Nie obrażajmy Monachium. To nie Paryż

A zatem dożyliśmy dnia, w którym już nawet tytuł mistrzowski znaczy niewiele więcej niż nic. Chciałbym napisać, że to koniec ewolucji nowoczesnego futbolu, że dalej już nie zabrniemy, ale nie jestem naiwny, futurolog zawsze przegra wyścig z rzeczywistością, z kretesem.

Tak czy owak zderzamy się z ekstremum. W Paryżu grupa nieprawdopodobnie utalentowanych piłkarzy zatriumfowała w lidze francuskiej na cztery kolejki przed zakończeniem rywalizacji, z olbrzymią przewagą nad wiceliderem, ale lokalni fani z nich drwią lub wręcz serdecznie ich nie znoszą, nad stadionem od miesięcy unosi się jad.

Tam przynajmniej ludzie przeżywają emocje – w Monachium drużyna zdobyła mistrzostwo po raz dziesiąty z rzędu, ale kibiców masowe zwyciężanie nudzi.

Z paranoją spowijającą Paris Saint-Germain zetknąłem się bezpośrednio, gdy jesienią poleciałem do francuskiej stolicy, by sprawdzić, co bywalcy stadionu Parc des Princes sądzą o piłkarskim lunaparku fundowanym im przez obce państwo. Odkryłem, że wielu z nich czuje wyobcowanie, od klubu ich odrzuca – niekoniecznie ze względu na brudne katarskie pieniądze. Poirytowani patrzą na podsuwaną im pod oczy karykaturę zespołu, zbieraninę narcyzów, którzy za sobą nie przepadają, antypatii nie ukrywają, czasami przyjeżdżają wbrew swojej woli lub motywowani wyłącznie mamoną, ostentacyjnie lekceważą kolejnych trenerów. – Wolałbym drużynę sprzed lat. Teraz mogę oglądać wspaniałą grę i czerpię z niej przyjemność, ale czerpię na zimno. Drużyna się nie liczy, każdy na boisku ma swoje prywatne cele. Banda egoistów. Kiedyś czułem więź z piłkarzami, teraz nie czuję. Czasami mi się wydaje, że patrzę na hologramy, że oni grają gdzieś daleko stąd – opowiadał mi Romain, zagadnięty pod stadionem 36-letni elektryk, który o Parc des Princes marzył od dziecka, ale rodzice nie mieli na bilety. Dopiero gdy zaczął sam zarabiać, niemal zamieszkał na trybunach, nie opuszcza żadnego meczu. (Rozmawialiśmy tuż przed ligowym spotkaniem z Montpellierem, cały reportaż znajdziecie tutaj).

Świadectwo, które sugestywnie oddaje nastroje panujące w Monachium, znalazłem natomiast w „New York Timesie”, gdzie równie lojalny fan, niegdyś nawet prezes jednego z kibicowskich stowarzyszeń, opowiada, jak zwariował ze szczęścia po zdobyciu mistrzostwa w 1994 roku. Fetował sukces do świtu, tańczył i śpiewał w tłumie – trzy lata później, gdy Bayern wziął tytuł ponownie, rzeczywistość też wirowała. Tamte obrazy stają mu przed oczami wyraźne, tymczasem minionych sezonów nie umiałby nawet od siebie odróżnić. Skleiły mu się w zwycięski ciąg bez początku i końca, nie wywołują żadnych wspomnień. Nie dlatego, że stetryczał – przysięga, że wielu fanów czuje podobnie, że nie znajdują w sobie autentycznej potrzeby świętowania, lecz martwi ich wątłość konkurencji. Kiedy czytam jego wyznania, myślę o nałogowych połykaczach treści wylewających się z Netfliksa. O widzach zombie, którzy od nadmiaru kolorowych atrakcji zobojętnieli, nie odróżniają już sezonu od sezonu, nawet serialu od serialu.

