FC Barcelona, uniwersytet w rozkwicie

W mediach całego świata nadal krzyczy się o meczu nad meczami – zrozumiałe, właściciele praw telewizyjnych reklamują swój produkt – ale wiemy, jak jest. El Clásico od lat biedniało, coraz częściej rozczarowywało poziomem gry, traciło i jakość sportową, i marketingowy powab wynikający z liczby megagwiazd. Od czasów, w którym Barcelona i Real Madryt obsadzały całe podium Złotej Piłki, dopodróżowaliśmy do momentu, w którym znajdują ledwie trzy znajome nazwiska wśród nominowanych. Na najnowszej liście 30 najlepszych graczy na planecie według „France Football” ujrzeliśmy niedawno tylko Pedriego, Lukę Modricia i Karima Benzemę. Takiej mizerii nie było od 1993 roku.

Kryzys widać i na boisku, i w wynikach – tytułu w lidze hiszpańskiej broni Atlético, uczestnicy El Clásico przystępowali do dzisiejszego hitu z trzeciej i ósmej pozycji w tabeli, rywalizację w Champions League piłkarze Barcelony rozpoczęli od bilansu bramkowego 0:6 po dwóch kolejkach, a Real pozwolił wywieźć trzy punkty z Santiago Bernabéu anonimowym przeciętniakom z Tyraspola. U obu potentatów dzieje się dość podobnie, choć lepsze nastroje mają madrytczycy. Oni nie musieli otrząsać się z pourazowego szoku po wielobramkowych chłostach w Europie (patrz katalońskie 3:8 z Bayernem, 0:4 z Liverpoolem i Romą etc.) ani nie duszą się od ponadmiliardowego długu (jak Katalończycy, obrobieni przez menedżerskiego geniusza Josepa Bartomeu), spodziewamy się raczej, że prezes Florentino Perez wysypie na rynek transferowy kontener twardej waluty. Nawet jeśli pozostaje niezdolny do konkurowania z PSG oraz czołówką Premier League, to wciąż na wiele go stać. I prawdopodobnie przejmie po sezonie piłkarza klasy Kyliana Mbappé.

W Barcelonie inaczej, tam po wszystkich kątach łazi deprecha, dobre już było, jutro nie będzie niczego. Przed upadkiem na samo dno i spędzeniem tam najbliższych stu lat ma ją chronić jedynie grupka utalentowanej młodzieży.

Wychowankowie długo stanowili żywe emblematy klubu, który w czasach świetności wyróżniał się nie tylko wynikami, ale również zamiarem wygłaszania każdym meczem manifestu ideologicznego (promującego jedynie słuszny styl gry) oraz wiarą w piłkarzy, których sam wyedukował, wpajając im ową jedynie słuszną wizję futbolu. Katalończykom zdarzało się nawet wystawiać jedenastkę złożoną wyłącznie ze swoich chłopaków.

Przypomniałem sobie tamten okres, bo trener Koeman rzucił na Real aż ośmiu wychowanków – obok weteranów Gerarda Pique, Jordiego Alby, Sergio Busquetsa i Sergiego Roberto biegali młodzi Eric Garcia (20 lat) i Óscar Mingueza (22 lata), a także nieprzyzwoicie młodzi Gavi (17 lat) i Ansu Fati (18 lat). Wciąż imponujące, wciąż unikatowe w skali Europy, nawet jeśli zdajemy sobie sprawę, że gołowąsów ujrzelibyśmy w składzie mniej, gdyby nie bardzo trudna sytuacja kadrowa Barcelony. Akurat dzisiaj piszę też e-mail do włoskiego „Tuttosportu”, którego redakcja jak zwykle poprosiła, żebym wybrał – i zhierarchizował – pięciu kandydatów do nagrody Golden Boy, od półtorej dekady sezon w sezon wręczanej najlepszemu piłkarzowi poniżej 21 roku życia grającemu w Europie. (Oni tworzą listę nominowanych, dziennikarze z całego kontynentu głosują, przydzielając wybrańcom kolejno 10, 7, 5, 3 oraz 1 pkt.). Tym razem nie miałem śladowych wątpliwości, wyróżniłem Pedriego (18 lat) – nie jest absolwentem katalońskiej akademii, ale kolejnym cudownym dzieckiem świadczącym o wyćwiczonym oku katalońskich rekruterów, jednym z bohaterów Euro 2020 zaciągniętym potem jeszcze na kuriozalny turniej wpisany w program igrzysk olimpijskich w Tokio. Nic dziwnego, że dzisiaj nie zagrał z powodu kontuzji.

