Planeta Tokio

Leciałem na igrzyska przepojony sprzecznymi myślami oraz wątpliwościami, czy wypada wpychać się tam, gdzie mnie nie chcą, i na miejscu długo wciąż było osobliwie, nawet surrealistycznie. Mnóstwo energii wstrzykiwałem w nadążanie za koronawirusowymi restrykcjami (najpierw testowaliśmy się codziennie, na szczęście zamiast wkładać nam patyki w nos, pozwolili wpuszczać ślinę do plastikowych fiolek), przed zdjęciem kwarantanny kontakt z Japonią ograniczał się do nawiązania przyjacielskiej relacji z Lawsonem, na olimpijskich obiektach wysłuchiwałem wyłącznie ścieżek dźwiękowych nieadekwatnych do scenerii, co rusz byłem świadkiem sensacyjnych rozstrzygnięć.

Ostatecznie znów się przekonałem, że igrzyska – podobnie jak rozegrane tuż wcześniej futbolowe Euro – to wynalazek doskonały, impreza, która nie może się nie udać. Zakażeń w Tokio przybywało niezależnie od olimpiady, bańka nie pękła, przybysze poza nielicznymi wyjątkami przestrzegali zasad. Sportowo też działo się pasjonująco. Szczególnie lubiłem kończyć dzień na stadionie lekkoatletycznym, gdzie tłoczy się najwięcej rozmaitych typów ludzkich (żadna inna dyscyplina nie ściąga w jedno miejsce tak wielu osób tak skrajnie różnych pod względem anatomicznych i fizjologicznym), ale ekscytację lub przynajmniej zaintrygowanie czułem prawie wszędzie. Dla dziennikarza opisującego fikołki nie istnieje nagroda większa niż pobyt na igrzyskach. Tylko w okolicznościach olimpijskich patrzysz na udrękę Novaka Djokovicia (fantastyczny mecz o brąz w singlu z Pablo Carreno Bustą), by nazajutrz wniknąć w absolutną ciszę rozgrywki między chińskimi pingpongistami, po chwilę z bliska obserwować walkę najwybitniejszych siatkarzy. I o pisać o wszystkim – dramacie genialnej gimnastyczki Simone Biles, problemie Japończyków z niespełniającą definicji bycia Japonką Naomi Osaką, dylematami związanymi z zapraszaniem do poważnej rywalizacji dzieci. Ewentualnie o tajemniczej skłonności Polaków do wymachiwania metalową kulą przyczepioną do druta, sprzęcie znanym jako „młot” – przy pisaniu tego tekstu (wspólnie z Radkiem Leniarskim) miałem chyba najwięcej uciechy.

Naprawdę odlotowo zrobiło się jednak dopiero, gdy skończyliśmy sporządzanie alfabetu olimpijskiego i mogliśmy, zwolnieni już z 14-dniowej kwarantanny, powłóczyć się po Tokio. To głównie dlatego wkładam na blog te kilka akapitów. W Japonii byłem już kilkakrotnie, zjeździłem ją wzdłuż i wszerz (co zawsze szokuje tubylców, oni łatwiej wpadają na pomysł wyprawy do Paryża niż do sąsiedniej prefektury), naczytałem się książek o tamtejszej kulturze, ale za każdym razem doznaję olśnienia. Nie z powodu konkretnego miejsca, lecz przez wystrój całej przestrzeni, złożonej z nieprawdopodobnej ilości – nie użyję słowa „liczba”, mowa o rozmiarach niepoliczalnych – znaków, dla nas niezrozumiałych lub rozszarpujących estetyczne receptory, często mających treść odwrotną od spodziewanej, intuicja zawodzi tu Europejczyka na każdym kroku. A ingerują w otoczenie totalnie, w zalanej betonem i opasanej kilkoma piętrami estakadad stolicy nie uświadczysz żadnego przypadkowo wyrastającego kwiatka, wszystko zostało tutaj zaprojektowane, zorganizowane ludzką ręką. Japończycy są nieprzekładalni na polszczyznę, bardziej inni niż jakiekolwiek ze znanych mi plemion. Spacerujesz sobie na przykład nieopodal bazaru Ameyoko i nagle rozbłyskują ci przed oczami wiszące pałeczki, które podtrzymują makaron:

