Sevilla FC. Niesztuczna inteligencja

Gdybym rządził klubem piłkarskim i gdyby zgłosił się do mnie niejaki Monchi, by zapytać, czy za dobrą cenę nie odsprzedam mu gracza – zwłaszcza niezbyt znanego, ewentalnie kompletnie anonimowego – wpadłbym w panikę.

Chyba każdy szanujący się kibic wie, czym zajmuje się Ramón Rodríguez Verdejo (to jego pełne nazwisko). Ten były bramkarz jako dyrektor sportowy Sevilli rekrutuje zdolnych zawodników, nadzoruje szkolenie młodych i wszczepianie do seniorskiej drużyny dojrzałych, stara się kupować możliwie najtaniej, a następnie sprzedawać w równie idealnym momencie, czyli wtedy, gdy ich rynkowa wartość osiąga maksymalną cenę. Wśród jego żywych trofeów znajdują się m.in. Sergio Ramos, czyli mocny kandydat na stopera wszech czasów, Dani Alves, czyli mocny kandydat na prawego obrońcę wszech czasów, a także tłumek innych piłkarzy wyeksportowanych potem do Realu Madryt (Júlio Baptista), Barcelony (Ivan Rakitić, Seydou Keita) oraz potentatów z innych krajów. Ostatnio oklaskujemy np. Julesa Koundé, który w centrum defensywy potężnieje w takim tempie, że minionego lata sewilczycy wypięli się na 55 mln euro rzucane przez Manchester City. Zakładają, że w niedalekiej przyszłości wynegocjują jeszcze więcej.

Przede wszystkim jednak Monchi – nie przesadzimy: w swoim fachu postać ikoniczna, do jego życiorysu jeszcze wrócimy – stoi za imponującym sportowym wzlotem klubu. Gdy w 2000 roku obejmował stanowisko, przygnieciona finansowym kryzysem Sevilla właśnie stoczyła się do drugiej ligi hiszpańskiej. Nikt już nie pamiętał, że zaraz po wojnie zdołała wziąć mistrzostwo kraju, od dekad była średniakiem bez właściwości, bardzo rzadko kwalifikowała się do europejskich rozgrywek, oczywiście nigdy nie zdobyła żadnego kontynentalnego tytułu. I Ramón Rodríguez Verdejo teoretycznie nie dawał ani gwarancji, ani nawet nadziei, że nadciąga poprawa – jak wspominał po latach, podpisał umowę w ciemno, nie miał zielonego pojęcia, na czym jego funkcja polega, uczył się od zera. Wcześniej studiował prawo i interesował się polityką, teraz zaczął wydzwaniać po innych dyrektorach sportowych, by ich powypytywać i prosić o radę, rzucił się na kursy biznesu i zarządzania, zaczytywał się w lekturach o komunikacji i przywództwie, „Sztukę wojny” obkuł prawie na pamięć. Zapisywał pustą kartkę, tak się w każdym razie czuł.

Od tamtej pory? Sevilla sześć razy triumfowała w Lidze Europy. Sześć – tyle razy kontynentalnego trofeum nie dotykali w ostatnich 15 latach nawet piłkarze Realu Madryt i Barcelony, choć oni oczywiście bawili się elitarnie, po cztery finały wygrywali w Lidze Mistrzów. Co więcej, sewilczycy umieli utrzymać hegemonię przez trzy sezonu z rzędu, a zatem uniknęli jakiejkolwiek wpadki w rywalizacji baaardzo rozciągniętej, z fazą pucharową inicjowaną już w 1/16 finału. Nie pomylili się w 15 kolejnych dwu/meczach, w których przegrywający traci wszystko! Tak się bowiem składało, że nawet jeśli Monchi nie zidentyfikował piłkarza, który kiedyś podbije świat, to często ów piłkarz akurat u niego osiągał szczyt kariery. Jak choćby przywoływany wyżej Júlio Baptista, przekwalifikowany z pomocnika defensywnego na ofensywnego. Albo, żeby odwołać się do przypadku nam bliższego, Grzegorz Krychowiak – pozyskany za drobne 4,5 mln euro przez dwa sezony w Sewilli zgrywał futbolistę wysokiej klasy światowej, a odkąd został oddany za 30 mln do Paris Saint-Germain, już tylko gasł, konsekwentnie osuwając się w hierarchii.

Właśnie dlatego na widok Monchiego roztelepałbym się w niepewności, bijąc się z myślami tym intensywniej, im niżej łup, na który poluje sewilski dyrektor, byłby ceniony na rynku. A jeśli wszyscy są frajerami i nie widzą, że to przyszły megagwiazdor globalnej sławy, więc nawet cena dzisiaj atrakcyjna jutro okaże się promocyjną? Nigdy nie wiadomo – szefowie Bordeaux zarobili na Koundé 25 mln euro (najkosztowniejszy transfer w dziejach Sevilli), ale już wkrótce zapewne się dowiedzą, że ktoś przelewa za Francuza przynajmniej 80 mln, zawarte w klauzuli wykupu. A jeśli sprawy mają się całkiem odwrotnie, jeśli mowa o przeciętniaku, który na stadionie Ramón Sánchez Pizjuán przeżyje swoje pięć minut i po kolejnej przeprowadzce przepadnie, jak Carlos Bacca, Álvaro Negredo czy właśnie Krychowiak?

