Włoskie thrillery i mundial splątanych zwojów mózgowych

Egzekutor lodowaty jak terminator chyba ostatecznie rozpadł się na kawałeczki. W piątkowy wieczór Jorginho znów spudłował z rzutu karnego – wykopał piłkę wysoko ponad poprzeczkę i Włochów zmroziło, przestraszyli się, że do mundialu będą musieli przedzierać się przez baraże.

Rozgrywający, któremu część komentatorów podsuwa Złotą Piłkę za rok 2021, wciąż pozostaje zabójczo niezawodny w barwach Chelsea. Mięknie jednak, ilekroć zakłada barwy narodowe – spartaczył już trzy kolejne jedenastki, wszystkie w momentach rozstrzygających, serię zaczął mianowicie w finale Euro 2020, by następnie kontynuować ją w kwalifikacjach mistrzostw świata, podczas których nie pokonał bramkarza reprezentacji Szwajcarii ani we wrześniowym meczu na wyjeździe (0:0), ani w piątkowym rewanżu u siebie (1:1). Gdyby choć raz po mu się powiodło, Włosi czuliby się już finalistami mundialu (byliby zagrożeni tylko teoretycznie), tymczasem dzisiaj drżą przed ostatnią kolejką rywalizacji, zaplanowaną na poniedziałek – o pozycji lidera przesądzi prawie na pewno stosunek bramkowy, a grają w Belfaście, gdzie Irlandii Północnej potwornie trudno wcisnąć choćby gola. W mundialowych eliminacjach nie udało się to na razie nikomu.

Przyglądam się perypetiom Włochów zaintrygowany, ponieważ dostrzegam w nich kolejne odcinki opowieści, którą zainicjowało złote dla nich Euro 2020 – już tam widzieliśmy, że choć zachwycają, to wygrywają minimalnie i z mozołem, bezdyskusyjnie wygrywać nie umieją, w dodatku nie ma sensu czynić im z tej niezdolności zarzutu, ponieważ podobnie biedzą się wszyscy domniemani potentaci. Lapidarnie rzecz ujmując, potentatów w reprezentacyjnym futbolu już nie ma.

Pamiętacie? Udekorowani złotem Włosi, zgodnie obwoływani zdecydowanie najlepszą drużyną, do triumfu przedzierali się przez trzy dogrywki oraz wykańczającą nerwowo końcówkę ćwierćfinału, gdy spadła na nich nawałnica belgijska. Pamiętacie? Odznaczeni srebrem Anglicy w fazie grupowej wydłubali wyniki 1:0, 0:0 i 1:0, w 1/8 finału remisowali bezbramkowo do 75. minuty, w półfinale zmagali się z Danią przez 120 minut – na całym turnieju w imponującym stylu zdołali rozprawić się wyłącznie z Ukrainą.

Im dłużej na nich wtedy patrzyłem – na drużynę na mistrzostwach niepokonaną, z bramką nietykalną aż do półfinału, grającą przy niekorzystnym wyniku (prowadzeniu rywali) tylko przez dziewięć minut meczu z Danią – tym wyraźniej dostrzegałem absurdalność różnicy, jaką oddzielamy od siebie złoto od srebra, srebro od brązu etc. Niby w sporcie naturalną, ale często nieprzystającą do rzeczywistości, wykoślawiającą prawdę o rywalizacji. Ów fałsz fantastycznie wyeksponowało właśnie Euro 2020, które granice między zwycięzcą a pokonanym redukowało niemal do zera, właściwie wymazywało. To przemilczana prawda o tegorocznych mistrzostwach – napawaliśmy się poziomem gry oraz dramaturgią, nie zauważając, że podziwiamy chyba najbardziej wyrównany turniej piłkarski dużej rangi w historii.

Sprawdziłem wówczas, czy intuicja mnie nie myli – ani mundiali, ani Euro, ani Ligi Mistrzów nigdy nie rozstrzygnęły półfinały i finały zakończone po trzech dogrywkach oraz dwóch konkursach rzutów karnych (trzeciemu zapobiegła być może kontrowersyjna, delikatnie mówiąc, jedenastka podyktowana za domniemany faul na Raheemie Sterlingu). Nikt nie zwyciężał łatwo, wszyscy chybotali się nad krawędzią. W fazie pucharowej ponad połowę meczów wydłużyły dogrywki; Hiszpanie wykuli brąz, choć w podstawowych 90 minutach pokonali tylko Słowację; Francuzi odpadli już w 1/8 finału, choć nie ponieśli żadnej porażki; o cierpieniach Włochów i Anglików było już wyżej.