Najnowsze losy PSG oraz Bayernu mnóstwo łączy – przynajmniej z perspektywy tabel. Oba kluby przejęły władzę absolutną w swoich krajach przed dokładnie dekadą, po sezonie 2011/12. Od tamtej pory paryżanie, których wcześniej w ogóle nie było w czołówce klasyfikacji wszech czasów ligi francuskiej, uzbierali osiem tytułów mistrzowskich oraz dwa wicemistrzowskie, natomiast monachijczycy, którzy wcześniej potrafili (bardzo rzadko!) utrzymać panowanie przez co najwyżej trzy lata z rzędu, wygrali wszystkie 10 edycji Bundesligi. Hegemonia totalna. Zwłaszcza Bayern kręci serial wyjątkowy, bo niespotykany nigdzie indziej w rozwiniętych futbolowo państwach. Dłużej zdołały rządzić tylko potęgi w ligach słabych lub amatorskich – łotewskiej (rekordowe w Europie 14 zwycięskich lat Skonto Ryga), gibraltarskiej, norweskiej, białoruskiej, bułgarskiej i chorwackiej. Ale dzisiaj mistrzów nikt nie kocha, mistrzowie muszą się tłumaczyć, gdy przesadzą z wygrywaniem.

Co więcej, oni sami też się niepokoją. Przynajmniej ci monachijscy, których nęka myśl, że zabijają – a przynajmniej wpędzają w ciężką chorobę – cały niemiecki futbol klubowy. Bodaj najbardziej frapujący moment sezonu nastąpił, gdy na propozycję regulaminowej rewolucji w Bundeslidze – o mistrzostwie rozstrzygałyby półfinały i finały rozgrywane przez drużyny z czołówki tabeli – życzliwie zareagowali nade wszystko właśnie szefowie Bayernu. Prezes Oliver Kahn mówił, że chce ekscytującej przyszłości, która nie zaistnieje bez zaciętej rywalizacji na szczytach. Innymi słowy, przychylność dla idei wyrazili ci, którym mogłaby ona najmocniej zaszkodzić – każdemu zdarzają się wpadki, jednak w ligowym maratonie łatwo odrobić straty. A jeśli decydują pojedyncze mecze, rośnie rola przypadku, głównego wroga faworytów.

Ze stanowiskiem monachijczyków nie wypada polemizować. Skoro reformie sprzyjają, to zapewne przeanalizowali skutki. I być może wolą likwidować ryzyko marketingowe, obawiają się, że zmonopolizowane przez Bawarczyków rozgrywki trudniej promować na świecie jako atrakcyjne widowisko – co szkodzi całemu przedsięwzięciu, również im.

Ja, odbiorca bundesligowego spektaklu, pomysłu nie lubię, ale jeszcze bardziej uwiera mnie ton, w jakim dyskutuje się o supremacji Bayernu. Pojękiwanie, że z gigantem nie sposób konkurować, pobrzmiewa mi pretensjami, poczuciem krzywdy, czasami niemal stawianiem w stan oskarżenia kogoś, kto korzysta z nieuczciwej przewagi. Trochę jak w lewicowej narracji o niesprawiedliwym kształcie świata, w którym wygrani wszystkie sukcesy uzasadniają swoją pracowitością i talentem, nie zauważając, w jak ogromnym stopniu korzystają z odziedziczonych przywilejów.

To spojrzenie bliskie mojej wrażliwości, też nie znoszę utopijnego mitu o pucybucie, który ma miliony na wyciągnięcie szmatki, niech tylko uczciwie szoruje. Akurat monachijczyków chcę jednak bronić – im obecny dobrobyt nie spadł z nieba, oni zasługują na więcej szacunku za to, jaki mieli na siebie w ostatnich latach pomysł, jak zręcznie go realizowali. I szerzej – mam ochotę bronić całej Bundesligi, jej wyższości nad innymi krajowymi rozgrywkami w świecie najbogatszych.

