Real Madryt, koniec historii i zagadka nieśmiertelności

Niezwykłą kumulację najpierw zaobserwowaliśmy w męskim tenisie. W tym samym momencie duch dziejów zrzucił na korty aż trzech kandydatów na gracza wszech czasów: wytwornego Rogera Federera, muskularnego Rafaela Nadala i niezłomnego Novaka Djokovicia. Wzdychamy wręcz, że mieli trochę pecha, że gdyby nie kolizja, każdy z nich zgromadziłby jeszcze więcej trofeów. (Choć istnieje inna hipoteza, równie niesprawdzalna: wzajemnie się inspirują, samotnie żaden nie nawywijałby aż tyle).

Rywalizacja tercetu wirtuozów wpisuje się w szerszą opowieść – o pokoleniu sportowców, którzy rzucili wyzwanie biologii i zaczęli nieśmiertelnieć. Wszyscy wyżej przywołani urodzili się w latach 80., a kiedy zdarzało im się, bardzo rzadko, nie wygrać turnieju wielkoszlemowego, ustępowali wyłącznie przedstawicielom tej samej dekady. Pomiędzy gigantów wślizgiwali się incydentalnie Andy Murray (1987), Marin Čilić (1988), Stan Wawrinka (1985) czy Juan Martín del Potro (1988). Wprawdzie minionej jesieni niewidzialną metrykalną barierę obalił wreszcie Dominic Thiem (1993), ale obalił ją tylko w sensie formalnym, bo nie pokonał nikogo z gigantów. Federer i Nadal na US Open nie wystąpili, natomiast Djokovic został zdyskwalifikowany za nieintencjonalne „naruszenie nietykalności cielesnej” sędzi. Na kolejnej wielkoszlemowej imprezie porządek został przywrócony – w Australian Open zatriumował właśnie Serb.

Można więc rzec, że tenisiści reprezentujący lata 80. unieszkodliwili młodszą konkurencję z bezprzykładnym okrucieństwem, blokując awans całej generacji znakomitych graczy. Jeszcze raz, sylabizując: jeśli oprotestujemy fałszujący aktualną hierarchię US Open 2020, okaże się, że nikt spośród urodzonych w następnej dekadzie (bądź później) nigdy nie dotknął wielkoszlemowego trofeum. A przecież najstarsi przedstawiciele lat 90. przekroczyli już trzydziestkę! Stracone pokolenie. Pejzaż jak z wizji Jacka Dukaja, u którego lód skuł całą planetę i zatrzymał bieg historii – tyle że w rzeczywistości zamrożeniu uległy jedynie okolice kortów tenisowych.

I boisk futbolowych. Na nich prywatną wojnę długo toczyli Leo Messi i Cristiano Ronaldo, którzy przez półtorej dekady wyrywali sobie z rąk Złotą Piłkę (oraz koronę króla strzelców Ligi Mistrzów), dostarczając kibicom rozterek identycznych z dylematami fanów tenisa – czy na zderzeniu ze sobą stracili, bo mogliby uzbierać znacznie więcej łupów, czy zyskali, bo pruli przez murawy jak na dopalaczu. Oni również pięknie się różnią i jak Federer z Nadalem rozpalają spory wśród wyznawców.

Argentyńsko-portugalski wyścig też współtworzy jednak krajobraz, w którym urodzeni w latach 80. postanowili nie zejść ze sceny. Ilekroć bowiem Messi (1987) i Ronaldo (1985) zrzekali się najbardziej prestiżowych nagród – wręczanych przez magazyn „France Football” oraz FIFA – to przechwytywały je dzieci tej samej dekady. Najpierw Luka Modrić (1985), potem Robert Lewandowski (1988). Jeśli spojrzymy na futbol z perspektywy jednostek, zobaczymy kalkę z kortów, wyrwę otchłanną jak tenisowa – latom 90. nie skapnęło nic, ich przedstawiciele nigdy nie wzięli Złotej Piłki czy samodzielnego tytułu króla strzelców Champions League, niespełniony pozostaje nawet coraz bardziej zaawansowany wiekowo Neymar, który we wtorkowy wieczór znów przypomniał, jak fenomenalnie panuje nad piłką. Gdy w sezonie 2014/15 jedyny raz stanął na szczycie Ligi Mistrzów, był tylko giermkiem Messiego.

Dlatego gdybym miał wytyczyć linie konfliktu w półfinale bieżącej edycji, w której wszechutytułowany Real Madryt będzie bronił starego porządku przed inwazją ubogich w zaszczyty nowobogackich (należących do zagranicznych właścicieli: Paris Saint-Germain, Chelsea, Manchesteru City), zwróciłbym uwagę przede wszystkim szansę na wyjście z cienia dla generacji wykluczonych. Odpadli Messi i Ronaldo, odpadł Lewandowski (czyżby Andora rozstrzygnęła o losach Ligi Mistrzów?), w grze pozostał natomiast tłum gwiazdorów urodzonych w ostatniej dekadzie XX wieku.