Nie wiadomo, czy rozbłyśnie na supergwiazdę, widzimy tylko, że zarówno on, jak i Fati oraz Gavi wydają się mieć wszystko, by bawić się na wszystkich stadionach świata jak na własnym podwórku. Dlatego czasami słychać rozmarzone westchnienia fanów Barcelony – lub niezwiązanych z nią emocjonalnie entuzjastów futbolu – o powrocie do przeszłości, która pozwalała cieszyć oko kunsztem Xaviego czy Iniesty. I po której nastąpiła posucha, okres sugerujący, że Katalończycy nie tyle założyli perfekcyjnie funkcjonujący futbolowy uniwersytet, wychowujący supergracza za supergraczem, ile mieli szczęście, spadło im z nieba cudowne pokolenie.

Nigdy nie podzielałem tej opinii. Owszem, Barcelona nie wychowuje w każdym roczniku wirtuoza zdolnego krążyć wokół Złotej Piłki – to nie udaje się nikomu – ale ze zdumiewającą, niespotykaną nigdzie regularnością wypuszcza w świat zawodników świetnych i bardzo dobrych, którzy potrafią sprostać wymaganiom najsilniejszych rozgrywek w Europie. W raporcie opublikowanym w 2015 roku przez CIES Observatory czytaliśmy, że przedstawiciele 31 czołowych lig na kontynencie zatrudniają aż 62 jej wychowanków. Ustępowała pod tym względem Ajaxowi Amsterdam (75) i Partizanowi Belgrad (78), ale wyposażała kluby bardziej renomowane niż Holendrzy i Serbowie. To się nie zmienia, Katalończyków wciąż stać na to, by wystawić na Camp Nou porządną rodzimą jedenastkę, choć masowo eksportuje piłkarzy do firm z innych renomowanych lig. Łatwo wyobrazić sobie, że posyłają na El Clásico dziewiątkę wychowanków (ośmiu posłali, dorzucają Ruquiego Puia, który siedział dzisiaj w rezerwie), a przecież minionego lata RB Lipsk podebrało im – za 16 mln euro – bardzo obiecującego Ilaixa Moribę (18 lat). I tak to się kręci: z lepszych roczników wyjmujemy Messiego, Xaviego, Albę czy Pique, ze średnich bierzemy Sergiego Roberto (315 meczów w Barcelonie, cała gablota trofeów), jeszcze bardziej średnie dają nam pieniądze ze sprzedaży Marca Bartry, Adamy Traore, Martina Montoyi, Cristiana Tello albo Gerarda Deulofeu, którzy krążą po Bundeslidze, Serie A albo Premier League, czasami nasz Rafinha przyda się drużynie PSG, czasami Arsenal podkradnie nam Cesca Fabregasa, czasami rozanieleni patrzymy na dar Fatiego. A przede wszystkim – cały czas samymi wychowankami mogliby powalczyć o miejsce w czołówce La Liga. Krajobraz niespotykany nigdzie indziej.

90 myśli na temat “FC Barcelona, uniwersytet w rozkwicie

  1. Futbol daje tę możliwość, że w mniej prestiżowych/ważnych meczach można rotować składem, tenis ze zrozumiałych względów nie oferuje tego przywileju, więc jakoś sobie tenisiści muszą radzić.