Wymownymi nazwiskami moglibyśmy tasować bez końca, dlatego Monchi, z krótką przerwą piastujący swoje stanowisko od dwóch dekad, stał się prototypem idealnego dyrektora sportowego, natomiast Sevilla – jedynym międzynarodowym rozpoznawalnym klubem, którego sukcesowi twarz daje właśnie dyrektor sportowy. Nie piłkarz, nie trener, nie prezes, lecz dyrektor. Jedni mają Leo Messiego czy Roberta Lewandowskiego, inni Pepa Guardiolę czy Gian Piera Gasperiniego, jeszcze inni Florentino Pereza (no wiem, jeszcze Ramos, nie nasyłajcie płatnych zabójców) czy Aurelio de Laurentiisa, a wspaniałą historię sewilskiej pierwszorzędnej drużyny drugorzędnej tworzy Monchi. Przynajmniej dla środowiska oraz zaawansowanych entuzjastów futbolu, okazjonalni oglądacze kojarzą naturalnie głównie tych, którzy strzelają gole.

Fetowany Hiszpan zdaje sobie sprawę ze swojej reputacji, zresztą udzielił już mnóstwa wywiadów, w których opowiadał, dlaczego mu się wiedzie. A gdy minionej wiosny wybuchła koronazawierucha i zostaliśmy wszyscy uwięzieni w domach, wykonał ruch jeszcze śmielszy, w futbolowym światku niespotykany – nagrał mistrzowskie lekcje i je upublicznił. Wykładał nie na kursokonferencjach czy innych nabożeństwach dla wtajemniczonych, lecz na wklejonych na YouTube filmikach. 13 odcinków, każdy trwający 13 minut (od noszonego przez Monchiego numeru na koszulce), w każdym omówienie jednego z elementów zarządzania sportowymi sprawami klubu. Bez ujawniania sekretnych konkretów, ale wnikliwe, a przede wszystkim podane w skondensowanej, przystępnej formie, pozwalającej wejrzeć w ogólne reguły gry. Dla laika, jak niżej podpisany – zajmujące.

W jednym z odcinków sewilski guru tłumaczy, dlaczego i jak w umiejętnym poruszaniu się po rynku transferowym i generalnie selekcjonowaniu piłkarzy pomagają mu Big Data oraz technologia nazywana (niezgrabnie, wtrącenie moje) sztuczną inteligencją. Jak słyszymy, wśród podwładnych ma jajogłowych do obsługi algorytmów; cyfrowe analizy służą jedynie za punkt wyjścia, nigdy nie podejmuje decyzji wyłącznie na ich podstawie; dzięki nim wyławia sygnał z informacyjnego szumu (tutaj kłania się innemu mistrzowi Jedi, amerykańskiemu specjaliście od prognoz sportowych i politycznych Nate’owi Silverowi), bo danych mamy już tyle, że idzie się utopić, na powierzchnię wypływa tylko ten, kto mądrze je przetwarza i wyciąga wnioski; przez pierwszą połowę sezonu oczami rozsyłanych po planecie skautów Hiszpan obserwuje dokonania tysięcy graczy, a w drugiej połowie już tylko setki, stopniowo zawężając pole badań. Legendarna „intuicja” przeobraża się tutaj w wynik wypluwany przez szereg operacji logicznych.

Brzmi to wszystko ładnie, ale nie zdumiewa, bo interdyscyplinarnymi armiami geeków oraz potężną aparaturą obliczeniową dysponują już wszystkie czołowe kluby – kiedy mecze seryjnie wygrywał Liverpool, czytaliśmy, że nie wszystko zawdzięcza rozwichrzonej grzywie i świetlistej szczęce Jürgena Kloppa, że niemieckiego trenera wspierają m.in. fizycy i matematycy o dorobku naukowym okazalszym niż magisterski (nawiasem mówiąc, do klubu przywiodła ich futbolowa szajba). Dlatego sukces pojawia się tam, gdzie lider, jakąkolwiek pełni funkcję, zręcznie manipuluje bogactwem możliwości tak olbrzymich, że niemożliwych do objęcia rozumem przez jednego człowieka. Ani przez maszynę. Rządzi nie sztuczna, lecz zwykła ludzka inteligencja.

Albo jeszcze inaczej – rządzi liderów cały tłum. Przecież gdy Monchi przed blisko czterema laty uciekł z Hiszpanii do Włoch, to poniósł druzgocącą klęskę, choć właściciele obiecywali mu zaufanie i pełną samodzielność. Jak w Sewilli kojarzy się z nieomylnością (choć błędów popełnia sporo, do czego się przyznaje), tak każdemu kibicowi Romy na dźwięk jego nazwiska zamajaczy przed oczami krajobraz nędzy i rozpaczy – Mohamed Salah podarowany Liverpoolowi, chybione inwestycje w Patricka Schicka czy Javiera Pastore, pozostawienie klubu w gorszym stanie niż się zastało, długo by opowiadać. Minęły dwa lata i geniusz wrócił do domu, bo okazał się geniuszem nierozumianym, może nawet hochsztaplerem.