Ci ostatni liderują jednak tylko PSG, Chelsea oraz Manchesterowi City. Lata 80. nie chcą odpuścić, wciąż się bronią, dysponują potężnym arsenałem – w Madrycie, gdzie defensywą rządzi Sergio Ramos (1986, ostatnio permanentny pacjent, prawda), w środku pola szyku zadaje Luka Modrić (1985), najinteligentniej atakuje Karim Benzema (1987). I oczywiście Toni Kroos, moja utajona piłkarska miłość od wielu sezonów. Stanowiący pomost między przywołowanymi dekadami, bo urodzony 4 stycznia 1990, ale mentalnie bliższy raczej dziadersom, w końcu mowa o obwieszonym medalami weteranie, niestrudzonym kolekcjonerze asyst podczas złotego dla reprezentacji Niemiec mundialu.

Trzej ostatni mają za sobą imponujący tydzień, podczas którego z zimną krwią załatwili Liverpool oraz Barcelonę. Wszyscy rozpływają się nad trenerem Zinedine’a Zidane’em, co zrozumiałe – choć sprawuje władzę dyskretniej niż wyraziści liderzy w typie filozofa Guardioli czy porywającego charyzmą Kloppa, to manipuluje grupą i przeprowadza ją przez kryzysy ze zręcznością, której nie sposób zdeprecjonować. Dopiero bieżący sezon, pełen anomalii oraz nieszczęsnych splotów okoliczności, wyeksponował jego taktyczną intuicję, zmysł do zaskakujących przesunięć personalnych, gospodarowania zasobami. Na boisku miał w nim Real efektownego rozgrywającego, obok boiska ma nieefektownego stratega.

Niewiele by jednak Zidane wykombinował, gdyby nie wydawał poleceń – ewentualnie: po partnersku ustalał plan – Modriciowi, Kroosowi i Benzemie. Uwielbiałem na nich patrzeć nawet w środowy wieczór, dla wielu widzów w swojej bezbramkowości nieznośny i rozczarowująco nieintensywny, gdy postanowili zgasić zapał liverpoolczyków rozwagą, głębokim rozumieniem gry, wypolerowaną na połysk i niezbędną do wydłużania akcji techniką, kontrolowaniem swoich emocji. Kradli czas przy każdej okazji, zwalniali nawet w sytuacjach obiecujących groźny kontratak, chcieli wyłącznie zredukować wydatek energetyczny do minimum, nie wypluć z siebie ani jednego zbędnego dżula. Aż szkoda, że Liverpool nie wdusił gola – frapująco byłoby sprawdzić, czy i jak madrytczycy zmodyfikują sposób gry. Dla mnie to była klasyka futbolu uprawianego intelektem. Pełne panowanie nad sobą, świadomość każdego ruchu, beznamiętność wyczynowców, którzy przeżyli na boisku wszystko. Przetworzenie sygnału wejściowego, interpretacja, wnioski, reakcja – w jak obłędnym tempie przebiega u nich ten proces!

Przebiega ultraszybko, bo wiele dzieje się nawykowo, dzięki głębokowo wdrukowanej technicznej maestrii. To drugi fundament sukcesu Modricia, Kroosa i Benzemy, zresztą równie istotny dla satysfakcji widza – samym pięknym umysłem meczu nie wygrasz, nawet nie zremisujesz.

Słowem, dziadersi trzymają się mocno. Choć zdeterminowana młodzież wyrywa ku gwiazdom – czy Erling Haaland przejmie berło króla strzelców? Prześcignie go Kylian Mbappé? – tylko madryccy rutyniarze kroczą przez wiosenne rundy Ligi Mistrzów bez zadraśnięć. Tylko oni, wraz z całym Realem, ani nie ponieśli porażki, ani nie pozwolili rywalom objąć prowadzenia. I nie pozwalają zapomnieć, że żyjemy w okresie przełomowym, urodzeni w latach 80. sportowi beneficjenci postępu medycyny i technologii niezmordowanie przekonują, iż długość kariery zmierza do nieskończoności. Nawet czterdziestolatkowie mają prawo marzyć, wystarczy spojrzeć na nadal prężących się na szczycie lub w jego pobliżu Toma Brady’ego, Rogera Federera, Serenę Williams, Zlatana Ibrahimovicia etc. Dlatego bez wysiłku umiałbym wyobrazić sobie ostatnie sceny bieżącego sezonu – oto w popapranym czasie pandemii, gdy natłok gier eksploatuje organizmy jak nigdy, do najcenniejszego łupu dokopują się akurat tetrycy z Realu. I jak koniec historii nastąpił w tenisie, tak nastąpi w futbolu, wszyscy uznamy, że lata 80. już nigdy nie zrzekną się władzy.

Przecież najstarszy z madryckich weteranów dopiero wtargnie w pole karne. Przecież jest jasne, że Sergio Ramos, najwybitniejszy wśród piłkarzy działających z subtelnością wykidajły, jak zwykle zasadza się na półfinały i finały.