Wróćmy jeszcze do roku 2012, który otwierał złotą dekadę PSG oraz Bayernu. Paryżanie wystrzelili wówczas ku szczytom dzięki sponsoringowi bonzów z Kataru – czerpali z budżetu właściwie niepoliczalnego, z bezczelną ostentacją łamali zasady Finansowego Fair Play, potężnieli jak nafaszerowani dopingiem, ich zyskana nagle przewaga finansowa nad resztką ligi stała się wynaturzeniem. Dołączyli do szerszego ruchu, zwłaszcza do klubów angielskich, które przejmowali biznesmeni z dalekiego wschodu i zachodu. Tymczasem w historii monachijczyków nie nastąpił wtedy (ani później) żaden przyspieszający bieg dziejów przełom.

Oni podczas ostatnich wakacji, których nie spędzali jako mistrzowie Bundesligi, mieli za sobą dwa lata przeciętne – sezon 2011/12 żegnali na pozycji wicelidera (aż osiem punktów za dortmundczykami), a sezon 2010/11 zamykali na trzeciej pozycji (dziesięć punktów za dortmundczykami). W klasyfikacji Football Money League, hierarchizującej najzamożniejsze kluby na kontynencie, zajmowali wówczas czwarte miejsce – z przychodem o 87 proc. wyższym niż plasująca się na 12. miejscu Borussia. A w najnowszym notowaniu proporcje, wbrew naszej intuicji, wyglądają podobnie – Bayern dysponuje pieniędzmi o 81 proc. większymi niż główny krajowy rywal. (W liczbach całkowitych dysproporcja się oczywiście zwiększa, ale piłkarze podrożeli, na możliwości na rynku transferowym wpływa to nieznacznie).

Przywołuję tamten moment, by powtórzyć to, o czym niejednokrotnie pisałem i na blogu, i w „Gazecie”. Mianowicie szefostwo Bayernu – firmy skrajnie rodzinnej, prezesowskie i dyrektorskie fotele zawsze obsiadają tam jej byli idole z boiska – wyciskało z dostępnego potencjału maksimum. Nie będę już rzucał transferowymi kwotami ani ględził o zrównoważonym rozwoju, o przywódcach konserwatywnych, ale trzymających się z dala od ortodoksji, o menedżerach wierzących w postęp, ale chcących iść naprzód na swoich warunkach. Specyfikę miejsca znamy, rządzili nim ostatnio mistrzowie zdrowego rozsądku. Robert Lewandowski mylił się kardynalnie, gdy swego czasu rugał ich, że nie nadążają, myślą archaicznymi kategoriami, nowoczesności się boją, ściągają na klub katastrofę – bo nie wydają bimbaliardów na pojedynczego piłkarza.

Mieli rację. Udało im się wygrać nawet Ligę Mistrzów, w przeciwieństwie do urządzonych z bizantyjskim przepychem PSG czy Manchesteru City. A ponieważ ich perfekcyjny czas zbiegł się z dalekim od perfekcji okresem u rywali, to otrzymaliśmy jedynie słuszny wynik tego równania, czyli wszechogarniającą kontrolę nad rozgrywkami – o szansach zaprzepaszczanych przez Borussię świetnie napisał Michał Trela, a dorzućmy jeszcze, że ekipy z Gelsenkirchen czy Hamburg (metropolia większa i bogatsza od Monachium!) stoczyły się do drugiej Bundesligi. Doprawdy, Bayern musiałby się nakombinować, żeby wygrywać znacznie rzadziej.

Spisuję niniejszy wywód z kilku powodów. Bo domagam się jeszcze większego, najlepiej nieskończonego uznania i podziwu dla Bayernu. Bo męczy mnie manifestowana w otoczeniu dużych klubów pogarda dla rozgrywek krajowych, recenzowanie całego sezonu na podstawie pojedynczego wieczoru w wiosennych rundach Ligi Mistrzów. Bo nie sądzę, żeby Bundesliga wymagała naprawy, wciąż najbliżej jej do wzorca – tam nie ma ani inwazji nadzianych typów podejrzanej reputacji, ani dławiącej komercjalizacji, są natomiast troska o zwykłego kibica i kluby zrośnięte z sąsiedztwem, nawet nowobogacki Lipsk da się lubić. Bo patologie dostrzegam w innych krajach, to sąsiadów PSG powinien trafiać szlag. Bo niemieckie kluby nadal przyzwoicie żyją, być może za chwilę obsadzą cały finał Ligi Europy. Bo wzdrygam się na wieści o wspomnianej rewolucji w rozgrywkach – zwracam uwagę, że Bundeslidze nie proponuje się systemu uważanego za najlepszy z wymyślonych, lecz system służący do osłabienia najlepszej drużyny. Skoro Bayern aż taki niezwyciężony, to równajmy w dół.

