Ch…, dupa i kamieni kupa. Paulo Sousa jako polski wybór idealny

Przypadek jest zbyt jednoznaczny, aż nie chce się komentować: Portugalczyk (zdjęcie Kuby Atysa) porzucił drużynę w trakcie wykonywania misji, tuż przed rozstrzygającymi meczami, w sporcie powinien być skończony, sam jako prezes klubu nigdy bym takiego typa nie wpuścił do szatni. Nie nadążam za zgrywającymi pragmatyków cynikami, którzy rozrzedzają to, co powinno zostać kwestią elementarnej przyzwoitości, paplając o normalnej decyzji biznesowej albo o wyborze zrozumiałym z perspektywy własnej kariery, i wynajdując nazwiska innych trenerów odpowiedzialnych za dyskwalifikujące wybryki. Czasami wypada powiedzieć tak tak nie nie, nawet jeśli ogólnonarodowe biadolenie nad zdradą ojczyzny śmieszy – lub krępuje. Inaczej naprawdę zredukujemy wyczynowy sport do tabel i szmalu, czyli do zera.

Co powiedziawszy, nie ukrywam, że w całym tym ambarasie znajduję również mroczny urok spójnie opowiedzianej fabuły, arcyzgrabnie komponującej się z nadwiślańskim kopactwem, zwanym szumnie futbolem. Gdyby historia reprezentacji Polski miała się dzisiaj całkiem skończyć – nareszcie ją rozwiązujemy, nieodwołalnie i do samego końca – otrzymalibyśmy puentę perfekcyjną, niczego adekwatniejszego nie zdołalibyśmy wymyślić. Dlatego chciałbym naszkicować poniżej kilka ujęć tematu, z kilkoma wybieralnymi punktami wyjścia.

OKRES: 2002-2021

Można by rozpocząć – ten wariant narzuca się najpierw – od Zbigniewa Bońka, który po przejęciu polskiej kadry też podpisał się pod zawstydzającą klęską, by kilka tygodni później znienacka – zimą, gdy rywalizacja drużyna narodowych zamiera – uciec. Sousa postąpił niemal identycznie, tyle że zamiast 0:1 z Łotwą miał równie kuriozalne (z innych względów) 1:2 z Węgrami, zamiast rejterady z eliminacji ME dał nogę z eliminacji MŚ, zamiast rezygnować na początku grudnia ogłosił ewakuację w końcu miesiąca. Innymi słowy, najgorszy selekcjoner w XXI wieku jako prezes PZPN wytropił i podarował nam drugiego najgorszego w XXI wieku. Albo: selekcjoner o najkrótszym stażu w tym stuleciu znalazł spadkobiercę o najdrugim najkrótszym stażu. Albo: jedyny selekcjoner w XXI wieku, którego nie zdążyliśmy wylać, mianował drugiego selekcjonera w XXI wieku, który też sam się wypiął, nie dał nikomu satysfakcji wzięcia odwetu.

Poszukiwanie godnego następcy trochę trwało, ale się powiodło.

OKRES: 2009-2021

W inauguracyjnej scenie można by też skierować kamerę na Leo Beenhakkera, pracującego z polską kadrą w warunkach, których nie musiał znosić żadnej jego poprzednik ani następca. Przy otwartej wrogości szefów środowiska trenerskiego oraz bonzów z PZPN, którzy podczas meczów szydzili – siedząc na trybunach – z nieudanych zagrań piłkarzy i których postawę dobrze oddał Grzegorz Lato, po najęciu Holendra rzucając do dziennikarzy (jego zdaniem wymusili nominację obcokrajowca): „A teraz to my będziemy was jebać!”. Beenhakker był po chamsku traktowany i takoż został zwolniony, dowiedział się o dymisji od telewizyjnego reportera, a kiedy już go wykopano, stało się jasne, że złogów cudzoziemskiej myśli szkoleniowej nie dopuścimy do reprezentacji latami.

Tutaj też mamy zatem kompozycję zamkniętą: od pierwszego w dziejach zagranicznego selekcjonera, którego PZPN potraktował z bezprecedensową podłością, do drugiego w dziejach zagranicznego selekcjonera, który bezprecedensowo paskudnie potraktował PZPN. I przypisek na marginesie: ksenofobii raczej u nas nie ubędzie, a ci, którzy nie ufają w kompetencje rodzimego trenerstwa, niech na wszelki wypadek przestaną marzyć o imporcie. Spalona ziemia. Skoro wyrolował nas pojedynczy manipulator z Portugalii, to mamy niezbity dowód, że na Polaków nastaje cały świat.