Kompetencji nie zgubił. Sevilla, która podczas jego dwusezonowej nieobecności ześliznęła się z dającej zaproszenie do Ligi Mistrzów czołowej czwórki La Liga, znów wkradła się do elity i kontynuuje fantastyczną podróż – w środę pokonała Barcelonę w krajowym pucharze, wkrótce porywalizuje z Borussią Dortmund o ćwierćfinał Champions League. Nadal fruwa na pułapie wręcz niebotycznym, jeśli wziąć pod uwagę, że nie jest notowana wśród krezusów sklasyfikowanych w Football Money League. A perypetie Monchiego, który gdzie indziej nagle stracił zdolność odróżniania talentu od beztalencia, każą zastanowić się, czy widząc w nim jedyną tam alfę i omegę, nie upraszczamy znacznie bardziej złożonego zjawiska, jakim jest Sevilla. Z jego mini-wykładów o maxi-sprawach oraz innych publicznych wyznań wywodzę, że gdy w klubie rozstrząsa się, czy warto zainwestować w transfer piłkarza, nie rozstrzyga ani głos trenera, ani prezesa, ba, niekoniecznie najwyższą rangę musi mieć opinia dyrektora sportowego. Owszem, Monchi ostatecznie podejmuje decyzję, ale ta wykluwa się rozmaicie, raz tak, a raz siak, można rzec, że rodzi ją wewnętrzna kultura, kształtująca się od wielu lat i nie do powtórzenia nigdzie indziej. Że Sevilla, jedna z najszczęśliwszych krain w europejskim futbolu, rozkwita jako cały ekosystem, żyzny nie dzięki jednostce, lecz zgromadzonej tam inteligencji zbiorowej. Idealna okolica do gry w piłkę. Jak to ujął niegdyś, rzucając się Monchiemu w objęcia, niejaki Adil Rami, który w moim ulubionym Milanie zaprezentował się jako skończony patałach: „Nie wiem, o co chodzi z tym klubem, ale nigdy w życiu nie zagrałem w żadnym finale, a tutaj w rok zagram już w trzecim”.

Krychowiak może się domyślać, co Francuz miał na myśli, w tamtych finałach wystąpili razem. A ja mam nadzieję, że Monchiemu jeszcze wpadnie w oko jakiś polski piłkarz, który gdzie indziej nigdy by się nie dowiedział, że stać go na aż tyle.

49 myśli na temat “Sevilla FC. Niesztuczna inteligencja

  1. Sporo już czytałem o Monchim, a tu autor zaskakuje ciekawym ujęciem i dość nowatorską, jak na ten temat, tezą o pewnej niesamodzielności bohatera, w dodatku popartą studium konkretnego przypadku. No szanuję bardzo. Jest pomysłowość, jest metodologia i są wnioski. Bardzo mi się podobało. Dziękuję uprzejmie za umilenie wieczoru.

    Polubienie

  2. @Koziołek
    Jeżeli masz na myśli, że „geniusz menadżera” polega na zarządzaniu wiedzą i umiejętnościami innych, to w pełni podzielam podzielam Twoją opinię.

    Polubienie

  3. Bardzo mnie się wpis podoba, zresztą temat nieśmiało kiedyś poruszylim w komentarzach, habitatowi Sevilli i Monchiemu przyjrzeć się warto. Ile znaczy współpraca.

    Poza piłkarzami osiągającymi swój szczyt, jak Krycha, w zasadzie można dorzucić trenerów, którzy właśnie w Sevilli zaliczają swój szczyt, a poza klubem różnie bywa. Lopetegi ma swój najlepszy okres w trenerce(klubowej), dla Juan de Ramosa Sevilla była chyba jedynym wielkim momentem, w sumie tylko Unai Emery ma też warte uwagi wyniki poza Sevillą ale nadal tam będzie miał najlepsze.

    Drobna też korekta obywatelska – od 2000 roku Real Madryt po Ligę Mistrzów sięgał pięć, a nie cztery razy(2002, 2014, 2016, 2017, 2018). No i jeszcze pytanie kiedy w 2000 roku dokładnie Monchi został zatrudniony, bo jeżeli przed 24 maja, to o 6 LM mówimy 😉

    Polubienie

  4. @twojastara
    „Drobna też korekta obywatelska”.

    Sorry i dzięki, poprawiłem. Choć w inną stronę – że w ostatniej 1,5 dekadzie Sevilla miała więcej nawet niż Real i Barca, czyli odkąd rozpanoszyła się w Europie. Tak mi krążyło przy pisaniu, źle zredagowałem. Zresztą wszystko jedno, tak czy owak kopara opada.

    Polubienie

  5. Wielki fachowiec. Aż dziw bierze, że Real czy Barcelona nie sięgną po niego, zamiast co rusz przepłacać za graczy, których wypromował.

    Polubienie

  6. @Rafał
    Dzięki za komentarz na Wyborczej wczorajszego drugiego/pierwszego pojedynku w LM. Jakbyś zdradził, który jutro skomentujesz, łatwiej byłoby mi podjąć decyzję, który oglądać…

    Polubienie

  7. Wczorajszy wynik jakimś ogromnym zaskoczeniem nie jest, to kolejny taki występ w LM z mocnym rywalem, dotąd raczej na Camp Nou fason trzymali, ale co zrobić. Rozmiar może lekko zaskakiwać, ale z obrazu gry bardzo zasłużony.

