FC Barcelona, uniwersytet w rozkwicie

W mediach całego świata nadal krzyczy się o meczu nad meczami – zrozumiałe, właściciele praw telewizyjnych reklamują swój produkt – ale wiemy, jak jest. El Clásico od lat biedniało, coraz częściej rozczarowywało poziomem gry, traciło i jakość sportową, i marketingowy powab wynikający z liczby megagwiazd. Od czasów, w którym Barcelona i Real Madryt obsadzały całe podium Złotej Piłki, dopodróżowaliśmy do momentu, w którym znajdują ledwie trzy znajome nazwiska wśród nominowanych. Na najnowszej liście 30 najlepszych graczy na planecie według „France Football” ujrzeliśmy niedawno tylko Pedriego, Lukę Modricia i Karima Benzemę. Takiej mizerii nie było od 1993 roku.

Kryzys widać i na boisku, i w wynikach – tytułu w lidze hiszpańskiej broni Atlético, uczestnicy El Clásico przystępowali do dzisiejszego hitu z trzeciej i ósmej pozycji w tabeli, rywalizację w Champions League piłkarze Barcelony rozpoczęli od bilansu bramkowego 0:6 po dwóch kolejkach, a Real pozwolił wywieźć trzy punkty z Santiago Bernabéu anonimowym przeciętniakom z Tyraspola. U obu potentatów dzieje się dość podobnie, choć lepsze nastroje mają madrytczycy. Oni nie musieli otrząsać się z pourazowego szoku po wielobramkowych chłostach w Europie (patrz katalońskie 3:8 z Bayernem, 0:4 z Liverpoolem i Romą etc.) ani nie duszą się od ponadmiliardowego długu (jak Katalończycy, obrobieni przez menedżerskiego geniusza Josepa Bartomeu), spodziewamy się raczej, że prezes Florentino Perez wysypie na rynek transferowy kontener twardej waluty. Nawet jeśli pozostaje niezdolny do konkurowania z PSG oraz czołówką Premier League, to wciąż na wiele go stać. I prawdopodobnie przejmie po sezonie piłkarza klasy Kyliana Mbappé.

W Barcelonie inaczej, tam po wszystkich kątach łazi deprecha, dobre już było, jutro nie będzie niczego. Przed upadkiem na samo dno i spędzeniem tam najbliższych stu lat ma ją chronić jedynie grupka utalentowanej młodzieży.

Wychowankowie długo stanowili żywe emblematy klubu, który w czasach świetności wyróżniał się nie tylko wynikami, ale również zamiarem wygłaszania każdym meczem manifestu ideologicznego (promującego jedynie słuszny styl gry) oraz wiarą w piłkarzy, których sam wyedukował, wpajając im ową jedynie słuszną wizję futbolu. Katalończykom zdarzało się nawet wystawiać jedenastkę złożoną wyłącznie ze swoich chłopaków.

Przypomniałem sobie tamten okres, bo trener Koeman rzucił na Real aż ośmiu wychowanków – obok weteranów Gerarda Pique, Jordiego Alby, Sergio Busquetsa i Sergiego Roberto biegali młodzi Eric Garcia (20 lat) i Óscar Mingueza (22 lata), a także nieprzyzwoicie młodzi Gavi (17 lat) i Ansu Fati (18 lat). Wciąż imponujące, wciąż unikatowe w skali Europy, nawet jeśli zdajemy sobie sprawę, że gołowąsów ujrzelibyśmy w składzie mniej, gdyby nie bardzo trudna sytuacja kadrowa Barcelony. Akurat dzisiaj piszę też e-mail do włoskiego „Tuttosportu”, którego redakcja jak zwykle poprosiła, żebym wybrał – i zhierarchizował – pięciu kandydatów do nagrody Golden Boy, od półtorej dekady sezon w sezon wręczanej najlepszemu piłkarzowi poniżej 21 roku życia grającemu w Europie. (Oni tworzą listę nominowanych, dziennikarze z całego kontynentu głosują, przydzielając wybrańcom kolejno 10, 7, 5, 3 oraz 1 pkt.). Tym razem nie miałem śladowych wątpliwości, wyróżniłem Pedriego (18 lat) – nie jest absolwentem katalońskiej akademii, ale kolejnym cudownym dzieckiem świadczącym o wyćwiczonym oku katalońskich rekruterów, jednym z bohaterów Euro 2020 zaciągniętym potem jeszcze na kuriozalny turniej wpisany w program igrzysk olimpijskich w Tokio. Nic dziwnego, że dzisiaj nie zagrał z powodu kontuzji.

Nie wiadomo, czy rozbłyśnie na supergwiazdę, widzimy tylko, że zarówno on, jak i Fati oraz Gavi wydają się mieć wszystko, by bawić się na wszystkich stadionach świata jak na własnym podwórku. Dlatego czasami słychać rozmarzone westchnienia fanów Barcelony – lub niezwiązanych z nią emocjonalnie entuzjastów futbolu – o powrocie do przeszłości, która pozwalała cieszyć oko kunsztem Xaviego czy Iniesty. I po której nastąpiła posucha, okres sugerujący, że Katalończycy nie tyle założyli perfekcyjnie funkcjonujący futbolowy uniwersytet, wychowujący supergracza za supergraczem, ile mieli szczęście, spadło im z nieba cudowne pokolenie.

Nigdy nie podzielałem tej opinii. Owszem, Barcelona nie wychowuje w każdym roczniku wirtuoza zdolnego krążyć wokół Złotej Piłki – to nie udaje się nikomu – ale ze zdumiewającą, niespotykaną nigdzie regularnością wypuszcza w świat zawodników świetnych i bardzo dobrych, którzy potrafią sprostać wymaganiom najsilniejszych rozgrywek w Europie. W raporcie opublikowanym w 2015 roku przez CIES Observatory czytaliśmy, że przedstawiciele 31 czołowych lig na kontynencie zatrudniają aż 62 jej wychowanków. Ustępowała pod tym względem Ajaxowi Amsterdam (75) i Partizanowi Belgrad (78), ale wyposażała kluby bardziej renomowane niż Holendrzy i Serbowie. To się nie zmienia, Katalończyków wciąż stać na to, by wystawić na Camp Nou porządną rodzimą jedenastkę, choć masowo eksportuje piłkarzy do firm z innych renomowanych lig. Łatwo wyobrazić sobie, że posyłają na El Clásico dziewiątkę wychowanków (ośmiu posłali, dorzucają Ruquiego Puia, który siedział dzisiaj w rezerwie), a przecież minionego lata RB Lipsk podebrało im – za 16 mln euro – bardzo obiecującego Ilaixa Moribę (18 lat). I tak to się kręci: z lepszych roczników wyjmujemy Messiego, Xaviego, Albę czy Pique, ze średnich bierzemy Sergiego Roberto (315 meczów w Barcelonie, cała gablota trofeów), jeszcze bardziej średnie dają nam pieniądze ze sprzedaży Marca Bartry, Adamy Traore, Martina Montoyi, Cristiana Tello albo Gerarda Deulofeu, którzy krążą po Bundeslidze, Serie A albo Premier League, czasami nasz Rafinha przyda się drużynie PSG, czasami Arsenal podkradnie nam Cesca Fabregasa, czasami rozanieleni patrzymy na dar Fatiego. A przede wszystkim – cały czas samymi wychowankami mogliby powalczyć o miejsce w czołówce La Liga. Krajobraz niespotykany nigdzie indziej.

