Euro 2020, wreszcie zabawa dla wszystkich

Rzuciłem się na mistrzostwa żarłocznie, wytarmoszony przez pandemiczny bezruch wymyśliłem sobie polecieć na inaugurację do Rzymu, stamtąd do Sankt Petersburga, a następnie przez Warszawę do Sewilli – i odkryłem, że o powrocie świata do stanu, który uważaliśmy za normalność, dzielą nas na razie lata świetlne. Zorientowałem się wręcz, że między meczami rzadko myślę o piłce, trwający turniej zdaje mi się nieprzystającą do rzeczywistości ekstrawagancją, desperacką próbą udawania, że złe było, minęło, symulacją w pełni wiarygodną głównie dla kibiców śledzących spektakl w telewizji. Zawsze wszechkolorowy, zręcznie skadrowany.

Spacerujesz wieczorem po włoskiej stolicy, by nagle zauważyć, że o 23 wciąż obowiązuje tutaj godzina policyjna. Siedzisz w hiszpańskiej knajpce na pulsującym życiu placu, gdy znienacka wjeżdża policja i właściwie rozgania tłum, tysiące ludzi posłusznie wstaje z ogródków – jak na tutejsze standardy wcześnie, o północy z piątku na sobotę. Na konferencje prasowe idziesz do swojego laptopa, bo niewirtualnych nie przewidziano. Nie wszędzie bowiem pandemię odwołano, nie wszędzie zapomniano o jej grozie, UEFA boi się infekcji aż do absurdu, a wędrowanie po Euro 2020 bywa wędrowaniem międzycywilizacyjnym. Budzisz się w Rzymie, gdzie ludzie wciąż noszą maseczki również na ulicy, i zasypiasz w Sankt Petersburgu, gdzie mało kto zasłania twarz nawet w metrze, choć pod szpitalami znów stoją sznury ambulansów, a Rosjanie szepczą, że władza ukrywa prawdę – chętnych do szczepień tutaj niewielu, ukłuć pozwoliło się ledwie 600 tys. z 5,4 mln mieszkańców metropolii.

Wczoraj wróciłem nad Bałtyk i odetchnąłem z ulgą, że znów się udało, bo latanie – zwłaszcza poza Unię i z powrotem – stało się udręką. Na okrągło sprawdzasz procedury, ślęczysz nad wypełnianiem formularzy i ankiet, dokumentów papierowych i cyfrowych, oddawanych urzędnikom państwowym i hotelom, w kółko zastanawiasz się, czy twój adres zamieszkania z numerem telefonu jest już we wszystkich bazach danych w Europie, a przede wszystkim – polujesz na placówki, w których wtykają ci patyk do nosa, i tak manewrujesz w czasie, by przetestować się wystarczająco wcześnie (jeśli planujesz zdążyć na mecz), a zarazem wystarczająco późno (jeśli mają pozostać aktualne przy przekraczaniu kolejnej granicy). Taki nastał czas, że wszędzie czujesz się bronią biologiczną, ewentualnie nieustająco kontrolowanym cielesnym dodatkiem do kodu QR. Bywa trochę po kafkowsku, masz ochotę zapytać, o co oni cię właściwie oskarżają.

Dla jasności: nie marudzę, bezpośrednie chłonięcie mistrzostw pozostaje przyjemnością (już wstydliwą, ślad węglowy osiada również na okablowaniu odpowiedzialnym za wyrzuty sumienia i nie sposób go zmyć) oraz intrygującym doświadczeniem, ale wiem o zwykłych kibicach – z częścią się zetknąłem – którzy nie dolecieli, nie weszli, nie uporali się z biurokracją, nie zostali przepuszczeni, nie zdążyli, a jeśli ostatecznie weszli i zdążyli, to nadenerwowali się tyle, że sami już nie wiedzą, czy naprawdę tego wszystkiego chcieli. Na krążące po internecie pytanie, czy „na Euro czuć atmosferę Euro”, odpowiadam – zależy, gdzie ustawić detektory, wszak trwa wiele równoległych turniejów, każde miasto gospodarz ma swoją osobność, odmienne koronawirusowe kodeksy zachowań, mistrzostwa w Amsterdamie prawdopodobnie niewiele łączy z mistrzostwami w Bukareszcie (grają tam wyłącznie obcy, Rumunia przepadła w eliminacjach), tymczasem żaden kibic ani reporter nie obejmuje całości ani nawet większości, sam nie mam zielonego pojęcia, co właściwie dzieje się w Baku. Przecież Azerbejdżan od Szkocji dzieli tyle, że wcale nie byłoby bardziej egzotycznie, gdyby turniej podzielić między Unię Europejską i Amerykę Północną.