    Barcelona już od lat jest takim „szkolnym dręczycielem” z drużynami o potencjale mniejszym od nich radzą sobie bardzo sprawnie, stąd min. takie dobre rezultaty w lidze(ogólnie rzecz biorąc), natomiast gdy naprzeciw nie stoi ktoś pół metra niższy 40 kilo lżejszy i dwie klasy niżej od nich, to nagle totalnie miękną kolana, strach i niepewność wkrada się w szeregi i kończy się zawsze na biernym przyglądaniu jak rywal robi jesień średniowiecza z wiadomo czego.

    Polubienie

  8. Bardziej efekt Koemana, którego sprali wcześniej Pirlo, Zidane, Simeone, Lopetegui czy Marcelino. Mógł wyciągnąć z wnioski z pracy obecnego szkoleniowca Sevilli w Madrycie i nie pchać się do ekstremalnie ciężkiej roboty.

    Polubienie

  9. @alp
    Nie mogę pomóc, bo nie zawsze decyduję według swoich upodobań. Dzisiaj oglądałem Juve, bo ludzie interesują się losem Szczęsnego, ale wolałbym Sevillę i Dortrmund – na Turyn nie da się patrzeć, za Pirlo to jest tak samo nie do zniesienia, jak za Sarriego.

    Polubienie

  10. @Rafał
    Druga połowa nie była już taka niesamowita, ale oglądać się dało i to z przyjemnością. Borussia wyszła kontrolować wynik (co w jej sytuacji zrozumiałe, chociaż nam kibicom nie zawsze się podoba), a Sewilla próbowała się odkuć. Skończyło się na 3:2.
    P.S.
    Przeczytałem już Twoją relację i nie zazdroszczę Ci, że musiałeś to przeżywać na żywo. Dla fana włoskiej piłki musiało to być wyjątkowo stresujące…

    Polubienie

  11. E tam Tomasz, tak jakby odpadanie po ciężkim łomocie nie było już tradycją w FCB. W zasadzie od sezonu 16/17 co roku jakiś łomot 0:3 i wyżej, tylko do tej pory raczej na wyjedzie, Barcelona w LM ma regularność jak nikt inny.

    Zgodzę się że Koeman zrobił błąd, obiektywnie rzecz biorąc. Jeśli przyjąć takie ogólne kryteria, jak budowanie image poprzez odnoszenie sukcesów, trzeba było zostać w Holandii, gdzie za pracę z repą wysokie noty zbierał. Tyle że ten pan ma to gdzieś, i za to go bardzo szanuję. Te gadki o miłości do klubu, które w wykonaniu większości piłkarzy i trenerów to puste frazesy, w ustach Koemana brzmią prawdziwie – on przyszedł, bo klub ma w sercu, i naraża własną karierę i reputację dla dobra klubu. Oczywiście „kibice” który od pierwszego dnia pluli praktycznie na swoją byłą legendę nie podziękują mu za to – ale IMO facetowi należy za to szacunek.

    Polubienie

  12. Myślę, że warto rozróżnić porażki, które są efektem słabego przygotowania do spotkania, od tych, które są wypadkową wielu czynników. Od dwóch sezonów Barca jest po prostu przeciętną ekipą.

    Może być tak jak mówisz, a może po prostu wsiadł do pociągu, który podjeżdża tylko raz. Wszak prestiż pracy w topowym klubie (choćby z nazwy) jest większy niż w nawet najlepszej kadrze.

    Polubienie

  13. Szkoda że te porażki są bliźniaczo podobne – pasywność, przyglądanie się rywalowi, oglądanie się nawzajem na kolegów z zespołu żeby coś zrobili. Zgodzę się że w 2017 Barce była lepsza, ale już toczyła ją choroba – słabość mentalna. Nie zamierzam tu obwiniać Messiego w 100%, ale drużyna paczy na kapitana, a ten nos na kwintę i spaceruje cały mecz. No to oni też nosy na kwintę i spacerek. Nie żeby odejście Argentyńczyka miało w czymś pomóc – raczej chodzi o to że ta kadra jest tak wykastrowana iż tylko chyba Pique stara się wcielać w kapitana.

    Polubienie

  14. W 2017, gdy potrafili sklepać City Pepa, powrócić z PSG czy wywiesić pranie na Bernaebu pozostając w walce o mistrzostwo, przy okazji ogrywając Atletico Simeone w Madrycie. To są oznaki słabości mentalnej?

    Polubienie

  15. W 2016 sklepali City Pepa, które jeszcze raczkowało i obrywało od każdego w lidze. Powrót z PSG był super pokazem charakteru, ale głównie Neymara, którego dziś nie ma by ciągnąć grę jak w tamten wieczór. Z Atletico mnie nie rozśmieszaj, ile Simeone potrzebował podejść żeby wygrać mecz w lidze z Barceloną, 20? To tak jakby Mourinho puszył się z wygranego meczu z Wengerem. Z Realem, owszem, na klasyk faktycznie Barcelona nawet w gorszej dyspozycji umiała się spiąć.

    Ale Tomasz, przecież napisałem że choroba toczyła, co potwierdza fakt że trzeba było z PSG wracać po 0-4 czy 0-3 z Juve. Napisałem też że była to silniejsza Barcelona, bo była, był Neymar, był młodszy Messi, był zmotywowany Suarez. Odejście Neymara należy dziś oceniać jako moment absolutnie zwrotny, choroba która 2017 dopiero zaczęła toczyć, zapanowała nad mentalem FCB absolutnie. Zastępcy Brazylijczyka okazali się impostorami, sportowo klub zjechał. Ale problem był już wtedy, dał o sobie znać po raz pierwszy chyba superpucharze, gdy Ernesto Valverde rozjechał was 0-4.