90 myśli na temat “FC Barcelona, uniwersytet w rozkwicie

  1. Cóż, nie on jeden, z punktu widzenia przepisów kryteriów wychowanka nie spełniają także Pique, Alba i Eric Garcia, ale można na to gdzieś przymknąć oko, każdy był dość długo w la masii.

    Sam klasyk faktycznie zletniał. Oddać można Barcelonie, że się spięli, w pierwszej połowie nie wyglądali źle. Real od dłuższego czasu przesadnie na te klasyki się nie spina, tu też wyżej drugiego biegu nie wrzucili.

    Mimo wszystko można zaznaczyć że nie tak wysokie miejsca w tabeli także są zasługą mniejszej ilości rozegranych meczów, ale tam, do tego też gdzieś przywykłem, niemal co sezon czytam między wrześniem a listopadem jak to potentaci zmiękli, bo nie uciekli jeszcze na kilkanaście punktów, dla odmiany tym razem ma to jakieś uzasadnienie przynajmniej.

    Mimo wszystko dobrze byłoby żeby nastrój notki udzielił się nieco cules, atakowanie wyjeżdżającego ze stadionu Koemana to dno dna.

    Polubienie

  2. Taa, jeśli na te mecze Real się „nie spina”, to ciekawe, na które… Można od razu napisać, że na stojąco je gra, internet jak papier – wytrzyma.

    Polubienie

  3. O proszę 🙂

    @antropoid
    Na fazę pucharową LM i te mecze gdzie rywali przyciska do ściany. Na stojąco nie, tak nie uważam, ale nie przeszkadzaj sobie uważać za mnie. Moja opinia też nie jest jakaś odosobniona, choćby footroll, kibic barcy, wyraził się w tonie, że Real po najmniejszej linii oporu te 3 pkt zdobył. Jeżeli natomiast o boisku mówimy, czym się charakteryzuje to letnie granie, to niechęcią do pressingu i nie angażowaniem większych sił w ataki. Real grał nisko, spokojnie, nie forsował, kontrował.

    Ja wiem ze kibic Barcelony może odbierać to jako obelgę czy prowokację, ale spójrzmy na spokojnie, w Realu większość kadry ma za sobą kilkanaście jeśli nie kilkadziesiąt klasyków, po kilka finałów LM, są tam medaliści i finaliści mundialu, el classico raczej nie robi na nich już wrażenia. Barcelona też ma paru takich piłkarzy, wątpię by Busqetsa, Albę czy Pique zżerały nerwy, ale ma też wchodzącą młodzież o której zresztą mowa w notce, dla której jest to kompletnie inny ciężar gatunkowy. Brawa że ta spina miała w pierwszej połowie pozytywny wydźwięk, pressing źle nie wyglądał.

    Polubienie

  4. To, że jakiś zdołowany kibic coś tam powiedział nie jest dowodem na granie na ćwierć/pół gwizdka.
    Dla mnie gadanie, że w takim meczu ktoś (którakolwiek ze stron) grał lajtowo jest śmieszne i ma wartość czysto życzeniowych fantasmagorii. Nie wierzę, by robiła tak Barcelona, kiedy grała z Realem w „dziadka” i nie robi tego Real w sytuacji, kiedy z wielkiej Barcy zostały szczątki.

    Polubienie

  5. Ja to im tam nawet zazdroszczę. Konsekwencji im zazdroszczę. Grają kiepsko (jak na swoje standardy), kibice prawie linczują Koemana, a zarząd dalej przy nim obstaje (pewnie dlatego, że mają świadomość stanu drużyny i budżetu). Dla porównania w Ległej pół drużyny baluje po meczach LE do białego rana i ma w dupie ligę (w sumie ma to nawet sens – w przyszłym sezonie już tu grać nie będą) no to zwalniają trenera. Nie to żebym był fanem Czesława 711, ale jednak zrobił z tą drużyną wynik ponad stan i chyba na jakieś wsparcie ze strony zarządu zasłużył. A tu wsparcie dostają Ci, którzy walą sake po meczach xD Jeszcze niech mi ktoś powie, że w tej zasranej lidze brakuje pieniędzy…

    Polubienie

  6. Ani śmiać się, ani płakać… – przecież chyba nikt nie ma wątpliwości, ze to teatrzyk odgrywany dla kibiców. Dostanie odprawę, jakiś czas przesiedzi w loży PZPN dla byłych trenerów (w między czasie może zaistnieje w mediach jako ekspert lub spłodzi jakieś wybitne „dzieło”) i jak przyschnie, natychmiast pojawi się jako wybitny najlepszy kandydat na kolejne trenerskie stanowisko… – może nawet selekcjonera pierwszej reprezentacji. A „zaprzyjaźnieni’ dziennikarze już zadbają, żeby ogłupieni kibice to kupili.

    Polubione przez 1 osoba

  7. @alp

    Jak najbardziej masz rację – już zdążyłem przeczytać, że Kowal widzi w nim przyszłego selekcjonera xD

    Natomiast w kontekście Ległej (jak i zresztą całej ekstraklapy, bo tą ilustrację można równie dobrze podpiąć do Lecha, innych klubów z aspiracjami w Europie już tam nie ma) to jest – przynajmniej tak wygląda z zewnątrz – jakby producent jaj co rok opychał kury, bo można lepiej zarobić na pojedynczym strzale. Przecież to całe pierdolenie o tej mitycznej dziurze w budżecie spowodowanej brakiem awansu do pucharów jest tak idiotyczne w kontekście tych działań (nakierowanych przede wszystkim na to, żeby oni się w tych pucharach za rok nie znaleźli), że ja naprawdę jestem pełen podziwu dla głupoty ludzi, którzy się jeszcze na to nabierają.

    Polubienie

  8. @koziołek
    Jeżeli cofnąć się o 10 lat, to wówczas trenerem Legii był Maciej Skorża, Gołębiewski, najprawdopodobniej tymczasowy do zimy, jest 14 trenerem zatrudnionym od tego czasu.

