Ile prawdy zakrywają brednie rozpylane przez Gianniego Infantino

Już chyba każdy odbiorca – twórca zresztą też – produktów medialnych, niekoniecznie wodzący wzrokiem za piłką kopaną, zdążył się oburzyć lub przynajmniej z niesmakiem żachnąć po występie prezesa FIFA, który znów miał przemyślenia i znów postanowił je ujawnić.

Gianni Infantino, wytrwały bojownik o podwojenie liczby mundiali, oświadczył, że organizowanie mistrzostw nie co cztery, lecz co dwa lata, to przedsięwzięcie o wymiarze humanitarnym, pomagające rozwiązać nierozwiązywalne dotychczas problemy. „Musimy znaleźć sposób, który da nadzieję Afrykanom, by nie pokonywali Morza Śródziemnego w poszukiwaniu lepszego życia, bo to najczęściej kończy się śmiercią. Musimy zaoferować im możliwości, musimy zaoferować im godność. Nie poprzez akty dobroczynne, lecz poprzez pozwolenie reszcie świata na uczestnictwo [w naszym, bogatszym świecie]” – perorował Szwajcar w Strasburgu, stojąc przed Zgromadzeniem Ogólnym Rady Europy. Przekonywał do swojej idei przedstawicieli 47 państw, argumentując, że zmultiplikowanie turniejów umożliwi częstsze powierzanie ich organizacji właśnie krajom afrykańskim, co napędzi ich rozwój.

Zwaliła się na niego wściekła krytyka, formułowana i przez stowarzyszenia kibicowskie, i przez aktywistów nie tylko związanych ze sportem, i przez publicystów reprezentujących najróżniejsze światopoglądy. Wybrzmiały tyrady o „instrumentalizowaniu śmierci dla sprzedania swoich megalomańskich pomysłów”, o „hańbie” i „niezdolności do rządzenia globalną piłką nożną”, o bezwstydnej hipokryzji biznesmena, który dla pomnażania zysków FIFA wmawia, że jego interes jest zbieżny z interesem migrantów ryzykujących życie, by uciec od wojen czy głodu. Wszystkie wielkie słowa uderzyły w Infantino zasłużenie, ja sam przekierowałbym jeszcze trochę energii na demontaż mitów o organizowaniu mundialu i innych gigantycznych imprez sportowych (patrz igrzyska olimpijskie), które w piarowej propagandzie zawsze gwarantują wymierne zyski ekonomiczne i generalnie błogość dynamicznego rozwoju, a w rzeczywistości przynoszą raczej straty, w skrajnych przypadkach spłacane dekadami. Byłem zresztą w 2010 w RPA i widziałem, jak FIFA dba, żeby na mistrzostwach zarabiali głównie jej, używając oficjalnej nomenklatury, „partnerzy” – sponsorzy decydowali nawet o tym, co przy okazji meczu jesz i pijesz, na stadion z przyległościami nie mogłeś wnieść niczego nieuwarzonego przez Coca-Colą albo Anheuser Busch. Horrendalnie długa lista zastrzeżonych znaków towarowych wykluczyła małych przedsiębiorców totalnie, nie mieli handlować niczym, co budzi choćby skojarzenia z mundialem.

*****

Rozwiewając wątpliwości: to standard, tak dzieje się zawsze i wszędzie, na każdych mistrzostwach. FIFA – w mundial nie inwestuje, ale zarabia najwięcej – komercyjne prawa rozprzedaje korporacjom, to ich rachunek musi się zgadzać. A gospodarze często zostają z tzw. białymi słoniami, czyli pochłaniającą oceany pieniędzy infrastrukturą, którą zbudowano specjalnie na jedną imprezę i po ostatnim meczu  niszczeje.

