie nie znalazły z nim wspólnego języka, czuły się ignorowane (faworyzował starych ulubieńców), do niektórych ponoć w ogóle się nie odzywał, krytykował je natomiast w mediach (to, co zgubiło już parę razy Mou) etc. Ale Roman nie dawał kopa, bo wyniki się zgadzały. Aż się przestały zgadzać…
    To oczywiście nie oznacza, że miał słuszność. No i rzeczywiście akurat on skrajnie nie toleruje tzw. „kryzysu”.

    Polubienie

  12. „Kim musi być trener we współczesnej piłce, by podczas pożaru zamiast kopa, dostać szansę na użycie gaśnicy?”

    Joachimem Löwem?

    Polubienie

  13. @koziołek

    Bo Polskę nie siłą trza brać – tylko sprytem.
    I jak widać nie trzeba go specjalnie wiele. Wystarczy prymitywna w gruncie rzeczy i wyświechtana socjotechnika, wykorzystywanie całkiem przyziemnych instynktów, czyli stawianie Polaków na pozycjach Karguli vs Pawlakow i odpowiednio obfite podlewanie tego bogoojczyźnianym sosem.
    I można hulać do woli.

    Polubienie

  14. A tymczasem mamy kolejny sezon serialu pt. Grosicki zmienia klub. Ciekawe, czy tym razem znów będzie uciekał w ostatniej chwili na lotnisko, bo to, że kontakt podpisze pół sekundy za późno jest raczej pewne..

    Polubienie

  15. @gp
    Pewne hity nigdy się nie nudzą…

    @Rafał
    Przyczyny, które podajesz, są dość standardowe i zawsze się na każdego znajdzie tego typu coś. A już zwłaszcza wtedy, gdy wyniki słabną, więc zaczyna się szukać. We współczesnej piłce jest jednak coś jeszcze – mechaniczna wymiana szefa, gdy wyniki spadają. Bardzo głębokie spadki jakości ManU bez SAF, czy Arsenalu po upragnionym „Wenger out” sugerują, że zaufanie na dłużej popłaca także w klubach. W reprezentacjach, na przykładach Tabareza czy Löwa, widać to jeszcze wyraźniej. A każda drużyna przechodzi czasem jakiś kryzys i tu akurat osoba trenera nic nie zmieni.

    Zamiast odrobiny konsekwencji i szacunku zarządu do własnych decyzji mamy genialne pomysły typu „Zabierzemy trenera Lopeteguiego, bo mamy kryzys, to nam Ronaldo w ataku odrośnie” oraz „jakoś nie zadziałało, to wywalamy Solariego”. Podobnie w zeszłym roku miotała się Barca, a efekt z tego wszystkiego taki, że Atletico może po siedmiu latach odzyskać mistrzostwo. Pod tym samym trenerem, co wtedy.

    W Anglii z kolei nikt Guardioli nie wywalał po pierwszym, wyraźnie niespełniającym oczekiwań sezonie, to mistrzostwa przyszły w drugim i trzecim. Klopp jest na stanowisku od stu lat. ManU konsekwentnie pozwala Solsjaerowi zwalczać kolejne kryzysy, choć przez pewien czas jego średnia punktowa była najgorsza w erze postfergusonowej. Leicester trzyma się Rodgersa trzeci sezon. O, angielskie top4 mi wyszło.

    Zamiast długoterminowych planów budowania drużyn, mamy w większości klubów do czynienia z sięganiem po parę punktów związanych z efektem nowej miotły. A Chelsea, notorycznie zatrudniając nieznośnych i niemożliwych do zniesienia na dłużej ludzi (Conte, Sarri, Tuchel), jest już chyba szczytem tej aberracji. Dosyć już! ***** ***!