    @grindavik
    🙂

    @alp
    W wypadku Czesia mimo wszystko istnieją argumenty za tym że coś w trenerkę potrafi, miał wyniki z jeszcze biednym wówczas Lechem, z Zagłębiem majster, z Widzewem były dobre, z młodzieżówką i mimo wszystko ta Legia też coś wygrała. Niemniej główne powody dlaczego dziennikarska brać(z chlubnym wyjątkiem gospodarza) tak bardzo jojczy nad 711 to Stano dał na tłitterach, jak to regularnie Czesiek do niego wpadał na domówki. Chłop umiał z dziennikarzami dobrze żyć, chłopakom z foodtrucka robił za tłumacza w wywiadzie z Hlebem. itp itd. Skarb nie trener.

    @Xavras
    Retoryka wiecznej dziury budżetowej wydaje się faktycznie przebrzmiała, przecież miodek miał się pozbywać leśnego i tego drugiego właśnie dlatego, że wówczas ta dziura miała być realna. To już parę lat dobrych minęło i miodek sobie z podpisywaniem umów nie poradził, widmo dziury dalej ma wisieć? Faktycznie można się uśmiechnąć. Niemniej ogółem raczej w Legii się nie radują, bo dziura to jedno, ale straty to będą nawet za miejsce w e-klapie.

    Polubienie

  9. @antropoid
    „ma wartość czysto życzeniowych fantasmagorii.”

    Oczywiście możesz sobie tworzyć takie zdania, a gdy odpowiem w podobnym tonie obruszać się i wyzywać mnie od najgorszych i jak to wprowadzam rzekomo toksyczne wzorce i przynajmniej parę osób cię poprze, bo czemu nie internet jak papier wszystko przyjmie.

    Polubienie

  10. Też sądzę, że Gran Derbi, El Classico czy jakkolwiek by tego nie nazwali wcale nie obliguje dwóch stron do grania na maksa. A kto jak kto, ale Real Madryt opanował sztukę ekonomicznego grania perfekcyjnie. Grali dokładnie to, co Anglicy z nami w El.MŚ. Just enough to win.

    Polubione przez 1 osoba

  11. @alp
    Coraz więcej jest takich, którym się już tego nie ogląda wcale. Ja na przykład. Jeszcze dwa lata temu cieszyłem się jak dziecko, że złapałem promkę na ElevenSports, a teraz nawet nie wiem czy coś tam jeszcze puszczają. Piłka chyba doszła do jakiegoś krytycznego punktu, w którym przestała aż tak ludzi zajmować. Niektórzy to widzą i próbują przeciwdziałać, ale jakoś wybierają głupie sposoby, jak superliga i sprzedawanie kolejnych klubów petrokrezusom. W efekcie tych działań jest jeszcze gorzej i jeszcze mniej obchodzi mnie, co dalej.

    Polubione przez 1 osoba

  12. @Koziołek
    To chyba nie do końca tak jest. Jak wiesz oglądam dużo i trafiam różnie… – czasami tak jak na ostatniego klasyka. Są jednak kluby, które z reguły oferują niezłe widowisko, chociaż stuprocentowej gwarancji nie ma. W Anglii to niewątpliwie Liverpool i City, w Niemczech Bayern, Borussia, Lipsk, we Włoszech Napoli, Atalanta. Fajną piłkę można też zobaczyć i w Hiszpanii i we Francji, Holandii… I niekoniecznie trzeba się koncentrować na ligowej czołówce.
    Myślę, że problem leży gdzie indziej. Oglądanie zabiera dużo czasu. W ciągu dwóch meczowych godzin można w internecie zobaczyć skróty, a tak naprawdę sytuacje bramkowe z całej ligowej kolejki i do tego przejrzeć wszystkie ochy i achy „ekspertów” i sprzedawców reklam. Mecz staje się powoli tylko okazją do zrobienia paru nakrętek i potweetowania.
    P.S.
    Sam miałem długi okres, kiedy z powodu swojej aktywności zawodowej i fizycznej swoją aktywność kibicowską ograniczałem do kilkunastu najważniejszych wydarzeń sportowych w roku i przeglądania relacji w prasie pomimo, że wtedy oferta medialna była znacznie skromniejsza.

    Polubienie

  13. Wychowankami Barcelona stoi, ale gdyby nie zgliszcza duetu Rosell i Bartomeu, to pewnie wyglądałoby to lepiej, bo La Masia pod rządami obu panów mocno ucierpiała.

    Niemniej jednak to fajny paradoks, że wydająca w ostatnich latach Barcelona wychodzi na El Clasico z 7 wychowankami, a oszczędzający Real raptem jednym. To też sugeruje dlaczego starcie gigantów jest już tylko z nazwy. Kto nie wierzy niech obejrzy powtórkę pojedynku na szczycie, czyli Sociedad – Atletico 🙂

    @Real
    Nie wiem czy Real chciał czy nie mógł inaczej, ale najwyższy poziom zaangażowania to nie był

    Polubienie

  14. @Koziołek Dawno temu grając w FIFĘ 99′ niezmiernie lubiłem tryb zabawy polegający na wybieraniu 18 klubów z różnych krajów i graniu takiej europejskiej ligi. Gdyby Superligę zrobić z sensem nie tylko dla najbogatszych, ja bym oglądał dużo chętniej od zwykłych lig, które też mi się przejadły, bo byłbym niezmiernie ciekawy które miejsce zajęłoby takie FC Porto wśród europejskich tuzów albo czy Bayern byłby na koniec sezonu wyżej od City czy Realu.

    Polubienie

  15. No i mamy „niezłe widowisko”, ale tym razem za sprawą Borussii z Gladbach. Już w drugiej minucie prowadziła z Bayernem 1:0, a w dwudziestej pierwszej 3:0. W tym czasie Bayern stworzył jedną sytuację podbramkową (w 18 minucie) i to był rzut rożny. Biorąc pod uwagę, ze to mecz pucharowy druga połowa zapowiada się arcyciekawie.

    Polubienie

  16. Skończyło się na 5:0. Na początku to były błędy w obronie, ale udzieliło się wszystkim. Dwa szybkie gongi na początku drugiej połowy przesądziły o meczu. Bayern zagrał tak jak wystraszone przedszkolaki, którym kazano grać w profesjonalną piłkę,
    I jak tu nie kochać meczowych zmagań.

    Polubione przez 1 osoba

  17. Wiadomo, że i w rywalizacjach takich jak B – R też po okresach nasilenia temperatura spada. Z różnych powodów – któraś ze stron ma zapaść (rzadko jedna i druga jednocześnie), zmieniają się składy, siła drużyn, co ma wpływ na to, że te mecze niekoniecznie decydują o najwyższych trofeach, kończą się wewnętrzne rywalizacje supergwiazd etc. Czyli w sumie normalka.
    Ale, żeby ktoś grał tak sobie i nie chciał się w takim meczu pokazać? Bez jaj.

