Nie tylko barcelońskie wilki z Wall Street

Obsesyjnie myślę ostatnio o relacjach międzyludzkich na szczytach futbolu – toksycznych związkach z rozsądku, rozstaniach w koszmarnie złym stylu, atmosferze towarzyszącej negocjacjom transferowym czy kontraktowym. Pisałem o spowijającej wielkie stadiony truciźnie w felietonie do GW, wspominałem o niej też w poprzedniej blogowej notce, gdy Robert Lewandowski żegnał się z Bayernem.

Czuję potrzebę powrotu do tematu, bo problem eskaluje, osiąga rozmiary epidemii. Zrekapitulujmy podstawowe fakty.

Leo Messi opuścił Barcelonę wbrew swojej woli, zmuszony kondycją klubu dyndającego nad finansową przepaścią. I przeżył sezon w nowym klubie słabiuteńki, zorientowani w paryskich realiach twierdzą, że do dzisiaj nie poczuł się w nowym mieście jak u siebie.

Ronaldo po ubiegłorocznej ucieczce z Juventusu, gdzie „wszyscy musieli służyć Cristiano” (określenie Leonardo Bonucciego), wymusza zgodę na transfer z Manchesteru United, obnosząc się ze swoją frustracją (występy w Lidze Europy są poniżej jego godności) i rozczarowaniem postępującą degrengoladą otoczenia. Cytowani przez prasę pracownicy klubu nazywają go „chodzącą chandrą”, opowiadają o samotnym, milczącym zasiadaniu do obiadów etc.

Robert Lewandowski też wymuszał transfer, szefów Bayernu publicznie wręcz szantażował.

Nowi szefowie Paris Saint-Germain, znani z kapralskiego stylu zarządzania trener Christopher Galtier i doradca Luis Campos, chcieli wykurzyć z szatni Neymara, ale ten znów okazał się niesprzedawalny, w lipcu w jego kontrakcie odpaliła się klauzula skazująca klub na absurdalny koszt 49 mln euro brutto do 2027 roku. Kto inny tyle zapłaci? Przypadek podobny do przywoływanego dwa akapity wyżej – Ronaldo też pobiera kosmiczną pensję, więc nikt nie chce nawet na niego spojrzeć, być może okoliczności zmuszą go do trwania w małżeństwie z rozsądku.

Neymar ponoć wreszcie wziął się do uczciwej pracy na treningach (zmotywowany perspektywą mundialu) i gra znakomicie, więc w Paryżu igrzyska egocentryzmu urządził sobie Kylian Mbappé – ostentacyjnie przestaje biec, gdy nie otrzymuje podania, otwarcie wykłóca się o prawo do wykonania rzutu karnego, lobbował za pogonieniem z drużyny wspomnianego Brazylijczyka. Bez skutku, na razie zastąpił go w roli piłkarza większego niż klub, jako megagwiazdor o specjalnych prawach próbuje nawet poprzednika przelicytować.

Wrogo lub lodowato żegnali się też ze swoimi dotychczaasowymi drużynami Gareth Bale, Paul Pogba oraz Romelu Lukaku, którzy w celebryckich rankingach ustępują Messiemu, Ronaldo, Lewandowskiego, Neymarowi i Mbappé, ale oni również mieli być postaciami największego formatu, liderami – kosztowali około 100 mln euro, pobierali szokującego dla przeciętnego człowieka pensje. Niestety, zamiast innych zawodników inspirować, sprawiali wrażenie średnio zainteresowanych losem klubu, skupionych wyłącznie na sobie, w skrajnych przypadkach głośno wzdychali do życia gdzie indziej. Lukaku w pełni sezonu urządził sobie wypad do Mediolanu, by wyznać przed kamerą, że tęskni za Interem.