A przede wszystkim nie wiadomo, czy monachijskie rządy to konsekwencja strukturalnego defektu – dopóki go nie usuniemy, dopóty Bayern nie padnie – czy nie żyjemy raczej w specyficznym czasie, który wkrótce przeminie – w epoce wyczynów nie do powtórzenia. Wielkie pieniądze to wszak warunek dla osiągnięcia sukcesu konieczny, ale nie wystarczający. PSG miażdży krajową konkurencję pod względem finansowym w skali w Bundeslidze nieznanej, ale oddało dwa z ostatnich pięciu tytułów mistrzowskich. Kiedy Juventus stracił impet po dziewięciu latach wszechwładzy w lidze włoskiej, to zsunął się w poprzednim sezonie z podium i w bieżącym znów człapie poza podium. A niepojęty przypadek Manchesteru United, trwoniącego trzeci najwyższy budżet płacowy na świecie na wielobramkowe karnawały, które jego kosztem urządzają sobie piłkarze Liverpoolu?

W Monachium rzeczywistość też zaskrzeczy, być może już niebawem. A niech tam, jednak pobawię się w przewidywacza przyszłości i powtórzę dawną prognozę. Otóż Bayern odda władzę w Bundeslidze, gdy straci swego jedynego megagwiazdora – Lewandowski musi albo odejść, albo wreszcie rozegrać sezon słabszy o 10 goli, zacząć reagować jak człowiek, który czuje, że się postarzał.

174 myśli na temat “Nie obrażajmy Monachium. To nie Paryż

  1. @Tomo
    Nie wiem. Chyba nawet „mając najlepszą drużynę w historii” potrafiłby przekombinować…

    Polubienie

  2. Najlepszą drużynę w historii i sędziego Orvebro na boisku jeszcze najlepiej.

    Tak, wiem, złośliwy jestem (i bardzo stronniczy, tendencyjny itp.), ale w końcu dziś rocznica rewanżu z Chelsea, więc chyba dziś wolno.

    Polubienie

  3. Dobra, Juventus oficjalnie się wyebał i sobie ten głupi ryj rozwalił

    oto mamy więc epilog, rozstrzygnięcie zakładu o „nawałkizmy i brzęczykizmy”. PeEsŻe niestety nie zawiodło(nawet bym się cieszył, gdybym przez nich przegrał), Bayern dociągnął do dyszki, Juventus nawet mi cholernych pustych orzechów nie wygrał.

    Gratuluję koledze alpowi, który może swobodnie się uzewnętrzniać w wyżej wymienionym temacie, i nijaka go nie spotka reakcja z mojej strony, gratuluję koledze grzespielcowi, który przewidywał zaciętą walkę o scudetto i trzeba oddać iż miał pełnię racji. Nie wydaje mi się bym przecenił trenera Allegriego, bardziej nie doceniłem problemów jakie się w Juve nawarstwiły, no i mimo wszystko oba kluby z Mediolanu wykręciły te kilka punktów więcej niż myślałem.

    Zatem niedawna dyskusja o reprezentacyjnych popisach Jerzego Brzęczka i Adama Nawałki była moją ostatnią, przynajmniej tu na blogu, nic mi tu dodać nie przyjdzie, przyjmując że byłoby coś do dodania.

    Gratuluję Panowie jeszcze raz!

    Polubienie

  4. @twojastara
    Piękny był nasz ostatni taniec, przyjacielu. Żegnaj. Wspomnimy Cię jeszcze nie raz.