    Polubienie

  18. @KOZIOŁEK

    Już się nie zawsze chce oglądać nawet te skróty pucharowe. A jeszcze dowalą tłustszy mundial – i może będzie co dwa lata… 🙂
    Ale czy to tylko w futbolu? Bo mnie się zdaje, że kiedyś to się też czekało na premiery filmów, płyt – a dziś?
    Rządzi lewiatan zwany mediami, więc traktują ludzi jak tuczne gęsi: wężyk do dzioba – i żryj.

    Polubienie

  19. @alp

    Nie będę się wypowiadał za Koziołka, ale mnie co innego niż poziom widowiska ciąży i powoduje, że nie oglądam już prawie wcale. To graniczące z pewnością przeczucie, że Ci faceci na boisku i ich umiejętności coraz mniej znaczą, a scenariusze pisze się nie na boisku tylko w zaciszu gabinetów. Że każdą umiejętność, a może i każde trofeum można już kupić. No i to, że oferta TV jest tak bogata to dla mnie, niestety, też jest raczej minus niż plus – za dużo tego, przejadło się.

    Polubione przez 1 osoba

  20. @Xavrasw
    Ale od czasu do czasu trafi się taki mecz jak wczorajszy Bayernu i okazuje się, że cala reżyserka idzie do kosza i scenariusze sprzedaży reklam trzeba błyskawicznie przerabiać. Oczywiście zacznie się od hejtu po dotychczasowych lokomotywach tłuczenia kasy.

    Polubienie

  21. @Antropoid
    Kiedyś się nie tylko „czekało”… – trzeba było jeszcze o to powalczyć, a przynajmniej mocno się postarać, żeby się załapać. Dzisiaj dostaniesz na tacy i jeszcze Ci wytłumaczą dlaczego i jak masz się cieszyć.

    Polubienie

  22. To się też z tym wiąże. Trza było powalczyć – czyli lepiej smakowało. A teraz wężyk do dziobów.
    I tak samo z dzieciakami – żeby poharatać w gałę muszą mieć orlika, bez tego tylko na siedząco w FiFĘ, bo na wychuchanym podwóreczku, gdzie więcej kostki, niż źdźbła nie wolno.

    Polubienie

  23. @alp

    Piszesz o pojedynczym meczu, który dla wyników sezonu na 99,9% będzie bez znaczenia. Poza tym, tak jak pisałem, nie o estetykę meczu tu chodzi, tylko o całą organizację tego sportu. Może wytłumaczę na przykładzie: Barca zbiera teraz baty za kilkuletnie katastrofalne zarządzanie klubem. Niezależnie od tego jak i kiedy się to skończy kryzys jest widoczny zresztą nie od tego sezonu. Teraz: czy możesz sobie wyobrazić podobną sytuację w PSG albo w MC? No chyba nie, prawda? Czy to spełnia warunki fair play?
    Albo jeszcze z innej beczki: w ostatnich kilkunastu latach Dortmund wyprodukował kilka supergwiazd i jeszcze więcej bardzo dobrych zawodników. Taki PSG jeszcze więcej ich zmarnował, ale to Ci drudzy cały czas są faworytami LM, a Ci pierwsi nie będą mieli na jej wygranie szans co najmniej w najbliższym 10-leciu.

    Polubione przez 1 osoba

  24. Widzę że poważna dyskusja się tu wywiązała „kiedyś były czasy, teraz nie ma czasów”.

    Bo jak to tak, że młodzi ludzie mają swoje wybory, swoje zainteresowania, swój sposób bycia, powinni mieć nasz, markotne gównozjady!

    I w gruncie rzeczy myślę sobie, że to może być odpowiedź. Futbol kojarzy się ze starym pokoleniem, więc nie jest fajny. Stary oglądał porażki turniejowe i eurowpierdole zalany piwskiem i wypluwając kawałki czipsów, jak się mam tym jarać? – pyta w głębi ducha młody człowiek. I odkrywa że absolutnie nie musi, że ma dziś opcje, więc z tych opcji korzysta, jak widać ku jakieś absurdalnej frustracji fanów futbolu.

    Inna kwestia, że młody człowiek miewa czasem wcale poważne zainteresowania i zmartwienia, jak zmiana klimatu. Młodego człowieka bywa że przytłacza wylew Trumpów, de la Penów Bolsonarów czy innych Kaczyńskich, którzy, dodajmy, przy sporcie lubią się wygrzewać. Więc młody człowiek odpali esport, tam ma gwarancje że mordy Kurskiego nie uświadczy. Ba, żeby na Kurskim się skończyło, sportwashing to piękny termin opisujący jakże brzydkie i postępujące zjawisko, które ma wielkie szanse tylko narastać. Dopiero co mordercy kupili sobie klub w Anglii, gdzie liga poleciała w totalnego wuja robiąc z odbiorców idiotów, ogłaszając że narodowy fundusz AS nie jest kontrolowany przez AS. To jest, kolejny raz, plucie w twarz ludziom. I wiecie gdzie tu jest tak naprawdę różnica miedzy młodymi a starymi?

    Stary ma min. 20 lat stażu śledzenia sportu, a im starszy tym więcej i do pół wieku dojdzie jak zdrowie pozwoli. Starego trzyma nostalgia, wspomnienia, które ulegają wykrzywieniu(smutny naukowy fakt) gdzie zachowujemy raczej te ciepłe chwile, wmawiamy sobie że coś było lepsze niż było. Dlatego stary mimo wszystko trzyma się starych zainteresowań, w imię tej nostalgii, narzekając że „kuuurła kiedyś to było” i z uporem nie dostrzega że to w gruncie rzeczy młody ma rację.

    Młody nie ma większych powodów żeby przy śledzeniu sportu się trzymać, młody człowiek może podjąć decyzję nie mając bagażu wspomnień i nostalgii starego. I jak tak piłkarscy bonzowie plują młodemu człowiekowi w twarz, czy to sprzedażą Newcastle, czy mundialem w Katarze czy innymi wesołymi historiami których nie brak, to młody człowiek nie ma najmniejszych oporów by ten sport olać. I ma cholerną rację.

    Bo prawda jest taka, że tak długo jak będziemy, drodzy koledzy, tylko na forach narzekać, zamiast dezaprobatę wyrazić zmianą kanału, czy wyborem np. koncertu zamiast meczu, tak długo futbol będzie dryfował niezmiennie w obecną stronę, bo dlaczego ma zawrócić. A my nadal będziemy narzekać na forach i tak się to będzie kręcić.

    Ale tak naprawdę to nie wiadomo.

    Polubione przez 1 osoba

  25. Wygląda więc na to, że jestem stary stażem a młody mentalnością. W dodatku moje nieoglądanie urosło do miana wzorcowej i aktywnej postawy. Walczę z hipokryzją sportowych decydentów, staje na drodze dyktatur, jestem głosem tych, którym głos odebrano.