Drgnienia atomów rozstrzygały turnieje już wcześniej – Portugalczycy doczołgali się do złota Euro 2016 po trzech remisach w grupie (i z jednym zwycięstwem uciułanym w całych mistrzostwach w podstawowym czasie gry!), a zanim Włosi triumfowali na Euro 1968, przeżyli półfinał ze Związkiem Radzieckim dzięki rzutowi monetą. Najnowsze mistrzostwa były jednak remisowe na bezprecedensową skalę, a jesień jeszcze wydłużyła fascynującą fabułę o potęgach, które stale żyją na krawędzi. Jeśli zanalizujemy dorobek Włochów uzyskany na dłuższym dystansie, obejmujący okres począwszy od fazy pucharowej Euro 2020 do teraz, to okaże się, że z 10 ostatnich meczów w 90 minutach wygrali ledwie trzy. Udało im się złamać Belgię (dwukrotnie) i Litwę, zatrzymywały ich natomiast kolejno: Austria, Hiszpania, Anglia, Bułgaria, Szwajcaria, znów Hiszpania, znów Szwajcaria. Jak na mistrzów kontynentu, na których popisy patrzyliśmy rozanieleni, jest to bilans, rzekłbym, lekkopółśredni. Dreszczowiec goni dreszczowiec, zawsze nerwy, wieczne balansowanie nad przepaścią.

Jeszcze raz: ani mi w głowie oskarżycielsko krzyczeć, że jesień obnażyła Włochów. Owszem, nie demonstrują już futbolu łączącego obłędne tempo i płynność gry, dzięki którym podczas Euro 2020 wzdychaliśmy, że poruszają się jak perfekcyjnie wytrenowana drużyna klubowa – ale to spadek poziomu naturalny, wtedy przygotowywali się do turnieju na zgrupowaniu i spędzili ze sobą wiele tygodni, a teraz wpadają do reprezentacji na chwilę, wyrwani z pełni sezonu ligowego, na polerowanie detali nie ma czasu. Inni europejscy multimedaliści też zresztą biją się o uniknięcie baraży do ostatniej kolejki, też zagraża im wyższa klasa średnia – Portugalia czeka „finał” z Serbią (na wyjeździe było 2:2), Hiszpania przygotowuje się do decydującego starcia ze Szwecją (na wyjeździe przegrała 1:2), ba, nawet stosunkowo w tabeli Anglia nie umiała wychłostać Polski (na wyjeździe 1:1, na Wembley wydusiła z siebie zwycięskiego gola w 85. minucie). Igrzyska remisów.

Drużynę Paulo Sousy wpycham tutaj trochę prowokacyjnie, a trochę z poczucia, że jej postępów ostatnio nie doceniamy, bez związku z głównym celem wywodu, czyli chęcią przypomnienia refleksji, która przemknęła mi po głowie tuż po Euro 2020, że gdybyśmy chcieli proporcjonalnie do zasług nagradzać klasę sportową piłkarzy, to musielibyśmy niekiedy rozdawać więcej kompletów medali, i to wyłącznie pozłacanych – o rozmaitym stopniu pozłocenia, dla zniwelowania symbolicznych różnic do poziomu adekwatnego dla przebiegu wydarzeń.

Wiem, sport by tego nie zniósł, sport potrzebuje wyjaskrawiania przewagi mistrza nad niemistrzem, choćby istniała tylko teoretycznie. Zresztą nie tylko sport, gdzie indziej też żyjemy w kulcie pierwszego miejsca, pod którym jest już tylko pustka, swego czasu słyszałem od pewnego krytyka, jak bezwzględność zasady „zwycięzca bierze wszystko” dotyka artystów – ktoś kolekcjonuje nominacje do nagrody literackiej, ale nigdy nie wygrywa, więc nigdy nie otrzymuje ani statuetki, ani premii pieniężnej, bo ta ostatnia przysługuje wyłącznie laureatowi, pozostałych wyróżnionych autorów wycenia się na okrągło zero złotych, nawet jeśli wybór poprzedziła burzliwa debata jurorów, równie zachwyconych kilkoma ocenianymi dziełami. Drugi to zawsze pierwszy przegrany – jak mawiają sportowcy.