<br> <br>

*

*

*

Z takich popapranych lub tylko burzących nasze przyzwyczajenia drobiazgów składa się tu każdy sklep, każda knajpa, każda ulica i – chyba, jestem o tym coraz silniej przekonany – każdy człowiek. W barach i restauracjach obok stołów leżą zakupowe koszyki (żebyś nie ubrudziła sobie torebki czy plecaka), a na wystawach plastikowe modele dań; w sklepach sprzedają pojedynczne ugotowane jajka, czasami nasączone czymś śmierdzącym i nadającym całości zgniłego wyglądu; przy zejściu do stacji metra Shibuya tabliczka informuje cię, że stoisz na schodzie umieszczonym 17 m 80 cm nad poziomem morza; tokijczycy wciąż korzystają z budek telefonicznych, anglojęzyczna reklama nie zachwala „najlepszego makaronu na świecie” (powiedzmy: „The Best Noodles in the World”), lecz makaronowego mistrza świata („World Champion Noodles”); bohaterki anime i w ogóle wszystkie postaci kobiece w przestrzeni publicznej, także te roznegliżowane i wyuzdane, mają dorosłe ciała i buzie małych dziewczynek.

Szwendaliśmy się więc z Radkiem Leniarskim po tej niepokojącej, rozmigotanej planecie, zmysły szalały, aż wreszcie zgłodnieliśmy i przy stacji Tameike-Sanno zagadnąłem Japończyka o drogę, a on najpierw chciał pokazać, jak iść, ale się zreflektował, zaprowadził nas do swojej partnerki, wspólnie powiedzieli, że wezmą nas pod inny adres. Tam, gdzie zjemy lepiej, taniej i klasycznie po lokalnemu.

Poszliśmy, usiedliśmy. Ona miała na imię Akiko i pracowała w sklepie z niemieckimi zegarkami, on nazywał się Yoshida i przedstawił jako mistrz kendo (widzieliśmy dowody na filmach, jego przyjaciel uczy tej sztuki walki w Warszawie), który potrafi wymienić swoich przodków aż do 1300 lat wstecz, ma własny kościół, dla jego członków jest bogiem. Pochwalił się nam wideo, na którym znika – na szczęście dzięki trikowi, chyba. Wypytywaliśmy ich przez cały wieczór o Japonię. O to, czy Naomi Osaka naprawdę zmienia społeczeństwo, i o wicemistrza olimpijskim w surfingu, którego tenisistka ponoć natchnęła do niejapońskiego reagowania na internetowych hejterów. O osobność, przez którą patrzymy na nich jak na kosmitów. O tutejszym kryzysie męskości i upodobaniu do kobiet upozowanych na małe dziewczynki.

Zanim okazało się, że to oni zapraszają – płacili dyskretnie, niczego nie zauważyliśmy, po prostu okazało się, że rachunek uiszczono – zapytałem Akiko, kto jest najpopolurniejszą osobą w Japonii. Jako swojego ulubieńca wskazała Kyōjurō Rengoku – wysokiego, atletycznego młodzieńca, świetnie walczącego mieczem, wyposażonego w nadnaturalnie rozwinięte zmysły, trochę ekscentrycznego i entuzjastycznie nastawionego do życia. Wszystko byłoby w normie, gdybyśmy nie mówili o postaci z mangi, występującej w serii „Demon Slayer: Kimetsu no Yaiba”. Tej umieszczonej jako główna grafika, u góry niniejszej notki. Akiko, zresztą prawie moja rówieśniczka, na pytanie o „osobę” spontanicznie wymieniła postać fikcyjną, żyjącą tylko na papierze i ekranach, żywych ludzi zaczęła szukać dopiero po doprecyzowaniu. To był fantastyczny wieczór, na razie ostatni na planecie Tokio:

40 myśli na temat “Planeta Tokio

  1. Szczerze zazdroszczę oni są inni to na pewno jakby inna rasa. Poza sporadycznymi kontaktami nie mam żadnej wiedzy nie licząc literatury Jamsa Clawella;). Ciekawy jestem Rafale co jadłeś i czy Ci smakowało?