Losy megagwiazdorów się różnią, czasami oni próbują wymusić transfer, czasami oni są zmuszani do odejścia. Wszystkie historie łączy to, że strony nie okazują sobie lojalności, nie czują się zobowiązane do niczego, czego nie zawiera klarownie skonstruowany kontrakt – a kontrakt trzeba respektować dopóty, dopóki nie zdołamy go renegocjować, anulować, zerwać bez strat własnych. Drużyna piłkarska, w której chciałbym widzieć wartość wyższą niż zredukowana do cyferek i paragrafów, staje się zwykłą grupą wynajętych specjalistów, których nie scala nic poza wyznaczonym ich technicznym zadaniem do wykonania. Wszystko jest transakcją, relacją sterylnie biznesową. Ubijające interes strony wyszarpują, ile zdołają, wykorzystują siebie do maksimum, a kiedy poczują, że istnieją optymalniejsze opcje, następuje rozstanie, w najlepszym razie upudrowane niby elegancką formułką podziękowaniami, w której szczerość nikt nie wierzy. Liczy się tylko to, co zapisane w księgach. Aż przypomina się słynna fraza bezwzględnego maklera Gordona Gekko, który w „Wall Street” tłumaczył młodemu, naiwnie niewinnemu jeszcze adeptowi żonglowania instrumentami finansowymi, że „chciwość jest dobra”, oto najwyższa wśród cnót, nie będziesz miał cudzych bogów przed nią.

Giełdowymi instynktami najsilniej wieje ostatnio z Barcelony, gdzie wielki podupadły klub usiłuje w trybie ekspresowym, prawie z dnia na dzień wrócić na szczyt. W amoku kupowania i sprzedawania wykopuje Frenkiego De Jonga, rozgrywającego, który w styczniu 2019 roku przylatywał na Camp Nou w glorii wschodzącej gwiazdy światowego futbolu, jako jeden z głównych odpowiedzialnych za renesans Ajaxu Amsterdam – wydatnie zasłużył się dla fantastycznego sezonu, zakończonego w półfinale Ligi Mistrzów. On też spełniał marzenia, bo dla Holendrów gra w Barcelonie – m.in. ze względu na dziedzictwo Johana Cruyffa – to najwyższy zaszczyt, przeprowadzka do świątyni.

A potem zderzył się z chropowatą rzeczywistością. Poprzedni kataloński prezes Josep Bartomeu popodpisywał mnóstwo nieodpowiedzialnych, absurdalnie kosztownych umów i gdy klub przygniotły bezkresne długi, zaczął namawiać piłkarzy, żeby zgadzali się na ich redukowanie albo rozłożenie wypłat na dłuższy okres. W październiku 2020 roku renegocjował kontrakt De Jonga – obowiązujący do 2024 przedłużył do 2026, a w zamian Holender zgodził się, by 18 mln euro należące mu się w latach 2020-22 otrzymać w przyszłości. W sumie powinien wziąć jeszcze 90 mln (drugie tyle klub dorzuci w podatkach urzędowi skarbowemu). Teraz jednak nowy zarząd usiłuje całkiem się rozgrywającego pozbyć, dzięki czemu pozbyłby się też zaległości (i zarobił 80 mln na sprzedaży). W lipcu zaakceptował nawet ofertę Manchesteru United, gdzie piłkarz spotkałby Erika Ten Haga, swojego rodaka i trenera, którego zna z tamtego wspaniałego okresu w Ajaxie.

Ale De Jong wyjeżdżać nie zamierza. Zagrałby tylko w Lidze Europy, a nie w Lidze Mistrzów, według hiszpańskich i angielskich mediów ani myśli zapomnieć o pieniądzach, które mu się należą – zgodził się tylko „poczekać” na zaległe 18 mln, z niczego nie rezygnował. Barcelona ostro naciska. Poinformowała De Jonga, że został wystawiony na listę transferową. Trener Xavi Hernandez wystawiał go w sparingach na środku obrony, jakby usiłował maksymalnie uprzykrzyć mu życie. Według serwisu The Athletic zarząd grozi też piłkarzowi, że wytoczy mu proces i anuluje kontrakt, ponieważ odkrył jego rzekomą nielegalność – przy podpisywaniu strony miały dopuścić się przestępstw.

Znów obserwujemy zatem zimną wojnę, awanturę umoczoną w grubym szmalu. I znów drużyna jako zjednoczona grupa ludzi marząca o wspólnych sukcesach ma drugorzędne znaczenie – jak Cristiano Ronaldo nie czuje potrzeby pomóc Manchesterowi United w wydźwignięciu się z zapaści, tak Frenkie De Jong ma nie otrzymać szansy, by wraz z innymi ratować Barcelonę. Co znamienne, Holender wysłuchuje wyzwisk od wielu kibiców katalońskiego klubu, którzy uważają, że postępuje nieetycznie, krzywdzi swoich dobroczyńców. Nie przeszkadza im, że jest z Camp Nou wyrzucany, choć podejrzewam, że płonęliby oburzeniem, gdyby działo się odwrotnie – jakiś piłkarz nie chciał honorować kontraktu wbrew woli klubu.