50 myśli na temat “Real Madryt, koniec historii i zagadka nieśmiertelności

  1. Nie rozumiem ignorowania faktu, że spośród aktualnych mistrzów świata w latach 80. urodziło się ze dwóch i jeden rezerwowy. A i jeszcze wcześniej o wyniku finału decydował gol młodocianego wówczas Goetzego.

    Polubienie

  2. Coś się gospodarzowi pomieszało. Ja nigdy w życiu czytając o mistrzach świata bym nie pomyślał o mistrzach klubowych.
    To jest smutny znak czasu, kiedy taki specjalista uważa, że piłka to kluby. Dla mnie niezmiennie od zawsze reprezentacje to esencja futbolu i sportu w ogóle.

    Polubienie

  3. @Rafał
    Bo zasadniczo nie decydują pieniądze, tylko umiejętność szkolenia. Nie ma transferów i tych wszystkich patologii z nimi związanych z handlem dziećmi na czele.
    I dzięki temu zespół chorwacki może dojść do finału, na co w rozgrywkach klubowych nie ma najmniejszych szans.
    Aż się dziwię, że w ogóle muszę to wyjaśniać, przecież to powinno być oczywiste.

    @tomo
    Przede wszystkim nie daję sobie wmówić bzdur. Poziom jest taki sam, przecież grają ci sami zawodnicy. tak samo jak w LM masz kilkanaście czołowych drużyn, rywalizacja jest zacięta, nigdy nie wygrywają ci sami.

    Polubienie

  4. @GP

    To piłka – i to piłka.
    Ale masz sporo racji, choćby przez to, że ta reprezentacyjna jeszcze funkcjonuje w jakichś sprawiedliwych ramach, w przeciwieństwie do klubowego korpofutbolu, który odpowiednimi „reformami” już dawno podzielono na gorszy i lepszy sort.

    Polubienie

  5. Nie kupuję takiego tłumaczenia w szerszej perspektywie to dojdziemy do wniosku, że tylko sport amatorski jest godny by nazwać go prawdziwym.

    Polubienie

  6. Nie nazwałbym Chelsea ubogiej rodzinie zaszczyty. Fakt, właściciel bogaty, ale w ścisłej czołówce europejskiej znajdują się od 2004 roku. Po drodze LM, przegrany finał, półfinały, 2x LE, mistrzostwa Anglii. Nie taki słaby wynik.

    Polubienie

  7. Dobrym argumentem za wyższością piłki reprezentacyjnej nad klubową jest np. analiza ilościowa problemu „kogo to obchodzi”. Jest tu nie tylko wyraźna przewaga zainteresowania po stronie reprezentacji narodowych, ale także ostra relacja zawierania zbiorów.

    Istotny dla mnie jest również kontekst społeczno-historyczny – jaki wpływ miał sukces w 86 na Argentynę (wskazówka: świątynie Maradony), a jak kształtowała się duma narodowa w oparciu o 7 tytułów Copa Libertadores w ostatnich dwóch dekadach (podpowiedź: wcale).

    Jeśli dla tzw. ludzi prawdziwa piłka jest ważna, to jest też to piłka reprezentacyjna.

    Polubienie

  8. Mam wrażenie, że rozmowa jest na dwa różne tematy 🙂 co innego sprawiedliwość i uczciwość w piłce na najwyższym poziomie, której jest bardzo mało. A co innego ocena tego, co dzieje się bezpośrednio na murawie. Handel dziećmi to jedno, a rywalizacja 22. chłopa na boisku to drugie. W reprezentacji i w klubie biegają ci sami piłkarze, ale w reprze widzą się z taką częstotliwością, jak przeciętny człowiek z jakąś ciocią, czy dziadkiem mieszkającymi w innej części kraju, a w klubie widzą się z kolegami częściej, niż małe (takie przedszkolno -podstawowoszkolne) dziecko z mamą. No to kto będzie grał/rozumiał/znał się lepiej? 🙂

    Polubienie

  9. Jeśli komuś zależy tylko na poziomie gry, nic innego go nie obchodzi, to obejrzy raczej finał LM. Jeśli ktoś patrzy szerzej, to różnie może być 🙂

    Polubienie

  10. To jakaś wymyślna ideologia. Przecież nawet w naszej podwórkowej historii piłki, największe sukcesy reprezentacji (Złoto Olimpijskie, dwa małe finały i ćwierćfinał MŚ) poprzedziły sukcesy klubowe w europejskich pucharach… – Górnika, Legii, potem Widzewa. Nawet sukces sprzed 4 lat na EURO to zasługa piłkarzy odnoszących na co dzień sukcesy w klubowej piłce (GP też powinien znać ich nazwiska i kluby z którymi sukcesy odnosili).
    A szkolenie w reprezentacji to już nawet nie religia, to zwykłe zaklinanie węża… – na dwóch przedmeczowych treningach wyszkolić piłkarza!? – Przecież wielu wybitnych piłkarzy w ciągu roku ma więcej treningów w klubie niż przez całe reprezentacyjne życie. Dotyczy to również naszych piłkarzy!
    No i kwestia kibiców. Przecież najlepsze kluby mają wielokrotnie większą widownię, niż najwspanialsze reprezentacje.Chyba, że ktoś myli oglądalność (raz na cztery lata) MŚ czy EURO z kibicami konkretnej reprezentacji.