    Polubienie

  2. Casus Osaki dowodzi głównie tego, że nie każdy ma psychiczne rusztowanie zdolne udźwignąć wielki sukces wraz z całym, związanym z nim „dobrodziejstwem”.

    Polubienie

  3. Mam pomysł że jak Juve będzie dalej tak grało to będziemy pisać „twojastara, najgorliwszy obrońca Brzęczka” a kolega nie będzie mógł zaprzeczać, bo to by złamało reguły zakładu.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Mogłeś się założyć Koziołku..wygrana z tego co pamiętam byłaby Twoja, jeśli chociaż 1 z mocarzy nie zdobędzie tytułu, a Juve już na 99,6% pogrzebane w walce o Scudetto.

    Polubienie

  5. Panowie, spokojnie, żodyn nie widział przegrywających samych ze sobą Milanu czy Napoli? 🙂

    No dobra, Spal ma wcale szanse dociągnąć to upragnione Scudetto, a Juve szanse ma matematyczne, ale nagrody dzielić będziem, jak rozstrzygnięcia ostatecznie będą 🙂

    Polubienie

  6. @alp

    Hola, hola, pisałeś o jakichś piramidach finansowych i cholera-wie-jak-złożonych systemach eliminacji, a teraz sprowadzasz to do przeciążenia zawodników? Czyli porównując „rywalizację sportową” w obu dyscyplinach z jednej mamy morze unużanych we krwi petrodolarów, które determinują wynik wszystkich ważnych rozgrywek, a z drugiej mamy „przemęczenie niektórych zawodników” i wg Ciebie balans wychodzi na równo, tak? Taki sam syf wg Ciebie powoduje to, że ktoś sobie nie umie/nie chce odpowiednio ułożyć kalendarza startów jak i to, że za pieniądze morderców można sobie kupić dowolny klub świata, a potem skupić za te same brudne pieniądze wszystkich najlepszych zawodników? No jak tak to faktycznie nie ma specjalnie o czym gadać – hierarchie wartości i gusta mamy wyraźnie inne.

    Co do tych „sytemów eliminacji” w tenisie to w Szlemach jest np. tak, że zawodnik z 200. albo nawet i z 250. miejsca w rankingu może (po tych 3 meczach eliminacji) zagrać z liderem rankingu. Teraz pytanie czy 250 drużyna w rankingu UEFA czyli dla przykładu taka Wisła Płock może zagrać z Realem, Liverpoolem itd. Ano nie może, bo po pierwsze nie gra w tych samych rozgrywkach, bo nie ma budżetu, żeby zdobyć nawet mistrzostwo Polski, które daje matematyczne (to chyba zbyt duże słowo) szanse na mecz z takim Realem po 8 (słownie: osmiu) meczach eliminacji (zaczynanych notabene tuż po tym jak ten Real czy inny Liverpool dopiero co skończył poprzednie rozgrywki i jedzie na wakacje). Takie to są równe szanse w kopanej i tenisie…

    @casus Osaki
    Nie jestem w stanie sobie nawet wyobrazić o co Ci chodziło, ale dokładne wytłumaczenie problemu podał Antropoid.