Ofiar tłumnego gniewu znaleźlibyśmy zresztą tam więcej – publiczność bezpardonowo traktuje również Martina Braithwaite’a, przeraźliwie wygwizdywanego i witanego obraźliwymi transparentami dlatego, że nie pozwala się ani wystawić za bramę, ani machnąć ręką na obiecane w umowie pieniądze.

Nie chcę teraz wnikać w każdy spór z osobna i rozstrząsać, która ze stron ma więcej lub mniej racji. Wzdycham raczej nad całokształtem spraw. Nad sforami ujadających, zagryzających się wilków, i nad maklerskim klimatem panującym wszędzie tam, gdzie mieszkają najznakomitsi współcześni piłkarze – tyle wokół nich jadu, że kibice albo uczą się hipokryzji (muszą sobie racjonalizować, psychicznie radzić), albo się alienują, konflikty gdzieś na górze toczą się coraz dalej od nich, w finansowej elicie odklejonej od rzeczywistości, latającej pojedynczo prywatnymi samolotami, może zamiast wytykania staruszków Gordona Gekko czy Jordana Belforta powinienem powołać się na skojarzenia z równie bezwzględnymi, acz młodszymi bohaterami serialowej „Sukcesji”. Od kilku tygodni, może miesięcy odnoszę bowiem wrażenie, że nowoczesny futbol przekracza kolejną granicę, ostatecznie staje się bardziej twardym biznesem niż ufundowanym na innych wartościach sportem.

Być może dzieje się nieuniknione, być może relacje międzyludzkie w tym świecie ewoluują wprost proporcjonalnie do tempa, z jakim na kontach piłkarzy nawarstwiają się miliony. I maleje zarazem akceptowalność dla porażki, która jest przecież immanentnym elementem sportu. Dynamika, z jaką Barcelona – horrendalnie zadłużona, niedawno prawie splajtowała – wróciła do roli najagresywniejszego inwestora na rynku transferowym, rodzi we mnie pytanie, czy nie byłoby zdrowiej, gdyby jednak potkwiła przez parę chwil w kryzysie głębszym niż drugie lub trzecie miejsce w lidze hiszpańskiej. Nie byłoby je stać na Lewandowskiego. Poprzebywałaby w czyśccu, zapłaciła za błędy i wypaczenia stopniowym odbudowywaniem potęgi. Doświadczyłem tego jako kibic Milanu, który przez 7 lat nie dotknął Champions League, przez 11 sezonów nie triumfował w Serie A, przez wieczność grzązł z beznadziei. I zwierzę się wam, że rozciągnięty w czasie powrót smakuje jak nigdy. Właściwie nawet trochę szkoda mi Barcelony, że tego nie zazna.

375 myśli na temat “Nie tylko barcelońskie wilki z Wall Street

  1. O, skoro ktoś już się odważył napisać herezję, to ja podbijam. Decyzja Szczęsnego o wyjściu z bramki przy golu na 2:0 nie była dużym błędem, jeśli w ogóle jakimś. Błędem było zawahanie się – jak już wychodził, trzeba było na całego.

    Ale to zawahanie to w dużej mierze wina Bednarka, który nie miał pojęcia, co się wokół niego działo. Polecam obejrzeć sobie powtórkę na świeżo, co on tam wyprawiał to się opisać nie da. Ogólnie oceniam, że 60% tego gola to nieprzytomny Bednarek, 25% bezmyślny Krychowiak cofający piłkę byle jak i na oślep, a reszta rzeczywiście na konto niezdecydowanego bramkarza. Czyli winy z po stronie Szczęsnego sporo, ale wciąż zupełnie nieproporcjonalnie do jobów, które do dziś zbiera.