    I takie porażki stały się cykliczną atrakcją objazdowego cyrku Barcelony. Nie były efektem nawału urazów, że juniorów trzeba było wrzucać, ani konfliktów z trenerem, zwyczajnie jak w zegarku mocny rywal w formie i 0-3, 0-4, 2-8, 1-4.

    Polubienie

  16. „wykastrowana kadra”… – bardzo mi się podoba, a co najistotniejsze chyba bardzo precyzyjnie oddaje stan w jakim znalazła się Barcelona. Lata dominacji Messiego, czekanie na to co on zrobi musiało wyprać z inicjatywy pozostałych a Ci, którzy chcieli grać coś więcej odeszli. A, że Messi po kilkunastu latach gry na najwyższym poziomie (co naturalne) zaczął „zwalniać”, to i wielkość drużyny się skończyła.
    P.S.
    Messi jeszcze może nawet przez kilka lat wnosić wiele do nawet topowej drużyny, ale nie może być jej „motorem”… – lata mijają.

    Polubienie

  17. Spotkania Barcy z Simeone zawsze były na krawędzi. Przypominam, że w LM odprawił Katalończyków, a chwilę później już w lidze przypieczętował tytuł, także podważanie jego drużyny jest co najmniej śmieszne.

    „Absolutnie zwrotny moment” był znacznie wcześniej, tuż po spotkaniu na Anoeta w 2015 roku, gdy zaskoczyła gra pod wodzą Enrique i chwilę później podwładny Rosella przedłużył swoje rządy. Wszak Neymar nie odszedł, bo miał taki kaprys, tylko widział co się dzieje w klubie i szukał lepszej opcji. Czas przyznał mu rację.

    Piszesz o chorobie, a ja z ciekawości zapytam kto jest odpowiedzialny za przygotowanie motoryczne, taktyczne i mentalne drużyny do spotkania? Pewnie ktoś kogo na CN nie ma od lat.

    @Alp Czas pokaże, gdy odejdzie z Barcelony. Kto wie czy nie będzie motorem napędowym innego wielkiego klubu. Nie jest to ten gracz co dekadę temu, ale wciąż ma umiejętności, aby przechylać losy wyrównanych spotkań (nie mylić ze spotkaniami z dużo silniejszymi rywalami), jak to wielokrotnie pokazał choćby w tym sezonie.

    Polubienie

  18. Ja tam takiej wizji w MoNey’u bym nie spodziewał, raczej zobaczył dużo $$$ i jego staruszek też dużo $$$ i to tyle.

    Fakt, rozkład klubu to w znacznym stopniu zasługa Rosella i Bartka. (btw szkoda że blog pana Darka zdechł, chciałbym zobaczyć kaniego znowu wyginającego się w tezie jaki to z Bartka rekin byznesu xD)

    Odpowiedzialny zawsze jest trener, niemniej to nie za Koemana problem się pojawił, on jest zwyczajnie kolejnym, czwartym już, trenerem, który tego problemu rozwiązać nie potrafi.

    Polubienie

  19. Nikt nie gra w piłkę za darmo. Miał Brazylijczyk ofertę i widział co się dzieje, to się zwinął nazywając prezydenta żartem. Źle na tym nie wyszedł.

    Trochę inaczej zestarzały się opinie kaniego na temat polityki Pereza: Zidane, Hazard, Llorente czy Hakimi. Tam coś poszło nie tak xD

    Wracamy do początku. Barcelona teraz męczy się w spotkaniach ligowych, więc bezpośrednie przygotowanie do najważniejszych spotkań niekoniecznie jest głównym problemem Koemana. Zupełnie inaczej było za kadencji poprzedników.

    Polubienie

  20. Zaryzykuję że trochę wyszedł, bo w lidze Francuskiej koszą go x2 jak w la lidze i urazy powylatywały. Nie ma takiej protekcji jak Messi, że ktoś mocniej wejdzie i od razu kartka.

    Hakimi pięknie asystował napastnikom Realu, więc nie wiem o co Ci chodzi.

    Wypominanie Hazarda to takie postfactum sku****syństwo. Mógłbyś przejrzeć wszystkie 153546363 opinii internetowych jakie były wyrażone przed transferem Hazarda, i raczej wielu tam nie znajdziesz, że typ się rozpadnie na części w lidze Hiszpańskiej, gdzie w Angielskiej nic się go praktycznie nie imało. Kaniemu też chodziło o coś totalnie innego – on twierdził że Hazard to marny piłkarz.

    Llorente to też xD. Grzałby ławę. Szanujmy się. Typ jest mocno ograniczony, i nawet jeśli wreszcie znalazł miejsce gdzie idzie, to jest i pozostanie ograniczony.

    Ja wiem że wam bordowym Zizou wyrżnął w mózgach wielką schizmę, ale nie chce mi się odgrzebywać tej dyskusji po raz setny. To jest w ogóle śmieszne, facet wygrał dla Realu najwięcej, ale tak, rzuci rezerwy na słabszego rywala i jest męczarnia to jest niekompetentny. Po co po wynikach oceniać, jak można po tumisięwidzi, a tych meczów gdzie w tym sezonie Real grał znakomicie to tumisięniebędziewidzieć. Weź ostatnie 2 mecze ligowe, rywale wykreowali łączne xG 0,15 przez 180 minut, wiadomo że to nie zasługa trenera.