    Polubienie

  7. @Xavrasw
    Nie ulega wątpliwości, ze kasa w tenisie jest bardziej elegancka. Ale ona też jest i bez niej nie da się wskoczyć nawet do do top 1000. To, ze na początku są to pieniądze rodziców też nie wiele zmienia, bo w piłce i innych dyscyplinach jest podobnie. Bez zaangażowania na najwcześniejszym etapie rozwoju dzieciaka rodziców, w żadnym sporcie na top się nie przebijesz. W piłce nawet bywa łatwiej, bo funkcjonuje cała armia ludzi, którzy wyszukują talenty na podwórkach, a później tych najlepszych z najlepszych wożą nawet luksusowymi samochodami na treningi. Niestety nas to nie dotyczy, bo na podwórkach to już tylko można wynaleźć samochody i inna branża tym się zajmuje.
    Skąd pochodzą pieniądze finansujące turnieje i nagrody nie bardzo się orientuję chociaż sądząc po miejscach rozgrywania niektórych można mieć wątpliwości co do źródeł ich pochodzenia, ale nie mam wątpliwości, ze przepuszczone stają się bardziej szlachetne.
    Casus Osaki to dla mnie bunt przeciwko wciąganiu sportowców w propagandową machinę dla kręcenia sportowych lodów. To cel najbardziej szlachetny, bo wciągani są również dla celów politycznych czy czysto biznesowych sponsorów turniejów. Jest może najgłośniejszy, ale chyba nie pierwszy. Z tych o których słyszałem, dla mnie najgłośniejszy ta zajechanie Martiny Hingis, za nim jeszcze wydoroślała. Oczywiście łatwo ją było przerobić na gówniarę, której odbiło.
    Ale w tej naszej dyskusji wcale nie chodziło o tenis, który wrzuciłem może nie najszczęśliwiej jako odnośnik. Przykład, ze nawet w najbardziej „eleganckich sportach” rządzą podobne mechanizmy, nawet jeżeli skala patologii jest nieporównywalna.
    (Przepraszam, dokończę później).

    Polubienie

  8. @Xavrasw
    Powinno być: – „że przepuszczone przez tenis stają się bardziej szlachetne.”
    c.d.
    Otóż w czasie naszej wymiany poglądów na temat oglądania, nie mogłem się oprzeć wrażeniu, ze dyskutuję na blogu o piłce (bo przecież to jest główna tematyka bloga i naszych dyskusji… – nie licząc naszego kolegi, któremu koncertów brakuje) z fascynatami zła, miłośnikami kryminałów. Co więcej, próbowaliście mnie przekonać że od koncentrowania się na meczach i boiskowej rywalizacji, powinienem śledzić tabele, wyniki i cały ten propagandowy chłam, którym jesteśmy manipulowani. A przecież to właśnie tabele i wyniki są efektem, na który kluczowy wpływ ma brudna kasa, podkupywanie ze słabszych finansowo klubów zawodników i cała ta patologia, o której piszcie. Jedyne co jeszcze się próbuje bronić to piłkarskie umiejętności i meczowa rywalizacja.
    A już na kabaret zakrawa, ze w szatki Rambo świata piłki przebrał się miłośnik Prezia, jednego z tych, którzy po mistrzowsku poruszają się w świecie piłkarskiej patologi. Jednego z tych, którzy byli/są inicjatorami Super Ligi. Pomysłu, który ma zgarnąć lwią część nie tylko brudnej kasy dla wąskiej, hermetycznie zamkniętej grupy klubów i ostatecznie wykończy resztki rywalizacji w europejskich rozgrywkach.
    Rambo, który jednoznacznie na łamach bloga deklaruje się jako entuzjasta tej inicjatywy.
    P.S.
    Każdemu, kto ma wątpliwości „oglądać czy nie” polecam prostą łamigłówkę… – obejrzyjcie mecz, następnie pomeczowe relacje, skróty i pomeczowe oceny piłkarzy i… – zestawcie je ze swoimi meczowymi refleksjami. Pomeczowe relacje Gospodarza możecie pominąć, bo jeżeli pominąć niezbędne w krótkich tekstach uogólnienia, to dobrze oddają boiskową rzeczywistość.

    Polubienie

  9. „Ale ona też jest i bez niej nie da się wskoczyć nawet do do top 1000.”