Jeśli jednak pozostać przy spoglądaniu wyłącznie na boiska, to z bez ułamka sekundy zawahania wykrzyczę, że trwa turniej wspaniały. Zakochuję się ponownie w mistrzostwach kontynentu akurat wtedy, gdy oczekiwałem raczej, że zlecą na historyczne dno – zarówno ze względu na wycieńczenie piłkarzy pandemicznym, nieludzko intensywnym sezonem klubowym, jak i reformatorską nadpobudliwością szefów europejskiego futbolu. Już po rozszerzeniu turnieju do 24 uczestników postękiwałem, że UEFA psuje igrzyska perfekcyjnie zaprojektowane, zapraszając tłum przeciętniaków niegodnych słowa „mistrzostwa”, a przecież od tamtej pory sytuacja eskalowała, w tym roku wpuściliśmy jeszcze, łamiąc elementarne sportowe reguły gry, reprezentującą głęboką prowincję Macedonię Północną, która ostatnio błąka się po siódmej dziesiątce rankingu FIFA, a zazwyczaj leży jeszcze niżej.

Teraz myślę inaczej – mistrzostw nie sposób zniszczyć, będę lubił każde, które się kiedykolwiek odbędą. Na Euro 2020 piłkarze trzymają poziom, a ci, którzy powinni potulnie przegrać i nie przeszkadzać szychom, ostro się buntują. Złotych medalistów mundialu Francuzów potrafili zatrzymać notoryczni nieudacznicy Węgrzy, z grupy prawie wygramolili się Finowie, frajdę z przyskrzynienia laureata plebiscytu FIFA na najlepszego zawodnika na planecie mieli Słowacy, hiszpański ogień zgasili nękani niebagatelnymi kłopotami kadrowymi Polacy, heroiczną batalię z Anglią stoczyli Szkoci. Jeśli faworyci chcą zatriumfować bezdyskusyjnie, to muszą zademonstrować fantastyczny poziom gry – jak natchnieni Włosi czy Belgowie.

Prawie każdy, oczywiście przy odpowiednim przygotowaniu do turnieju i zdroworozsądkowych marzeniach, jest w stanie czerpać z turnieju przyjemność, choćby drobną – patrz: Macedończycy fetujący honorowe gole, ich narodowy bohater Goran Pandev. A nawet jeśli poziom niekiedy się obniża, to nie spada emocjonalna temperatura meczu, jako widzowie współodczuwamy z piłkarzami przeżywającymi wzruszenia w rywalizacji klubowej niedostępne albo dostępne rzadziej. Przed dwoma tygodniami przekonywałem w „Gazecie”, że choć sportowe arcydzieło podziwiamy raczej wtedy, gdy rozbrzmiewa hymn Champions League, to ludzie na masową skalę bzikują od goli dopiero wtedy, gdy wybucha wojna narodów – i to też ma swój urok, niepowtarzalny i niegorszy.

Z każdym dniem ulegam mu bardziej. Niech sobie Liga Mistrzów będzie dla koneserów, a Euro dla wszystkich; niech konkurują na perfekcjonizm omnipotentne ponadnarodowe korporacje, które niczym się już od siebie nie różnią, ale potem popatrzmy na drużyny ułomne, pozwólmy meczom międzypaństwowym roznamiętnić miliony ludzi na co dzień obojętnych na urodę futbolu. Mistrzostwa reprezentacji narodowych są piękne, bo pozwalają niepierwszoplanowym krajom przypomnieć o swoim istnieniu i poczuć się częścią czegoś ważnego, bo patrzymy dzięki nim na łagodny, życzliwy patriotyzm, zatracamy się we wspólnotowym święcie beztroski, kiedy szczytem wrogości jest chęć strzelenia rywalom gola. Czuję, że mnie ta przygoda zmienia, zaczynam nawet akceptować znój pandemicznego podróżowania – może pokonywanie olbrzymich odległości stało się ostatnio zbyt banalne, rutynowe, może powinno wymagać wysiłku, przecież ja jestem maleńki, a świat rozległy. Ba, zaczynam już tęsknić za fazą grupową, która właśnie przemija, zaraz jej nie będzie. Ćwierćfinały i półfinały, giganci znów zaczną tłuc się z gigantami? Niby fajnie, ale jestem w rozterce, nie mam teraz ochoty na powtórkę z Ligi Mistrzów.