Infantino zatem manipuluje i zmyśla, bo jest na wojnie – wojnie domowej, obejmującej cały futbolowy przemysł, która wskutek pandemii przeszła z fazy zimnej w gorącą. O zyski, o organizowanie jeszcze większej liczby meczów. UEFA tarmosi się o szmal z FIFA, Superliga chce być zamkniętą Ligą Mistrzów na sterydach, bogaci skubią biednych, transferowi pośrednicy kantują kluby, wszyscy kombinują i knują, nikt nikomu nie ufa, nikt nikomu nie dałby nawet popilnować roweru. Chcesz manewrować skutecznie, nie możesz się nikogo brzydzić, zresztą szwajcarski capo di tutti capi próbował niedawno opchnąć prawa do mundiali Saudyjczykom, a przed turniejem w Katarze uspokaja siewców moralnego niepokoju, iż wbrew kłamliwym doniesieniom mediów i organizacji pozarządowych w trakcie budowania stadionów nikt tam nie zginął, importowanym robotnikom wcale nie dzieje się krzywda.

Wyziewy głównego futbolowego bossa utwierdzają mnie w podejrzeniu, że szefowanie FIFA nie tylko wymaga specjalnych predyspozycji psychicznych, ale też wywołuje pewne rzadkie schorzenie. Kogo dotknie, ten zapada na niepohamowaną skłonność do wygłaszania kosmicznie kuriozalnych lapsusów oraz zachłystywania się przekonaniem, że piłka nożna stanowi najpotężniejsze z dostępnych narzędzi do uzdrawiania świata. Codzienność prezesa FIFA polega na tym, że musi bywać, i to bywać w wielu eleganckich miejscach rozrzuconych po całej planecie, więc w kółko miele jęzorem, a ponieważ wszędzie oddają mu honory, to wzbiera wiarą w siebie. Syndrom Boga, kojarzy mi się trochę z osławioną „chorobą noblowską” – laureat najbardziej prestiżowej nagrody naukowej, posiadacz wybitnego umysłu, zaczyna postrzegać siebie jako wszechwiedzącego także w kwestiach spoza swojej specjalizacji i dryfuje ku dziwacznym teoriom. Także elementarnie sprzecznym ze zdrowym rozsądkiem, za to często mającym rozwiązać problemy nierozwiązywalne.

*****

Ludzkość zbawiał również poprzednik Infantino – tak samo złotousty, potrafiący wywiercić dziurę w mózgu jedną rzuconą od niechcenia frazą – czyli Sepp łza się w uchu kręci Blatter. On najwspanialej prezentował się w filmie „United Passions”, już przeze mnie niegdyś recenzowanym. FIFA go sfinansowała, bo miał poprawić jej wizerunek, a nikt inny nie wyrzuciłby 25 mln dol. na realizację pomysłu już w zaraniu absurdalnego. Reżyser próbuje nadać dramaturgię służbowym spotkaniom, kolacjom i negocjacjom działaczy – z takich scen składa się film – więc atakuje zmysły patetyczną muzyką albo wzniosłymi dialogami, jak ten po pomyśle Julesa Rimeta, by zorganizować MŚ: – Ten człowiek jest szalony. – Nie, on jest wizjonerem.

Wizjonerem jest także Blatter, grany przez Tima Rotha. A także ideowcem, który marzy o naprawianiu świata. Grać mają wszyscy bez względu na kolor skóry. Ludzie potrzebują nadziei i dają im ją herosi w typie Pelego. Futbol pociesza tych, których dotknęła tragedia. Blatter wzrusza się etiopskimi dziećmi kopiącymi piłkę w strojach Adidasa i gaszącymi pragnienie coca-colą – oto siła pozyskanych przez niego sponsorów! Wypłaca pensje podwładnym z własnej kieszeni, gdy w kasie FIFA brakuje pieniędzy. Wreszcie ostrzega współpracowników, że nie będzie tolerował „najdrobniejszych naruszeń zasad etycznych”. Czysty Infantino, prawda? Można kręcić sequel, nie zmieniając słowa w scenariuszu (poprawianym zresztą przez Blattera) – najwyżej znów nikt nie pójdzie do kina, to bez znaczenia, FIFA nie zamierzała się na tym dziele obłowić.