    Polubienie

  2. W sumie brawa dla Japończyków, że mimo wszystko się z tych okaleczonych pandemią igrzysk nie rozmyślili.

    Aha – no i brawa dla Rakowa – „skromnego klubu z Polski”, bo tak niewiele w naszym futbolu tych pozytywnych niespodzianek, a już dla ekipy z tej ligi 4 !!! mecze pucharowe bez straty gola, to istny odlot.

    Polubienie

  3. @kosien74
    Smakowalo fantastycznie, jak za każdym poprzednim razem. I z morza wyjęte organizmy, i mięso ptasie czy ssaków, które w Polsce jadam ze dwa razy na miesiąc – tam stale, nie umiem w Japonii znaleźć niesmaczności. A Akiko i Yoshida wkładali mi oczywiście na talerzyk części zwierząt, ktôrych my w ustach nie miewamy. Wszystko dobre w Tokio – że małe porcje, że zawsze pałeczkami, czyli wolniej etc.

    Polubienie

  4. Bardzo zazdroszczę brnięcia w Tokio. Chciałbym to wszystko zobaczyć i przeżyć.

    Szykuje się kolejny, co najmniej piąty albo szósty kolejny sezon Serie A ciekawszy od poprzedniego – arcyciekawego. Inter z dwoma wyłomami i nowym trenerem, który może się okazać przeciętniakiem, a może nową wielką włoską trenerską gwiazdą. Juve ponownie z Allegrim. Milan, który musi pokazać, że zeszły sezon to nie był błąd w Matrixie. Napoli z wracającym na trenerską ławkę, głodnym Spalettim. Lazio z Sarrim. Roma z Mou. I wiele więcej. Coś pięknego.

    Polubienie

  5. Teoretycznie nikt się nie wzmocnił i teoretycznie mistrz się osłabił. Kibice płaczą za Romelu, ale jego obecność w składzie paradoksalnie czyniła grę Interu jednowymiarową w wielu meczach i jego odejście może spowodować radykalną zmianę sposobie rozgrywania, która może się okazać pozytywną w skutkach. Coś jak sytuacja z Ibrą w Interze w 2009. roku – jego odejście było powiewem świeżego powietrza w grze drużyny.

    W Juve Pirlo okazał się bardzo, bardzo przeciętym trenerem i mistrzowska drużyna z wielkimi trudnościami zakwalifikowała się do LM z nim na ławce, a wielu piłkarzy było cieniami samych siebie. Z Allegrim to znów może zacząć hulać. W Napoli Osimhen 3/4 sezonu się leczył albo szukał formy po urazach, ale pod koniec sezonu pokazał, że może być czołowym napastnikiem ligi albo i Europy i wciągnąć Napoli do ponownej walki o medale w lidze. Sarri, Spalletti i Mourinho mogą dodać co najmniej kolorytu i zobaczymy, co z tego wszystkiego będzie. Nie wydaje mi się, żeby jakakolwiek liga była w Europie ciekawsza, może poza Premier League 😉 w Hiszpanii standardowo – czy i ile pociągną jeszcze Benzema, czy Modrić, ciekawe jak Barca bez Leo, w Niemczech – czy ktoś zdetronizuje Bayern i czy Lewy jeszcze wyśrubuje chore statystyki, we Francji jak bardzo czarować będzie super trio i czy rozniesie w odwecie za zeszły sezon ligę w pył. Wszędzie wciąż te same pytania zadawane na różne sposoby, a we Włoszech mur Juventusu był kruszony od lat coraz bardziej i bardziej i w końcu runął i zabawa dopiero się zaczyna 🙂