    Nie do końca rozumiem ten wywód. Bez kasy to i do Lidla nie ma po co iść. Utrzymanie tenisisty-juniora w Polsce to koszt około 15.000 zł miesięcznie (info z pierwszej ręki, od rodzica takowego), jak wskoczy do którejś kadry to już coś tam sponsoruje związek. Oczywiście w takiej Francji, Stanach, UK, gdzie związki tenisowe nie są stowarzyszeniami hobbystów jak u nas, jest trochę lepiej i nawet dzieci ze średnio zamożnych rodzin mają szansę na karierę (np. ojciec Tiafoe był kortowym), a i te 15.000 zł po przeliczeniu na EUR czy USD to nie jest tam taki dramatyczny wydatek. Rozumiem, że tu widzisz dysproporcje, bo piłkarzem można zostać bez takiego wyrzeczenia starych, tylko dalej nie wiem jak to się ma do petrodolarów w wielkiej piłce.

    „Skąd pochodzą pieniądze finansujące turnieje i nagrody nie bardzo się orientuję chociaż sądząc po miejscach rozgrywania niektórych można mieć wątpliwości co do źródeł ich pochodzenia”

    Widzisz, tylko turniej w Moskwie czy Petersburgu to ATP250, Dubaj to co prawda tysiączek, ale jak olejesz, a przez resztę sezonu spisujesz się przyzwoicie to na miejscu w rankingu to specjalnie nie zaważy – dalej porównujesz więc nieporównywalne i starasz się zrównywać big skurwysyństwo z małym przekrętem.

    „Casus Osaki to dla mnie bunt przeciwko wciąganiu sportowców w propagandową machinę dla kręcenia sportowych lodów.”

    Tej teorii nie słyszałem – jakiś link na potwierdzenie? Dla mnie casus Osaki to: a) bunt przeciwko debilnym pytaniom dziennikarzy na pomeczowych konferencjach, których zawodniczka o statusie Osaki nie może olać i musi być w miarę grzeczna (taki Kyrgios na przykład ma to w dupie – https://www.youtube.com/watch?v=3AMhTQQxUC8), b) jak napisał Antropoid, problemy psychologiczne samej zawodniczki, która po sukcesach wpadła w dołek.

    „Co więcej, próbowaliście mnie przekonać że od koncentrowania się na meczach i boiskowej rywalizacji, powinienem śledzić tabele, wyniki i cały ten propagandowy chłam, którym jesteśmy manipulowani. A przecież to właśnie tabele i wyniki są efektem, na który kluczowy wpływ ma brudna kasa, podkupywanie ze słabszych finansowo klubów zawodników i cała ta patologia, o której piszcie. Jedyne co jeszcze się próbuje bronić to piłkarskie umiejętności i meczowa rywalizacja.”

    Ja Cię przekonuję do śledzenia tabelek? Aha. Mniejsza z tym, ale powiedz mi: ta meczowa rywalizacja, o której piszesz tutaj to czyj to jest performance? Kto gra w tych wszystkich klubach, których mecze tu zajawiasz? Lokalne chłopaki z lokalnych akademii piłkarskich czy właśnie Ci podkupywani ze słabszych finansowo klubów? Czasami w wieku 12-13 lat?

    Na Netflixie jest taki serial Czarne Lustro i tam w pierwszym sezonie jest taki odcinek o premierze UK i… świni. W kontekście naszej dyskusji gorąco polecam.

    Polubienie

  10. Przyznaję, dużo radości daje mi ostatnio przeglądanie tutejszej sekcji komentarzy. Dyskusja o tenisie naprawdę jest znakomitą egzemplifikacją jakże twórczego określenia „zabetonowanie”. Chłop o czyste dno argumentacyjne zaryje, ale się nie cofnie o pół piędzi, bo ego by nie zniosło.

    Innym pięknym wątkiem, jest ta alpowa nie-taka-pasywna agresja skierowana w moją osobę – nawet jeżeli ktoś wcześniej chciałby argumentować że jakiś przewrażliwiony jestem, to kolega alp wybił wszelakie argumenty, postu nie wytrzyma żeby jakiegoś kapiszona w moją stronę nie puścić.