Mają prawo tak sądzić, to ich wysiłek, odrzucenie srebra bywa wyrazem ambicji, bez której trudno wystrzelić na sam szczyt. Niewykluczone jednak, że nie ujrzelibyśmy rozczarowanych Anglików pośpiesznie zdejmujących medale po przegranym finale Euro 2020, gdyby dorastali w kulturze wpajającej szczery szacunek dla niezłota. Gdybyśmy z mikroporażki, o której przesądza czasem przypadek, nie wywodzili rozdętych interpretacji o strukturalnych przyczynach klęski i pamiętali, że jeśli istotnie „gole są przeceniane” (znany bon mot historyka futbolu Jonathana Wilsona), to przeceniane bywają również medale. Złoty niekoniecznie świadczy o twojej wyższości nad srebrnym.

Sfruńmy jednak na ziemię, bo zbliża się konkret, czyli mundial w Katarze, który poprzedzą króciuteńkie zgrupowania jego uczestników – za rok o tej porze będą się rozpoczynać, potrwają ledwie tydzień, turniej rozpocznie się 21 listopada. To wydaje się o tyle istotne, iż obecny krajobraz sugeruje, że np. w Europie nie sposób zhierarchizować czołowych reprezentacji, że nikt nie jest w stanie przewidzieć, kto kogo pokona w bardzo rozległym gronie drużyn – złożonym z Włoch, Anglii, Francji, Niemiec, Hiszpanii, Portugalii, Holandii, Belgii czy Danii, może nawet szerszym! – że reprezentacyjny futbol coraz śmielej zmierza ku remisowości, którą muszą przełamywać mniej lub bardziej precyzyjne kopnięcia Jorginho. Przemnóżmy ten zamęt przez specyfikę turnieju rozgrywanego w biegu, wrzuconego w wir łomotaniny klubowej, a otrzymamy perspektywę mistrzostw absolutnie nieprzewidywalnych, podatnych na zbiegi okoliczności i przypadkowych bohaterów, być może skrajnie odległych od naszych intuicji i wyobrażeń o tym, kto umie grać fantastycznie, a kto się nie nadaje. Kto wie, czy Katar nie zgotuje nam mundialu, którego nie wyśniliby obaj naczelni Quentinowie – Tarantino i Dupieux – z Monty Pythonem razem wzięci.

47 myśli na temat “Włoskie thrillery i mundial splątanych zwojów mózgowych

  1. A jak na tle tej wyjątkowo szerokiej i wyrównanej Europejskiej czołówki widzi Pan szanse drużyn południowoamerykańskich w Katarze? Czyli w praktyce Brazylii i Argentyny, bo reszta poważnie obniżyła loty.
    Od trzech lat drużyny stamtąd są całkowicie odizolowane od reszty świata, tłuką się tylko i wyłącznie między sobą, niczym na początku XX wieku. I właściwie nie wiadomo co o nich sądzić. Brazylia wygrywa (prawie) wszystko jak leci, ale moim zdaniem średnio przekonuje. Argentyna dostała psychologicznego „kopa” po wygranej Copie (nomen omen), też punktuje regularnie. Ale jak to będzie wyglądało przeciw czołówce europejskiej? Mają jakieś szanse?

    Polubienie

  2. Nie mam pojęcia, nie chcę udawać mądrzejszego niż jestem. Na intuicję to Brazylia i Argentyna jednak fruwają na poziomie tej szerokiej europejskiej czołówki. Zresztą muszą się wreszcie ruszyć – Ameryka Południowa wydłubała 1 z ostatnich 16 medali na mundialach.

    Polubienie

  3. Też jestem ciekaw konfrontacji Ameryki z Europą na MŚ. Nie mam tylko wątpliwości, ze Afryka spróbuje namieszać, a i któraś z azjatyckich drużyn też spróbuje się w to włączyć.
    P.S.
    Przed chwilą przypadkowo odświeżyłem sobie mundialowe wspomnienia… – legendarny mecz na wodzie w 1974 r. Tez skończył się 1:0. Rosja po samobójczej bramce przegrała z Chorwacją.