    Polubienie

  16. I tak oto wracamy do pytania o polską reprezentację 😉

    Na razie p. Sousa zaczął w stylu „przez 8 ostatnich lat”…

    Polubienie

  17. „Zamiast długoterminowych planów budowania drużyn, mamy w większości klubów do czynienia z sięganiem po parę punktów związanych z efektem nowej miotły” – to jest zarządzanie poprzez piar… – ma się dziać, bo to pompuje emocje kibiców i reklamy dobrze się sprzedają.
    Sousa jeszcze niczego nie zaczął. Powiedział mediom, to co chciały usłyszeć czyli nic. Dzięki temu dziennikarze mają pełną swobodę pisania/mówienia tego co im się wydaje, że powiedział. My kibice też. Nawet mistrzostwa Europy i Świata nie da się zakwestionować, bo przeciwnych argumentów w jego wypowiedzi brak.
    Niektórzy dziennikarze to czują i ze sporym dystansem podchodzą do usłyszanych rewelacji. Tak przynajmniej odbieram np. relację ze spotkania naszego Gospodarza we wczorajszej Wyborczej.

    Polubienie

  18. Jeśli chodzi o nasze podwórko, to nie ma co myśleć o LM, tutaj w garażu trzeba znowu zaczynać budować demokrację.
    Fajnie wygląda 8 kropek, czy tam gwiazdek, albo kotków, ale to nie sam czubek u władzy jest problemem, tylko społeczeństwo, które tej władzy (wciąż) chce. W jakimś zupełnie irracjonalnym pędzie do odmrożenia sobie uszu – na złość.

    Polubienie

  19. Już mnie to nie dziwi, bo kilka lat temu przeczytałem, że wg sondażu zrobionego przez jakąś agencję marketingową na zlecenie OSW Łukaszenkę wciąż popiera ponad 1/3 Białorusinów.

    A wracając do futbolu, to zadziwia mnie sposób rozwiązania sprawy dopingu w Pogoni Siedlce. Tak jakby klub niczemu nie winien, tylko ci wredni 20-latkowie z na czele z dywersantem z Senegalu wymusili na zarządzie, żeby im podawać kroplówki.

    Polubienie

  20. Jak zwykle… – kowal zawinił, cygana powiesili. Trenerzy, sztaby medyczne (nie tylko w piłce) niewinne, o niczym nie wiedziały. Tylko ci pazerni na kasę sportowcy.
    Dopóki „ci niewinni” nie zaczną dostawać dyskwalifikacji (co najmniej 2 razy dłuższych niż ich podopieczni) proceder dopingu będzie kwitł.
    A w Siedlcach to sprawa tak ewidentna, że aż śmierdzi kryminałem.

    Polubienie

  21. @antropoid
    To jak Ci się Jego Świątobliwość Andrzej z Błogosławionej Piersi Karmiony nie podoba to pisz Du*a. Bo ludzie będą myśleć że chodzi o to specjalne miejsce, gdzie plecy tracą szlachetną nazwę i będą się śmiać.

    Całkiem dobrym sposobem na walkę z szeroko rozpoznawalną i raczej popieraną ideą jest jej wyśmiewanie. Popierasz Miłościwie nam panujących? Jak to, przecież ***** ***! Popierasz Premiera Mateusza Słońce Morawieckiego? No weź daj spokój, Vateusza? Podoba Ci się rustykalny urok osobisty Jego Świątobliwości Andrzeja z Błogosławionej Piersi Karmionego? Serio, mówisz o Du*ie?

    W ten sposób otwierasz pewne drzwi – bo te osoby zwykle idealizują Miłościwie Nam Panujących, tłumacząc w ten sposób swoje wcześniejsze decyzje. Mechanizm nieakceptowania swojego błędu jest w ludziach zwykle bardzo silny i musisz przebić się jakoś przez tę bramę dysonansu poznawczego, nim będziesz miał szanse merytorycznie porozmawiać. Dyskusja ma szanse się odbyć dopiero za tą bramą. Śmiech natomiast, jako odruch bezwarunkowy, świetnie się nadaje na taran. Ponadto, jako narzędzie miłe w stosowaniu, nie antagonizuje Cię wobec rozmówcy.

    Podsumowując, gdy Legia gra, życzymy jej gola. Legia Gol! ***** ***!
    A co mówi chińska mama do ukochanego synka podczas obiadu? Zjedz ryż! ***** ***!
    A jak się pali, to co widać? Widać dym! ***** ***!