    Tylko może w gwoli ścisłości, alpie, wyjaśnię, jeżeli wydaje ci się, że kogokolwiek, a już w szczególności mnie, interesuje jak spędzasz wolny czas, jakim metodami odbierasz futbol, co uznajesz za celowe uwagi a co niekoniecznie, to śpieszę Cię poinformować iż pomyliłeś niebo z gwiazdami odbitymi nocą na powierzchni stawu. Kompletnie mnie to nie interesuje, a i szczerze wątpię by ktoś sobie za punkt honoru tu postawił „a, churwa, sprawie że ten alp będzie budżety przeglądał” xD

    O superlidze nawet mi się nie chce zaczynać, przemielony temat razem z budą, swoje zdanie dokładnie przestawiłem i byli tu ludzie zdolni żeby je właściwie odczytać, zatem to raczej nie jest kwestia przekazu, a dobrej woli w jej odbiorze, czy raczej zdeterminowanym braku rzeczonej, tu ponownie na białym koniu wchodzi piękny termin z akapitu nr1, pasuje jak ulał.

    Last, nikt tu w żadnym stopniu nie kwestionował jakości widowiska od strony estetycznej, nie padło pół argumentu że ten futbol „gorzej się ogląda” od tego „uczciwszego sprzed korumpującej komercjalizacji”. I można by się i tu bawić w dłuższe wyjaśnienia, tylko po co, skoro znowu na białym koniu wchodzi termin z akapitu nr1 i znów pasuje jak ulał, wyjaśniając skąd się to w ogóle wzięło.

    Polubienie

  11. @XavrasW
    Myślałem, ze to wszystko wyjaśnia: – „Ale w tej naszej dyskusji wcale nie chodziło o tenis, który wrzuciłem może nie najszczęśliwiej jako odnośnik. Przykład, ze nawet w najbardziej „eleganckich sportach” rządzą podobne mechanizmy, nawet jeżeli skala patologii jest nieporównywalna”
    „Casus Osaka” – myślę, że to, co o tym napisałeś, to właśnie jest interpretacja narzucona nam w mediach przez kręcących tenisowym biznesem. Oczywiście mojej opinii nie musisz podzielać.

    Polubienie

  12. @Otwojastara
    Jeżeli wszystko co potrafisz wymyślić, to impertynencja z akapitu nr 1, to nie zamierzam z tym polemizować
    Ale dzięki za wyjaśnienie, ze „nikt tu w żadnym stopniu nie kwestionował jakości widowiska od strony estetycznej, nie padło pół argumentu że ten futbol „gorzej się ogląda” od tego „uczciwszego sprzed korumpującej komercjalizacji”.

    Polubienie

  13. Ja w sumie polecę nie dyskutować o „casusie Osaki” w charakterze przeciągania liny w pytaniu „która dyscyplina bardziej toksyczna” bo co prawda można wyskoczyć tu z Schuerrle który skończył karierę w wieku 29 lat mówiąc o wypaleniu, presji i depresji, można wyciągnąć per Mertesakera który po karierze kontuje określił czymś w rodzaju wentylu bezpieczeństwa dla umysłu przed przytłaczającą presją, można wreszcie przytoczyć historię Roberta Enke.

    Ale jest to wszystko niewłaściwe z dwóch powodów.

    Raz że to są tzw. „przykłady anegdotyczne” historia jednego sportowca na iluś. To jakby oceniać poziom wykształcenia przeciętnego Polaka wyżej od przeciętnego Gruzina bo noblistów mieliśmy więcej w literaturze.

    Po drugie, mówimy o osobistych ludzkich tragediach, które należałby potraktować z minimum szacunku. I jakaś piaskowa licytacja czy wskazywanie paluchem że „u was biją japońskich murzynów” to tego szacunku delikatny brak. To co ogólnie pozwolę sobie wynieść z tych i innych „casusów” to że warto zawodowego sportowca potraktować czasem jak człowieka, bo wyczynowy sport to nie zdrowie, a presja to straszna suka. I życzyłbym sobie żeby sportowi dziennikarze byli na konferencjach, wszelakich, mniej toksyczni, w liczeniu że sprowokują viralowy kontent.