    Polubienie

  4. Panie Rafale, niejeden Pański wpis wydawał mi się oparty na tezie na wyrost, lecz w tym przypadku mam wrażenie, że wyjął mi Pan szereg przemyśleń z głowy, tak iż bym był skłonny wstać i zacząć klaskać, gdyby nie jawiło się to jako zachowanie dalece nieskromne w takiej sytuacji.

    My, fani futbolu, szczególnie łatwo pozwalamy terroryzować się wynikowi, tymczasem czasami naprawdę warto obejrzeć dany mecz z odtworzenia – już znając wynik – by przekonać się, jak bardzo jego rezultat końcowy mógł być dalece odmienny. Czasami owe detale decydują o losach karier całych zawodników czy nawet generacji. Czy futbol holenderski uświadczyłby swego rodzaju zapaści z ostatniej dekady, gdyby na mundialu w 2010 był dostępny VAR, w oparciu o który sędzia wyrzuciłby z boiska Puyola i podyktowałby dla Holendrów karnego po „obronie” przez Casillasa strzału Robbena? A może przeciwnie, nie byłoby żadnej dogrywki, gdyby wcześniej De Jong otrzymał kartkę czerwoną a nie żółtą? Co by było, gdyby Higuain trafił w światło bramki w ostatniej akcji pierwszej połowy finału z 2014 roku? Albo Palacio w pierwszej połowie dogrywki?

    Wymieniam sytuacje znane, ale przecież wiele z nich pokrył kurz czasu już sekundę po ostatnim gwizdku.

    Polubienie

  5. Terror wyników wiele ma oblicz. W pucharach jeszcze ludzie od biedy rozumiejo, ale ligi….

    mój ulubiony przykład, to la liga 14/15, którą rozstrzygnęły 2 pkt ostatecznie. Ancelotti, trener przegranych był odsądzany od czci i wiary, dziesiątkami wyliczano jego błędy, w poszczególnych meczach i w skali makro. Na drugim biegunie był Lucho, o te 2 pkt lepszy, co prawda w pierwszej połowie sezonu musiał borykać się z medialnym zwolnieniem i zarzutami o brak planu, potem okazało się iż plan był perfekcyjnie obmyślony i perfekcyjnie zrealizowany, co dało perfekcyjny sezon, pełen perfekcji, jakże perfekcyjnie relacjonowanej.

    Polubienie

  6. „Nic się nie stało… nic się nie stało…
    Po prostu przekonaliśmy się, ze Glik i Krychowiak (pomimo, że nie nadążają już za akcją) muszą grać, bo inaczej obrona i pomoc nie wiedzą, co mają robić na boisku, ze Klich i Linetti (najsłabsi w pierwszej połowie), żeby coś zagrać to muszą być w szczytowej formie i mieć suflera, który im powie jak mają biegać i komu podawać, ze Milik i Piątek są bez formy, a Zieliński pomimo wyjątkowych umiejętności chyba nigdy nie dorośnie do roli lidera.
    I przekonaliśmy się, ze nie wystarczy w mediach okrzyknąć kogoś objawieniem, żeby nim został.
    P.S.
    Czy ktoś potrafi mi wytłumaczyć, dlaczego w pierwszej połowie graliśmy głównie prawą stroną pomimo, ze od początku było widać, ze Casch z presją jaką na niego nałożono i obroną Węgrów sobie nie radzi?

    Polubienie

  7. Cholera i znowu jakby wyszło na to, że Polska to RL i 10 koszulek. Nie wiem dlaczego poligonem testowym okazał się akurat ten mecz, a nie z Andorą, poza tym w reprezentacji Polski Bayern ważniejszy, niż rozstawienie Polski w barażach o mundial?… „Chyba” mam pierwszy raz poważne pretensje do Sousy.

    Polubienie

  8. I potężnie się powinien z tego tłumaczyć. Bo usprawiedliwianie absencji filaru kadry w takim meczu dobrem Bayernu to łagodnie nazywając – ABSURD. Ja tego kompletnie nie kumam. Kpiny po prostu.

    Polubienie

  9. E tam, ja tam widzę same zalety, aż miło się patrzy na ulgę hejterów Portugalczyka, którzy po ostatnich zgrupowaniach musieli zgrzytać zębami, brrrrrrr, aż się człowiek niespokojny robił, gdy widział tą tłumioną nienawiść, a teraz pykło jakże naturalnie, nieszczere pochwały zamieniły się we wszelkiej maści epitety. Przyroda odzyskała równowagę.