    A tak btw to jutro mam obronę doktoratu, więc trzymajcie kciuki.

    Polubione przez 1 osoba

  22. @Antropoid
    Podrzucę coś z serii opowiadanej przez przedszkolaków (podsłuchane w parku na spacerze):
    – Dlaczego Kaczyński tak gorliwie uczestniczy w praktykach religijnych? – Bo taką pokutę wyznaczył mu spowiednik za bolszewicką przeszłość.
    albo
    – Dlaczego Czarnek został ministrem oświaty? – Bo zobowiązał się, ze fundamentem jego reformy oświaty i szkolnictwa wyższego będzie napisana i obroniona w stanie wojennym rozprawa doktorska Kaczyńskiego nt: „Rola partii w kierowaniu wyższą uczelnią”, a dodatkowo, ze wyeliminuje z podstawy programowej wszystkie treści, których nie potrafi zrozumieć przeciętny parafialny dewota czy dewotka.

    Polubienie

  23. Ha, a może coś prostszego?

    Kaczyńskiemu marzy się pozycja Putina, ale jeszcze tam nie sięga. [To jest bardzo śmieszne, ponieważ Umiłowany Przywódca-Wódz-Naczelnik jest dość niskiego wzrostu].

    Polubienie

  24. Głupota ludzka to ogromna siła, wg Einsteina nieskończona. Dziwne, że go wyżej nie podsadzi… Może głupi jakiś?

    A moje życzenia Legia gol (czyli ***** ***) się zupełnie nie spełniło. Wygrało Podbeskidzie i to na Ziobro z tyłu.

    Pozdrawiam,
    dr Koziołek

    Polubienie

  25. Łojejku, to Ty już sam doktor – jak ten, którego tu fetujemy 🙂
    To teraz na szczyt, na szczyt. Nad poziomy wylatuj!

    Polubienie

  26. Kolejny stopień naukowy spowoduje, że się mądrością z Przemysławem Ostoją Sprawiedliwości i Dobra zrównam. Lepiej poczekam, bo ta równość na razie wydaje mi się nieprawdziwa.

    Polubienie

  27. S’oton raz na sezon musi sobie zafundować traumę, a Bednarek dzisiaj swoją prywatną. Tym razem przebił sam siebie z reprezentacji.

    Polubienie

  28. No może nasz stoper zagrał mecz nie z tych najlepszych w życiu, ale raczej Świętym punktów od tego nie ubyło. Czy by wzięli 6, czy 9, to chyba nie robi wielkiej różnicy. A ja w tym widzę nadzieję.

    Kiedyś repra dostała dziewiątkę od Danii, a jeden z naszych środkowych obrońców zagrał naprawdę beznadziejny mecz. Tak zły, że już nigdy więcej w reprezentacji nie zagrał. Nazywał się Kazimierz Górski.

    Polubienie

  29. Nie jestem pewien, czy z Danią to nie była ósemka, no ale mniejsza.
    Natomiast co do Bednarka, to widząc jego nazwisko w składzie repry zawsze jestem pełen niepokoju, bo to chłopak, za którym niefart łazi całymi stadami. Po prostu jest z tych, co mogą zagrać wybitny mecz, ale jak sie komuś przytrafi kiks, głupi faul/zagranie w polu karnym, albo jeśli piłka odbita od kogoś zmyli własnego bramkarza – to na 99,9% będzie to właśnie on.