Grudzień 2020 – grudzień 2021 (marzec 2021 – marzec 2022)

Usypało nam się też w minionych miesiącach – przypomnę stawianą już tezę: tak szalonego roku reprezentacji nie pamiętam – materiału na etiudę, w której wychodzimy od tragikomicznej postaci Jerzego Brzęczka. Poprzedniej zimy co do jego najbliższej przyszłości też mieliśmy pewność, też miał wrócić na marcowe mecze – od przełożonego słyszał, że „zrealizował wszystkie cele”, przedłużono mu wygasający kontrakt, a na pytanie, czy rozważa zmianę na najbardziej prestiżowym stanowisku w polskim futbolu, Zbigniew Boniek odpowiadał: „To tylko i wyłącznie medialne igrzyska. Nie było tematu, nie ma tematu”. A jednak były szef PZPN wkrótce postąpił z wybrańcem bezwzględnie, znienacka wystawił go za drzwi – tak samo bezwzględnie wobec aktualnego prezesa zachował się Sousa, który drzwi za sobą zatrzasnął.

Rekapitulując tę wersję: oglądamy filmową podróż od trenera, któremu do samiutkiego końca, aż po zarzucenie na głowę kaptura, ściemniał prezes PZPN, do trenera, który do ostatniej chwili sam kłamał prezesowi PZPN. Od Brzęczka, który jako nasz pierwszy w historii selekcjoner nie pojechał na imprezę rangi mistrzowskiej, na którą awansował, do Sousy, który jako pierwszy sam wycofał się z walki o awans tuż przed rozstrzygającą batalią. Od szaraka, który czuł się zakompleksiony w towarzystwie cenionych na europejskim rynku kadrowiczów (a oni niekoniecznie szanowali jego dokonania), do posiadającego w dorobku dwa triumfy w Lidze Mistrzów eleganta, którego nie onieśmielał nawet Lewandowski. Od wiecznie zestresowanego i udręczonego marudy, który w publicznych wystąpieniach rozbrajał komunikacyjną nieporadnością, do siejącego ultraoptymizm gawędziarza, który po przyjeździe najpierw przymilał się cytowaniem lokalnego świętego – dzisiaj wypomina mu się to szczególnie chętnie, jakby Polacy wciąż nie rozejrzeli się po swojej zagrodzie i nie zaobserwowali, że wraz z częstotliwością powoływania się na Karola Wojtyłę osobista uczciwość wcale nie rośnie, takiej korelacji absolutnie nie stwierdzono.

2021: ODYSEJA STRATEGICZNA

Widziałbym wreszcie w ucieczce Sousy idealną przyprawę do sosu, w którym babraliśmy się przez cały bieżący rok. Garniec jest szeroki i głęboki, wyłowilibyśmy z niego hektolitry składników wystarczających na opracowanie znacznie szersze niż zaproponowane wyżej dziełka, niewykluczone, że wręcz fundamentalne. Gdy zastanawiałem się bowiem ostatnio, jak w oparciu o wydarzenia 2021 roku zdefiniować aktualną kondycję całego naszego futbolu, doszedłem do jedynie słusznego wniosku, że jeszcze bardziej niż dotychczas zamieszkaliśmy w królestwie strategicznego analfabetyzmu – wszechobecnego na każdym poziomie, od narodowego po prowincjonalny. Urządziliśmy się, jest nam cieplutko i dobrze.

Patrzyłem na pierwszego wśród prezesów, czyli Zbigniewa Bońka, i widziałem hazardzistę, który w nadzwyczaj wrażliwym momencie, niemal w przededniu wyzwań związanych z MŚ (eliminacje) oraz ME (turniej finałowy), wrzuca w środek rodzimego rozgardiaszu selekcjonera wyjętego z innej planety, nie mającego o naszych piłkarzach zielonego pojęcia. W czerwcu między fantastycznie wytrenowane drużyny rzuciliśmy szkicowany pospiesznie projekt w fazie przedwstępnej.

Zerkałem na pierwszego wśród właścicieli klubów, czyli Dariusza Mioduskiego, i stawał mi przed oczami odklejony od rzeczywistości operator bębna maszyny losującej, który utrzymuje Legię Warszawa w stanie, chyba wolno mi sięgnąć po adekwatną do okoliczności poetykę, permanentnej rozpierduchy, jakby chciał sprawdzić, gdzie leżą granice, czy prawa fizyki pozwalają stoczyć się z ligi trzy sekundy po zdobyciu mistrzostwa.