    Polubienie

  10. Jeżeli matma mnie nie myli, przy rozstawieniu szanse na Portugalię/Włochy w „turnieju barażowym” przy rozstawieniu to byłoby ok 2/5

    Bez rozstawienia to wzrasta znacznie, do ok. 4/6 natomiast pojawia się czarny scenariusz 1/30 że trafimy na obie te reprezentacje.

    Nie są to idealne oddsy, ale chyba pi razy drzwi się zgadza, ew. niechaj mnie koziołek poprawi.

    btw fatalny mecz wczoraj

    Polubienie

  11. Chyba, że Sousa uwierzył w to, że najlepiej mu się gra przeciwko najlepszym.

    Na plus z tego meczu trudno coś wydłubać, może świetne zachowanie Świderskiego przy golu na 1-1. Ma ten chłopak błysk (choć na co dzień o nim jakoś nie słychać) i znowu go pokazał. Nie było tam w tłoku wiele czasu, krótka, sytuacyjna piłka po rykoszecie (nawiasem mówiąc od ręki – więc chyba byłby karny…), a zdążył dostrzec, że bramkarz zrobił 2 kroki wprzód i załatwił sprawę subtelnym lobikiem.
    Lubię takie inteligentne gole.

    Polubienie

  12. @ANTROPOID
    Żeby chociaż z tymi najlepszymi wygrywał to i można się tak łudzić. Nie ma co na razie rozdzierać szat, bo wciąż mamy szansę awansować. Jak nie uda się to jednak winny jest mega oczywisty.

    Polubienie

  13. Skończyło się na 5:0 pomimo, ze Łotysze próbowali po przerwie odrzucić grę od własnej bramki. Ale dwie kontry spowodowały, że po kwadransie gra wróciła do normy z pierwszej połowy. Może tylko trochę było za dużo indywidualizmów, ale mecz dooglądało się bardzo sympatycznie, a przy paru popisach (np. strzał z woleja bezpośrednio po rzucie różnym – szkoda, ze obroniony) ręce same składały się do oklasków.
    P.S.
    Nie wiem tylko dlaczego w trakcie oglądania przypomniała mi się stara fraszka Ludwika Jerzego Kerna… – „był malutki i wesolutki, wlazł na piedestał i przestał”.

    Polubienie

  14. @Alp
    Nie wiem jak ten mecz młodzieżówki z Łotwą wyglądał, ale show i tak skradł sędzia.
    Hitowe nazwisko…

    @Tomo
    Tu nawet nie chodzi o sam awans/nie-awans z tych baraży (które od początku były planem realnym, nie ma się co oszukiwać), ale o to, że selekcjoner w ostatnim meczu odwalił coś, co się ociera (bardzo intensywnie) o sabotaż.

    Polubienie

  15. No, to możemy podziękować Sousie i podejrzanym umowom z Bayernem. Irracjonalne olanie meczu z bratankami kosztuje nas utratę atutu własnego boiska (z zyskiem finansowym włącznie) i ryzyko wyjazdu do mistrza Europy – obecnego, lub byłego.
    Ew. wtopa w I rundzie barażowej oznacza pewny wypier-z-Pol pana treneiro.

    Polubienie

  16. Zadowolony (?) Krychowiak, ze mu się udało wykartkować i niezadowolony Glik (wspominał o tym w pomeczowym wywiadzie, ze nie miał takiej okazji), Lewandowski czy Zieliński, którzy nie mieli takiej możliwości…
    Pamiętam czasy, kiedy piłkarz grał raz w tygodniu, miał solidne wakacje w lecie i w zimie (nie tylko w naszej lidze). Dzisiaj gra co 3-4 dni bez względu na dyspozycję czy nawet stan zdrowia… – jedni bo walczą o pozycję w drużynie i nie mogą sobie pozwolić nawet na chwilę oddechu bo zostaną wygryzieni ze skladu i będzie im bardzo trudno odzyskać pozycję w drużynie), inni ze względów marketingowych. Regeneracja miedzy rundami jest często symboliczna, bo albo gra w różnych preeliminacjach, meczach towarzyskich organizowanych dla marketingu i kasy, albo po krótkiej przerwie (zbyt krótkiej na porządną regenerację) zaczyna intensywne przygotowania do kolejnej rundy/sezonu.
    Minimalizm boiskowy liderów staje się w tej sytuacji nie tylko naturalnym odruchem obronnym organizmu, ale i warunkiem utrzymania się na topie. Obserwujemy go na co dzień i w ligach i w reprezentacjach, i często jest nie do odróżnienia od słabszej dyspozycji, czy stanu zdrowia.
    Nie przypominam sobie nawet najlepszych z najlepszych z ostatnich lat, którzy za swoją boiskową postawę nie byliby hejtowani przez swoich kibiców. Szczególnie po słabszych występach w reprezentacji… – „wiadomo, w klubie za kasę to mu się chce, a reprezentację olewa”.
    Gra żelaznym składem liderów od pierwszego do (najlepiej) ostatniego gwizdka, ma też swoje dodatkowe konsekwencje… – gdy ich zabraknie na boisku drużyna nie ma pojęcia co grać, bo nowi w tych warunkach na liderów wyrastają bardzo powoli.