    Polubienie

  30. Uhm, a niedawno w mediach czytałem, że Bednarek to nowy Maldini. Autor tego hasła tak się świetnie zna na piłce, że nie wie, na jakiej pozycji grał jeden z najlepszych obrońców w historii piłki…
    A jeszcze gdzieś pisali, że Drągowski to nowy Buffon… Zabawne są te sportowe media…

    Polubienie

  31. Widziałem Bednarka w tym sezonie parę razy w lidze i grał naprawdę dobrze. Wczoraj planowałem oglądać, ale ostatecznie zdecydowałem się na puchar Juve z Interem. Moż3e to i dobrze. Czytałem pomeczowe relacje i myślę, ze tam coś się zupełnie posypało, a w takich okolicznościach to obrona chodzi na galaretowatych nogach i im bardziej się stara, tym większą gra kaszanę.
    Zimny prysznic czasami się przyda. Ważne (również dla Bednarka), żeby się jak najszybciej potrafili pozbierać.
    P.S.
    To, ze Górski w swojej piłkarskiej karierze taką wtopę zaliczył to mi jakoś uciekło…

    Polubienie

  32. @mecz z Danią w 1948
    Istotnie było 8, a nie 9. Po sprawdzeniu źródeł podtrzymuję historię o Górskim – to Jego jedyny mecz, grał tylko do 34. minuty.

    Maldini to nośny temat, było o Bednarku, o Smallingu, kiedyś nawet o Pazdanie. Każdy może być Maldinim, wystarczy zagrać dobry mecz na pozycji kojarzącej się z obroną. Kiedyś nawet słyszałem że Neuer jak Maldini – a to już była naprawdę zaskakująca analogia.

    Polubienie

  33. Ale żeby stoperów porównywać do lewego obrońcy?? To nie można do Baresiego?

    @Górski
    On po prostu nie był wielkim piłkarzem. Wielu było takich, którzy dostali powołanie i udowodnili, że niesłusznie, ale o większości z nich się nie pamięta…

    Polubienie

  34. Neuer „zagrał jak Maldini”, też słyszałem i to całkiem niedawno w relacji z meczu Bayernu.
    Są takie nazwiska, które się „kleją”. W dzieciństwie na moim podwórku, to był Hudekuki. Nikt go nie widział jak gra (epoka przedtelewizyjna). ale jak to się wołało… – i mogło znaczyć wszystko:- „nie bądź taki Hudekuki” – nie kiwaj się, podaj, ale i nie strzelaj na pałę, „zagrał jak Hudekuki” – mogło oznaczać wyjątkowego kiksa ale i rajd przez boisko zwieńczony bramką. Praktycznie nie było sytuacji, zagrania, które nie mogło być jak Hudekuki. Cokolwiek by jednak nie znaczyło, Hudekuki w końcówce lat pięćdziesiątych wychodził zawsze w podstawowym składzie i to obu podwórkowych drużyn.
    A później zakończył podwórkową karierę… – nastała epoka Pelego, Garinchy. Ale tych to już przynajmniej kojarzyliśmy.

    Polubienie

  35. Jeżeli kolega Alp sugeruje, że część dziennikarzy sportowych ma wiedzę o futbolu na poziomie dzieci z podstawówki, to niestety muszę się zgodzić…

    Polubienie

  36. @gp
    A ja nie mogę się zgodzić. Przynajmniej w moich czasach, podstawówki były pełne oddanych i oczytanych dzieciaków, które żadnego meczu nie odpuściły.

    Polubienie

  37. Błąd z Maldinim ma swoje uzasadnienie w ewolucji taktyki futbolowej, młodsze pokolenie, nawet dziennikarskie, mogło nawet nie załapać się na czasy gdy boczny obrońca brylował walorami obronnymi, współczesne gwizdy na tej pozycji głównie w ofensywie brylują. Zatem szukając nowego Maldiniego trzeba szukać jego walorów na innej pozycji siłą rzeczy. Pytanie czy jest zatem sens szukać.

    Inną dyskusję chciałbym też rozpocząć – na ile trener, nawet znakomity, jest zależny od swoich najważniejszych piłkarzy. Zostawię Pep i Messiego, jako wałkowane po wielokroć, ale interesująco wygląda jak prezentuje się LFC Kloppa z Van Dijkiem i bez niego.

    Polubienie

  38. Ale Maldini przecież w ataku radził sobie całkiem nieźle, na tyle, że w kadrze zdążył strzelić kilkanaście goli, w tym pierwszego naszym w nieszczęsnym 3-0, no i to przecież on przywalił pierwszego Dudkowi w sławetnym finale.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s