Próbowałem objąć rozumem zamiary pierwszego wśród trenerów, Paulo Sousę, i przywalił mi po oczach widok reprezentacji, która mecz absolutnie kluczowy, decydujący o rozstawieniu w barażach o mundial, chce odfajkować jak sparing – aż w mózgownicę wwiercała się refleksja, że sami się prosiliśmy, przeżyliśmy nieuniknione, ze znawstwem wyselekcjonowaliśmy delikwenta równie rozkochanego w chaosie. Namierzyliśmy mentalnego brata.

Opisywałem wreszcie folklor piłki nożnej ze Stalowej Woli i wdepnąłem w czwartoligowe klubidło zasilane grubymi milionami miejskich pieniędzy, które pomimo przytulania darowizn o skandalicznym rozmiarze przynosi straty, długi puchną z sezonu na sezon.

Ten ostatni proceder (szczegóły relacjonowałem tutaj i tutaj) stanowi tylko wycinek – przyznaję, że ekstremalny, barokowo rozpasany – panoramy obejmującej cały kraj, w którym finansowanie wyczynowego futbolu stanowi gigantyczną patologię, z roku na rok utwierdzam się w przekonaniu, że to jeden z głównych przekrętów III RP. Biorąc pod uwagę stosunek nakładów do efektów, leżymy na dnie, a leżymy tam przede wszystkim dlatego, że przydusza nas potężny deficyt zdolności organizacyjnych. Dysponujemy przyzwoitymi zawodnikami, ale oni świetnie wkomponowują się w zagraniczne realia. My grupujemy ich w drużyny dysfunkcyjne, nie umiemy zaprojektować zbiorowego sukcesu. Reprezentacja mimo wszystko trzyma się jako tako, nie zlatuje poniżej drugiej dziesiątki na kontynencie. Wyraźniej bije po oczach bezsilność klubów – wyrzucanych z pucharów przez biedniejszą konkurencję, rzężących na stoczterdziestychdrugich miejscach w rankingu UEFA. Polski futbol pozostaje menedżerską ruiną.

Powtórzmy: ogólna beznadzieja bynajmniej nie usprawiedliwia Sousy, nawet podpisującego kontrakt Bońka uczciwość nakazuje uznać poniekąd za ofiarę Portugalczyka. Sportowe przestępstwo, które popełnił selekcjoner, w niezamierzony sposób rymuje się jednak z naszymi realiami. Z obyczajami wstrząsającymi Legią, z której każdy szkoleniowiec wylatuje w pełni rozgrywek (właśnie mianowała nowego dyrektora sportowego!), z zamętem w całej pomiatającej trenerami tzw. ekstraklasie, z okolicznościami rozstania z poprzednim selekcjonerem – pamiętam, jak przed naszym ostatnim meczem na Euro 2020 usłyszałem, że Janne Andersson spędził ze swoją drużyną narodową 62 mecze, i sprawdziłem potem, że u nas tyle uzbierał jeden Kazimierz Górski (od tamtej pory Szwed go prześcignął), nawet Nawałka dociągnął ledwie do pięćdziesiątki.

Choć zatem właśnie dzieje się wybitnie niestandardowo, w istocie dzieje się jak zwykle, pływamy w tej samej zupie nic, trwa tradycyjny dzień świra, tkwimy w oswojonym domu wariatów. Gdyby Sousa się nie zjawił, to trzeba by go wymyślić – więc wymyśliliśmy. Do pełnej harmonii, dzieła w każdym pikselu kompletnego, brakuje tylko oficjalnej informacji, iż PZPN podpisał z Sousą fatalnie skonstruowany kontrakt (czyniący federację bezbronną), oraz zainstalowania selekcjonera Czesława 711 połączeń z „Fryzjerem” Michniewicza. Ale już teraz się domknęło, stać nas nawet na zwieńczenie najnowszych przygód reprezentacji perwersyjnym morałem: stawiajmy na rodaków, bo ich fundamentalna przewaga nad trenerem zagranicznym polega na tym, że nigdy nie da im się naciągnąć klub formatu Flamengo.

202 myśli na temat “Ch…, dupa i kamieni kupa. Paulo Sousa jako polski wybór idealny

  1. To mi się podoba… – za głupotę trzeba płacić.
    P.S.
    Właśnie otrzymałem korespondencję z PGNiG. Z taryf wynika, że w wyniku dwukrotnego ich podwyższenia jesienią ub.r. ceny gazu wzrosły o (łącznie) 21,8%, natomiast prognozowane rachunki na b.r. wzrosły mi dwukrotnie. Żeby nie było wątpliwości, jestem indywidualnym odbiorcą.
    Ja to przeżyję, ale jak z tym sobie poradzą gorliwi wyznawcy pisiorków?