    Polubienie

  11. P.S.
    Juventus spłacił zakup Ronaldo dochodami ze sprzedaży jego koszulek w niespełna pół roku. Sprzedawał je kibicom na całym świecie!

    Polubienie

  12. @alp
    I to w sumie dowodzi czego? Że piłka klubowa jest bardziej miarodajna i ma większy wkład w reprezentacyjną, niż vice versa? No bo tak, owszem, tego akurat dowodzi, ale chyba nikt nie twierdzi, że jest inaczej.

    A jak wieszasz na ścianie Kossaka, to kluczowy jest młotek, którym dobijasz kołek rozporowy, czy obraz? Bo ewidentnie najpierw był młotek i to on w sumie zrobił całą robotę, a poziom metalurgii w malarstwie to przecież jakiś żart.

    Polubienie

  13. @Alp
    Kluby mają większą widownię? Pokaż statystyki albo wycofaj.

    Niewątpliwie szkolenie odbywa się w klubach. Głównie tych małych rozsianych po całym świecie w miastach i miasteczkach, czasem wioskach. Ale nie o tym wymiarze piłki klubowej mówimy, tylko o tej czapie, która na tym siedzi i pasożytuje, spijając śmietankę. Ten cyrk objazdowy czasem fajnie wygląda i dysponuje świetnym marketingiem, przez co niektórzy przypisują mu większe znaczenie, niż ma.

    Polubienie

  14. @gp
    Może i mają. Jak obliczyć sumę po wszystkich meczach to kto wie. Repty grają około 10 razy rzadziej (przytaczam za instytutem danych z tyłka).

    Ale w kupie siła, jak powiedziała głodna mucha do głodnej muchy. Z pudeł Milika w Marsylii nikt nie zrobi wydarzenia kulturalnego. Włoski komentator mógł z Błaszczykowskim robić różne brewerie, ale to Borubar i Pereiro przeszli do słownika. Reprezentacje oddziaływują na społeczeństwa, a kluby na społeczności. Pod względem społecznym i kulturalnym to reprezentacje są istotą piłki i jej największą siłą.

    Dziwi mnie, że tak wiele osób próbuje na argument o zasięgu ogólnoludzkim odpowiadać, że „ale poziom sportowy to cośtam”. No tak, ja nawet powiem że i dwa cośtamy, a kto wie czy nie więcej, plus VAT z koszulek, tylko co z tego, skoro mało kogo ten poziom sportowy obchodzi, a ważne by wygrali „nasi”.

    Polubienie

  15. @GP
    Sam sobie szukaj. Proponuję zajrzeć na strony klubowe (oczywiście nie tych podwórkowych) o których piszesz, ze szkolą wybitnych piłkarzy, strony telewizji sprzedających transmisje Porównaj oglądalność raz na cztery lata rozgrywany turniejów i oglądanych przez cztery lata 2 razy w tygodniu spotkań klubowych Wystarczy rzucić okiem na kilka najlepszych.
    No chyba, ze wyciągasz wnioski na podstawie widowni na meczach naszych klubów i reprezentacji na Narodowym (oczywiście sprzed pandemii).
    P.S. 1
    Właśnie zaczyna się u nas sezon na reprezentacyjny „cyrk objazdowy”, który od dobrych 20-30 lat towarzyszy turniejom naszej reprezentacji. Glik już nagrał nową reklamę (przynajmniej ją zauważyłem – nie cierpię reklam i jak się pojawiają zaczynam nerwowo klikać)), zaraz będą następni, a za moment zacznie się akcja propagandowo-promocyjna pod hasłem najlepsze kluby polują na naszych reprezentantów. No i wycieczki po mediach na wywiady co by było, gdyby było. To znakomicie poprawia notowania u kolejnych selekcjonerów, a oni sami też starali się jak najlepiej spieniężyć okres przedturniejowy. (Nawałka przed MŚ nagrał 2 lub 3 reklamy – jeżeli dobrze pamiętam). No i gwarantuje codzienną presję mediów na sztab reprezentacji w trakcie powołań… – bohaterowie reklam muszą pojechać.
    Nic dziwnego, że na turniej piłkarze przyjeżdżają tak wymęczeni, ze nie mają siły grać.
    P.S. 2
    Pamiętasz dwóch 45-minutowych kapitanów naszej reprezentacji na EURO.