    Polubienie

  2. @Koziołek
    Jeżeli wytrwałeś w postanowieniu i wybrałeś gierki komputerowe zamiast meczu, to zgapiłeś jeden z lepszych naszych występów w ostatnich casach. Wreszcie biegali, nawet Glik z Krychowiakiem, a Bereszyński to nawet utytłał strój o trawnik, co mu się zupełnie nie zdarzało. Wojtek potwierdził dla czego jest nr 1 w bramce i nawet jak mu Bereszyński z Glikiem chcieli sprawić psikusa, to po kapitalnej paradzie skwitował to tylko wymownym spojrzeniem. Zieliński w drugim meczu potwierdza, ze stał się wreszcie piłkarzem na którego od dawna czekaliśmy, a Świderski, że bardziej pasuje do Lewandowskiego niż Glik czy Piątek. Zalewski i Żurkowski potwierdzili papiery na MŚ. Nawet Krychowiak nie wikłał się tylko w przepychanki z rywalami i próbował podawać nie tylko do tyłu, ale też próbował zagrań trochę dłuższych, a niektóre mu nawet wychodziły.
    Ale piłkarzem meczu dla mnie był Kiwior. To może być lider obrony na lata.

    Polubienie

  3. Oczywiście „Milik czy Piątek”! Chyba mnie Glik dzisiaj niesamowicie zaskoczył i ciągle siedział w głowie, bo grał tak jak przed laty. Gdyby tak jeszcze jak przed laty potrafił trzymać poziom w każdym meczu.

    Polubienie

  4. Ahahaha, to się ubawiłem 🙂
    Lepszy mecz, niż z Holandią? A w którym to konkretnie aspekcie?
    Dobry mecz, w którym zwycięstwo z co najmniej o klasę gorszym, niż wcześniej rywalem zawdzięczamy bramkarzowi?
    Świetny żart!

    Polubienie

  5. Elementy gry i piłkarzy wymieniłem. A różnicy klas rywala nie zamierzam kwestionować.
    P.S.
    Dzięki bramkarzowi (temu samemu na którego jeszcze przed meczem psy wieszałeś) to mogliśmy nie przegrać, a wygraliśmy dzięki akcji Kiwior, Lewandowski, Świderski (którego też nie doceniasz i to po mimo, ze w ostatnim roku jest drugim strzelcem reprezentacji).

    Polubienie

  6. @alp
    Tak, wytrawłem. Może to przynosi szczęście.
    Tak czy owak dobrze to brzmi co piszesz, aż chyba złapię jakąś powtórkę.

    Polubienie

  7. @alp
    Pomyliło Ci się, psy wieszał koziołek, ja się sprzeciwiałem.
    Co do Świderskiego tak było, ale wg mnie z takim rywalem Milik też by dobrze wypadł.

    @antropoid
    „Nie chciało im się grać” to jedno z najbardziej idiotycznych haseł, jakie krąży wokół piłki.

    I jeszcze dodam garść statystyk porównawczych dla kolegów do przemyślenia:
    Strzały: z Holandią 6-10, z Walią 6-13, w obu rywal więcej
    Celne: z Holandią 2-2, z Walią 3-3
    Celność podań: z Holandią 84%, z Walią 80%
    Odbiory z Holandią 14-11 na naszą korzyść, z Walią 16-16.
    Straty: z Holandią 8, z Walią 9

    Polubienie

  8. Tak ogólnie po powtórce – jak widzę cuda takie jak w 31. czy 39. minucie to się martwię. Jeśli wirtuozi z Walii tak łatwo mijają naszą obronę prostopadłym podaniem, to Meksyk też będzie to robił często, a Argentyna cały czas. W tym kontekście łatwiej mi darować te kilka sytuacji dla Walii z powietrza, zwłaszcza w końcówce, ale jak nas po ziemi rozklepują to strach się bać.

    @gp
    Psy to ja na Bednarku wieszałem, Szczęsnego właśnie broniłem. Za dużo chłop obrywa za tego gola z Senegalem.

    Polubienie

  9. Rafał na Wyborczej spuentował wczorajszy mecz: – „mieliśmy lepszych zawodników, ale mieliśmy gorszą drużynę”. Myślę, że teza o „lepszośći” naszych piłkarzy (poza pojedynczymi lub przywiędłymi kwiatkami) jest dyskusyjna, to Walia na pewno była drużyną lepiej zgraną. Stąd i statystyki nie mogą dziwić.
    Wyraźnie napisałem dlaczego mecz mi się podobał. Dołożyłbym grę wyżej ustawioną obroną, płynne przesuwanie się wraz z piłką we własne pole karne i bardziej aktywną grę, a nawet podejmowane próby rozgrywania piłki od własnej bramki. Natomiast ciągle jeszcze brakuje spokoju w rozegraniu piłki pod bramką rywala na co wskazywał Robert w pomeczowym wywiadzie.
    Klasa rywali zupełnie inna, ale trudno mi się zachwycać meczem, który rywal traktuje jak sparing z amatorami i nie doceniać meczu, w którym rywal od pierwszego do ostatniego gwizdka walczy o końcowy sukces.