Poprzedni szef całej piłki nożnej również paplał jak najęty. O tym, co mają począć geje podczas mundialu w Katarze, w którym homoseksualizm jest nielegalny i grozi więzieniem: „Niech się powstrzymają od jakiejkolwiek aktywności seksualnej”. O aferze korupcyjnej we włoskim futbolu: „Zrozumiałbym, gdyby to zdarzyło się w Afryce, ale nie we Włoszech”. O rasizmie na boiskach: „Nie ma rasizmu w futbolu, może jakiś niewłaściwy gest czy słowo. Ale jeśli ktoś został dotknięty, powinien powiedzieć: Gramy mecz, na koniec powinniśmy uścisnąć sobie dłonie”. O niezgodzie Manchesteru United na transfer bajecznie wynagradzanego, związanego dobrowolnie podpisanym kontraktem Cristiano Ronaldo: „Zawsze jestem za ochroną piłkarza. Futbol ma dziś dużo z nowoczesnego niewolnictwa”. O piłkarkach: „Każmy im grać w innych strojach niż mężczyźni, bardziej kobiecych. Np. ciaśniejszych spodenkach. Wybaczcie, że to mówię, ale w dzisiejszych czasach futbol uprawiają piękne kobiety”. Mógłbym ciągnąć, Blatter każdym kłapnięciem zachęcał do kolekcjonowania tych kłapnięć, a w swoim rodaku znalazł godnego następcę – jego też będziemy w przyszłości hucznie żegnać jako oratora niebanalnego, nielękającego się politycznej poprawności, kultury unieważniania i innych ponowoczesnych zbrodni.

*****

Ponieważ jednak nawet zepsuty zegar dwa razy na dobę pokazuje właściwą godzinę, również Infantino zdoła niekiedy przemycić zdanie, nad którymi powinniśmy się pochylić. „Futbol rozwija się w takim kierunku, by niewielu posiadało wszystko, a olbrzymia większość nie posiadała nic. Europa ma mundial dwa razy w tygodniu, bo tutaj grają wszyscy najlepsi zawodnicy. Dlatego Europa rzeczywiście nie potrzebuje kolejnych imprez” – usłyszeli zebrani w Strasburgu. Te słowa do tytułów się nie przebijają, są cytowane głębiej w tekstach lub wcale, i to nie tylko dlatego, że Szwajcar skutecznie odwrócił naszą uwagę, bredząc o ratowaniu ludzkich żyć przez rozmnożenie mundiali. On już wcześniej, w innych miejscach wspominał, że „wszyscy uwielbiamy opowiadać o globalnej grze, ale jeśli zeskrobiemy cieńką powierzchnię, to zdamy sobie sprawę, że futbol na wysokim poziomie należy do ledwie kilku krajów”. Można uzupełnić – do kilku krajów o niewielkim terytorium i niewielkiej liczbie ludności.

Choć nieznanej planety Infantino tutaj nie odkrywa (raczej definiuje widoczne gołym okiem gospodarcze realia epoki), to ów punkt widzenia kompletnie ignorujemy, jak mniemam, w sporej mierze raczej dlatego, iż jako Europejczycy jesteśmy opisanego systemu beneficjentami. Dla utuczonego wszechdostępnością futbolu kibica z naszych okolic rozgrywanie mundialu co dwa lata jest nonsensem, konceptem w oczywisty sposób nieatrakcyjnym.

Wbrew naszej intuicji to nie jest jednak odruch podstawowy i podzielany przez ponadkontynentalną większość, w Afryce kombinują inaczej. Tamtejsze federacje idei powszechnie sprzyjają. Szef federacji nigeryjskiej przysięga, że podobnie myślą w Azji i Oceanii, ale nie przeprowadzałem wnikliwego researchu, bo i bez niego możemy wczuć się w mieszkańca z rubieży nieeuropejskich. Pozbawionego kibicowskiej podmiotowości, traktowanego jako chrząstka gargantuicznej masy oglądającej, dzięki której lokalni nadawcy płacą więcej za transmisje elitarnych lig europejskich niż ligi krajowej. Tam świetni piłkarze trenują wyłącznie po to, by ewakuować się na inny kontynent; na młody talent spogląda się z trybun ze smutkiem wywołanych świadomością, że każde sensowne kopnięcie przyspiesza jego emigrację (cytuję świadectwo usłyszane przed laty w Buenos Aires); realizowanie swojej futbolowej namiętności fan podporządkowuje terminarzowi z obcej strefy czasowej; boiskowi wirtuozi pozostają awatarami z monitorów, prawdopodobieństwo zobaczenia ich kiedykolwiek na żywo (choćby na treningu) dąży do zera. Modelowy przykład oligarchizacji, zachęcamy cię do skorzystania z każdej wyszukiwarki pod warunkiem, że nazywa się Google. A gdy nadciąga Puchar Narodów Afryki, to Senegalczyk czy Iworyjczyk naczyta się w internecie, że zakłóca sezon paniczom z Europy.