    Polubienie

  2. @alp

    Nie wiem jak sobie poradzą ale wiem że to i tak wina Tuska xD

    @Djokovic

    Dzisiaj Lorek w Polsacie mówił że Djoko dostał wizę na podstawie medical exemption już w listopadzie. Ciekawe, bo Covida niby miał w grudniu

    Polubienie

  3. „a im bardziej choćby poszlak nie znaleziono, tym bardziej dowody są niezbite”… – to wyrwane z felietonu Rafała na Wyborczej o przypadku Djokowić-a.

    Polubienie

  4. @antropoid

    Nie no, aż tak grubo z teorią spiskową bym nie szedł. Kolejnego Szlema raczej zgarnie tak czy inaczej. Nawet gdyby się miał zaszczepić xD

    Polubienie

  5. „Otóż serbski wirtuoz otrzymał australijską wizę 18 listopada, gdy było już jasne, jakie reguły gry obowiązują na antypodach – żył więc ze świadomością, że albo pozwoli sobie wkłuć igłę w ramię. albo w odpowiednim momencie (nie za późno) zachoruje na COVID-19, albo przedstawi fałszywe zaświadczenie o szczepieniu lub przebytej infekcji”

    Wiesz, Rafał, to nie jest prawda – tu jest lista medical exemptions prosto ze źródła – https://www.servicesaustralia.gov.au/immunisation-medical-exemptions?context=22436#a1

    Gdzieś indziej była jeszcze mowa o przebytym zapaleniu mięśnia sercowego, czego tu nie widzę.

    Polubienie

  6. Zwróciłem uwagę na to uogólnienie, bo ono dobrze oddaje szerszą (nie tylko covidową) rzeczywistość. Pomimo, że od ponad 2000 lat znamy słynne sokratesowskie; – „wiem, ze nic nie wiem”, ciągle nie potrafimy wypracowywać consensusu, a racje głupców są traktowane tak samo jak racje mędrców, a nawet jakby bardziej. „Przypadek kurator” jest tego potwierdzeniem.
    Myślę, że zgodnie z prawami felietonu Rafał miał pełne prawo do takiego uogólnienia, na tle konkretnego przypadku.
    P.S.
    Cieszę się, że członkowie Rady Medycznej potrafili w takiej sytuacji powiedzieć „dość”. Czy rządzący potrafią i będą chcieli z tego wyciągnąć wnioski to już inna sprawa.

    Polubienie

  7. Chyba wyróżnienie dla Roberta zrobiło wrażenie… – hejtu jakby mniej, a „Drewniak” się ani razu w komentarzach nie pojawił. Ja przynajmniej nie zauważyłem.

    Polubienie

  8. Nasi piłkarze ręczni okazali się dzisiaj za słabi na Niemców, którzy perfekcyjnie zagrali w drugiej połowie zwłaszcza w defensywie, stopniowo powiększając swoją przewagę. Ważne jednak, ze po meczach z Austrią i Słowenią weszliśmy do 12 ME.
    ……………………
    Kolejna sensacja w Pucharze Niemiec… – Borussia Dortmund odpada po porażce 2:1 z St. Pauli. Dramat Witsela autora samobójczej bramki. Pauli zasłużyło na zwycięstwo, głównie grą obronną, a jedyną bramkę straciło z karnego. Oczywiście Haaland.

    Polubienie

  9. Nasza ferst rakieta Hurkacz w wielkim szlemie przypomina dziecko, któremu dorośli pozwalają się z nimi pobawić do godz. powiedzmy 20-22, a potem, kiedy zaczynają się poważne tematy – wystawiają go do pokoju dziecinnego i gaszą światło.

    Polubione przez 1 osoba

  10. @antropoid

    No tego już chyba nie sposób wytłumaczyć inaczej niż mentalem. Ze Zverevem i Medvedevem grał ostatnio bardziej zacięte mecze…

    @grindavik

    U kobiet łatwa drabinka to rzecz względna xD Ale faktem jest, że te, których obawiałem się najbardziej są w tej drugiej połówce.

    Polubienie

  11. Owszem, HH potrafi grać dobre mecze – ale z faworytami, albo nie w WS.
    Być może powinni go hipnotyzować – i wtedy mu wmawiać, że to nie turniej wielkoszlemowy, albo, że nie jest faworytem, kiedy jest.

    W żeńskim tourze rzekome „bezkrólewie” jest raczej złudne. Niby nie ma jednej dominatorki, ale moim zdaniem tam przybyło twardych zawodniczek, które bez problemu grają długie wymiany na wysokim poziomie. U Igi wszystko może być ok – jak mentalnie nie pójdzie tropem Hurkacza.