    Polubienie

  16. @Koziołek
    „ważne by wygrali „nasi”.” – tak, tak to biega, a inni nas nie interesują nawet jeżeli są naszymi turniejowymi rywalami. To ułatwia podkręcanie „narodowego bębenka”.
    Przed ostatnimi MŚ W trakcie kampanii „jedziemy po medal” w dyskusjach na blogu po obejrzeniu Senegalu i Japonii przestrzegałem przed hurra optymizmem, dzieląc się swoimi pomeczowymi refleksjami (Kolumbię uważałem od początku za zdecydowanego faworyta grupy). Po reakcji w dyskusji odniosłem wrażenie, że chyba nikt poza mną na ten trud się nie zdobył.
    Najpierw budujemy swój kibicowski mit nawet nie oglądając naszych reprezentantów na co dzień w klubach, odrzucamy wszystko co do niego nie pasuje, a po klapie, mamy żelazne wyjaśnienie… – naszym się nie chciało. Oczywiście najbardziej obrywa się tym, których wcześniej wykreowaliśmy na turniejowych bohaterów.

    Polubienie

  17. @GP
    Zawodnicy grają ci sami, ale poziom nie jest ten sam. Reprezentacje wyglądają trochę jak kluby na letnim tourne. Ani to zgrania, ani taktyki. Trudno się dziwić, skoro szkoleniowcy w klubie pracują miesiącami, a selekcjonerzy tyle co kot napłakał. Żeby to miało jakiś sens, to musiałoby to wyglądać jak np. w siatkówce, gdzie po okresie klubowym następuje reprezentacyjny i szkoleniowiec ma czas coś przygotować. Tylko kto w piłce na coś takiego pójdzie?

    Polubienie

  18. Czy moglibyśmy się już wszyscy zgodzić, że kluby mają znacznie wyższy poziom rzemiosła sportowego i przestać dalej to udowadniać?

    @alp
    Masz rację – ta medialna modlitwa około reprezentacyjna jest potwornie niehigieniczna, a skoro tak, to i przenosi choroby (w tym bardzo groźną balonicę Oczekiwaniowa, powodująca u niektórych piłkarzy objawy podobne do upojenia alkoholowego, i to z dwóch przyczyn). Mnie też to mierzi okrutnie. Niewiele się jednak są zrobić – to się sprzedaje, to się klika, tego ludzie potrzebują lub chociaż tak sądzą.
    Szczerze? Ja trochę też. Przychodzi Mundial i żadnego komentarza w prasie nie odpuszczę, choćby był nosicielem wspomnianej balonicy w zaawansowanej postaci. Potem tylko głupio przez sobą człowiekowi, gdy otrzeźwienie przyjdzie, że się ekscytował Nawałkowymi karimatami…

    Polubienie

  19. @Tomo
    Tak. Model z siatkówki mógłby pchnąć piłkę reprezentacyjną na wyższy poziom, ale na to szans nie widać. Tendencje są raczej odwrotne…
    @Koziołek
    Chyba wszyscy tak mamy, ja też. Tylko mi nie jest głupio. Ja potem chodzę przez jakiś czas na totalnym w…wie.
    P.S.
    Nie zapominaj o stacjonarnych rowerkach wożonych na stadion… – niezbędnych dla zapewnienia najwyższego poziomu treningu piłkarskiego.

    Polubienie

  20. Bardzo mnie cieszy, że autor umie dostrzec ten wyrachowany artyzm, który Real zaserwował z LFC i nierzadko serwuje w lidze. Wielu kibicom się to nie podoba, bo chcą szoł, ale ja się zachwycam.

    Jestem zresztą już przez to skrzywiony, próbowałem obejrzeć wczoraj Everton-Tottenham, ale aż oczy bolały od niedokładności, szybkich strat, głupich i pośpiesznych decyzji. Gdzie obiektywnie nie było tego jakoś szczególnie dużo, ale jak się ogląda co tydzień Real, to zwyczajnie kłuje po ślepiach.

    Serdecznie mnie bawi, iż kolega gp nie widzi korelacji między kasą a sukcesami reprezentacji narodowych, jakby najbardziej utytułowanymi repami w Europie nie były te, gdzie futbol jest byznesem z mocno rozwiniętą stroną klubową. Ale zgodzę się że tego romantyzmu jest więcej, bo faktycznie taka Chorwacja czy Belgia mogą okazjonalne sięgnąć po medal, na koniec to jednak najbardziej kasiaści zbiorą i tu najwięcej.

    Polubienie

  21. @ALp
    No jakoś nie mogę dotrzeć. Znalazłem, że finały MŚ ogląda od lat ponad 0,5 mld widzów, a średnia wszystkich meczów roto prawie 200 mln.
    https://www.sport.pl/pilka/7,64946,24350628,ogladalnosc-mistrzostw-swiata-spadl-190-mln-mniej-widzow-podczas.html
    A Liga Mistrzow ile, no dawaj.