    Polubienie

  5. Ja nie wiem, po co koledzy @GP i @ Twoja Stara takie deklaracje składają, których potem ciężko dotrzymać. Przykład GP- który miał już tu dawno nie wracać a wraca (na szczęście). A z innej beczki- też nie wiem, co jest z tym Pepem nie tak, że nawet z tak dobrze poukładanym zespołem nie umie wygrać LM, ale wcale mi nie smutno. I tu póki co dalej jest gorszy od swego rywala Mourinho, który potrafił osiągnąć wynik ponad stan.

    Polubienie

  6. A może to jest właśnie urok piłki… – jest „dobrze poukładany zespół”, wybitny trener, a w kluczowych momentach, decydujących o sukcesie „wygrywać nie umieją”.
    ……..
    Może mi ktoś podpowiedzieć co mają tegoroczne sukcesy PSG, Bayernu, Juwentusu (listę klubów można mnożyć) do piłki reprezentacyjnej (poza tym, ze dostarczają tabuny reprezentantów), a zwłaszcza do Nawałki i Brzęczka. To chyba dla mnie za trudne… – nijak skumać nie potrafię.

    P.S.
    Wczorajszy mecz Juventusu oglądałem. Niestety z tego patrzenia zęby mnie rozbolały. Jedyni piłkarze Juve, którzy o coś i coś grali to Dybala i Wojtek. Brawa dla beniaminka.

    Polubienie

  7. @alp
    Przed sezonem zakładałeś się z TwojąStarą o wyniki w ligach i wczoraj TwojaStara oficjalnie przegrał (Juventus przegrał z Genuą i stracił szansę na mistrzostwo). Stawką było wycofanie się z dyskusji na nasz ulubiony temat.

    Polubienie

  8. „… też nie wiem, co jest z tym Pepem nie tak, że nawet z tak dobrze poukładanym zespołem nie umie wygrać LM”

    Być może ośli upór trwania przy grze bez klasycznego killera na „9”, który by mu decydujące mecze w końcówkach „domykał”.

    Polubione przez 1 osoba

  9. @Otwojastara
    Zupełnie nie pamiętałem swojego „wizjonerstwa”. Pewnie dlatego, że dla mnie najważniejsze są emocje meczowe, a do końcowych wyników sezonu przywiązuję mniejszą wagę.
    Ale żeby Ci smutno nie było (w końcu Nawałka i Brzęczek to sól soli futbolu) to obiecuję, ze sam też nie będę poruszał tego tematu. No chyba, ze dyskusja na blogu wyjątkowo mnie sprowokuje.

    Polubienie

  10. Mam pomysł na konkurs:
    Napisz zdanie zawierające „Manchester United w bieżącym sezonie”, a mimo to nie będzie ani trochę śmieszne.

    Polubienie

  11. @Koziołek
    Przykro mi, ale wypadam. Niewiele ich w tym sezonie oglądałem.
    P.S.
    Dzięki za podpowiedź.

    Polubienie

  12. @Rafał
    Dzięki, że poruszyłeś dzisiaj na Wyborczej narastający problem dostępu do relacji sportowych. I to nie tylko problem z oglądaniem Świątek, naszych piłkarzy grających za granicą. To generalnie problem dostępu kibica do światowych sportowych wydarzeń.
    Ale to nie tylko problem regulacji państwowych i korzystania z ustawowych uprawnień. Praprzyczyna to lody, które kręcą na sporcie kluby, federacje, organizatorzy rozgrywek i firmy bukmacherskie w układzie z mediami.

    Polubienie

  13. To się zaczęło jak media „zapomniały” o swojej roli informacyjnej i zaczęły nam sprzedawać produkt medialny. Za produkt ktoś musi zapłacić… – reklamujące się firmy, producenci reklam, firmy menadżerskie, kibice. A media najbardziej lubią jak za ten sam produkt płacą wszyscy jednocześnie.