    Polubienie

  14. @alp: ufff, całe szczęście, że mamy system dziesiętny, a nie jedenastkowy. Tak byś musiał odczekać jeszcze 21 meczów na ten „wyjątkowy”…
    Czym się różni mecz nr 99 od setnego?

    Polubienie

  15. Może setny mecz w LM to nic wielkiego, ale dla Roberta chyba ma znaczenie… – co prawda do przerwy uczcił go bramką i asystą, ale dał się złapać przy karnym.

    Polubienie

  16. Ostatecznie zakończył z trzema…
    Nie wiem jeszcze co się działo na innych podwórkach, ale to był fajny mecz z siedmioma bramkami.

    Polubienie

  17. Xavi oficjalnie w Barcelonie. Na papierze jest trener z marnym stażem, z egzotycznej ligi, z pewnym małym sukcesem na arenie międzynarodowej (półfinał azjatyckiej LM). Kot w worku. Ale w wyobraźni typowego katalońskiego cule-wyborcy – jest chodzącą reinkarnacją Pepa Guardioli.
    Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Może faktycznie Busquets zacznie biegać, Depay zacznie trafiać, a katalońskie krowy zaczną dawać więcej mleka.

    Na razie jednak zatrudnianie Xaviwgo rymuje mi się z historią Milanu (o czym już Gospodarz pisał). Aktualnie jesteśmy na etapie zatrudniania Seedorfów i Brocchich. Ja bym jednak poprosił o jakiegoś Piolego (Roberto Martinez?)

    Polubienie

  18. Szatnia (jeszcze z Messim na czele) go chciała, w przeciwieństwie do Koemana. To duży bonus, a jak się on przełoży na wyniki, jaki będzie i ile potrwa miesiąc miodowy – sie okaże.

    Tymczasem de Gea dziś hero niczym Dawid przeciwko Goliatowi – tylko z innym skutkiem.
    Mecz wyglądał jak kiedyś zabawy Guardiolowej Barcelony z Realem, Cristiano mógł poczuć kwaśne déjà vu.

    Polubienie

  19. Legia zawsze bije się o mistrzostwa i puchary, a zwycięstwo smakuje najlepiej, gdy jest tym pierwszym. Drugiej ligi nigdy jeszcze nie wygrali.

    Polubienie

  20. „Niewykluczone więc, że rządzący Bayernem zmierzą się z dylematem: jak zachować cnotę, a zarazem nadążać za konkurencją, która skrupułów nie ma”… – Rafał na Wyborczej o kibicach, którzy widzą drzazgę nie tylko w cudzym oku.

    Polubienie

  21. @antropoid
    Tu nie ma nic do śmiacia, poprzednio mojego sąsiada zjarali. Pewnie za rok już się przeprowadzę (i będę mieszkał nie na trasie marszu tylko dobre 800 metrów obok, hoho) to będę do żartów skorszy.

    Polubienie

  22. @koziołek

    Ale mnie to też niespecjalnie bawi. Może by i bawiło, ale jak się tak zastanowić, to naród, który przerabia (pozwala przerobić) swoje największe święto na stadionową burdę i kraj (tak doświadczony przez hitleryzm), w którym toleruje się dokazywanie hajlującej hałastry w biało-czerwonych(!…) barwach, chyba nie bardzo na takie święta zasługuje.

    Ja je od kilku lat najzwyczajniej olewam.