    @Twoja stara
    Serdecznie mnie bawi, że kolega nie dostrzega tego, że tak kasiaste kraje jak Anglia, a zwłaszcza Włochy nie mają ostatnio prawie żadnych osiągnięć, dając się ogrywać a to Słowakom, a to Islandczykom czy Szwedom.

    Polubienie

  22. Znalazłem na Wiki, że najlepiej oglądany finał LM zgromadził w 2013 r. ok. 360 mln widzów.

    Zatem uprzejmie proszę drogi Alpie, bo uważam ten blog za miejsce poważnych dyskusji – nie rzucaj danych wziętych z d.

    Polubienie

  23. No tak, beznadziejna Anglia, tylko 4 na ostatnim mundialu, 3 w LN, przegrywy XD

    Włosi mają ostatnio posuchę, ale nadal mają ogółem więcej medali MŚ i ME od Europy klasy B łącznie. Weźmiesz 15 losowych krajów Europy, które nie mają ligi w top 10 i włosi będą mieli więcej osiągnięć niż cała ta 15-ka.

    Polubienie

  24. To, ze ktoś na Wigilię zawsze jada karpia, nie znaczy, jeszcze, że jest smakoszem ryb słodkowodnych.
    Podziel oglądalność finałów MŚ przez 4, albo pomnóż finału LM przez 4 lata i… – wyciągnij wnioski.

    Polubienie

  25. @GP
    Gdyby jak twierdzisz, piłka reprezentacyjna była kwintesencją futbolu, mistrzostwa świata i kontynentów rozgrywane byłyby co roku, zgrupowania kadr odbywałyby się co dwa trzy tygodnie, a kluby zabijaby się, żeby upchnąć na nich swoich piłkarzy, żeby reprezentacje ich wyszkoliły.
    Na razie jest jednak odwrotnie.
    I co raz trudniej jej znaleźć frajera, który by chciał zorganizować kontynentalny czy światowy turniej reprezentacyjny. To dlatego był pomysł, żeby EURO 2020 zorganizować w kilku krajach. I po to, żeby poprawić zainteresowanie/oglądalność turnieju. Z rozgrywkami klubowymi takie problemu nie ma, a ostatnie pomysły na europejską superligę są dowodem, ze w tej kopalni jest jeszcze sporo diamentów do wykopania.
    Cwaniacy z FIFA i UEFA niewątpliwie są pazerni, ale głupcami to oni nie są, jak to się może wydawać z poziomu Kopydłowa, Gwizdołek, czy Wilkowyi.

    Polubienie

  26. @gp
    No i Cię wyjaśnili chłopie. Furda ludzie. Furda hisoria. Kwintesencja piłki to to gdzie jest kasa. MŚ to żadna tam istota piłki, bo rachunek jest co 4 lata i się gorzej opłaca, niż coroczne licytacje milionerów na nowe, piłkę kopiące błyskotki. Kasa to cel, kasa to władza, kasa to kwintesencja. Reszta to narzędzia w rękach mądrych. Mądrzy to ci, co wiedza, jak się robi kasę.

    Oczywiście piszę te słowa drwiąco i z niemałym niesmakiem. Boję się jednak, że całkiem niechcący piszę też prawdę. Pozostaje mi się cieszyć, że sam nie muszę tak myśleć, a nawet mogę ignorować sobie wg własnego widzi-mi-się nieposkromioną moc Argumentum ad Koszulkum.

    Polubienie

  27. @gp
    I jaki tam był poziom piłki klubowej? Z tego kojarzę całkiem wysoki, z tego co kojarzę, to Pele do Europy nie zawitał, bo Santos przelicytował absolutnie wszystkich, a Pele był najlepiej zarabiającym piłkarzem na świecie.

    Pogódź się z faktem, że istnieje korelacja pomiędzy poziomem piłki ligowej, a reprezentacją tegoż kraju, Brazylia też to świetnie pokazuje, kiedyś jej kluby były potężne i pucharze interkontynentalnym tłukły te europejskie. Ale już od połowy poprzedniej dekady obserwujemy trend totalnej dominacji klubów ze starego kontynentu i dziwnie się składa że łączy się to z powtarzającymi się artykułami o degeneracji ligi brazylijskiej i kolejnymi rozczarowaniami Brazylii na mundialu. Zaliczyli 4 rozczarowania z rzędu, to już o czymś jednak świadczy.

    Jak dla mnie możesz sobie mieć w serduszku narodowe kopanie, nie przeszkadza mi to, tylko nie motywuj to argumentami z d… także w tym narodowym graniu kasa się liczy, nawet jeśli nie bawimy się kwotami transferowymi.

    Polubienie

  28. @poziom piłki klubowej w Brazylii
    Strasznie się fajnie oglądało klubowe MŚ, jak takie ManU potrafiło nie wyjść w nich z grupy. Teraz ten turniej się zrobił trochę bez sensu.

    Polubienie

  29. Mistrzostwa reprezentacji narzekają na oglądalność, że rzekomo trzeba ją poprawiać organizacją w ilu.lpś krajach? A cóż to za wymysł?