*****

Dla pełnej jasności, żeby nie wciskać wam obłudy: ja, mieszkaniec unijnej metropolii oddalony o zaledwie dwie godziny lotu i kilkaset złotych od Monachium, wzdrygam się na wizję mundialu co dwa lata, bo cierpię na przesyt. Gdybym jednak mieszkał w jednym z krajów afrykańskich i ujrzał perspektywę regularnych mistrzostw w bliższym lub dalszym sąsiedztwie, to zapewne myślałbym o niej z entuzjazmem – jako kibic, trener, działacz, ktokolwiek inny. Nawet teraz stają mi przed oczami gospodarze mistrzostw w RPA, którzy w 2010 roku w kółko pytali, jak nam się u nich podoba, przepraszali za korki i przestępczość, ostrzegali przed groźnymi dzielnicami, wynajdywali taksówkarzy gwarantujących bezpieczeństwo. Cholernie im zależało, by goście czuli się jak u siebie. Byli do przesady uczynni, wiedząc, że przybysze wyrobią sobie opinię o RPA na ulicach, nie na stadionach.

Sprawdzam też statystyki: tylko 13 z 54 afrykańskich państw miało kiedykolwiek swoją reprezentację na mundialu, przy aż 33 z 55 państw europejskich. Działa na wyobraźnię. Znów: nie krzyczę, że działa się krzywda i niesprawiedliwość, i pamiętam, że przy trosce o inkluzywność sportowych imprez trzeba dbać o jakość widowiska. Nie mam też złudzeń co do intencji Infantino. Ale próbuję wśliznąć się w jaźń mieszkańca terytoriów subsaharyjskich i huczy mi w głowie: narzekasz, Europo, że piłkarze grają za dużo? To się posuń, zrzuć trochę ze swojego kalendarza, my jakoś twoją dietę zniesiemy.

31 myśli na temat “Ile prawdy zakrywają brednie rozpylane przez Gianniego Infantino

  1. A ja mam trochę inaczej… – widziałem już kilka spotkań Pucharu Narodów Afryki i kilka na pewno jeszcze obejrzę. Dzisiaj mi się nie udało, bo nawet w internecie nie znalazłem transmisji. Ale jak występują znani piłkarze europejskich lig, to na brak możliwości obejrzenia nie można narzekać.

    Polubienie

  2. Panie Michale, na organizacji dużego turnieju czasem kraj zarabia, nie każdy i nie zawsze, może nawet nie pod każdą szerokością geograficzną. Chodzi mi o to, że my zyskaliśmy na Euro. Śmiem twierdzić, że gdyby nie Euro to nadal byśmy nie mieli autostrad i firm, które się przy nich wybudowały i dały pracę. Pochodzę z dalszej okolicy Strykowa, czyli skrzyżowania autostrad i widzę jak powstające tam firmy wysysają ludzi z branży agro. Ludzie autentycznie się tam bogacą, to widać gołym okiem jak rośnie standard życia. Nie przeczę, że te autostrady powstały na zasadach niezwykle niekorzystnych, ale są.
    Jestem też przekonany, że gdyby nie Euro to nasza infrastruktura drogowa nadal byłaby tragiczna. Jestem tego pewien, bo to jest Polska i wiem jak tu się sprawy załatwia.

    Polubienie

  3. Rafał, Twój powyższy felieton i ten o losie stadionów po mundialu w Brazylii skłonił mnie do krótkiego researchu na temat: jak radzą sobie obecnie stadiony, które były areną MŚ2010. No i jestem zaskoczony, sprawdziłem wyrywkowo te w mniejszych miastach. Każdy ma profil na FB, regularnie prowadzony, zajawki na temat imprez z grudnia/stycznia. Znaczy się, że jest życie na dzielnicy. Ruscy też ze stadionami sobie poradzą, w najgorszym wypadku zamienią je na bazy wojskowe 😉 Wygląda na to, że ta Brazylia to niechlubny wyjątek.