    To niby za Setiena nie było ligowych męczarni? kaman, Tomasz, gubisz się. Męczyć się Barcelona mogła z każdym, przy złym dniu Messiego. Za poprzedników także. Koeman ma ten problem, że Messi jest w swoim absolutnym motywacyjnym dołku.

    Polubienie

  21. „…Messi jest w swoim absolutnym motywacyjnym dołku…” – albo na zjeździe i nie może już odgrywać w drużynie tej roli, do jakiej wszystkich przyzwyczaił w ostatnich latach. To oczywiście nie wyklucza, że jeszcze przez jakiś czas może zachwycać swoją grą (zwłaszcza momentami) nawet w topowych drużynach pod warunkiem, że „ciągnąć drużynę” przez 90 minut będą inni.
    Mam tylko wątpliwości czy to jest do przeprowadzenia w Barcelonie, czy sam Messi jest w stanie zaakceptować taką zamianę ról w „swojej” drużynie. Myślę, że po zmianie barw to mogłoby być łatwiejsze i dla klubu i dla Messiego.

    Polubienie

  22. No tak, bo jedna pomyłka z Realem przekreśla wszystkie inne dobre spotkania we Włoszech.
    Nie lubię robić za adwokata, ale Kaniemu chodziło o to, że nie chciał Hazarda do Realu, a to jak Belgowi idzie to już inna sprawa.

    Mocno ograniczony Llorente poradzi sobie na każdej pozycji w pomocy i ataku. Faktycznie grzałby ławę, bo Zidane nie postawiłby na niego. Tu masz rację. Francuz woli grać żelaznym zestawieniem, tylko nie wiem czy wszyscy wytrzymają do 40 roku życia xD. Tu płynnie można przejść do trenera, który pewnie, że wygrał najwięcej, ale zespół nie gra historią, a wiele zbudować mu się nie udało , więc grzmoty kaniego byłby jeszcze głośniejsze. Faktycznie postęp w dwóch ostatnich spotkaniach był wyraźny. Pewnie ręka trenera, ale starsi zawodnicy potrzebują więcej odpoczynku i kto wie czy granie raz w tygodniu nie było tutaj kluczem. Pierwsze spotkanie z Atalantą da tu jakąś odpowiedź. Inna sprawa, że w całym sezonie stoją porównywalnie do Barcy, bo w lidze spora strata, puchary poprzegrywane, jedynie w LM na razie jest ok, bo w sumie dla topowego klubu rozgrywki dopiero zaczynają się.

    Wydawało mi się, że zgodziliśmy się, że Barcelona od dwóch sezonów jest wyraźnie słabsza, więc nie wiem dlaczego przytaczasz Setiena, którego ławka zjadła. A Messi jest w tak „absolutnym motywacyjnym dołku”, że wyraźnie wyrasta ponad ligę w statystykach na whooscored. Wiem, nie lubisz tego, więc na złość Argentyńczyk jest też najlepszy w xG i w xA. Może są takie w których odstaje? Taki to problem Koemana, który prawdopodobnie najszybciej przegrał sezon w Barcelonie od dawien dawna.

    Polubienie

  23. „Czas, żyjących chwałą minionych dni, elfów się kończy. Za chwilę odpłyną ze Śródziemia. Nadchodzi era ludzi”.
    P.S.
    A w realu właśnie Eintracht umacnia się w czwórce premiowanej LM. Punkty zdobyte dzisiaj na Bayernie mogą być kluczowe dla końcowego układu tabeli. A Bayern co raz bardziej przypomina syte brytany. Dzisiaj przed katastrofą (kolejny raz w sezonie) uratował go tylko Neuer.

    Polubienie

  24. Tomasz, Messi jest tak dobry, że nawet człapiąc ze średnikami staty nabije. Jest jednak bardzo dużo różnica między jego liczbami obecnie a parę lat temu.

    Hakimi jest kiepski w obronie, kropka. Carvajal jest lepszy. Nawet Hakimi to wiedział, więc sam naciskał na transfer. No Real jest tym siedliskiem futbolowego zła, że nie trzyma na siłę.

    Llorente grał w Realu wielkie nic. On się zwyczajnie nie nadaje do gry kombinacyjnej, w Atletico może sobie pasować, ale Atletico to kompletnie inne granie niż w Realu. To że ktoś sobie dobrze radzi w Atleti, nie znaczy że będzie sobie radził w Realu czy Barcelonie(wink, wink). Sorry, ale przy CKM to trzeba być kotem. A Liorente nie był już młodym zdolnym.

    „Francuz woli grać żelaznym zestawieniem”

    Ręce opadają na takie bzdury. Zidane ustawicznie rotował praktycznie przez cały pobyt w Realu, pierwszy i drugi, był wręcz krytykowany, że rotuje za dużo. Pod koniec 2020 gdy wyniki były na włosku, przestał na kilka spotkań i powstało „once de gala” bis. Nosz jprdle. Nie ważne ile ma to sensu, kij się znajdzie.