    Polubienie

  10. @GP

    Przekładanie futbolu na tablicę matematyczną ma podobny sens.
    I pisanie o meczu jako „obronie Cz-wy” w sytuacji, kiedy coś takiego można było oglądać w ostatnich 10-15 minutach.

    Polubienie

  11. Wydaje mi się, że nawet biorąc poprawkę na wynik, który Holendrów nie mobilizował do zaciekłych ataków drugiej połowie, a Walię jak najbardziej, to świadczą one o podobnej jakości gry z oboma rywalami.

    @koziołek
    Dopiero teraz załapałem, o którą bramkę chodziło, myślałem, że o Holandię, stąd moje zdziwienie. I chyba nigdy nie pisałem, że z tym Senegalem to jego wielka wina, on jedyny widział co się dzieje, i chciał to przeciąć, ale źle ocenił sytuację, zgadzam się z Twoją oceną.

    Polubienie

  12. @drugi gol z Senegalem
    Widzę że mamy zgodę iż Bednarek jest głównym winowajcą, u mnie ma wręcz 80%. Na swój sposób jestem pod wrażeniem, on tam przecież grał pierwsze mecze w kadrze i ewidentnie w tej sytuacji stres go nie zżerał, podszedł z taką nonszalancją, że gdyby proporcjonalne to było do umiejętności, to by wybitnym piłkarzem był.

    Szczęsny ma u mnie 15%. Dla mnie to był błąd, do bramki było daleko, mógł dać czas Senegalczykowi na popełnienie błędu, nie raz prowadzący piłkę dawał się przez własną głupotę dogonić. Tak, zamienił Wojtek bardzo dogodną sytuację w 100% gola.

    No i 5% Krychowiaka. Sam idea wycofania była ok, 5% leci za bardzo niechlujne wykonanie.

    Polubienie

  13. No, Walia była zmobilizowana, tylko nie wynikało z tego tak wiele, jak można się było obawiać, a już na pewno nie da się tego nazwać „obroną Cz-wy”. Trzeba pamiętać, kto jest selekcjonerem repr. Polski, tylko ktoś skrajnie niezorientowany mógłby się spodziewać po nim prowadzenia gry w takich meczach, tzn. z rywalami o podobnej (i wyższej) klasie.

    Z Senegalem Szczęsny niemal na 100% był jedynym, który widział wbiegającego na boisko Nianga i nawet jeśli uznać, że trochę zgłupiał, to i tak można mu w tej sytuacji wiele wybaczyć, niejeden miałby budyń w głowie widząc co odwalił Bednarek.

    Polubienie

  14. @GP
    Holendrzy zagrali o trzy punkty minimalnym nakładem sił. To była dla nich kolejna gierka treningowa przed kluczowym meczem o zwycięstwo w grupie. Nasza drużyna też zagrała tak, jakby nie chciała się zasapać przed meczem o utrzymanie w dywizji A.
    Nie potrafię się „zachwycać” takim meczem, a już porównywanie jego statystyk ze statystykami z meczu o wysoką stawkę uważam za piłkarskie nieporozumienie.

    Polubienie

  15. A gdzie ja się niby zachwycam? Obydwa mecze zagraliśmy na podobnym poziomie, gdzieś tak na 90% możliwości, potrafimy trochę lepiej, ale tylko trochę.
    Przecież nawet sytuacje stwarzaliśmy podobne: jeden strzał Zielińskiego z daleka, jeden Zalewskiego z boku i jedna sytuacja bramkowa.

    Polubienie

  16. No to śmiesznie, wszyscy się solidarnie nie zgadzamy z ekspertami, zwalającymi tego gola przede wszystkim na Szczęsnego.

    No może poza Iksisem. Podzieli się kolega opinią?

    A już najbardziej w pamięć zapadł mi Szczęsny senior i jego „poszedł na grzyby”. Tego typu ekspert.

    Polubienie

  17. A z innej bajki – Jerzy Dudek wzywa do ponownego angażu Paolo Sousy na stanowisku selekcjonera. Małe na to jednak szanse, bo ponoć poważnie pod uwagę bierze go Juventus.

    Oni powariowali wszyscy?