    Polubienie

  12. W żeńskim tourze poziom po prostu bardzo mocno się wyrównał – na tyle, że w zasadzie nie ma co patrzeć na rankingi, a już na pewno nie na te oficjalne. Dla przykładu taka Kasatkina w rankingu live jest 15 (czyli tylko 6 miejsc za Igą), a w WTA Race jest przed Igą. Widziałem jej mecz z Muguruzą w Sydney, Mugu przegrała nie dlatego, że jej się nie chciało tylko dlatego, że była tamtego dnia słabsza. I jak Iga nie zagra za 2 dni swojego maxa to też z nią prawdopodobnie przegra. I oczywiście będzie z tego powodu darcie szat, bo jak to mogła przegrać z którąś tam w rankingu zawodniczką – typowy lament tenisowych januszy.

    Dlatego też pisałem o tej złudnie łatwej drabince – w innym częściach odpadły już Kontaveit czy Mugu, a tu jest i Kasatkina i Pawliuczenkowa, która też wygląda bardzo solidnie, no i w końcu Saba, która z wielkim bólem, ale jednak wygrywa. Nie widziałem meczów, ale wyniki wyglądają jakby w pierwszym secie kalibrowała serwis, który ostatnio ma tragiczny. Natomiast jak go skalibruje to nie ma co zbierać…

    Polubienie

  13. @XavrasW
    Radko oglądam mecze tenisowe i dlatego rzadko wypowiadam się na temat tenisa. Natomiast moje refleksje, są podobne do Twoich opinii. Być może, właśnie dlatego o czym piszesz od dawna wolę oglądać mecze kobiet.
    P.S.
    „Nawałka jako opcja rezerwowa”… – bardzo mi się podoba. Jeszcze gdyby został takim rezerwowym jak rezerwowi u Nawałki, to byłbym przeszczęśliwy… – Nawałka rezerwowym u Nawałki, to jest to, „co tygrysy lubią najbardziej”.

    Polubione przez 1 osoba

  14. „W żeńskim tourze poziom po prostu bardzo mocno się wyrównał”

    No właśnie w tym rzecz, że się wyrównał – w górę.

    Polubienie

  15. @Tomo

    Może by i wygrywały, ale czego to niby dowodzi? Poza tym, że w ich czasach była bardzo wąska czołówka, a w niektórych latach jedna dominatorka, a potem przepaść? Ja też uważam, że się podniósł, a to dlatego, że dziś zawodniczka taka jak Radwańska nie miałaby szans wygrywać żadnych turniejów poza jakimiś 250-kami, bo dziś jest za dużo dziewczyn, które ją by po korcie rozstrzelały (o ile po returnie z tego jej bida-serwisu byłaby jakaś wymiana), a wtedy jednak dawała radę.

    Poza tym tak jak napisał antropoid to jest niesprawdzalne. Za kilka lat też pewnie ktoś napisze, że się poziom obniżył, bo taka Barty „dziś to by wygrywała Szlema za Szlemem”. Taka sama bez sensu dyskusja jak ta o wyższości Pele nad Maradoną albo vice versa.

    Polubienie

  16. O kobiecy tenis nie stoję, ale dla kontekstu czym dla Tomasza jest wysoki poziom – chłop konsekwentnie twierdzi iż to nie okres nałogowego wygrywania przez hiszpańskie kluby LM i LE jest tym najwyższym poziomem la ligi, a wcześniejszy, gdzie te Hiszpańskie kluby wcale często ustępowały innym nacjom, ale top2 kluby w lidze latały w nadświetlnej, o 20-30 pkt przed resztą więc był „wysoki poziom” for some reason.

    Zatem wielu zawodników rywalizujących o najwyższe trofeum =/= wysoki poziom
    jeden/dwóch dominatorów którzy jadą resztę z palcem w nosie i przepaską na oczach = wysoki poziom

    Polubienie

  17. ANTROPOID
    Punkt dla Ciebie.

    XAVRASW
    Dowodziłoby temu, że dzisiaj liderki jednak są słabsze. Czy Radwańska dzisiaj nie wygrałby żadnego tytułu? Ostro grasz. Ja bym powiedział, że skoro potrafiła w jednym turnieju ograć Azarenkę, Makarową czy Venus Williams, to mogłaby wygrać z Sakkari, Muguruzę czy inną Pliskovą i sięgnąć po tytuł, bo dlaczego nie? Poziom wyrównał się, ale mam wrażenie, że na szczycie jest słabiej i dlatego stawiam tezę, że jednak obniżył się. To samo powoli staje się faktem u mężczyzn i też nie będzie możliwości stwierdzenia czy Medvedev, Zverev i Tsitsipas są lepsi od Nadala, Federera i Djokovicia. Pamięć bywa zawodna, ale ja bym takiej tezy nie postawił. Z jakiś przyczyn ta trójka zdominowała towarzystwo i to nie dlatego, że wszyscy inni byli słabi.