    Pozostaje mi tylko dodać, że tanio sprzedaję swoje autografy i chętnie pozuję do zdjęć z fanami.

    A poważniej już dla odmiany, to zaczyna mi doskwierać trochę bardziej skala milionerstwa boiskowych herosów. W cieszeniu i smuceniu się razem z nimi coraz bardziej mi przeszkadza świadomość, jak różnych światów jesteśmy obywatelami. Ludzie tacy jak Phil Foden nigdy nie zaznali znanego mi życia i już nie będą mieli okazji – rozpieszczani na wszystkie sposoby przez prestiżowe akademie, wożeni przez klubowych szoferów limuzynami zbyt luksusowymi, bym mógł się w nich dobrze poczuć na zakupy w sklepach, które źle by się czuły ze mną w środku, nie zdążają wyjść z dzieciństwa, a już mają tyle, by nie musieć już nigdy potrzebować więcej. Trudno odczuwać jakieś braterstwo, bo trudno w nas widzieć braci. Nie jesteśmy nawet na jednej planecie.

    Polubienie

  26. Zdaje się, że Nasz Gospodarz, żeby nadążyć za duchem „młodego kibica” musi wzbogacić bloga o relacje i komentarze z koncertów. Co prawda na bieżącą relację z „Szopena” trochę późno, ale może chociaż jakieś zgrabne podsumowanie z właśnie zakończonego festiwalu. Światowych wydarzeń na salach koncertowych nie brakuje, więc tematu do dyskusji też nam nie będzie brakowało…
    No i Otwojastara nie będzie musiał metodą kopiuj – wklej, komentować z pozycji eksperta piłkarskiej rywalizacji, której z obrzydzenia nie ogląda.

    @Koziołek
    Chyba zauważyłeś, że gra w kasę w dzisiejszej piłce nie za bardzo mnie rajcuje. Nie wiem też, jakie pieniądze byłyby racjonalne dla piłkarskich „herosów” i gwiazd – nie lubię tego określenia (rodem z greckiej mitologii i Hollywood) wybitnych piłkarzy. Wiem jednak, ze już w latach sześćdziesiątych status materialny sportowców (zwłaszcza piłkarzy) był przedmiotem zazdrości pomimo, że wtedy dysproporcje nie były aż tak rażące, chociaż i tak duże.
    I zapewniam Cię, ze moja pasja piłkarska nie zrodziła się ze śledzenia losów „dzieciaków rozpieszczanych na wszystkie sposoby przez prestiżowe akademie oraz wożonych przez klubowych szoferów luksusowymi limuzynami”, tylko ze zdzierania trampek i kolan w trakcie biegania za piłką na podwórkach. I to nie kasa (której nie mieliśmy) tylko nasze obdarte kolana i rozwalające się trampki były przedmiotem zazdrości/zawiści chłopaków z „dobrych domów”, wychowywanych metodą „nie bij Jasiu chłopczyka, bo się spocisz”.

    Polubienie

  27. P.S.
    Mieszkam niemal na przeciwko szkoły, do której chodzi moja wnuczka. Boisko częściej świeci pustkami, a okna sali gimnastycznej popołudniami są zazwyczaj ciemne. Za to syn dwa trzy razy w tygodniu dowozi wnuczkę na dodatkowe zajęcia sportowo-rekreacyjne. Zamiast wybrzydzać na sportowe akademie, może warto by było najpierw zapełnić szkolne boiska i sale gimnastyczne???

    Polubienie

  28. @alp
    Dzisiejsi piłkarze to nie są już bohaterowie osiedlowych boisk, ale raczej właśnie absolwenci tych akademii z kosmosu. Twoja pasja zrodziła się na podwórku, a moja, wiele lat później, też. A teraz jest inaczej i pasja się jakoś nie rodzi. Rzeczywistość, którą opisujesz, to rzeczywistość także mojego dzieciństwa, ale już nie moich dzieci. Zapełniać boiska… Kim? Mam koło domu boisko w parku, jak jeszcze nie było dzieciaków to często wychodziłem tam „popodawać sobie” z Żoną. Innych chętnych na grę nigdy nie było poza jednym 7-latkiem raz, ale pograł z nami kwadrans i powiedział że już musi przerwać bo mama będzie zła jak się spoci.

    Fajnie gdyby za trzy lata okazało się, że wychodzimy „popodawać sobie” już we czwórkę (Tadzio na razie ze skupieniem na piłce to nie bardzo, a Nasia pewnie zacznie na wiosnę chodzić), ale co to zmieni? Tyle że będziemy się dobrze bawić. Niewiele to znaczy dla światowego futbolu.

    Polubienie

  29. @alp

    Jak czytam Twoje ostatnie komentarze to czuję się w obowiązku zadeklarować, że nie atakuje ani Ciebie personalnie, ani nie staram się zdeptać Twoich wspomnień i sentymentów 😉 A deklaruję to dlatego, bo je czytając mam wrażenie, że odbierasz komentarze takie jak mój czy kolegi 0Twojastara jako atak na te Twoje wspomnienia i sentymenty i wynikłą z nich miłość do oglądania futbolu. Wiesz, ja też jestem wystarczająco stary, żeby pamiętać siebie ganiającego za piłką na podwórku i strzelającego do bramki, którą stanowiły 2 drzewa. Ale akurat nie odczuwam jakiegoś specjalnego sentymentu do tego, oprócz tego, że fajnie było być dzieciakiem. Nie odczuwam też jakiegoś przygnębienia czy przerażenia tym, że współczesne dzieciaki mając dużo lepsze boiska i bramki-nie-z-drzew na nich nie ganiają całymi dniami. Wiesz czemu? Bo w Anglii i Szwecji też nie ganiają. Ani w Stanach. Po prostu tzw. cywilizacja zachodnia zmierza w kierunku innego zagospodarowania czasu wolnego dzieci niż było to w bloku postsowieckim – takiego bardziej zorganizowanego – znam dzieci, które wożone między szkołą, klubem/treningiem jednym, drugim, jakimiś dodatkowymi zajęciami po prostu nie mają na to czasu. Ty możesz się tym obruszać – ja uważam, że każdy powinien sobie układać życie swoje i swoich dzieci tak jak mu pasuje.
    Drugi aspekt: kasa w futbolu, która pożera ostatki fair play, o którym była mowa wyżej. To też nie jest atak na futbol jako taki, na estetykę meczu, wyszkolenie zawodników czy jakikolwiek aspekt sportowy. To nie jest atak na gusta ludzi, którzy ten futbol lubią oglądać mimo tego. To jest wyraz zniesmaczenia kierunkiem w jaki fubol prowadzą Ci, którzy decydują o jego rozwoju (albo raczej decydowali, bo teraz to już chyba głównie decyzują panowie znad Zatoki Perskiej). I znów, każdego indywidualny wybór związany z tym czy chce to dalej oglądać i sponsorować, bo niestety, jakbyś nie zaprzeczał, to jedno równa się drugiemu.