    Polubienie

  23. „Ale co tam futbol. (Jutro) Dzisiaj wielkie śfinto Polaków – czyli lepiej zostać w domu”… – a ja się ruszyłem.
    Jak zwykle na codzienny spacer. A przy okazji załapałem się w swojej maleńkiej miejscowości na złożenie wieńców pod właśnie przeniesioną tablicą upamiętniającą żołnierzy II Armii Wojska Polskiego, którą przeniesiono do parku ponieważ na przebudowanym głównym węźle drogowym zabrakło dla niej miejsca.
    Sympatyczna uroczystość. Dla mnie tym bardziej, że w jej szeregach mój ojciec był dwukrotnie ranny. Dzisiaj często zapominamy, że w szeregach I i II Armii byli żołnierze, którzy też przelewali krew za Polskę i nie ponoszą winy za to co z Polską później uczyniono.
    Za to pozwalamy zagłuszać Warszawskiego Powstańca!

    Polubienie

  24. Tutaj od żołnierzy (a jeszcze bardziej od cywilów) ważniejsze są ideologie-śmogie.
    Nakręcana przez polityk/ier/ów (świeckich i wyświęconych) wieczna infantylna zabawa w dęte pozy i rywalizacja na martyrologię,
    I społeczeństwo wciąż się daje wciągać.

    Polubienie

  25. A poza tym ten Sousa w ogóle nie chce się dać zwolnić, co jest kolejnym dowodem, że nie rozumie polskiego futbolu i trzeba go zwolnić.

    Polubienie

  26. 1. I to wiodącym elementem!
    Awantura o d… (cudzą) z Bogiem i wiarą na ustach, to jest tutaj perpetuum mobile.

    2. Złotymi zgłoskami, to się ten mecz w naszej historii nie zapisze – zwłaszcza ten stracony w przewadze gol (bo po szybkim 2-0 zaczęli grać na stojąco), ale 3 pkt. odbębnione i tyle.

    Polubienie

  27. Tradycyjny minimalizm, który w studio pomeczowym nawet przez byłych piłkarzy został uznany za „piłkarską mądrość”… – taka specyficzna w naszym wydaniu. Wieloletnie „filary naszej reprezentacji” nawet się nie zająknęły, na temat swojej heroicznej meczowej postawy. A przecież po 10 minutach to był skandal i wożenie d…. na jednym piłkarzu, który miał bezpośredni udział przy trzech zdobytych bramkach.
    Wydarzeniem dnia był niewątpliwie mecz naszych młodzieżowców na wyjeździe z Niemcami, a ostatnie 10 minut w naszym wykonaniu to była dla mnie kwintesencja miłości do piłki. Zwłaszcza, ze oni mogli już sobie tą końcówkę odpuścić i nikt by nie miał do nich pretensji.
    P.S.
    Dzień wcześniej też mogliśmy się cieszyć prawdziwą piłką… – Gruzini, którzy byli o parę klas piłkarsko słabsi, ograli Szwedów 2:0 tylko dlatego, że chcieli(!) wygrać najwyżej jak się da.

    Polubienie

  28. Ciekawe, jak tam głosy w Szwecji, bo u nas po remisie w debiucie Sousy w Budapeszcie już larum grano, jakby nas San Marino ograło 5-1.

    Polubienie

  29. „Ale jak społeczeństwo ma się nie dać wciągać, kiedy majtki naszych żon i córek są elementem tej zabawy?”

    Do dziś jestem trochę zawiedziony iż nikt nie zaproponował „narodowego przeglądu wacków”. Skoro stan i dostępność macic stanowią jakiś krajowy interes, jakże troskliwe o dobór naturalny państwo winno jakieś kodyfikacje i troskę poświęcić drugiemu, przecież równie ważnemu, organowi widowiska.

    Polubienie

  30. Oglądałem mecz Francuzów z Kazachami i zastanawiałem się o ile Kazachstan jest gorszy od Andory. Po meczu sprawdziłem i okazało się, że w rankingu FIFA są sklasyfikowani 28 miejsc wyżej.

    Polubienie

Dodaj komentarz