250 myśli na temat “Euro 2020, wreszcie zabawa dla wszystkich

  1. Małysz też wygrywał w Harrachovie, ale byłbym daleki od stwierdzenia, że loty to było coś w czym czuł się najlepiej.

    Polubienie

  2. Dokładnie, o Planicy nie wspominając. A Iga jak mówi, wciąż uczy się trawy, a pojętą uczennicą jest. Pierwszy test- Muguruza.

    Polubienie

  3. Jeśli atakiem wygrywa się spotkania, a obroną tytuły to Hiszpania musi dzisiaj polecieć. Najgorszy mecz na turnieju, ale ze szczęściem.

    Polubienie

  4. Jeśli polecą, to na własne życzenie, bo po szybkim fartownym golu grali, jakby chcieli tylko dowieźć 1-0 do końca.
    Jak nie Hiszpania.
    Szwajcary do bólu solidne.

    Polubienie

  5. A jak obrona nie da rady, to mają bramkarza, który może nie gra w topowym europejskim klubie, ale za to nie wpuszcza wszystkiego, co ma wpuścić.

    Polubienie

  6. Profesura Włochów. Odcierpieli swoje z Austrią, dziś na razie robią wiatrak z Belgów, którzy jeszcze mają czas się ocknąć.
    Chiellini – superstar. Szturchańce, podszczypywanki itd. a wszystko z gębą wykrzywioną w niemal przyjacielskim uśmiechu.
    No i Donnarumma – jeden bramkarski tytan idzie u nich na emeryturę, to się rodzi następny.

    Finał I meczu, to był powrót do czasów, kiedy karnymi rządził stres.

    Polubienie

  7. Zezwolenie Busquetsowi na strzelanie karnego nr 1 to był kryminał. Przy wszystkich jego zasługach – chłop nie potrafi z 5 metrów dobrze strzelać, a chciał z 11.

    Polubienie

  8. Szkoda. Szkoda mi Szwajcarów. Szkoda świetnego meczu Włochów w pierwszej połowie, który w drugiej sami popsuli. Końcówka, to włoska piłka, której nie cierpię.

    Polubienie

  9. Ciężko kibicuje się Włochom.
    Chciałem.
    Ale jak zwykle na koniec aby dowieść wynik musi być z ich strony cwaniaczkowanie, przewracanie się, płacz.
    No nie lubię.
    Czyżby finał cwaniaczków z zarozumialcami (grającymi w dodatku u siebie) ?
    Nadzieja w Hiszpanach i Duńczykach/Czechach. 🙂

    Polubienie

  10. Ja się spodziewam villan finału, cwaniacy Włosi vs buraki z Anglii.

    Tak, angole byli nudni, ale dobrze poukładani w obronie. I nie „dobrze” że im bramkarz mecze ratował, tylko serio przeciw nim ciężko cokolwiek wykreować.

    BTW sędzia uratował tyłek Włochom, Donnie nie był faulowany, sam wpadł na Kielona, sędzia tak czy kwak powinien puścić akcję a jak coś sprawdzamy na varze. Nie puścił, Belgowie nie mieli okazji spudłować na bramkę bez bramkarza, mogą czuć się rozgoryczeni.

    Polubienie

  11. @0TWOJASTARA
    Tak. Tam sędzia dał się nabrać Włochom.
    Ale, dla sprawiedliwości, karny też średnio umocowany. Nie lubię takich. nie lubię.
    Zabawę czyni zupełnie dziecięco – przypadkową.
    Oczywiście narrację się dorobi poważniejszą 🙂

    Polubienie

  12. @ ostatni kwadrans Włochów
    A mi się łezka w oku zakręciła tą brzydką grę…
    Ale tak na poważnie, nie da się utrzymać takiej intensywności gry przez cały mecz, to już było widać w meczach grupowych, że po 75 minucie Włosi grają inaczej, bez agresywnego pressingu. A tu doszły zmiany (Veratti, Insigne, Spinazzola), więc gra musiała wyglądać inaczej. Nawet jeśli bywało brzydko, to nic nie przesłoni tego geniuszu w wyprowadzaniu piłki spod własnego pola karnego. Nie widziałem takich Włochów chyba nigdy, może poza pamiętnym 2006, w meczach z Ghaną, Niemcami, USA (tam była rzeź ze strony Jankesów). Pozdro

    Polubienie

  13. A ja teraz w roli adwokata diabła – to pajacowanie po faulach,”panie sędzio no prawie zabił”, turlanie się przez pół boiska i ogólne robienie z siebie kretyna niestety w obecnej postaci futbolu ma sens i jest potrzebne, a ponadto korzystne. To wina przepisów, a nie zawodników. Hazard taki nie był i swoje zdrowe kolana teraz może sobie co najwyżej oglądać na rodzinnych zdjęciach.