    Polubienie

  6. Skoro mowa o Premiership, to miesiąc – dwa temu na Euro Wembley świeciło pandemicznymi pustkami (z wyjątkiem finału), a na starcie nowego sezonu już komplety na trybunach 🙂

    Polubienie

  7. Nie spekuluję, tylko sobie oglądam. Po 2-3 kolejkach ligowych można będzie przynajmniej ocenić bilans otwarcia. Na początek zaliczyłem ligę niemiecką i francuską… – tak mi się poukładało czasowo. Na inne podwórka zajrzę w następnej kolejce.
    Na razie szykuję się na wtorek. Wczoraj Haaland „zaszalał” i prestiżowe starcie Borussii z Bayernem o superpuchar może w tym roku być wyjątkowe. Zwłaszcza, że obrona Bayernu jest dziurawa, a Borussia gra jak za najlepszych czasów Kloppa.

    Polubienie

  8. Ano właśnie. Jedyna realna konkurencja sama się rozbroiła. Juventus, podobnie jak Bayern czy PSG, w cuglach wygra tytuł.

    Polubienie

  9. @up
    Oho, widzę murowanego faworyta do zwycięstwa w Jasnowidzu, bo wszystkie rozstrzygnięcia już zna, nawet na jesień nie musi czekać 😀

    Polubienie

  10. Nie wiem jak Jasnowidz, ale Juve, Bayern i PSG wydają się mocnymi kandydatami. PSG po takich wzmocnieniach i rozbrojonej konkurencji daje 100%, Juve, wreszcie głodne i wielkim trenerem daje 99%, Bayernowi daje marne 90% bo eksperyment z tak młodym trenerem niesie ryzyko, ale tbh nawet gdyby mieli Julka wywalić to i tak swobodnie mogą wygrać tytuł jak ostatnie 2 razy gdy zmieniali w sezonie trenera. Ciekawie będzie tylko w Hiszpanii, gdzie jest 40% Real, 40% Atleti i 20% Barcelona, no i Anglii gdzie mamy City, LFC, CFC i United(tu nad procentami muszę pomyśleć).

    Polubione przez 1 osoba

  11. @Francja
    PSG miało tragiczny bilans w meczach na szczycie. Ja bym się nie obraził, gdyby znowu przegrywali w Lille i w księstwie. W tym spocie pewne jest tylko jedno – Ney będzie miał kontuzję w okolicach 11 marca.

    @Hiszpania
    Moim zdaniem największe szanse ma Atletico. Poukładany skład, zmiennicy na poziomie no i nie mają na ławce Anczelota, który w lidze jest trenerem o klasę gorszym niż w LM. Od Barçy oczekuję jedynie miejsca w pierwszej czwórce.

    Polubienie

  12. Jak Rafał ogłosi jasnowidza, to oczywiście się zabawię… Ale nadal jestem przekonany, ze na obecnym etapie typowanie zwycięzcy rozgrywek jest zdecydowanie przedwczesne.
    W Anglii jak zwykle w każdej kolejce będzie szło na noże i o końcowym wyniku zadecyduje nie tylko bezpośrednia rywalizacja na szczycie (może nawet więcej niż cztery drożyny), ale także punkty pogubione z drużynami z dołu tabeli.
    Włosi jak zwykle będą grali dojrzale taktycznie czyli w tabelę.
    PSG ma tyle jakości i egoizmu w szatni, że w tym sezonie potężnych zadym wewnętrznych można się spodziewać przed każdym meczem.
    W Hiszpanii może się wiele dziać, w zależności jak problemy Realu i Barcelony będą przekładały się na dyspozycję meczową i kto na nich ewentualnie skorzysta.
    Nawet w Niemczech może dojść do degradacji wiecznego mistrza. Jeżeli Haaland(!) i Borussia potrafią utrzymać to co zademonstrowali w ostatniej kolejce a Bayern nie pookłada gry w obronie to wydaje mi się to niemal pewne.
    P.S.
    Planowałem dzisiaj oglądanie Pucharu Niemiec, ale jak przejrzałem kalendarz dzisiejszych spotkań w LM (kilka spotkań zapowiada się bardzo interesująco), to mam potężny dylemat.