    Polubione przez 1 osoba

  30. @Koziołek, Xavrasw
    Być może to tak trochę wygląda, zwłaszcza w kontekście „skrzywionych wspomnień”.
    Ale mój syn już takich nie ma, bo jego podwórko to plac zabaw dla dzieci i parking, więc nie ma zmiłuj… – woziłem go pomiędzy salą, basenem, lodowiskiem, stadniną i górami, bo narty mu też leżały. Od piłki wolał kosza, a w końcu na ponad 10 lat utknął na sali tanecznej, czego ja do końca nie rozumiałem, chociaz przez lata woziłem go z partnerką po turniejach. Znam więc też ten (niepodwórkowy) obraz wczesnej aktywności sportowej.
    Mam też świadomość, że późniejsze dzieciaki żyły w zupełnie innym świecie niż moje pokolenie, które zaczynało w epoce przedtelewizyjnej i jego jedyną, codzienną atrakcją były książki i własna aktywność sportowa, pobudzana wydarzeniami, które bezpośrednio obserwowało na obiektach sportowych (rzadko), a częściej bezpośrednią rywalizacją w grupie.
    I podobnie jak większości nie podoba mi się to co komercjalizacja robi ze sportem, zwłaszcza z piłką, a nawet bardziej z przekazem sportowym. Ale nie potrafię zaakceptować obrażania się na rywalizację sportową, tylko dlatego, że biznesowe mechanizmy w sporcie są etycznie nie zawsze do zaakceptowania. Zwłaszcza, że dzisiejszy poziom sportowy jest nieporównywalnie wyższy niż ten legendarny z czasów mojej młodości.
    A już zupełnie nie do zaakceptowania jest dla mnie postawa: – piłki nie oglądam bo mnie obraża, ale z pozycji eksperta ją oceniam.
    P.S.
    Nie analizowałem nigdy budżetów klubów piłkarskich. Nie emocjonuję się ani kontraktami, ani cenami transferowymi piłkarzy. Wręcz staram się te informacje przepuszczać mimo uszu. Ale czasami coś tam do nich wpada. Więc jak usłyszałem, ze piłkarze Barcelony rocznie kosztują 40% budżetu, to zaiskrzyło mi; – na co idzie pozostałe 0,5 miliarda, a jak Juventus poinformował, ze koszt zakupu Ronaldo pokryły w 3 miesiące przychody ze sprzedaży koszulek, to w oparciu o 30-letnie doświadczenie w biznesie doszedłem do wniosku, że w innych branżach tak opłacalnych inwestycji nie ma. Nie do końca mogę też się połapać w jaki sposób dwudziestu paru chłopaków potrafi sezon w sezon wykopać na trawniku 0,5 miliarda Euro i więcej. A przecież parę takich klubów w europejskiej piłce jest.

    Polubienie

  31. @alp
    „Nie analizowałem nigdy budżetów klubów piłkarskich.”

    Co Ty nie powiesz.

    „ze piłkarze Barcelony rocznie kosztują 40% budżetu”

    Interesujące, od lat przewija się że pensje, podkreślmy, pensje, panów kopiących bordowe koszulki, to koszt 70-55% budżetu(ta druga liczba bardziej niedawno osiągnięta), efektem czego na bajeczne transfery Barcelona zaczęła brać kredyty i min. dlatego ma teraz aż takie problemy.

    „tak opłacalnych inwestycji nie ma”

    wielmożny pan przecinek ma wreszcie kompana. A tak bardziej serio, jasne, można się zachwycać jaki to był super deal, przyjmując że dane podawane przez kluby są precyzyjne co się koledze zdarzało kwestionować, ale na końcu roku superklub piłkarski jest parędziesiąt mln ojro na plusie to sukces.

    Mnie tam bliżej do opinii gospodarza, który w jednym z kopalnianych podcastów uznał, że osiedlowa biedronka ma większy roczny obrót niż superklub piłkarski. Może to przesada, może nie, w każdym razie na pewno tam 40% nie idzie na pensje załogi.

    „Ale nie potrafię zaakceptować obrażania się na rywalizację sportową”

    No ojej. Jeżeli to Cię pocieszy, to ja w pełni potrafię zaakceptować Twoją postawę i nijak mi ona nie przeszkadza. Nie wiem, może to moja bezbrzeżna niesamowita wiedza, a może to te strzępki empatii mi podpowiadają iż różni ludzie mają różne hierarchię wartości.

    „No i Otwojastara nie będzie musiał metodą kopiuj – wklej, komentować z pozycji eksperta piłkarskiej rywalizacji, której z obrzydzenia nie ogląda.”

    A Ty nie będziesz musiał, staruszku, silić się na kiepskiej jakości impertynencje, wszyscy wygrają.

    @koziołek
    Dasz wiarę że akurat to mnie nie rusza? Niech żyją w złotych klatkach, niech opływają w luksusy, przynajmniej w tej branży jest duża szansa iż rzeczywiście są tak dobrzy, są tym absolutnym 0,00001% swojej działki, a nie kuzynem siostry Obajtka. Niech mają, bo o ile wiem ich wysokie gaże nie powodują wegetatywnych pensji w pozostałych pionach klubów piłkarskich, w każdym razie o niczym poza zwolnioną maskotką Arsenalu nie słyszałem.

    @xavras
    „odbierasz komentarze takie jak mój czy kolegi 0Twojastara”

    Dzięki, ale nie trzeba i nie w tym rzecz. To już w pełni rozkwitła niechęć osobista kolegi do mojej osoby, rozpoczęta w dość zaskakujący sposób, bo od samego faktu iż konkretnemu klubowi kibicuję, więc fe. Na tym etapie prędzej morza zajmą miejsce gór, dzieci zajmą miejsca na boiskach, a Putin miejsce inne niż króla Rassiji, aniżeli kolega alp nie będzie warczał na jakąkolwiek myśl jaką się podzielę. W najlepszym razie – potraktuje milczeniem, jeżeli nie – będzie atakował, niezależnie ile jest w tym logiki. Polecam tak podchodzić do wszelkich jego wypowiedzi kierowanych w moją stronę.

    Polubienie

  32. @alp
    Trudno mi nazwać moja postawę obrażaniem się na rywalizację. To raczej zobojętnienie wywołane szeregiem innych czynników, zupełnie pozasportowych.

    @xavras
    Jest dla mnie ewidentnie widoczne, że myślimy na ten temat bliźniaczo podobnie.