    Polubienie

  14. @Koziołek
    To są standardy z „dobrego somsiedztwa”… – ja się jakoś obejdę/nawet przeboleję, byle „somsiad” nie miał.
    Pamiętasz jaka radocha (fakt, ze krótkotrwała) była jak Kargulowi ogierka z UNR-y ukradli. Ta też się szybko skończy. Wystarczy, ze Haaland sypnie w pucharach Borussii hattricka. Wtedy polecą tekstem o braku szacunku dla byłych kolegów

    Polubienie

  15. Juve po raz pierwszy od 10 lat bez żadnego tytułu, ale wczorajszy mecz pucharowy z z Interem dostarczył sporo emocji. Tylko, ze pół godziny w drugiej połowie na wysokim poziomie to za mało, żeby zdobyć Puchar.
    A wcześniejszy mecz w lidze francuskiej Nicea – Saint-Etienne też dostarczył sporo emocji. Osiemnasta drużyna ligi wygrywała z czwartą 2:0, ale w drugiej połowie Nicea zabrała się do roboty. Sześć bramek dało sporo frajdy.
    A w Anglii też nieźle. Liverpool nie odpuszcza, ale City po ostatniej kolejce utrzymało trzypunktową przewagę.
    Piłkarski kibic narzekać nie może.

    Polubienie

  16. @koziołek
    Kondolencje. Rozwinąłbym się jakoś bardziej, ale znowu będzie że bolszewizm xD

    Poczekaj z tym grzaniem Bayernu do odejścia Lewego, jak dobrze pójdzie to faktycznie będzie za rok. Obstawiam że z odejściem Roberta skończą się legendy o genialnym zarządzaniu, zdrowym klubie i najlepszej srataśmie na stadionie na jaką mogą liczyć kibice w całe Europie.

    Polubienie

  17. @rafalstec

    oficjalnie pana gazeta jest ośrodkiem szerzenia nienawiści. Domyślam się nie jest to dla Pana łatwe ni przyjemne.

    Polubienie

  18. @GRINDAVIK
    Słyszałem tylko legendy o zapisach kontraktowych, klauzulach odstępnego po jakimś czasie. O tym nowym też już krążą legendy, że po 2 latach ma być klauzula odstępnego.

    Polubienie

  19. @twojastara
    Jeśli dobrze zrozumiałem zescreenowany fragment raportu, to wynika z tego, że słuszny feminizm się na krocze nie ogląda. Może i słusznie – nie znam się przecież ani na feminizmie, ani na słuszności (w żadnym ze znaczeń, w których wystąpiła).
    Żyjemy w dość ciekawym czasie, nie powiem, ale ja się akurat bawię dobrze i nie narzekam. Odnoszę jednak wrażenie, że XXII wiek będzie bardzo skomplikowany.

    Polubienie

  20. @ALP
    Mówili, że dwa razy do tej samej rzeki nie wchodzi się. Zobaczymy jak sobie Juve poradzi w kolejnym sezonie, ale mimo wszystko zjazd szokujący.

    Polubienie

  21. @koziołek
    TERFy wywodzą się głównie z feminizmu drugiej fali, łatwo kojarzonego z arcykapłanką tego nurtu, panią co Harry’ego Pottera napisała. Postępowi to byli w latach 80-90 i nie do ogarnięcia jest dlań iż ten „szczyt ludzkiej egzystencji” jest już za nami, no i się zboomeryzowali.

    Przyjmując że XXII wiek, przynajmniej dla człowieka, nastąpi. To wcale nie jest takie pewne.
    Zakładając, optymistycznie, że nastąpi, w sumie to nie takie dziwne, takie zadanie na wyobraźnie – jak dziwny byłby obecny świat, dla kogoś urodzonego w końcówce XIXw?

    @tomo
    „Mówili, że dwa razy do tej samej rzeki nie wchodzi się.”

    Ancelotti przesyła pozdrowienia 🙂
    Daj Maxowi czas, ogarnie na tyle na ile to Juve da się ogarnąć. IMO ich główny problem, to odejście Marotty, był doceniany jako CEO, ale chyba jednak niedostatecznie. Wychodzi że wszędzie gdzie nie był po Realu Cristiano, to zaszkodził, z Juve w geście protestu odszedł najważniejszy człowiek, a United zaliczyli potężny regres bo budowana drużyna do śmieci, trzeba nową pod Kristianosa zbudować.