    Jak sędziowie
    A) zaczną karać za nagminne faulowanie tego samego piłkarza, nawet jeśli faulują różni zawodnicy;
    B) przestaną uznawać, że istnieją faule z wagą zero i zaczną dawać upomnienia (niekoniecznie od razu żółtą kartkę, może coś w rodzaju połowy) lub czasowo wykluczać zawodnika (np. na dwie minuty) za KAŻDY faul;
    C) wprowadzony zostanie zatrzymany czas gry lub inny REALNY pomiar czasu zużytego na pajacowanie;
    to wtedy pewnie dość szybko przestaniemy oglądać większość tej durnej dramy i tylko Włosi dalej będą się wygłupiać, bo natury nie oszukasz. Do tego czasu będę bronił Immobile, Donnarumę i innych pajaców. A Neymara nie, bo granice jakieś trzeba jednak mieć.

    Polubione przez 1 osoba

  14. To jeszcze z innej beczki – już wolę tych pajaców, niż thebili polujących na kości i sędziów, którzy ich tolerują.

    Polubienie

  15. @KOZIOŁEK
    Przecież symulki są w przepisach. Wystarczy egzekwować, a Włosi stracą swój największy atut.

    Polubienie

  16. Są bardzo jasno określone Tomasz, powiesz gdzie jest granica? Czy jak by kontakt, bez faulu, to piłkarz ma prawo by go bolało, czy nie?

    Generalnie zatrzymywany zegar rozwiązały 90% tego cyrku. Też jestem zwolennikiem żeby za ustawiczne faulowanie jednego piłkarza były extra kary, to nienormalne żeby jeden typ wyłapał 5-10 fauli na sobie w trakcie meczu.

    Polubienie

  17. @Koziołek
    To nie tylko pajacowanie. To też charakterystyczny element „włoskiej roboty”… – drobne, ale często bolesne faule nie mal przy każdym kontakcie z rywalem (których się nie gwiżdże), nieustanne dyrdymalenie do ucha rywala, żeby go wyprowadzić z równowagi i jednoczesne demonstrowanie przyjacielskiej koleżeńskości, co dodatkowo wkurza rywala, a jednocześnie sugeruje sędziom, że wszystko jest w normie, boiskowy cynizm – ‚panie sędzio nic nie było, panie sędzio urwał mi nogę”. Cała ta mieszanina gówniarstwa i boiskowego zakłamania, które potrafi zohydzić nawet najładniejszy mecz.
    Czyżbyś zapomniał o casusie Zidane, który być może przesądził swego czasu o medalu.

    Polubienie

  18. P.S.
    „Jan Vertonghen z kolei przyznał wprost, że Włosi w trakcie meczu go irytowali. – Włosi mają dobry zespół, ale nie chcę też ich przesadnie komplementować, za bardzo mnie irytowali…

    Polubienie

  19. Pomijając zagrywki Chielliniego, to przede wszystkim Włosi imponowali wzorowym pressingiem i jedyne, co Belgowie mogli zrobić, to kontry, zresztą bardzo dobre. Końcówka typowa, ale zasłużyli za zwycięstwo bezapelacyjnie.
    Nie wiem, jak było teraz, ale podobno w meczach z Danią i Portugalią Belgia oddawała po 6 strzałów, a rywale 22/23. Do tego niskie ustawienie na Włochów – paanie, w Polsce za takie coś to trenera zwalniajo…

    Polubienie

  20. @tomo
    Serio oczekujesz od sędziego, że oprócz tych wszystkich rzeczy, które już musi robić, będzie jeszcze czytał w myślach i zgadywał, czy serio boli, czy nie boli, czy boli ale trochę mniej? Miej dla nich chociaż trochę litości.

    Polubienie

  21. Zdziwię się, jeśli Dania nie będzie w finale.
    A w ogóle populacja chyba ponad 6 x mniej liczna od Polaków, kraj nie kojarzący się na dzień dobry z futbolem i chyba nie słychać tam co chwilę dumnego piania o walecznej historii, a regularnie, co jakiś czas potrafią zebrać ekipę, która gra jak z nut.
    Może tam na nauki powinni się udać tutejsi „spece” od robienia piłki.

    Polubienie

  22. @TWOJASTARA
    „Też jestem zwolennikiem żeby za ustawiczne faulowanie jednego piłkarza były extra kary”

    Czyli za faulowanie każdego neymara też ???
    Hmmm

    Już teraz gra wygląda tak że takiego Sterlinga musi pilnować 3 obrońców.
    I wcale nie dlatego, że taki z niego geniusz.
    Tylko wszyscy wiedzą, co może spowodować każde „złe” postawienie nogi w polu karnym, o którą to nogę nurek może sobie zanurkować…

    Czy nie wszyscy widzimy ten cyrk?