    Polubienie

  17. O co ten hałas? Po co Polska na tych mistrzostwach zwłaszcza w takiej jakości .Nie widzę powodu zaprawdę. Jest lipa od dawna jeden as nie zmieni tego

    Polubienie

  18. Nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać poziom kompleksów, jakie wylewają się po porażkach. Parę z tyłka wyjętych słów selekcjonera Węgier i afera, że Lewandowski musi oświadczenia wygłaszać, bo pół polski ten bullshit kupiło. Największy hit od trenera Danii, który zniszczył kadrę Nawałki kilkoma słowami o przewidywalności(szkoda że tylko 3 pkt z 6 tą mądrość mu dała). Strach się bać na kogo trafimy w barażach i co ich selekcjoner powie po potencjalnym wyeliminowaniu orłów – może o zbawiennym wpływie codziennej lewatywy, o czym nad Wisłą się do tej pory w klubach zapominało? Może o konieczności zwracania większej uwagi na zagrożenie żydowskie, którzy chcą krwi dzieci do swoich niecnych praktyk? Albo, o zgrozo, trener rywali wygłosi mowę pochwalną ku szpinakowi, wyniesionemu do roli panaceum, i dowiemy się, że przez niesłuchanie Papaja jesteśmy systemowo gorsi? brrrrr

    Serio, jak błyskawicznie i spektakularnie rozsypuje się tożsamość i poczucie własnej wartości, po JEDNEJ porażce, kwalifikuje ten kraj i dziką większość obywateli na jakąś obowiązkową terapię.

    Polubienie

  19. Tu akurat mamy do czynienia z przypadkiem, w którym nie da się nikogo za nic usprawiedliwić, d… dali wszyscy jak leci – poczynając od selekcjonera i kapitana, po tych, którzy wyszli na boisko i zafundowali kibicom zakalca z niżej notowanym i wcale nie mniej osłabionym rywalem.
    W piątek, kiedy teoretycznie Anglicy mogli jeszcze stracić I miejsce, na Wembley po prostu wyszli na obijaną przez siebie od zawsze Albanię najsilniejszym składem i przejechali się po niej jak walec.
    A tu idiotyczna, kuriozalna bumelka, wytłumaczalna w grach towarzyskich wejdzie do historii, bez względu na epilog eliminacji.

    Polubienie

  20. @0Twojastara

    Muszę się tu kiedyś w końcu zarejestrować, żeby móc like’ować to bym nie musiał komentarza pisać 🙂
    Dokładnie tak jest. Polska musi wygrywać zawsze i wszędzie, bo inaczej będzie koniec świata. Jest też jednak druga strona medalu – jak już finalnie wdupią te eliminacje to część zaśpiewa „Polacy, nic się nie stało”, co najbardziej wezmą sobie do serca Ci odpowiedzialni za system szkolenia – dlatego też nie mam wątpliwości, że w polskim futbole nic pozytywnego się w dającej przewidzieć przyszłości nie stanie.