    Polubienie

  22. To Lewy pokerowo zagrał. Wg mnie słusznie. Oczywiście szkoda, że nie zostanie najlepszym strzelcem Bundesligi wszech czasów (chyba, że np. na emeryturę wróci do Dortmundu), ale fajnie będzie go zobaczyć w lepszej/innej lidze

    Polubienie

  23. @0TWOJASTARA
    Ancelotti to ciekawy przypadek. Dopiero co sobie nie radził w średniakach, kontrowersji co nie miara po zatrudnieniu w Realu, a tu ogarnął całą ekipę z 50% szansami na dublet najważniejszych trofeów, i nie ma co umniejszać, że rywale w kraju na poziomie tych z Bundesligi.

    No właśnie, skoro Ancelotti sobie wszystko fajnie i w miarę sprawnie poukładał, to dlaczego Max nie? Chyba za dużo odpoczynku było. Brak CEO? Przecież tu nie problemem jest skład, zdecydowanie najlepszy we Włoszech.

    Ronaldo wrzucamy? Chłop gdzie nie poszedł, to sobie poradził (Messi jakoś ma z tym sport problem). United to dopiero zacznie budowę. Rangnik trenerem za dobrym nie jest i on tam poszedł w innej roli. Za rok, dwa ocenimy czy te ruchy były słuszne.

    Polubienie

  24. @XavrasW
    Jeszcze raz dzięki.
    Wczoraj miałem dzień sportowo przerąbany, bo wnuczka przyszła złożyć dziadkowi urodzinowe życzenia, ale dzisiaj mogłem się cieszyć tenisem od pierwszej do ostatniej minuty.
    Pomeczowe relacje, nawet ilustrowane wybranymi akcjami to nic. Nie tylko mecz, ale każdy set, gem punkt ma swoją historię. Przecież siódmy gem drugiego seta to była nie tylko tenisowa, ale i sportowa czysta poezja… – i to na Nobla z literatury.
    A potem te łzy po wygranej pierwszej piłce meczowej i Przegrana „pocieszająca” zapłakaną Wygraną.

    Polubienie

  25. @alp

    Nie ma sprawy, fajnie, że mogłem pomóc.

    Siódmy gem II seta był, jak to mówią w juesej, fucking outkurwarageous, najlepszy gem kobiecego tenisa jaki widziałem w tym roku, a dzięki wspomnianej stronce oglądam sporo ;). Tak z 3 akcje z tego gema pewnie będą w TOP10 Rallies WTA za 2022. Szkoda Ons, bo gdyby nie Iga, miałaby pewnie te 2 tytuły z rzędu…

    Teraz Paryż i walka o kartę w historii – najdłuższą serię wygranych w XXI wieku.

    Polubienie

  26. @tomo
    Biorąc pod uwagę jak zipie Everton, należy się zastanowić czy tych rezultatów jednak nie przewartościować. Co do Napoli, tam Anczelot pasował jak pięść do nosa, zgadzam się z Simeone że nie ma trenerów 10/10 o uniwersalnych metodach pasujących wszędzie. Napoli to bardzo specyficzny kierunek, gdzie taki Sarri pasuje o wiele bardziej. Ale gdy wsiadamy do bolidu turboklubu przepełnionego gwiazdorami, to Ancelotti zrobi robotę.

    Moja perspektywa na Juve jest bardzo pobieżna, wrażenie było takie że mieli bardzo słaby start, potem Max sporo ogarnął, ale straty były zbyt duże żeby wykrzesać z zespołu jakąś faktyczną motywację do walki o cokolwiek wincyj niż top4. I nadal są rzeczy do ogarnięcia.

