Nie konfabuluję, nie zasłaniam własnych rozterek tanią figurą retoryczną: w przededniu wyniesienia Czesława Michniewicza na najbardziej prestiżowe stanowisko w polskiej piłce nożnej zadzwonił do mnie znajomy z pytaniem, jak powinien się teraz zachować. Co począć z przywiązaniem do drużyny oddanej właśnie komuś, kto budzi jego gwałtowny etyczny sprzeciw, nawet wstręt. Życzyć jej klęsk, by możliwie szybko została oczyszczona?
Odpowiedziałem, że nie umiem nic mądrego doradzić, rzuciłem tylko, by podczas wojny, którą stoczy z samym sobą, nie zredukował reprezentacji Polski do osoby trenera. Drużyna to również Robert Lewandowski, nasz piłkarz wszech czasów, dla którego tegoroczny mundial byłby prawdopodobnie ostatnim. I tłum innych zawodników, którzy w wyprawie na mistrzostwa świata mogą – choć nie muszą, priorytety są różne – dostrzegać szansę na spełnienie największego życzenia marzenia.
Dylematy znajomego doskonale jednak rozumiem, podobnie jak zadane mi dzisiaj na Twitterze pytanie, czy jako dziennikarz zamierzam „zbojkotować” ekipę Michniewicza. Rozumiem i poniekąd współodczuwam, bo od reprezentacji Polski oddzielił mnie emocjonalny chłód, zobojętnienie znacznie silniejsze niż doświadczane wtedy, gdy niczego się po niej nie spodziewałem, nie miałem absolutnie żadnych oczekiwań – jak w nużących czasach Jerzego Brzęczka czy Waldemara Fornalika.
O bojkocie nie ma oczywiście mowy, moje zadanie polega na opisywaniu każdej rzeczywistości – możliwie prawdziwym, bezstronnym. Mogę tylko – tutaj, w prywatnym kąciku – podzielić się swoim stanem ducha.
Na prezentację Michniewicza na Stadionie Narodowym nie pojechałem, bo wirus osadził mnie na domowej izolacji, ale obco, kosmicznie oddalony od dziejących się tam spraw, czułem się przede wszystkim z powodu słów wypowiadanych przez Cezary Kuleszę.
Prezes PZPN wielokrotnie powtarzał, że teraz liczy się tylko „misja Rosja”, barażowa walka o mundial, to jest najważniejsze, całą resztę należy odłożyć i wspólnie podążać ku celowi ponad wszystkie.
To oczywiście nieprawda, nieuczciwy szantaż. Wynik jest ważny, ale nie najważniejszy. Z łatwością wizualizuję sobie hipotetyczne okoliczności, w których stałby się wręcz trzeciorzędny – nie chciałbym np. oglądać zwycięstwa swojej drużyny poprzedzonego przekupywaniem sędziego. Albo faszerowaniem sportowców dopingiem.
Oczekuję też innych minimalnych standardów etycznych i nie pozwolę zmanipulować się namolnym powtarzaniem frazy „nie był skazany”. Przecież nikt nie żąda, by Michniewicza, skoro prokurator nie przedstawił mu nawet zarzutów, zamknąć w więzieniu. Pytamy tylko – ja pytam – czy nieznajdowanie się w rejestrze przestępców to wystarczający glejt przyzwoitości, by prowadzić reprezentację Polski.
Jeszcze raz, sylabizując: Michniewicz miał prawo ubiegać się o posadę selekcjonera. A prezes PZPN miał prawo wybrać kogoś innego – dysponujemy jeszcze kilkoma, którzy „nie zostali skazani”.
Niestety, Cezary Kulesza odmówił nawet rozmowy na wzbudzający kontrowersje temat, od niewygodnych pytań się opędzał, zduszał je – jakby reprezentacja była jego własnością. I on, i nowy selekcjoner uparcie przekierowują problem na efekty prokuratorskich śledztw, tymczasem kibiców – mnie – uwiera zażyłość z architektem sportowej zbrodni, być może najbardziej ponurą postacią w dziejach polskiego futbolu. Porażająca skalą afera korupcyjna, obejmująca setki sfałszowanych meczów, to nie tylko oszukiwanie kibiców, lecz także krzywdzenie uczciwych piłkarzy i trenerów, niszczenie niewygodnych ludzi, prowokowanie życiowych tragedii.
A jednak Czesław Michniewicz nie pamięta, o czym rozmawiał z „Fryzjerem”, gdy wydzwaniali do siebie intensywniej niż mąż z żoną.