    Polubienie

  30. No to coś na temat „kwintesencji piłki”. Właśnie skończyłem oglądać mecz z absolutnych dołów ligi włoskiej. Cagliari przegrywało z Parmą przez 90 minut, żeby w doliczonym czasie strzelić 2 bramki i wygrać 4:3. Może za dużo fajerwerków technicznych nie było, ale jak to się oglądało… – akcja za akcję i te niesamowite ostatnie 5 minut.

    Polubienie

  31. @Antropoid
    A po co, żeby było śmieszniej???
    Dla mnie to klasyka dzielenia kosztów i marketingowego kitu pod hasłem: – BLIŻEJ KLIENTA!

    Polubienie

  32. Ja nie wiem, o czym przedmówcy w ogóle…

    1. Organizacja – po prostu ME rozdęto do zbyt dużych rozmiarów, żeby ktoś spoza 6-7 największych krajów był w stanie je samodzielnie zorganizować, tym bardziej, że UEFA usiłuje narzucać takie warunki, że tylko o na na nich zarobi. To samo będzie z MŚ-48. Raptem kilkanaście krajów na świecie ma warunki do organizacji tak gargantuicznej imprezy.

    2. Kolega Twoja stara twierdzi, że Brazylia rozczarowuje, a jednak są to w ostatnich 3 mundialach wciąż wyniki lepsze, niż bogatych Włoch czy Anglii. Jakby nie patrzeć, jako jedyna reprezentacja od 30 lat nie spada poniżej ćwierćfinału. Zresztą już samo twierdzenie, że to jest rozczarowanie wynika z tego, że jednak mimo tego, że liga jest przeciętna i w KMŚ trafiają się porażki a to z klubem meksykańskim, a to marokańskim, ale i tak oczekujemy od nich medali.
    W sumie nie wiem, dlaczego muszę to powtarzać, ale poziom klubowy od jakichś 20 lat nie ma już nic wspólnego z reprezentacyjnym, wszyscy najlepsi grają w tych samych ligach, nieważne, czy jesteś z Korei czy Kenii, jeśli jesteś dobry, to i tak trafisz do Europy Zachodniej.
    Jedyną korelację, jaką można znaleźć, to między wielkością kraju, a poziomem reprezentacji, i to dlatego Hiszpania czy Anglia na ogół radzi sobie nieco lepiej niż Belgia czy Czechy, którym po prostu czasem brakuje materiału i muszą czekać na kolejne zdolne pokolenie, stąd pewna sinusoida.
    Ale już Brazylia tych problemów nie ma, bo mimo biedy w tym 200-mln. kraju zawsze się znajdzie odpowiednia ilość utalentowanych dzieciaków. A że szkolenie jakoś funkcjonuje, to i wchodzą na odpowiedni poziom, w przeciwieństwie do chętnych np. w Chinach.

    3. @Alp Zaciętych meczy nie brakuje i w eliminacjach ME/MŚ, poziom również bywa różny, ale emocji co nie miara, np. Macedonia ostatnio dołożyła Niemcom.
    Problem z Tobą jest taki, że wybierasz sobie fakty do założonej z góry tezy pomijając niepasujące.

    Polubienie

  33. @GP
    Chyba nie skumałeś? – Dla mnie kwintesencją piłki są nasze emocje, a one mogą, ale nie muszą mieć nic wspólnego z poziomem rozgrywek. Natomiast mogą mieć wpływ na naszą (emocjonalną) ocenę poziomu widowiska.
    Ale dziękuję za podpowiedź… – niby wiem, ze jak fakty nie pasują do obrazka, to tym gorzej dla faktów. Ale dopiero pod wpływem Twojego zarzutu, zacząłem się zastanawiać pod wpływem jakich faktów doszedłeś do złotej myśli o wyższości piłki reprezentacyjnej na klubową.
    Jeżeli na podstawie porównania poziomu naszej reprezentacji z poziomem naszej piłki klubowej to zgadzam się z Tobą w 100%!
    Nasze drużyny klubowe szorują po dnie i ostatnio odpadają z europejskich rozgrywek już we wstępnej fazie preeliminacji, a nasi piłkarze, stanowiący trzon reprezentacji w nich grają, a niektórzy łapią się nawet do fazy pucharowej. Chyba nawet przestanę się dziwić poważnym komentarzom i opiniom, ze nawet Ci, którzy nie łapią się w zagranicznych klubach nawet na ławkę i mecze ligowe oglądają z trybun, powinni na EURO pojechać.
    P.S.
    Robert Gumny po rozegraniu w tym sezonie pierwszych 19 spotkań w Bundeslidze w ostatnio udzielonym wywiadzie pokusił się o porównanie lig. Stwierdził, że „w Bundeslidze po boiskach biegają nie piłkarze, ale maszyny” a „poziom piłkarski jaki reprezentują to nie inna półka, ale inna szafa”.