    Ale wracając do meritum czyli do tego musu wygrywania zawsze i wszędzie tych, których polskie media wyniosą w oczach polskich Januszy do roli faworytów. Tak mi się skojarzyło z sytuacją w tenisie, konkretnie kobiecym i ostatnimi występami Świątek. No OK, dziewczyna nie zagrała tam meczów życia (a biorąc pod uwagę klasę przeciwniczek takie trzeba było zagrać – mam na myśli 2 pierwsze), dodatkowo ta reakcja na koniec meczu z Sakkari… no była żenująca. Chociaż wytłumaczenie dla mnie w pełni akceptowalne, postawa w następnym meczu tylko je uwiarygodniła. Tak czy inaczej jest dziewczyna najmłodszą zawodniczką w TOP10, była najmłodszą uczestniczką Finals, zarobiła za ten rzekomo nieudany turniej 500 pkt do rankingu (czyli całkiem sporo), a u nas już narodowe darcie szat, wzywanie do zmiany nie tylko trenera, ale i całego sztabu i ogólnie narodowa rozpacz, bo w wieku 20 lat nie rozpierdoliła najlepszych na świecie xD No dramat… I jeszcze to wyciąganie, że gra za mało – zawodniczce, która ostatnie 2 sezony kończyła z kontuzjami i gra pierwszy pełny sezon w tourze. Uwielbiam takich kanapowych ekspertów, co to uważają, że sportowiec powinien zapierdalać zawsze na najwyższych obrotach i nie zważać na potrzeby organizmu, bo jak nie to znaczy że NIE MA AMBICJI!! Szkoda, że większość z nich nie ma ambicji ruszenia tłustego dupska z tej kanapy

    Polubienie

  21. Sportowo Świątek nie dopadło nic specjalnie nadzwyczajnego, nic, co by nie spotykało innych młodych tenisistek, które notują wynik-petardę w rodzaju pierwszego triumfu turnieju WS.
    Nie halo są tylko te mnożące się płacze (po wygranej na RG było chwalenie się pracą z psycholog i jej efektami – co się z tym stało?), jak tego szybko nie przepracuje może się stać obiektem drwin, takim memem w tourze. Tak jak kiedyś kpiono bodajże ze Zwonariowej.

    Polubienie

  22. @Xavrasw
    Na szczęście w zawodowym tenisie to nie związki i nie kibice zwalniają trenerów.
    @Antropoid
    Myślę, że u dziewczyny w jej wieku łzy w takich sytuacjach są jak najbardziej naturalne. Chyba nie oczekujesz, że się będzie zachowywała jak celebrytka po stażu w Dubaju?

    Polubienie

  23. Z innych wesołych tematów, okazuje się że potencjalna krytyka służb mundurowych ostatnio skutkuje zawiadomieniem do prokuratury. Czekam aż ktoś pociągnie do odpowiedzialności tego hultaja, redaktora Szymona Jadczaka, za jego ośmieszenie polskiej policji w sprawie z Wisłą Kraków, gdzie tenże hultaj, nie zaważając na dobre imię polskiego munduru, co przecież ewidentnie jest skorelowane z racją stanu nadwiślańskiego kraju, bezmyślnie opublikował materiał obnażający niekompetencje i potencjalne głębokie skorumpowanie małopolskich sił policyjnych, zaburzając poczucie bezpieczeństwa i spokojny sen dobrego obywatela, tą swoją, zbędną przecież do funkcjonowania dla prawdziwego patrioty, prawdą.

    Polubienie

  24. @Xavras
    Dziennikarstwo tenisowe zawsze jawiło mi się egzaltowane, oni trochę chyba cierpią na małość klików. Niestety, czasem najgorsze co sportowiec dla swojego pijaru, to wygrać, bo potem wszystko inne to rozczarowanie.

    Wydawałoby się że po Radwańskiej to już nie ma wyboru i trzeba zmądrzeć, dziewczyna przez lata słuchała jak to się jej „nie chce i opieprza się na treningach” po czym skończyła karierę w młodym wieku ze zwyrodnieniami stawów. Wydawałoby się że po takiej historii żadnemu dziennikarzowi tenisowemu przez gardło nie powinien przejść zarzut bez przemyślenia go po wielokroć i jakichś naprawdę rzeczywistych i jednoznacznych przesłanek że takie „lenistwo” ma miejsce.

    Polubienie

  25. Nie widzę łez u innych zawodniczek w jej wieku, więc nie jest to do końca naturalne, ale tak naprawdę nie ma znaczenia to czy to jest naturalne czy nie i czy się komu podoba czy nie (nawet nam ;)). Znaczenie ma, że po pierwsze ze łzami w oczach niespecjalnie się da grać, po drugie jest to sygnał „dobij mnie” wysłany na drugą stronę siatki. Dopóki łzy były po meczu to nikt na to specjalnie nie zwracał uwagi.