    Polubienie

  18. Słabi w dosłownym znaczeniu na pewno nie, ale jednak sporo słabsi. Taki Ferrer David np. lata całe w top 10, koleś dla większości w tourze nie do zajechania, mógł po korcie ganiać i ganiać chyba całą dobę i odbijać wszystko, a jak trafiał na któregoś z TEJ 3-ki, to żal było patrzeć, jakie dostawał wciry, odbijał się niczym od ściany.

    Jest też inna kwestia – zdrowia, nie każdemu jest dane takie, które udźwignie obciążenia wyczynu na najwyższym poziomie. Dlatego można mieć umiejętności i moc uderzeń na odpowiednim poziomie – jak Del Potro – ale posypać się fizycznie i jest po zabawie.

    No i można być też Berdychami – zdolnymi wygrywać z najlepszymi, tylko, że kiedy przychodzi poważna stawka nie trzymają mentalne zwieracze i z Berdychów robią się Hurkacze.
    I coś z Berdycha ma na razie wspomniany Zverev.

    Co do Radwy, to też jestem zdania, że dziś byłoby jej trudniej, niż kiedy grała, mam wrażenie, że ona wyczula trend i to przyspieszyło decyzję o końcu kariery.

    Polubienie

  19. @Tomo

    Słabsze, bo mają mniejszy potencjał czy słabsze, bo są mniej regularne? A skoro mniejszy potencjał to w czym dokładnie? Serwis? Proszę bardzo: https://tenniscreative.com/fastest-tennis-serve/ – średnia prędkość pierwszego serwisu Osaki (która przecież nie jest najmocniej serwującą zawodniczką w obecnym tourze – mocniej serwują i Sabalenka i Pliskova i Muguruza) jest tylko 5 km/h niższa niż Sereny. Jak popatrzysz wyżej na tabelkę z rekordami WTA to Saba też jest wyżej niż Serena. Więc serwis raczej nie. O Henin nie wspomnę, bo ona tytanem serwisu tym bardziej nie była.

    Inne czynniki trochę trudniej zmierzyć, a już szczególnie kwestie mentalne, więc to jest dosyć jałowy spór. Wrażenie przeciw wrażeniu z absolutnym zerem obiektywnych mierników. O przepraszam, są pewne mierniki obiektywne np. półfinał AO 2020, finały USO 2018 i 2019, gdzie Serena dostała w dupę (dwa razy z Osaką, raz z Andreescu). Oczywiście odpowiesz, że to już nie była „ta” Serena… A skąd wiadomo kiedy jeszcze była „ta”, a kiedy już nie była „ta” i czy przestała być „ta” przypadkiem nie dlatego, że przeciwniczki już jej nie pozwoliły być „tą”, bo stały się lepsze niż kiedyś?

    Polubienie

  20. „mam wrażenie, że ona wyczula trend i to przyspieszyło decyzję o końcu kariery.”

    Nie wydaje mnie się. Kwestia była wyłącznie zdrowotna, zwyrodnienia stawów to są straszne sku#$%syny

    Polubione przez 1 osoba

  21. Mnie się wydaje, że wszystko naraz: zdrowie, chęć założenia w końcu rodziny i pobycia w domu (te podróże po świecie są fajne dla kogoś kto siedzi na dupie w jednym miejscu), ale też chyba i świadomość, że będzie jej już ciężko cokolwiek sensownego wygrać. Przecież dla niej pod koniec liczył się już wyłącznie Szlem – wszystko inne zdobyła, na bycie numerem 1 już i tak nie miała zdrowia.

    Polubienie

  22. Eliminacje były fajne. Nawet porażka z Niemcami za mocno nie bolała. Ale Skandynawowie wybili nam ręczną z głowy. 21 bramek w plecy w dwóch meczach to jednak trochę za dużo.

    Polubione przez 1 osoba

  23. @ANTROPOID
    Będąc sporo słabszym od najwybitniejszych w historii wciąż można być świetnym 🙂

    @XAVRASW
    Z potencjałem fajnie wyjaśnił ANTROPOID. Jest wiele czynników dlaczego ktoś jest mistrzem, czyli np. dominuje przez dwie dekady, a ktoś wysiada psychicznie po wygraniu czterech turniejów wielkiego szlema. Myślę, że tu więcej nie ma co dodawać.