    Co do składu, pewnie patrząc na karty w FIFI-e i dodając numerki, to tak, tyle że w futbolu na ogół to tak nie działa. Przykładem może być to United, gdzie CR jest wartością dodaną, ale żeby zmieścić go na boisku, trzeba było przesunąć wszystkie klocki które dotąd dobrze stały, na niekoniecznie optymalne miejsca. Na papierze niby mocniej, na boisku najgorszy sezon od lat.
    Innym przykładem PSG, które miało przed sezonem turbookienko, hajp był co niemiara, a ciężko stwierdzić by jakiekolwiek ze wzmocnień było realne i przełożyło się na siłę drużyny. Ba, to wzmocnienia wykopały paryżan z LM jedno pudłując karnego, drugie prezentując gola.
    Więc pytanie na ile skład Juve jest zbilansowany, na ile wymiana pokoleniowa się tam dokonuje, bo na Kielonim to już raczej nie będziemy obrony budować ect. Nie mówię że Max wszystko tip-top zrobił, bo na pewno nie, ale też chyba zapracował na jakiś kredyt zaufania przez całą poprzednią dekadę robienia wyników ponad stan.

    Tak wiedziałem że tego Ronaldo złapiesz – żeby było jasne, to wina Juve czy United że zakontraktowali typa nie mając dobrego sportowego pomysłu na skorzystanie z jego zalet, nie Portugalczyka który swoje robi, z dobrodziejstwem inwentarza.

    Polubienie

  27. @Rafał
    W tabelę to się chyba „gapiłeś” przez jakieś magiczne szkiełko…
    P.S.
    Bogini to chyba wyszła za mąż, ustatkowała się i przestała szaleć po lasach.

    Polubienie

  28. Od meczu z Izraelem nie miałem tyle radości z gry drużyny Brzęczka. Świetna robota, selekcjonerze, oby tak dalej!

    Polubienie

  29. Michniewicz będzie wkrótce walczył z Messim a Brzęczek teraz zmierzy się z kibolami Wisły Kraków. Takie teraz mamy czasy przewrotne.

    Polubienie

  30. @0TWOJASTARA
    Możliwe, że jest tak jak piszesz, że Ancelotti to fachowiec od wielkich zespołów. Wszak wszędzie jakieś mniejsze lub większe sukcesy święcił.

    United to słaby przykład. Tam piłkarzy masz solidnych, ale ilu z nich widziałbyś w podstawie Liverpoolu czy City? No właśnie. Wiadomo, z tymi grajkami Pep czy Klopp stworzyliby machinę, no ale właśnie, tam takiego fachowca nie ma, a Maxa wielu za takiego uważa.

    Wymiana chyba też idzie solidnie, skoro Chiesa, Bernardeschi czy Locatelli walnie przyczynili się do mistrzostwa Europy (inna sprawa, że też do odpadnięcia z Mundialu xD), a De Ligt czy Vlahovic to uznane marki. Defensywa wciąż wymaga większych zmian, no ale to nie ma przegrali tytuły. Dajmy mu czas, może faktycznie potrzebuje więcej czasu.

    @ANTROPOID
    Wbrew swoim zasadom oceniam głównie przez pryzmat LM, bo jakoś mnie L1 nie porywa. Tam sobie radził średnio, a w lidze liczbowo, jak na siebie, bardzo słabo. To mi pozwala wysnuć tezę, że sobie nie radzi.

    Polubienie

  31. @TOMO

    Liczby rzeczywiście wyglądają inaczej, choć to często mylące, w PSG inaczej są rozłożone akcenty w drużynie, to nie Barca schyłkowego Messiego, gdzie jak nie szło, to wszyscy czekali, co on zrobi.
    No i jest tam „superstrzelba” na szpicy, czego na Camp Nou nie było i ta strzelba dostaje od niego naprawdę sporo kapitalnych asyst, inni też, czy je wykorzystują, to osobny rozdział.

    @IKSIS

    „Brzęczek teraz zmierzy się z kibolami Wisły Kraków”

    Co będzie rarytasem dla mediów, które tym żyją, a śmierć jednego dnia dwóch wybitnych aktorów, znanych przez pokolenia Polaków, przechodzi przy tym niemal bez echa.
    Takie właśnie czasy „przewrotne”.

    Polubienie

  32. Nie wiem, co koledzy mają przeciwko Wiśle, że się spadek tej drużyny podoba. Niepowodzenie próby ratowania klubu po latach okradania przez kibol-bandytów raczej tylko ich powinna cieszyć…

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s