    Polubienie

  34. @alp
    „Dla mnie kwintesencją piłki są nasze emocje”

    Takie postawienie sprawy to akurat bardzo mocny argument za tezą, że kwintesencją piłki są reprezentacje.

    Polubienie

  35. Drogi Alpie,

    Chyba nieuważnie przeczytałeś moją wypowiedź. Powtórzę: zasady rywalizacji reprezentacyjnej czynią ją bardziej zbliżoną do modelu uczciwej rywalizacji sportowej. W klubach sukces można w pewnym sensie kupić, i nie mam tu na myśli fryzjerstwa. W reprezentacji nie kupisz. Jak nie wychowasz lewego obrońcy światowej klasy – to nie będziesz miał.
    Dlatego poważam rozgrywki reprezentacyjne wyżej.
    Natomiast nie odnosiłem się tam do poziomu sportowego, który uważam jednak za zbliżony, ale rozumiem zdanie przeciwne.
    Z kolei emocje to kwestia indywidualna i jak komuś ciśnienie podnoszą tzw. granderbi – ok, każdemu to, co mu pasuje. Są tacy, którzy nie mogą żyć bez meczu swego czwartoligowego klubu, są też tacy, którzy np. kochają reprę Holandii, i to nawet jeśli w tym kraju nigdy nie byli.
    Nie mam zamiaru ustanawiać tu uniwersalnego probierza futbolowej wyższości – ja sobie esencję futbolu/sportu definiuję tak, ktoś inny może inaczej.

    Polubienie

  36. @GP
    „Jak nie wychowasz lewego obrońcy światowej klasy – to nie będziesz miał”. Tylko, ze ” lewego obrońcę światowej klasy” wychowują kluby, a do reprezentacji to go się powołuje.
    Esencją futbolu/sportu jest, była i będzie rywalizacja i emocje jej towarzyszące… – tych którzy ze sobą rywalizują i tych, którzy ją przeżywają przyglądając się. A im bardziej wyrównany poziom rywalizujących, im wyższa stawka, tym te emocje są większe. A mecz, o którym mówiłem toczył się o najwyższą stawkę… – cień szansy na utrzymanie się w lidze.

    Polubienie

  37. @gp
    Tonący widzę brzytwy się chwyta, bawimy się w przeinaczanie czyichś wypowiedzi, żeby móc na nie odpowiedzieć i błyszczeć w dyskusji?

    Na żadnym etapie nie egzaminowałem ekonomicznego stanu żadnego z tych krajów, natomiast twoje odpowiedzi z jakiegoś powodu do tego się odnoszą. myślę że dlatego, iż wtedy możesz znaleźć jakąś i tak naciąganą odpowiedź. na to co napisałem, odpowiedzi znaleźć nie potrafisz i nie dziwota.

    Oczywiście że Europa zachodnia była sobie bogatsza od Brazylii czy Argentyny, co nie zmienia faktu iż poziom klubowej piłki w takiej Brazylii był bardzo wysoki, także finansowo kluby te wychodziły na swoje i umiały niegdyś utrzymać swoje gwiazdy u siebie. Dziś nie potrafią.

    Do reszty odnosić się nie zamierzam, skoro ty zamiast odnieść się do tego co napisałem, wolisz to przeinaczyć, to niniejszy dialog uważam za zamknięty. Dobrego dnia.

    Polubienie

  38. @Koziołek
    Może przekona Cię moja rozszerzona interpretacja, która w takim samym stopniu dotyczy rywalizacji klubowej jak i reprezentacyjnej.
    Faktycznie, emocje towarzyszące zmaganiom reprezentacji są wyższe z różnych powodów. Na pewno więcej jest w nich emocji pozasportowych niż w zmaganiach klubowych. Co więcej, one przekraczają sympatie i podziały klubowe kibiców i samych piłkarzy.

    Polubienie

  39. Brawo GP !
    Ja tylko w kwestii rzekomej wyższości poziomu gry drużyn klubowych nad reprezentacyjnymi:

    Kto by postawił gruby szmal na zwycięstwo Bayernu 2020 nad Francją 2018 ?

    (pomijamy wejście Tolisso na boisko w obu drużynach bo to byłby jakiś wariant efektu motyla 🙂 )

    Polubienie

  40. @Alp

    Można mieć do rozgrywek stosunek jaki się chce, żartobliwy też, tylko jaki sens bajać, że ME trzeba było poprawiać oglądalność.

    Polubienie

  41. @Antropoid
    Nie trzeba było. Każdy kto chciał i mógł i tak zobaczył. Chodziło o zwiększenie liczby tych, którzy by mogli (jak coś się dzieje pod nosem to i na przypadkowych gapiów można liczyć) i podzielenie kosztów organizacji. Oczywiście motywacją było zwiększenie zysków organizatorów.
    Tyle i tylko tyle.
    P.S.
    I była to opinia na marginesie wymiany poglądów o wyższości piłki reprezentacyjnej nad klubową.

    Polubienie

Dodaj komentarz