    To siła podania decyduje o tym kto wygrywa, a kto przegrywa? Dziwnym trafem Roddick co serwował po 250 km/h dostawał baty od Federera ledwie przekraczającego 200 km/h.

    Ciężko się nie doczepić do „tej” Sereny. W 2018 roku miała już 37 lat i to chyba nie jest optymalny wiek dla tenisisty. To tak jakby zestawić Lewandowskiego z Messim czy Ronaldo i stwierdzić, że jest lepszy od nich, bo więcej teraz strzela. Kiedy się skończyła? To tak jakby zapytać kiedy CR7 przestał być jednym z dwóch najlepszych graczy świata. Ja odpowiem, że z dwa sezony temu, a pewnie @0TWOJASTARA że dekadę temu xD Faktem jest, że wynikowo dominacja Williams skończyła się po AO w 2017 roku. Po powrocie z przerwy macierzyńskiej nie była już tą samą tenisistką.

    Polubienie

  24. @zwyrodnienia stawów

    Ja bym się zdziwił, gdyby po latach uprawiania tej orki na ugorze ktoś ich tam nie miał.
    Poza tym nie uważam, że AR się „nie zrealizowała”, wręcz przeciwnie – przy swoich predyspozycjach wycisnęła z kariery, ile mogła, a jeśli cokolwiek zawaliła, to start w IO 2012 i półfinał Wimbledonu 2013.

    @późna Serena

    Wiek wiekiem, ale w ostatnich latach kuper już jej tak urósł (bez żadnych złośliwości i seksizmów), że gdyby ona jeszcze była w stanie biegać tak jak wcześniej, byłoby to mocno podejrzane.

    Polubione przez 1 osoba

  25. Hehe, @Alp- uwielbiam taką szczerość 😀 @Antropoid Dlatego mi właśnie szkoda Davida Ferrera- bo akurat trafił na ten okres wielkiej trójki, tak to coś by ugrał

    Polubienie

  26. A z kariery Radwańskiej to chyba najbardziej zapamiętałem nagą sesję w basenie z piłeczkami, ale to może dlatego, że oprócz oglądania dobrej gry lubię podglądać tenisistki na korcie uważnie wypatrując jak to mawiają Anglicy „upskirt oops” xD

    Polubienie

  27. Stracić zwycięstwo w ostatnich 3(!!!) sekundach od ostatniego wznowienia gry, po desperackim rzucie z 30 metrów… – takiego frajerstwa to ja w ręcznej nie pamiętam.

    Polubione przez 1 osoba

  28. Trochę mi przeszło. Śpieszę sprostować, ze to nie było 30 ale niespełna 20 metrów.
    A te ostatnie 3 sekundy od zdobycia przez nas (wydawało się) zwycięskiej bramki to cały urok i dramat sportu… – bramkarz, dzięki któremu już w pierwszej części nie przegraliśmy meczu kilkoma, a nawet kilkunastoma bramkami – bohater spotkania, po 3 sekundach schodzi jako największy przegrany. Niemożliwe stało się brutalną rzeczywistością.

    Polubienie

  29. Standardowo. Schrzanić coś nie do schrzanienia – polska specjalność. Bramkarz, który wcześniej dobrze bronił chyba zgłupiał z wrażenia, że to wpuścił.

    Polubienie

  30. @Antropoid
    „Tekst o para/Igrzyskach Europejskich w Krakowie i okolicach będzie na blogu?”

    Niestety, odkąd przeszliśmy na w pełni na prenumeraty (w dodatku zniknął agorowy blox), już nie mogę sobie swobodnie przerzucać tekstów między blogiem a gazetą/portalem. Co zresztą sprawiło, że teraz rzadziej bloguję – wtedy mogłem nie tylko publikować, gdzie chcę, ale i wklejać tutaj linki do rzeczy z GW ze świadomością, że każdy może przeczytać. A teraz wiem, że wielu czytających blog abonamentu nie ma. I klops, bo nie jestem w stanie siebie podwoić.

    Polubienie

  31. Ne ma powodu do zmartwień. W tym temacie (przygotowania do igrzysk) tyle się będzie działo, że pewnie jeszcze kilka tekstów trzeba będzie napisać, a i na blog też może coś wpadnie.

    Polubienie

  32. „Im dłużej szef PZPN ślęczy nad znalezieniem nowego trenera reprezentacji Polski, tym bardziej jego starania przypominają akt samooskarżenia całego środowiska”… – to tylko wstęp do felietonu naszego Gospodarza na Wyborczej. Warto przeczytać.