    @twojastara
    Mnie ten złoty wodospad nie przeszkadza w tym znaczeniu, że „rzond powinien im zabrać bo to tak być nie może” i nie w zazdrości o kasę rzecz leży, bo szczerze mówiąc naprawdę dzieciaki głodne nie chodzą i nie mam na co narzekać.

    Chodzi bardziej o to, że co ludzie nawet nie wiedzą, jak to jest nie mieć talentu na miarę zachwytów Guardioli. Są traktowani jak bogowie jeszcze jako dzieci, a potem tylko bogami, w sensie gospodarczym, po prostu się stają. W zasadzie nawet nie potem, tylko jeszcze w trakcie. Powtórnie szybko. Absurdalnie szybko. Ja przez to nie widzę z nimi żadnego związku mentalnego. Nie umiem sobie pomyśleć „wow, chłopak z podwórka jak moje, chodziłem z podobnymi do niego do podobnej szkoły a teraz gość strzela na Old Trafford”. Mnie umiem sobie tą historią pożyć.

    Polubienie

  33. @alp
    Ty też przecież w pewnym momencie mógłbyś stwierdzić, że masz dosyć. Wyobraź sobie na przykład, że upowszechnia się model chińskiego szkolenia – porywa się masowo 4 letnie dzieci z domów, by przesiewowo badać w zamkniętych ośrodkach ich talent i stopniowo, we wstydzie i poniżeniu dla rodzin, odsyłać mniej obiecujących. Wyobraź sobie, że tak wygląda organizacja piłki i odpowiedz sobie sam na pytanie, czy dalej byś chciał być odbiorcą tego produktu.

    Moja cierpliwość do hipokryzji i odrealnienia tego sportu mocno stopniała już teraz, ale to tylko kwestia osobistej wrażliwości. Każdy ma jakieś czerwone linie, których przekroczenie powoduje dotkliwą rekontestację dotychczasowych fascynacji.

    U mnie to chyba było przyzwolenie UEFA na zbydlęcenie EURO przez angielskich kibiców. No przecież bogaty kibic, to mu wolno.

    Polubienie

  34. Gdzie jak gdzie, ale futbolu, który korzenie ma takie, a nie inne, to rozwarstwienie razi coraz bardziej.
    Zarówno jeśli chodzi o obłęd w zarobkach już nawet nastoletnich łebków, jak i w zapędach różnych gabinetowych cwaniaczków, żeby zrobić z dyscypliny elitarną rozrywkę dla białych kołnierzyków.

    Polubienie

  35. @Koziołek
    To chyba nie do końca „kwestia osobistej wrażliwości”. Przecież my oceniamy rzeczywistość świata piłki bardzo podobnie, tylko wyciągamy inne wnioski, które kształtują nasze postawy.
    Ja uważam, że w tym zdegenerowanym świecie jedyne pozytywne co jeszcze pozostało, to sportowa rywalizacja, którą odnajduję w meczu pomimo, że kręcący piłkarskie lody próbują ją dla swoich interesów układać po swojemu lub wręcz ograniczać. I nie potrafię zrozumieć (wczoraj mnie trochę poniosło z tym „brakiem akceptacji”) słusznie wściekających się na patologię, obrażających się na sportową rywalizację.
    I nie potrafię obrazić się na szkółki sportowe, nawet jeżeli część z nich to tylko pomysł na wyciąganie kasy z rodziców, którym zamarzyło się, że będą żyli z sukcesów i kasy nowego Messiego, czy Lewandowskiego. I nawet pomimo, że w cieplarnianych wręcz luksusowych warunkach hodują od dziecka kandydatów na rozwydrzone piłkarskie gwiazdy, przynajmniej tak długo, jak będą tez potrafiły wyszkolić piłkarzy o bajecznej technice.
    P.S.
    Wczoraj oglądałem Grenadę z Getafe. W pierwszej połowie piłkarz Grenady w polu karnym odegrał zewnętrzną częścią stopy, dokładnie, na pełnym biegu, z powietrza bez przyjęcia, kilkudziesięciometrowego „spadającego liścia” do wbiegającego kilka metrów obok kolegi. Dla takich „piłkarskich fajerwerków” warto żyć.

    Polubienie

  36. „obrażających się na sportową rywalizację.”

    Nie zrozumiałeś co napisałem. Ja się na nią nie obraziłem, mnie po prostu ona przestała obchodzić. A przestała mnie obchodzić dlatego, że uważam, że nie ma nic wspólnego ze sportową rywalizacją sensu largo. Przywołane wcześniej mundiale w Katarze czy sprzedaże klubów szejkom to ekstrema tego syfu zwanego komercjalizacją futbolu, ale na niższych poziomach syfu jest niewiele mniej. Ot, wyobraź sobie, przemogłem się i obejrzałem wczoraj skrót zajawianego przez Ciebie meczu Bayernu z Gladbach. Faktycznie, fajne widowisko, szkoda tylko, że tworzone w 100% przez ludzi, których wydrenowano z innych klubów, klubików, szkółek w innych krajach czy na innych kontynentach. I nie, nie przeszkadza mi to, że jest coś takiego jak rynek transferowy, który owocuje bytnością tam jednego Lewego, czy nawet 4 czy 5 takich Lewych. Chodzi o to, że takie kluby tworzy się teraz z piramidy „Lewych” przesianych przez kolejne sita selekcji, ogrywanych w klubach satelickich. Ktoś powie rozwój – jego sprawa, dla mnie to już tylko krok do tego chińskiego modelu, o którym pisał Koziołek. Wolę poświęcić swój czas na tenis – tam co najwyżej ktoś może przykoksować, chociaż to, samo w sobie, i tak nic nie daje. Nadal gówno by wygrał jakby miał sam koks, a nie miał tego swojego morderczego topspina. W piłce się dziś wygrywa samym koksem… finansowym.

    Polubienie

  37. Ok, już widzę, że ktoś zaraz przypomni koledze xavrasw że Atalanta itp. i że to „dowodzi”, że kasa nie gra. Zwracam zatem od razu uwagę, że wskazanie najbiedniejszego półfinalisty ligi mistrzów z ostatniej dekady może spowodować spadek pewności siebie u forsujących idealistyczne tezy i wzbudzić wątpliwości, czy to nie jest może raczej „kasa nie gra, ale kasa wygrywa”.