    Co zresztą potwierdza iż image jest ważniejszy od tego co faktycznie robisz. Klopp ma image w braci dziennikarskiej świetny, to nie usłyszy słowa krytyki za to że nie rotuje, nie usłyszy że rzępoli piłkarzy do przesady, co z tego ze to robi, i teraz go to zresztą bardzo boli. Tak jak bolało w Dortmundzie gdzie był regularny szpital od 2013. Klopp to oczywiście znakomity szkoleniowiec, ale rzępoli niestety piłkarzy.

    No i jak wypada z poważnym urazem najważniejszy piłkarz Kloppa, van Dijk, to jest to okoliczność łagodząca, tak jeśli chodzi o wyniki jak i obraz gry. Jak Zidane’owi wypada Hazard, przychodzący jako nowy lider i następca Kristianosa, to nijak Zizou nie tłumaczy, wręcz przeciwnie.

    Ja bezczelnie myślę, że ze zdrowym Hazardem grającym swoje z CFC, Real nie miałby straty do Atletico. Ale tu oczywiście tumiwidzizm wyłącznie.

    Dla mnie lidzie wołający o zwolnienie Zidane’a to ten sam gatunek który w latach 04-06 wołali o wywalenie Fergusona z United.

    BTW jak przy United jesteśmy, nadal konsekwentnie Ole out, Mourinho wróć?

    Polubienie

  25. Pewnie, że jest różnica między liczbami teraz a dawniej. Ba, jest to zawodnik dużo słabszy jak dekadę temu, ale żeby pisać, że Koeman traci, bo ma słabszego Messiego? No nie róbmy jaj. To byłoby tłumaczenie w stylu Holendra 🙂

    Hakimi naciskał, bo wiedział, że jego szansę na grę są niewielkie. Carvajal z kolei też już nie jest pierwszej młodości i też często na swoim optymalnym poziomie nie gra.

    Fajnie, że przywołałeś przykład Kloppa. Po jakimś czasie drużyny rozłażą mu się bardziej niż Mourinho, ale to jest przykład szkoleniowca, który potrafi budować fajne zespoły. Przyszedł do przeciętnego Liverpoolu i stworzył potwora wymieniając praktycznie wszystkie klocki. Co zbudował Zidane? Myślę, że sporo fanów Realu o to ma największe pretensje do Francuza. Słabość Barcelony średnio wykorzystywana, a czas nieubłaganie leci i też już muszą wchodzić w etap zmiany pokoleniowej, bo Ramos, Kroos, Modrić czy Benzema już mniej lub bardziej po 30. roku życia.

    Wiele w United nie zmieniło się. Piłkarzy wielu nie wymienili, nawet Pogba został, chociaż dalej numery odwala, także na Mourinho to już nie pora. Tylko, że Ole też nie jest receptą. Niby ma okresy, że coś się tam zazębia, później jednak przychodzi jakaś latarnia w lidze, walec Pepa czy solidny Lipsk i znowu sezon bez sukcesów – coś niedopuszczalnego w topowym klubie. Do tego trzeba brać poprawkę, że kupili potwora, który tuszuje pewnie niewiele mniej niż Messi w Barcelonie.

    Polubienie

  26. Liverpool Kloppa (bez względu na kontuzje) wygląda, jakby się „zatarł”, co w sumie nie dziwi, po tych kilku latach ciągłej jazdy na maksymalnych obrotach.
    Widząc ich zapieprzanie na boisku w tym czasie, praktycznie co mecz, można się było zastanawiać, jak oni to wytrzymują i jak długo wytrzymają.

    W Barcelonie mentalne (ale nie tylko) rozłażenie się w szwach widać już od ostatniego triumfu w LM, a w tym sezonie, z Koemanem jako ratownikiem, to już w ogóle wygląda to jakby awarie próbowano naprawiać prokurowaniem jeszcze większych awarii.

    Powtarzające się wysokie wtopy biorą się również z tego, że kolejni rywale zawsze nakręcają się na nią jak na tę dawną Barcelonę, a nie jak jej na kiepski erzac, którym obecnie jest.

    Polubienie

  27. Zostawię już Koemana, zwyczajnie IMO nie jest on głównym winnym.

    Carva akurat jest w kwiecie wieku, jeszcze swobodnie może 4 lata na dobrym poziomie pośmigać, niech tylko zdrowie pozwoli.

    Tylko czy w takim klubie i z takimi piłkarzami, możesz sobie pozwolić na aż tak autorskie projekty, czy jednak dostosowujesz piłkarzy do taktyki. Ja w rozliczeniu Zizou nie zapominam jak niewielkie są w ostatnich latach transferowe wzmocnienia, oraz co się stało ze zdrowiem najważniejszego z nich. A młody powinien grać ponieważ jest dobry, a nie młody. Na końcu wiele skreśleń Zizou obroniło się swobodnie, obronił się wprowadzany Fede na którego nikt nie stawiał. Ale zgodzę się że projekt Real 2.0 nie jest zakończony, niemniej nadal chciałbym żeby Zidane go dokończył, i dość facet dobrego zrobił by dać kredyt, wybaczyć błędy od których nikt nie jest wolny.

    Także dlatego, że prowadzenie klubu z przeciętności do wielkości, a prowadzenie superklubu, to trochę dwie różnie dyscypliny i Lopetegi chyba najlepiej wyjaśnia na czym polega różnica.