    Co do Infantino to oczywiście 100% zgody. Ciekaw jestem za ile łysy cwaniak chciałby zaoferować mundial takiej Kenii czy innemu Maroku i ile by takie Państwo spłacało tą inwestycję?

    Polubienie

  4. @Xavrasw
    Przede wszystkim musi się zdecydować, czy ugigantyczniać turniej do 48 drużyn, czy obdarowywać nim biedniejsze/mniejsze kraje. Bo kto to pomieści? Chyba że już zawsze będzie kilku współorganizatorów.

    Polubienie

  5. Szwecja jest niesamowicie silna. W ćwierćfinale po meczu, który im się długo nie układał ograli Mistrzów Świata – Duńczyków, a dzisiaj pewnie ograli Mistrzów Olimpijskich – Francuzów.
    Natomiast mecz Kolumbia – Peru w eliminacjach MŚ to katastrofa.

    Polubienie

  6. Bo to jest trochę tak jak z masową turystyką, taką typu hotel „olinkliziw”. Zatrudniasz za miskę ryżu, koszty środowiskowe zostawiasz na miejscu, a zyski wywozisz do Europy.
    Na organizacji wielkich imprez sportowych można obecnie tylko stracić, liczysz jedynie na to, że odrobinę podbijesz turystykę do miast-organizatorów. Ostatnia duża impreza, która odniosła jako taki sukces komercyjny to chyba Barcelona 1992. Przypomniała światu, że to takie fajne miasto, które trzeba odwiedzić.

    Polubienie

  7. Temat selekcjonera wszystkim się już chyba przejadł i zupełnie tego nie pojmuję – chaos wokół wyboru jest jak prezent, który wciąż sam się na nowo daje. Dziś ponoć Nawałka, już dogadany, znowu został odsunięty na bok i to w sumie już chyba trzeci (a może siedemset jedenasty) raz.

    Polubienie

  8. Chyba przynoszę pecha. Dzisiaj obejrzałem dotychczas niepokonaną Gambię jak gładko przegrywa 0:2 z Kamerunem.
    P.S.
    A już byłem pogodzony z losem i czekałem tylko na listę „znajomych królika” w składzie na Rosję…

    Polubienie

  9. @alp
    Czekaj czekaj, jeszcze zobaczymy co to będzie. Kulesza z narodowego cyrku zrobił Cyrk Narodowy a tu nigdy nie wiesz, kiedy się przedstawienie skończy.

    Polubienie

  10. Milik musi się jak najszybciej ekspandować z Marsylii.
    Co prawda „dostąpił zaszczytu” wystąpienia w meczu pucharowym z Montpellier już w 55 minucie ale koledzy w polu karnym go nie widzieli pomimo, ze momenty do podania były, nawet na lepszą lewą nogę. Nawet po zdobyciu bramki na 1:0 (przypadkowo odbita przez rywali w zamieszaniu w polu karnym piłka „najszła” mu na lewą nogę) to się nie zmieniło. Przez całe 35 minut w polu karnym nie otrzymał ani jednego podania.
    Trenera można do siebie przekonać grą, ale jeżeli koledzy z drużyny cię olewają, to nic zrobić nie możesz.
    P.S.
    W/g zapowiedzi w poniedziałek o 13,30.

    Polubione przez 1 osoba

  11. Skoro przeszła taka arcyprzewałka jak mundial w Katarze, to pewnie nie ma już nic, czego „magicy” z FIFA nie byliby w stanie przepchnąć. Będzie mundial 48, a mnie ciekawi, kiedy wymyślą grać go na kilku kontynentach 🙂
    Jeśli chodzi o predyspozycje gawędziarskie na stanowisko szefa FIFA, to my w Polsce mamy przecież Latę – też mistrza bon motów wygłaszanych jak po grzybkach halucynogennych, to chyba on bredził coś o papieżu, kiedy chciał rządzić w UEFA.

    @Koziołek
    To ponoć pisior, więc Cyrku Narodowego – i pozerki – można się było spodziewać.

    Polubienie

  12. @A. Milik

    Szkoda, że nie można się przekonać, jak wyglądałaby jego kariera bez paskudnych kontuzji, które go prześladują.