    Polubienie

  26. @0Twojastara

    Nie doprecyzowałem wcześniej – ta jazda na zmianę sztabu to nie opinie dziennikarzy tylko znafcuf na polskich forach tenisowych. Akurat dziennikarze trzymają tu jeszcze fason, przynajmniej Ci faktycznie od tenisa, nie mówię o stażystach ze Sport.pl i im podobnych.

    Polubienie

  27. Fajny wieczór…
    Najpierw kapitalny mecz Liverpoolu z Arsenalem (4:0). Tylko jedną straconą bramkę w pierwszej połowie Arsenal zawdzięcza wspaniałej grze Ramsdala, który bronił nie tylko świetnie, ale i fartownie.
    A potem Fiorentina wygrała 4:3 z Milanem.
    Oba oglądało się świetnie.

    Polubienie

  28. Legii spadek dobrze zrobi. Górnik stawia na nastolatka w środku pola a gdzie są wychowankowie słynnej akademii Mioduskiego?

    Polubienie

  29. No i 21-letni Kubica pogrążył warszawiaków. Brawo młodzież. Dwa gole strzelił w doliczonym czasie, chociaż tylko jednego zaliczyli. A do Warszawy już jedzie wagon z piłkarzykami z całego świata chociaż akademia nieopodal.

    Polubienie

  30. Solskjaer wyleciał. Dwa lata za późno, ale zawsze mogli grać na niekorzyść klubu i trzymać go jeszcze dłużej. Ciekawe kto będzie musiał po nim posprzątać.

    Polubienie

  31. @tomo
    Złośliwie stwierdzę, że ktoś kto będzie umiał skorzystać z potencjału Cristiano Ronaldo, Ole ewidentnie tego nie umiał. Portugalczyk ma już na rozkładzie 4 trenera od jego odejścia z Realu – fakt nie opinia. Cóż, Guardiola wiedział co robi, gdy blokował jego przyjście do City.

    Naprawdę serdecznie mnie bawi, sprowadzanie problemów United do osoby szkoleniowca. Ciekawe czy kibice Interu czy Milanu tak samo przez lata wypierali rzeczywistość.

    Ole, cóż, za dużo po sobie w United nie pozostawi( https://twitter.com/utdreport/status/1462509104069492736 ), do tej pory można było chwalić za progres w budowaniu kadry, wyczyszczenie jej z obciążeń, i jednak progres wyników, z sezonu na sezon te do tej pory były obiektywnie lepsze. Niestety, teraz to zostało trochę wywalone do kosza, zakupiono postarzałego gwiazdora pod którego trzeba ustawić drużynę, bo on grać musi, a presować nie, tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=v2xgKRf8wtw jest to fajnie wytłumaczone.

    Czy to United nie mają odpowiednich graczy by maskować wady Kristianosa, czy Ole nie umiał sobie z tym poradzić? TBH myślę że oba. Piłkarze United z Cristino będą cierpieć na jego liczby, ale i pewnie lepszy trener umiałby to lepiej ogarnąć.

    Gada się o Zidanie, który pewnie by ogarnął co się da, ale zrelaksuj się, na 99% się to nie stanie – Zizou lubi mieć wsparcie w klubie, ma zero intencji by udowadniać komukolwiek cokolwiek, na kasę z grubsza gwiżdże, i pono wcale go nie ciągnie do EPL, na kadrę cierpliwie ma czekać. Ćwierkają że już miał odmówić.

    Innym kandydatem ma być Maurycy(ekspert od wygrywanie trofeów xD), po tym jak konflikty z Leonardo wykopią go z PSG. Tyle że tam potrzeba wtedy też trenera(ponownie ćwierka się o Zizou) więc raczej nie zgra się to teraz, może po sezonie.

    I to chyba jest główna opcja, tzw „interm” na teraz, od nowego sezonu może Maurycy, może ten Hag, który pono jest zainteresowany, tylko nie chce zostawiać United teraz. Wydaje mi się że Holender byłby najlepszą opcją dla United, sęk w tym że United absolutnie nie jest najlepszą opcją dla holendra xD

    Polubienie

Dodaj komentarz