    Polubienie

  33. @ANONIM

    Ja abonamentu celowo nie kupuję, bo nie znoszę dłuższego czytania z ekranu. Wolę tradycyjne papierowe wydanie, niestety drogie – i dlatego tym bardziej mnie wk..ia, że tekstu, który znam z papieru, za który niemało zapłaciłem, nie mogę skomentować na forum, bo nawet do komentowania trzeba mieć abonament…

    I takich wprowadzanych „ulepszeń” niestety przybywa. A redakcja zamiast iść na rękę swoim czytelnikom, jakby coraz bardziej miała ich gdzieś, np. na ogólnie dostępnym forum gazeta.pl nie chce zrobić porządku z pisowską hakernią, która włazi nieprzychylnym jedynie słusznej partii userom na konta i manipuluje „lajkami”, albo po prostu usuwa posty.

    Swoją drogą obraz wspomnianego forum to też znak czasów (i sytuacji): w ciągu kilku lat od przejęcia Polski przez kaczystów, zupełnie wywiało z niego sympatyków pis z przekonania – zostały trolle, boty i hakernia 🙂

    Polubienie

  34. „Im dłużej szef PZPN ślęczy nad znalezieniem nowego trenera reprezentacji Polski…”

    Tym bardziej podejrzewam, że czeka na zgodę Świerzyńskiego, a ten ludowy patriota-besserwisser ubierze naszą kadrę w gacie w kropeczki – i będzie po ruskich.

    Polubienie

  35. @Antropoid
    c.d. Jeżeli nie przesadzasz z tym komentowaniem tekstów z papierowej Wyborczej, to redakcja sobie strzela samobója…
    A próbowałeś komentować problem, nie odnosząc się do publikacji?

    Polubienie

  36. @Antropoid
    „Anonim to ja.” – chcesz powiedzieć, ze dyskutowałeś jak w starej piosence: „sam ze sobą na sam”? – Niezłe. Naprawdę niezłe.
    „Konkretniej”… – przecież nie musisz się odnosić do konkretnego tekstu i autora. Wystarczy, ze podyskutujesz o problemach w nim poruszonych. Chyba problem jest ważniejszy niż jego personalizacja?
    P.S.
    Rozumiem Twój sentyment do papieru. Sam tak mam. Co prawda przyzwyczaiłem się do przewijania prasy w internecie (to chyba bardziej przewijanie niż czytanie), ale z e-book,a chyba nigdy nie nauczę się czerpać przyjemności. Książkę, żeby mieć frajdę, muszę wziąć do ręki.

    Polubienie

  37. Z tym trenerem reprezentacji to ja się śmiałem zanim się zrobiło śmiesznie. Pan Antoni, w swoim domu w Wiśle, to chyba teraz jak Paździoch po kiszonych – bierze oba – Stoperan i Rozdupan.

    A pomijając już moją niechęć do ksenofobii i łże-patridiotycznej historiografii, Szewczenko w roli selekcjonera mnie intryguje. Potrafił z Ukrainy zrobić reprezentację grająca ponad stan i osiągającą wyniki ponad stan. Nie ma też sentymentu do bohaterów minionego eonu (Glik niechciany w Serie B jako filar obrony bo „to nie czas na eksperymenty” i inne komunały okołozaslugowe) co może bardzo kadrę ożywić. Może też zabić. Intrygujące, nie?

    Polubienie

  38. A ja sobie parę dni temu przejrzałem „dobrych znajomych” Nawałki (główny atut). Z tych, którzy byli na turniejach 2016 i 2018 (łącznie z obserwowanymi) z ostatnio powoływanych do reprezentacji został bramkarz i 12 piłkarzy z pola. A ponieważ eksperymenty nam nie grożą, to spośród nich można się spodziewać wyjściowej jedenastki na Rosję. Jedyna nadzieja na awans to wykluczenie Rosji z rozgrywek po ewentualnym ataku na Ukrainę.

    Polubienie

  39. Kulesza tak się zbiera do tego wyboru, jakby do baraży był z rok.
    Może chce załatwić awans na mundial tak, jak sobie elekcję – wódką i golonką.

    Polubienie

  40. Tragifarsa; wybory trenera naszej reprezentacji trwa, ale w sporcie też się dzieje…. – wczoraj mogliśmy zobaczyć „frajerstwo” Duńczyków, który przegrali mecz zdecydowanie wygrywany przez 50 minut z Francuzami, a dzisiaj dominację Collins w meczu z naszą Igą. Każdy dzień przynosi mnóstwo emocji.
    Gratulacje dla Igi za dojście do finału.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s