    Polubienie

  13. @Gospodarzu
    „Syndrom Boga, kojarzy mi się trochę z osławioną „chorobą noblowską” – laureat najbardziej prestiżowej nagrody naukowej, posiadacz wybitnego umysłu, zaczyna postrzegać siebie jako wszechwiedzącego także w kwestiach spoza swojej specjalizacji i dryfuje ku dziwacznym teoriom. Także elementarnie sprzecznym ze zdrowym rozsądkiem, za to często mającym rozwiązać problemy nierozwiązywalne.”

    Myśl inspirowana wypowiedziami ludzi nauki kwestionującymi sens np. szczepień przeciw covidowi?

    Polubienie

  14. Uwielbiam nie tak znowu dawną historyjkę o tym, jak to 300 ludzi nauki podpisało petycję, by oficjalnie uznać ośmiornicę za gatunek wyewoluowany z materiału genetycznego niepochodzącego z Ziemi. Naukowcy przedstawiali szereg argumentów z pogranicza zoologii z genetyką. Żaden z 300 nie był ani zoologiem, ani genetykiem. I niczym 300 Spartiatów, także polegli. I niczym 300, nie zostaną zapomnieni.

    Polubione przez 1 osoba

  15. To prawda, czy fama z tym Czesiem’711?
    Jeśli prawda, to Kulesza już na starcie kadencji przebił wszystkie wpadki Bońka.
    I ciekawe, do kogo pierwszy telefon?…

    Polubienie

  16. Prawda to chyba najrzadszy element towarzyszący wyborowi selekcjonera. Poruszamy się w sieci mitów, legend i prymitywnego piaru. Nawet jutro nie dowiemy się prawdy… – poznamy tylko (a może jeszcze nie) fakt.
    Jeżeli rzeciwiście (tak jak głosi jeden z medialnych newsów) od przeszło trzech lat bezrobotny trener zażądał trzykrotnie wyższego honorarium niż miał w trakcie wyprawy do Rosji, to ja się wcale nie dziwię, ze w akcie desperacji sięgnięto po Cześka. W końcu w środowisku piłkarskim potrafi się poruszać (telefon), a i jakieś doświadczenie reprezentacyjne ma (młodzieżówka).
    P.S.
    Co za finały w piłce ręcznej!!! – o trzecim miejscu zadecydowała dogrywka, a o złocie rzut karny w 60 minucie.

    Polubione przez 1 osoba

  17. 1. Co za finały w piłce ręcznej? Chyba co za finał AO 🙂
    2. Choroba noblowska. Wydaje mi się, że w plebiscycie na najsłynniejszego pacjenta z taką chorobą murowanym faworytem byłby Lech 😀
    3. Choć nigdy psychofanem Czesia nie byłem, to wg mnie to najrozsądniejszy wybór z dostępnych kandydatów. Pomijając okoliczności, w jakich do niego doszło. I tak jak pisałem wcześniej, że w razie awansu zostałby bohaterem narodowym, to w jego przypadku jeszcze pewnemu Dariuszowi by jakaś żyłka pękła 😀

    Polubienie

  18. @panszeryf
    Kocham sobie czasem musieć o pękających żyłkach Dariusza, ale obawiam się, że tym razem nie. On po prostu musi zwolić trenera i wtedy, nie wiem, może ustępuje jakiś ból chroniczny, może nowotwór się cofa, może wraca potencja, nie wiem, w każdym razie coś ważnego. No musi chłop po prostu i czas się przestać na niego gniewać.

    Polubienie

  19. No to, żeby nie o AO… – Senegal został ostatnią niepokonaną drużyną na tym etapie Pucharu Narodów Afryki. Dzisiaj pokonał Gwineę Równikową 3:1.

    Polubienie

  20. O finale AO (oczywiście męskim) to przydałby się jakiś felieton Gospdarza. W końcu historyczne wydarzenie. Żeby tylko Putin nie odebrał źle porażki Daniiła i nie uwiecznił tego rekordu xD

    Polubienie

  21. To Czesio już wybrany czy nie? Tylu było „przyklepanych” medialnie kandydatów, że w sumie jeszcze kupa czasu by ze 3 razy narracja się zmieniła.

    Jeżeli jednak ta pozostanie, to będzie potrójnie zabawna.