    Polubienie

  38. Nie wiem. Ale zastanawiam się, czy nie jest tak, że dzisiaj to piłkarski szwindel kształtuje emocje kibiców? Wręcz przeszkadza nam w cieszeniu się widowiskiem? Co więcej stajemy się zakładnikami tego szwindla i więcej czasu spędzamy w internecie, manipulowani przez reżyserów piłkarskiej/sportowej patologii niż na przezywaniu sportu i cieszeniu się rywalizacją.
    Wiem. W trakcie 90 minut w internecie możemy dowiedzieć się, a raczej poznać podporządkowany kasie przekaz o wydarzeniach sportowych nie tylko w piłce, ale i na całym świecie. W tym samym czasie możemy obejrzeć tylko jeden mecz, a jak źle wybierzemy (np. wczorajszy mecz Herthy) to mamy zrąbany wieczór.
    Nie widziałem skrótu ostatniego meczu Bayernu, i nie wiem na ile dokładnie pokazał on rdzewienie i rozsypywanie się w proch monachijskiego walca. Ale nawet, jeżeli dokładnie, to trudno mi sobie wyobrazić, że mógł zastąpić emocje przezywane z minuty na minutę przez 90 minut.
    P.S.
    Tenis to perfekcyjnie zorganizowana piramida finansowa. tenisiści z dołów rankingu za nim przystąpia do turniejowej rywalizacji, mają w kościach nie tylko kilka meczów rundy wstępnej, ale niektórzy najpierw muszą się przebić przez turnieje kwalifikacyjne.

    Polubienie

  39. @alp
    „Przecież my oceniamy rzeczywistość świata piłki bardzo podobnie, tylko wyciągamy inne wnioski”

    I już tu można się bardzo mocno spierać, jeżeli ktoś zwraca uwagę na hajs, budżety itp, a ktos inny gromko deklaruje że się tym sprawom uporczywie nie przygląda, to w zasadzie niemożliwym by mianowniki były choćby zbliżone.

    „Wczoraj oglądałem Grenadę z Getafe. W pierwszej połowie piłkarz Grenady w polu karnym odegrał zewnętrzną częścią stopy, dokładnie, na pełnym biegu, z powietrza bez przyjęcia, kilkudziesięciometrowego „spadającego liścia” do wbiegającego kilka metrów obok kolegi”

    Widać że się nie znasz, wiadomo że w lidze hiszpańskiej tylko kilka klubów cos tam potrafi, reszta to ogóry kopiące się po czołach, nie to co w przepotężnej lidze angielskiej 🙂

    @tenis
    gdyby analogia z futbolem miałby być tu pełna, to Novak czy inne Federer przeszczepiałby sobie regularnie organy młodszych zdolnych. Ładnych topsin z forhandu? Dawej renke. Dobiega do wsztskiego? Dawej kulasy. Imponująca wytrzymałość? Dawej płuca i serduszko. To robią piłkarskie oligarchie regularnie, efektem czego przez lata w półfinale LM regularnie Real z Bayernem, plus jakaś Czelsi, no i teraz PeEsŻe z City.

    W tenisie, jasne, nowy najpierw musi przebić się raz czy drugi przez eliminacje, aż rankingu nie nabije, ale przynajmniej jego atuty są bezpieczne i nikt ich nie sprzeda. btw w jakich turniejach jest „kilka meczów rundy wstępnej” kojarzę jedną rundę rozstawienia w turniejach atp, co już w szlemach nie ma zastosowania.

    @xavras
    Na pewnym etapie gdzieś to już zaakceptowaliśmy, iż ta „rywalizacja” nijak nie jest sportowa, dzieciaki widziały tylko taką, gdzie klubów z top lig jest po ileś w LM, za co zbierają kupę kasy i tą kupą kasy niszczą podnoszących głowę, broniąc swoją pozycję. Na tym etapie piłkarze na początku kariery nie walczą o trofea, tylko o „awans” do klubu uprzywilejowanego, który ma zielone światło na wygrywanie trofeów.

    @koziołek
    Do tego typu relacji na dziś dzień nadają się chyba tylko piłkarze zza dawnej żelaznej granicy, ale pozostali już od dawna nie bardzo. Paul Pogba niepewność iż może nie zostanie milionerem-piłkarzem czuł pewnie przez parę dni, gdy odstrzeli go Fergusona, aż nie zgłosił się Juventus.

    Polubienie

  40. Alp, proszę, nie wypowiadaj się o tenisie, bo widać, że w ogóle się na nim nie znasz, ani od strony organizacyjnej (piramida finansowa), ani od strony sportowej (turnieje kwalifikacyjne i rundy wstępne). Najwięcej rund kwalifikacyjnych jest do Szlemów (3), po czym następuje R128, gdzie grają WSZYSTKIE tenisistki/tenisiści. Rundy kwalifikacyjne (max 3) trwają zazwyczaj cały poprzedzający turniej tydzień, więc odstępy między meczami są takie same albo i większe niż w turnieju głównym (czasami nawet 5 rund w tygodniu). A jak wyczerpują zawodników z „dołów rankingu” to najlepiej pokazała Raducanu w US Open albo Karatsev w AO (przypadki tylko z tego roku).

    Polubienie

  41. I cesarstwo fair play. Po covidzie rada zawodników zdecydowała, żeby spłaszczyć nagrody – więcej płacić za pierwsze rundy, mniej za finały i trofea – żeby zawodnicy i zawodniczki z dalszych miejsc w rankingu mieli większą stabilizację finansową. W kopanej dla porównania chcieli superligi i 120 baniek rocznie za sam fakt bycia Juve czy innym Realem. Tak wygląda „rywalizacja sportowa” w obu dyscyplinach.

    Polubienie

  42. @Otwojastara
    Dzięki za ekspercką podpowiedź, co powinienem oglądać… – a następnym razem za nim zaczniesz odwracać kota ogonem (wciskając mi co ja napisałem), to chociaż przez chwilę pomyśl.

    Polubienie

  43. @Xavrasw
    Faktycznie tenisa oglądam i czytam o nim zdecydowanie mniej. Natomiast nie wszystko co do mnie dociera jest takie różowe, chociaż nie sposób porównywać tego do piłki. Chyba przyznasz, że narzekań przeciążeniami przed dużymi turniejami zawodników z dalekich miejsc w rankingach sobie nie wymyśliłem, o celowym skreczowaniu czołówki w turniejach poprzedzających wielkie imprezy też nieraz wróbelki ćwierkały. Chyba jednak w turnieju ma znaczenie liczba meczów zwłaszcza, gdy jedni przystępują do niego po kilkudniowej przerwie, a inni z marszu po ciężkim poprzedzającym turnieju. Bardziej sprawiedliwy podział nagród, to niewątpliwie bardzo pozytywna informacja i trzeba mieć tylko nadzieję, ze zostanie w tenisie na dłużej.
    P.S.
    Właśnie obejrzałem Torino – Sampdoria (dobry mecz Linettiego) zakończony 3:0, a wcześniej oglądałem Bayern z Unionem. Bayern wygrał wysoko, ale mecz potwierdził, że ma problem. Dopóki grali na „zmyć hańbę” to to nieźle wyglądało. Ale jak zaczęli grać na utrzymanie wyniku to Union zaczął mieć przewagę i musieli się mocno postarać, żeby drugą połowę skończyć na remis.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s