Przepraszam za bezpośredniość, panie trenerze, ale podejrzewam, że pan kłamie. Składy z tamtych czasów pan recytuje, do dzisiaj tasuje nazwiskami tych, których posłał na boisko i którzy nie zagrali – mnóstwo drobnych faktów mózg zarchiwizował, tylko akurat całą historię poufałości z „Fryzjerem” spowiła pomroczność jasna?
Drużynę narodową współtworzyli już ludzie, którzy, w przeciwieństwie do niewinnego Michniewicza, zostali skazani za uczestnictwo w korupcyjnym procederze – Łukasz Piszczek zagrał dla niej 66 razy, Andrzej Woźniak był w sztabie Jerzego Brzęczka specjalistą od bramkarzy. Taki mamy klimat. Oboma przypadkami zajmowałem się publicystycznie i już wtedy sądziłem, że to właściwie logiczne – skoro mieszkamy w kraju, w którym łapówkarstwo nie było marginesem, lecz esencją piłki nożnej, to reprezentują go również umoczeni. Przed laty szefowie PZPN też zresztą nie chcieli „babrać się w przeszłości”, każdą kolejną władzą powodowała znieczulica perfekcyjnie uliryczniona przez Grzegorza Latę, który wściekał się, że w tropieniu szwindli powoli „dochodzimy do absurdu”, bo „wkrótce będziemy ścigać sędziego, który wziął kilogram kiełbasy albo pół litra wódki.”
Standardy nam się od tamtej pory nie podniosły, raczej przeciwnie. Od obu wyżej wymienionych – nawiasem mówiąc, zostali osądzeni i tym samym rozliczeni – Michniewicza różni to, że objął najbardziej prestiżowe stanowisko w polskim futbolu. Patologia została wyniesiona na sztandar. Piłka nożna nadąża za parszywiejącą polską rzeczywistością, w której nie istnieją już czyny wystarczająco niegodziwe, by kogokolwiek skompromitować. Jeśli oczywiście jest przydatny.
Michniewicz może okazać się przydatny – jeśli skupimy się na kwestiach merytorycznych, wybronimy nawet tezę, że do realizacji najbliższego zadania, czyli baraży o mundial, nadaje się lepiej niż jakikolwiek dostępny kandydat. Nie wszyscy są jednak dzisiaj w nastroju, by zastanawiać się, jak wygrać z Rosją. Prezes PZPN dokonał czynu bodaj bez precedensu: nakłonił część kibiców reprezentacji Polski, by poważnie rozważali kibicowanie przeciwnikom.
@xavras
$$$ jest oczywiście kluczowe, ale klimat jednak jest zdecydowanie inny niż w 2014, gdzie jednak było więcej usprawiedliwiania Władka i zdecydowanie mniej potępiający go klimat, a przez parę lat to wiadomo że kurz opadnie. Tutaj już Niemcy wstrzymali Nordstream. Do tej pory w wojnie informacyjnej Rosjanie dotąd ogrywali zachód, to ich pierwsza i to gruba porażka. Nawet cholerna de la Pen nie widziała innego wyjścia.
Widzę też różnice między wywaleniem reprezentacji z eliminacji do turnieju, a pozbawieniem gospodarza samego turnieju. To pierwsze wydaje mi się nieporównywanie wręcz prostsze i był już precedens.
Nie twierdze też nigdzie, że to winno się stać, bo FIFA to guano i tam wszystko się może stać. Natomiast warto tego oczekiwać, i dać znać że to jest oczekiwane, inaczej naprawdę ciężko nawet mieć pretensje gdy się FIFA wyszcza na rozum i godność człowieka. Generalnie tego typu fatalizm lubi się chować za pseudointeligentną otoczką, ale jest nagi.
„Putin płaci trochę szerszemu kręgowi naszych polityków niż się wszystkim wydaje?”
Sporo generałów w stanie spoczynku temat poruszało nie przebierając w słowach.
Natomiast co do konfiarzy czy Macierewicza chyba nikt mający dwie szare komórki nie ma wątpliwości.
@tomo
ja polecam się zapoznać ze szczegółami putinowskiego wystąpienia. Polecam też przemyśleć logikę, inaczej jedziemy od hipokrytów i odbieramy prawo do obrony przykładowemu dziecku dręczonemu przez starszych kolegów, tylko dlatego że nie naskarżył od razu.
PolubieniePolubienie