    Po pierwsze, prezes PZPN po ogólnopolskim oburzeniu na siwego bajeranta co JPII cytował, a potem kadrę zamienił na klub, powoła na stanowisko bajeranta, który wcale nie tak dawno kadrę, młodzieżową, zamienił na klub.

    Po drugie będzie to kandydat ledwie co pogoniony na kopach, który zapisał się najbardziej spartoloną rundą jesienną mistrza polski. Różnie bywało, ale diamenty przeciw orzechom że żaden obrońca tytułu w XXIw. nie zaliczył takiej katastrofy, pamiętam środki tabeli(także w wykonaniu Zagłębia Czesława) ale absolutnego dołu tabeli to jednak nie. Może nie diamenty, ale jakieś rubiny czy inne szafiry rzucę na ekstraklasę przed XXIw. pewnie tu też różnie bywało, ale i tu widzę mocne szanse na absolutny top topów, a już powiedzmy top5 najgorszych rund mistrzowskich w tym kraju to murowane.

    Po trzecie już tu i tam zaczyna się kampania wybielająca, że no przecież Czesław musiał się kontaktować z ważnym człowiekiem w klubie w którym obaj pracowali, Fryzjer przez lata był działaczem Amici, a Czesław przez lata był najpierw piłkarzem, a potem trenerem w tymże klubie, no wszystko się przecież zgadza. No tylko że nie całkiem, wątek 711 połączeń, datujemy na lata 2003-05 czyli pierwsze dwa lata pracy Czesia w Lechu Poznań. Wątpliwości odnośnie konkretnych meczów zdaje się iż też oscylują około tego okresu. Przy okazji możemy zrobić blogowy konkurs – czy ktoś z Was jest w stanie podać okoliczność(najlepiej z doświadczenia własnego), w której zasadnym byłoby wykonanie 711 połączeń z konkretną osobą w przeciągu 2-3 lat, a ta osoba nie byłaby członkiem rodziny, tudzież, ekhm ekhm, partnerem biznesowym? Naprawdę jestem ciekaw.

    Jeżeli chodzi o mój prywatny odbiór, to nawet jakieś plusy widzę, mocno postanowiłem sobie nie oglądać mundialu zbudowanego na krwi, i pewnie szkoda byłoby przegapić kadrę. Ale pod batutą Czesia szkody mi nie będzie, nawet jeśli się przez baraże przedostanie.

    Natomiast ogółem to będzie dramatyczny wybór, w którym nie ma nic rozsądnego. To naplucie w twarz każdemu kto w tym kraju żyje uczciwie, każdemu kto będąc postawionym przed wyborem, szumnie mówiąc, postąpił słusznie, etycznie, moralnie. Dla każdej takiej osoby wybór Czesia to będzie policzek „patrz, frajerze, ten to jest cwaniak, pacz jak się ustawił”. Najgorsi ponownie będą tzw. „wyrachowani cynicy”(czytaj „bezkręgowe lamusy”) którzy ostatnio dmuchali w żagle Najmana „bo nie ma sensu z tym walczyć” i teraz też nie będą widzieli powodu żeby się obrażać, piwerko i kadra w telewizorku, czego chcieć więcej.

    Polubienie

  22. Mówi się, że obecny prezes to fan rządzącej mafii, więc plucie w twarz wszystkim uczciwie żyjącym i mianowanie na stanowiska rybek z szarej strefy, to żadna sensacja.
    Podobnie jak te wszystkie „negocjacje”.

    Polubienie

  23. Nie rozumiem Waszego zdziwienia, naprawdę. Ja wiem, że można marzyć o zagranicznych selekcjonerach, o sensownie poukładanym i zarządzanym systemie szkolenia, o prezesach, którzy zostali prezesami, bo mieli do tego kompetencje, a nie dlatego, że napili się wódki z każdym z elektorów. Ale ku….wa, tu jest Polska! Ponad 40 lat żyję w tym kraju i już wiem, że można marzyć, ale rzeczywistość z marzeniami nie będzie mieć nic wspólnego. I ciężko jest być tym zaskoczonym chyba nie? W tym kraju tak już mniej więcej od 25 lat rzeczywistość (na każdej płaszczyźnie) waha się między mniejszym a większym złem. Jak zło jest trochę mniejsze to jest jakiś tam progres, jak większe to znów dziesięć kroczków do tyłu. I tak w kółko. Tu też mieliśmy mniejsze zło, bo przecież trudno jednak traktować Nawałkę jako zajebisty wybór, i to nawet nie poprzez historię jego prowadzenia kadry, tylko poprzez fakt, że on od ponad 2 lat jest poza jakąkolwiek trenerką. Ale wygrało jednak większe zło, co tylko potwierdza tezę, że nie tak dawno wybory w PZPN też wygrało większe zło – Koźmiński również nie był idealnym kandydatem, ale pewnie takich jaj by nie odstawiał. I tyle w temacie.