    Polubienie

  23. Ostatni ćwierćfinał to już niestety smutne widowisko. Armia Szewy bez amunicji, zbyt poraniona po szwedzkiej bitwie.

    Polubienie

  24. @Antropoid
    Kraj nie kojarzący się na dzień dobry z futbolem, który czwarty raz w historii jest w półfinale Euro. Hmm….
    Wiadomo, Mundial liczy się bardziej, ale to nie w kij dmuchał.

    Polubienie

  25. W środę moje serce będzie grało z Danią, ale może być bardzo trudno.
    P.S.
    Niby dość regularnie zaglądam na angielskie trawniki, ale dotychczas byłem przekonany, że wysoki poziom ligi zawdzięczają zagranicznym trenerom i piłkarzom. Tymczasem dzisiaj na tle Ukrainy brylowali piłkarsko.

    Polubienie

  26. Nawiasem mówiąc, czy my (a więc Moder) aby nie jesteśmy jedyni, którzy w tym roku trafili Anglików?

    Polubienie

  27. Tak na prawdę od 2019 mają mega szczelną defensywę. W dwa lata Belgia, Dania i Polska jedynie strzeliły. Na 18 spotkań.

    Polubienie

  28. Tak patrząc na spotkanie Argentyny z Ekwadorem zdałem sobie sprawę, że na Euro nie było jeszcze trafienia z wolnego. Niespotykane. Za to na CA bezrobotny trafił już drugi raz. Może niech się jeszcze zastanowi czy chce wracać do Barcelony, bo mu nagrody indywidualne uciekają nawet w tak fantastycznym roku jak obecnie.

    Polubienie

  29. A gdzie np. te splendory miałyby na niego spłynąć?
    Jest jakiś klub, który to gwarantuje?
    Barcelonie się nie udało, ale też podnoszenie się z takiego rozpirzu nie trwa parę miesięcy, a w sumie i tak niewiele brakło, by uratować sezon.

    Polubienie

  30. @Tomo
    Podziwiam. Już parę razy przymierzałem się do obejrzenia Copa, ale po obejrzeniu dwóch meczy EURO nie dałem rady. I zacząłem się zastanawiać, komu przeszkadza taka organizacja turniejów, żeby kalendarze nie pokrywały się? – Zwłaszcza w fazie pucharowej.

    Polubienie

  31. „Czyli za faulowanie każdego neymara też ???”

    Można sobie MoNeya nie lubić, ale jeżeli facet na otwarcie mundialu dostaje 10 fauli od Szwajcarów, to ciężko mieć pretensje.

    „żeby kalendarze nie pokrywały się? ”

    Ależ się nie pokrywają, te mecze są ciężko w nocy naszego czasu, jeżeli dla kogoś nie problem by od drugiej w nocy do szóstej rano oglądać ćwierćfinały CA, to chyba nadzwyczaj zajęty następnego dnia nie jest, może walnąć w kimę, wstać o 15-16 i zaraz leci ruro, żyć nie umierać xD

    Polubienie

  32. @Otwojastara
    Dlatego podziwiam. Jeżeli ktoś potrafi wytrzymać osiem meczowych godzin dziennie, to zasługuje na uznanie.

    Polubienie

  33. Pierwszy raz od bardzo dawna nie oglądam Copy. Nie winie kalendarza, to nie covid, nie kwestia nocnej godziny. To dzieci…

    Polubienie

  34. @koziołek

    Jeśli to przeszkoda, to jest na to pewien sposób, w „Ucieczce z kina Wolność” go podają 🙂

    Polubienie

  35. @GP
    Od przeszło dekady zasługuje na zmianę z Ronaldo. Raczej reszta dostawała za niewiadomo co 🙂

    @ANTROPOID
    Jest co najmniej kilka lepszych ekip od Barcelony z Messim, a od tej bez Argentyńczyka to już pewnie kilkanaście.

    @ALP
    Mnie to bardziej przeszkadza pora rozgrywania spotkań. Nocki ciężka sprawa.

    Polubienie

  36. @Tomo
    Jasne, zwłaszcza, jak marnował karnego, przez który odpadli z LM, zawalał Mundial i przegrywał raz po raz z reprezentacją nawet na CA. Nie przekonasz mnie.

    Polubienie

  37. @Tomo

    Lepsze – i też zbierają wciry. Niespodzianek nie brakuje co sezon.
    A gwarancji na worek indywidualnych nagród nie dają NIGDZIE.

    Polubienie

Dodaj komentarz