    Polubienie

  13. P.S. 2
    Rafał na Wyborczej opisał w co grają właściciele PSG, i to nie jest gra w piłkę W klockach układanych przez Katarczyków piłka to tylko narzędzie. To się może przełożyć nie tylko na wyniki w lidze, ale i na LM.

    Polubienie

  14. Dawanie komukolwiek 90 czy więcej procent szans przed sezonem jest zwyczajnie śmieszne.
    Nawet PSG może albo mieć plagę kontuzji (już w ub. sezonie były z tym problemy), albo rozwalić się od środka, a może jeszcze się okaże, że FP każe im w końcu sprzedać Mbappe. Potem wystarczy tradycyjna kontuzja Neymara, a Messi może nie uciągnąć.
    A 99% dla Juve to żart nawet gdyby Ronaldo został i jeszcze ktoś przyszedł. Nawet jak będą dobrze grali, to ktoś inny też może wystrzelić z formą i wygrać.
    A w sumie to bardziej mnie zajmuje pogłębiający się chaos wokół kadry: Sousa podobno na wylocie, pojawiają się nazwiska zastępców, a ten podobno już szuka nowej roboty. Sami musimy sobie wszystko rozwalać…
    Więc już nawet nie myślę o meczu z Anglią, tylko żeby ten nowo awansowany na ławkę pierwszej Barcy napastnik nie rozłożył nas na łopatki. Za chwilę pewnie ktoś napisze, że z nimi się nie da przegrać…

    Polubienie

  15. Nie wiem czy to jest śmieszne. To jest bardziej statystyka, skoro na 10 ostatnich rozgrywek, Juve i Bayern dziewięciokrotnie sięgali po tytuł, a PSG tylko raptem o dwa mniej. Niewiele wskazuje, aby tendencja miała zostać zachwiana.

    Polubienie

  16. Bez kitu, to jak swego czasu dawać stawiać na Bolta że wygra. Tak, może zdarzyć się falstart, ale jak zrobi swoje to wygra.

    Wiecie, zamiast przerzucać się uprzejmościami, możemy się założyć. Ja stawiam na PSG, Juve i Bayern jako triumfatorów ichniejszych lig. Ktokolwiek kto zakład przyjmie, wystarczy że jeden z tych zespołów nie wygra tytułu i wyrywa. Stawka – Nawałkizmy i Brzęczkizmy. Przegrany traci prawo głosu odnośnie Nawałki selekcjonera i Brzęczka selekcjonera. Żadnego więcej odgrzewania kotleta, nigdy więcej. No słucham, wszystkich co prawda, ale @gp i @alpa ze szczególnym zainteresowaniem 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  17. Jak „bez grzeczności”, to i bez pierdół. Był czas na Bolta, kiedy można było na niego stawiać i przyszedł czas kiedy nawet on przestał stawiać na siebie…
    A zakład trzymam! Zwłaszcza, że stawka dla mnie jest żadna… – większość moich komentarzy na temat Nawałki była reakcją na tezę „Nawałka najwybitniejszy trener w historii „polskiej kopanej”, a na temat Brzęczka „najgorszy trener nie tylko polskiej, ale i światowej piłki”.

    Polubione przez 2 ludzi

  18. @Antropoid
    Nie miałem na myśli tylko dyskusji na forum.
    Spekulacje na temat Sousy w mediach toczą się od momentu jego powołania, a od EURO trwają na temat kto i kiedy go zastąpi. Np. dla WP stał się głównym pretekstem jeżdżenia po Bońku.