    Polubienie

  24. A tam zdziwienie, ja się po prostu świetnie bawię. W nocy się obudziłem z myślą, że jak Kulesza dzisiaj przyjdzie na stadion z trenerem Kostaryki z 2014 (mówiło się o nim jako o kandydacie gdzieś pomiędzy plotkami o Pirlo i Cannavaro) to Oscar za reżyserię i Złoty Glob za scenariusz, a ja najbliższe 10 komentarzy zakończę sentencją „kochamy tego Prezesa”.

    Polubienie

  25. @Koziołek
    Tak, to jest zabawa i to z emocjami! Właśnie oglądamy striptiz tzw. środowiska piłkarskiego. Wybór pomiędzy Katastrofą, a „711”, który nam zaproponowali,do końca obnaża prawdziwą twarz różnych Piechniczków, Strejlau,ów, Latów, Engelów, ich pomagierów i zaprzyjaźnionych z nimi dziennikarzy. Kulesza to był ich wybór a teraz trochę ich interesy się rozjechały….
    „I to nie jest ich ostatnie słowo”. Nawet jeżeli dzisiaj zakończy się pierwszy akt, to kontynuacja będzie najpóźniej po wyprawie do Moskwy. A w przerwie jak w teatrze, kuluary będą wrzały.
    P.S.
    A zabawa jest przednia nie tylko w piłce. Dzisiaj na konferencji prasowej prezydencki minister informował o „defensywnej amunicji”, która ponoć (mamy) ramach pomocy wysyłamy na Ukrainę. „Butaprenowiec” zapewniał nas w imieniu kierownictwa Pisiorków, że informacje pozyskiwane Pegazusem nie były wykorzystywane przeciwko politykom, a wczoraj XIX-wieczna belferka z prowincjonalnej 4-klasówki (która zreformowała nam najpierw oświatę) potraktowała nas nas jak ławkę klasowych przygłupów i przekonywała do świetnego „pomysła” jakim mają być odszkodowania dla osób zarażonych Covid w miejscu pracy.

    Polubienie

  26. Eh, szkoda że już koniec. Pozostaje mieć nadzieję, że po barażach kolejny odcinek, a Prezes nie wyjdzie z formy i znowu nie będzie końca radosnym śmiechom. W Moskwie jednak stawiam na Naszych, piękny mecz z hokejowym wynikiem, może 7:11?

    Po potopie w kolejnym meczu rzesze rzórnalistuf rzucą się do pisania, że Nawałka to by hoho-coto-nieto-co-toto. Umówmy się już teraz, że to małostkowe spekulacje wyznawców Nawałkizmu i ich oferty za obrazem uczuć religijnych, by oszczędzić sobie później zbędnej pisaniny (w odróżnieniu o wzmiankowanych rzórnalistuf, którzy nam jej nie oszczędzą).

    Polubienie

  27. @koziołek
    cos się kończy, coś się zaczyna, pierwsza konfa już zapowiada wiele wesołych emocji, to grożenie przez Czesia pozwem pozostanie w moim serduszku, a to nie skończy się tu, zapowiada się prawdziwa batalia Klakierów z kościołem Nawałki i nie tylko. Paru aktorów spoza(Jadczak), pranie brudów Legijnych, będzie się działo.

    Ja tam przeżyję pierdololo o tym co Nawałka by zrobił, jakkolwiek bzdurne by nie było, niech leci na szaniec wojny z opcją korupcyjną – wszystko co będzie grillowało klakierów ma wartość dodatnią. Ale chill, koziołku, nie będę nic z tego przytaczał w charakterze argumentu, bo nim nie jest. Zresztą za parę miechów i tak stracę prawo do nawałkizmów, więc hej ;p

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s