    Jest też inna kwestia. Modricie, Ramosy czy Ronalda na drzewach nie rosną, Wiadomo że priorytetem jest Mbappe, ale czy kibice mogą realnie spodziewać się że zbuduje się znowu drużynę o takim poziomie? Żeby wygrywać ligi owszem, przy tym jak materace pogubili punkty nagle stało się to i w tym sezonie Realne.

    @antropoid
    No właśnie nie do końca zgadzam się, że można abstrahować od kontuzji, przede wszystkim jednego człowieka. Rzecz w tym, że projekt Kloppa idealnie działał tylko z van Dijkiem, bez niego bili się o top4, z nim finały LM i over 90 points w lidze. Ten bardzo wysoki i agresywny pressing ma swoją cenę nie tylko w fizyczności i zdrowiu piłkarzy, ale potencjalnie otwiera na kontry – i tu właśnie wchodził holender na białym koniu, i znakomitym ustawianiem się, asekuracją, szybkością i czytaniem gry „osłaniał” większy fragment boiska niż nawet klasowi koledzy po fachu i min. dlatego ta maszyna grała hevy metal tak dobrze.

    Polubienie

  28. VD spina klamrą i trzyma tyły L’poolu, ale jego nieobecność nie tłumaczy tego, co się dzieje w I linii, gdzie do niedawna wystarczało pół okazji na strzelenie gola, a obecnie nawet 5 „setek” bywa za mało.
    Cały team wyraźnie zjechał z formą, mentalne zmęczenie też widać gołym okiem – najbardziej po wyczynach Alissona.

    Polubienie

  29. Hertha właśnie umoczyła u siebie 0:3 z Redbulami. Piątek… – przedwczorajszy.
    P.S.
    A za pół godziny Atalanta – Napoli.

    Polubienie

  30. A to faktycznie znajduje potwierdzenie w xG, LFC przyzwyczaiło do „overperfomowania” z reguły ok 10 goli na sezon, za czasów Kloppa, obecnie są gol na minusie.

    Polubienie

  31. Ilość ochotę i achów nad Milanem w ostatnich miesiącach mogła wywołać biegunkę. A tu cyk: sromotne klęski z Atalantą, Juve i Interem i jeśli w weekend przewiezie ich Roma, to mogą zostać trzy punkty przewagi nad szóstą drużyną w lidze. Co Gospodarz na to? 😉

    Polubienie

  32. Gospodarz już na Wyborczej serwuje nam ciekawostkę z drogi Haalanda do wielkiej piłki, zupełnie różną od powszechnie stosowanego patentu na „hodowlę” wielkich piłkarskich gwiazd.
    I chociaż nie znalazłem odpowiedzi na najbardziej nurtujące mnie pytanie… – jak Haalandowi przy tych gabarytach udało się utrzymać taką koordynację ruchową, zwrotność, start do piłki to myślę, że warto przeczytać. Bo, że jesteśmy świadkami wybuchu piłkarskiej „supernowej”, to nie mam najmniejszych wątpliwości.

    Polubienie

  33. Tylko ciekawe, za co miałaby go teraz kupić Barcelona – spektakularnie, w ciągu jednej kadencji zaorana przez prezesa-szkodnika, niczym Polska przez kaczora i spółę.

    Polubienie

  34. Są w życiu różne rodzaje emocji, sportowe – czyli związane z jakąś pasją zazwyczaj należą do tych pozytywnych.
    Kolega sugeruje żywot bez takich emocji?
    Chyba jednak nie, skoro sam się tutaj regularnie udziela, więc nie bardzo wiadomo, po co ten post.

    Polubienie

  35. Kwota odstępnego za Haalanda, która gdy była wpisywana do kontraktu wydawała się zdrowo przesadzona, dzisiaj wygląda na śmiesznie małą. Stać na nią większość klubów z europejskiej czołówki.
    O tym gdzie i kiedy przejdzie zadecydują warunki sportowe i finansowe jakie mu zostaną zaproponowane. Ścigać się o niego będzie mogło tylko kilku gigantów.
    P.S.
    Ten „jakiś klub z nad morza Śródziemnego” w XXI wieku zawładnął wyobraźnią kibiców na całym świecie. Myślę, ze odrobina szacunku im się należy.

    Polubienie

  36. Tak, sugeruję żywot bez chorych emocji pt. jeden klub z daleka musi zawsze wygrywać, bo będę nieszczęśliwy.
    A w sumie jak z bliska to też.

    Polubienie

  37. Nie znam kibica, który by chciał, by ten komu kibicuje „nie zawsze wygrywał”.
    Podobnie, jak nie pojmuję toku myślenia kwękających na kibicowanie „nieswoim”.
    To jakby wymagać, by posiadacze tutejszego obywatelstwa lubili tylko tutejszą literaturę, muzykę, filmy etc.
    A to się już fatalnie kojarzy.

    Polubienie

  38. Ja ja nie znoszę argumentacji zaczynającej się od „nie rozumiem że…”.

    To podejmij wyzwanie zrozumienia. Względnie zapytaj się kogoś. To że czegoś nie rozumiesz, nie jest argumentem na cokolwiek, poza twoim brakiem zrozumienia.

    Polubienie

  39. @Antropoid
    Problemem nie jest samo chcenie, tylko reakcja na to, kiedy to się nie dzieje. Jeżeli jest nadmiernie emocjonalna, to jest to po prostu niezdrowe.

    Polubienie

Dodaj komentarz