    Polubienie

  19. @Twoja stara
    Przed końcem okienka transferowego to trochę w ciemno, ale co mi tam, jak się bawić, to się bawić. Przyjmuję.
    @Antropoid
    Nie jestem pewny strony, ale musiał być do tego link na Onecie albo Gazecie, bo to moje podstawowe źródła. A że oprócz artykułu (chyba Onet) był jeszcze gdzieś chyba na sporcie fragment jakiegoś wywiadu ze Smudą, w którym redaktor go pyta, co sądzi o plotkach, że Fornalik może wrócić (!) – to chyba piszą i gadają wszędzie, przy czym faworytem jest podobno Czerczesow.
    Nie chodzi mi o to, że to jakaś wiarygodna plotka, ale o samo to, że coś takiego szeroko krąży i nie może nie mieć wpływu na atmosferę w zespole.

    Polubione przez 1 osoba

  20. Ja bym tylko PSG dał 90%. Bayern 75%, Juve 60%. Bayern tylko dlatego tak dużo, że ma dość słabą ligę, szczególnie szeroko pojętą czołówkę. Ogólnie liga jest solidna, ale czołówka w mojej opinii najsłabsza z Top 5., gorsza nawet od Ligue 1. Juve wchodzi w fazę głębszej przebudowy i nie będzie już seryjnie Serie A wygrywała. Topowych zawodników na lata MŚ w całej kadrze tylko 3-4, reszta jest niedługo do wymiany albo nie na najwyższym poziomie.

    Polubienie

  21. Sprawdziłem kursy u buków i na Juventus jest ok. 2, czyli +-50%. Rozumiem, że Tomo i Twoja stara postawili już całe swoje oszczędności, bo to widocznie okazja niesłychana.
    Na PSG widzę 1,2-1,4, to odpowiada 70-80%.
    Na Bayern są nieco niższe, czyli 80-90%.

    Polubienie

  22. Jest patent na „zawsze wygrywam”. Wystarczy ogłosić wygraną, a u buka obstawić przegarną… – jak wygrają jest satysfakcja, a jak przegrają jest kasa.

    Polubienie

  23. @GP
    Widać, że bukmacherzy nie wiedzą, że do do Juve przyszedł w końcu trener, a tym bardziej taki który tu już święcił sukcesy, a przy okazji jedyny rywal stracił trenera, topowego snajpera i wahadłowego.

    @ALP
    Chyba na tym polega bukmacherka, aby stawiać na nieoczywiste rezultaty. Na Juventusach czy Realach to ciężko zarobić, co najwyżej można sporo stracić 😀

    Polubienie

  24. @Alp

    No i właśnie w tym rzecz, że tutaj nikt tak nie pisał, to był cały bezsens awanturowania się z połową tego forum o coś, czego na nim nie było.

    Polubienie

  25. @Antropoid
    Może to tylko moja nadwrażliwość, a może różnica pomiędzy słomką a belką w oku, a może trochę jednego i trochę drugiego… – sam już się w tym pogubiłem.

    Polubienie

  26. Po ligowym meczu wątpiłem w możliwości obrony Bayernu, a dzisiaj udało im się wyłączyć Haalanda.
    Kapitalny mecz i to pomimo, ze do czterdziestej minuty walka toczyła się głównie o środek pola, ale druga połowa wynagrodziła wszystko. Robert z dwoma bramkami i asystą królem stadionu w Dortmundzie. Kolejne trofeum dla Bayernu.
    P.S.
    Z tym Al Capone to się Rafałowi wyjątkowo udało.

    Polubienie

  27. No nie wiem, czy aż tak mało istotne – facet zbił majątek na wciskaniu ludziom hiperchłamu, oby po to samo nie przyszedł na tron w PZPNie. Jeśli to kumoter „dobrej” zmiany, to tym bardziej można mieć obawy.

    Polubienie

  28. Jako prezes Jagiellonii radził sobie całkiem nieźle, więc nie jest – wbrew temu, jak to niektóre media przedstawiają – jakiś drugim Latą. Natomiast podobno ma jakieś nieciekawe powiązania, ale nie wiem, o co tam właściwie z tym chodzi.

    Polubienie

Dodaj komentarz