    Polubienie

  18. A propos Szczęsnego to on jakiś czas temu udzielił ciekawego wywiadu, prowadził chyba Wołowski, w którym opowiedział m.in. o tym, że analizuje swoje mecze, ocenił swoje występy w turniejach (m.in. 2012 wszystko źle, 2016 super forma i pech), też o kontuzji, przez którą od 10 lat ma drut w ręce, którego nie ma kiedy wyjąć i każdy trening go tak boli, że ma potem problem rękawice zdjąć. Polubiłem go po tym.

    Polubienie

  19. Padło na Anglię. Czas na odpowiedź na pytanie Koziołka… – zagra w przeszłym roku w dywizji B, czy czeka nas zmiana formatu?

    Polubienie

  20. Padło na Anglię, czas na odpowiedź na pytanie Koziołka… – zagra w przyszłym roku w dywizji B, czy czeka nas zmiana formatu?
    P.S.
    Druga połowa niezwykle emocjonująca.

    Polubienie

  21. Z Senegalem błąd Szczęsnego o tyle był wielki, że wychodząc tak daleko to jeszcze przeszkodził i tak już nieźle zakręconemu Bednarkowi, bo powinien chociaż trafić w piłkę albo sfaulować napastnika a on ( nie pierwszy zresztą raz) wykonał pusty przebieg na pajacyka. Taki Fabiański zostałby w bramce i jak ktoś dobrze pisze, dałby szanse na popełnienie błędu chociażby w przyjęciu piłki a jak nie to chociaż kryłby krótki róg.

    Polubienie

  22. Od tego czasu Wojtek miał tydzień w tydzień znakomite interwencje, mniej udane i farfocle (jak każdemu, nawet najlepszemu bramkarzowi) też mu się zdarzały. A dyskusja tak intensywna jak w lipcu 1410 r. w Malborku, gdy dotarły wieści o klęsce zakonu pod Grunwaldem.
    Proponuję dla relaksu popatrzyć dzisiaj wieczorem na nasze siatkarki.

    Polubienie

  23. „Proponuję dla relaksu popatrzyć dzisiaj wieczorem na nasze siatkarki.”

    Nie ma mowy, bo mi się defetyzm uruchamia (dzięki iksis, zawsze w tym pomagasz).

    Czy w środku pomocy u nas już kiedyś było aż tak źle? Mamy typa, który gra w lidze pasterzy kóz i do gwiazd nie należy, jest bez formy od 6 lat, głupią stratę i faul na kartkę uważa za swoje popisowe zagranie i debata o obsadzie linii pomocy i tak toczy się wokół problemu „kogo tu postawić obok niego, czy ktoś się w ogóle nadaje?”.

    No ludzie, tęsknota za Polańskim/Lewandowskim (Mariuszem) mi się już uruchamia, a o Świerczewskim, Kałużnym, czy Sobolewskim to strach myśleć. Zaczynam podejrzewać Dariusza Dudkę o posiadanie mojego uznania. Tak źle!

    Polubienie

  24. Koziołku czcigodny,

    Naprawdę Cię tam pasą, gdzie Krychowiak gra? Bo ja myślałem, że tam od dekad żyją z wydobywania i sprzedaży ropy, ale może czegoś nie wiem i niesłusznie podejrzewam o bezmyślne powielanie rasistowskich stereotypów?

    Jeżeli chodzi o Krychowiaka to mamy tu klasyczny syndrom pt. zawsze lepszy jest ten, który akurat nie gra.
    W dodatku to samo, co o nim, mówiło się kiedyś o każdym spośród przez Ciebie wymienionych.
    Też bym chciał, żeby był ktoś lepszy, ale nie ma. Góralski to tykająca bomba, Bielik ciągle się leczy albo dochodzi do formy i nie umie dojść i właściwie nie wiadomo, jaki jest jego pułap, ale obawiam się, że przeszacowany, Szymański z Belgią dał popis, jak nie powinien się ustawiać DM, a Piotrowski to w ogóle nie jest international level.
    I co zrobić? Ręce same się rozkładają.

    Polubienie

  25. @gp
    Tak, jestem saudyjskim koziołkiem. A poważniej – piłkarze tam raczej ropy nie wydobywają tylko ktoś całkiem inny 🙂

    A tak poza tym to cóż, właśnie cały problem w tym, że masz rację. Problem nie w selekcji, problem w braku towaru. Nie pamiętam turnieju, czy eliminacji, gdzie ten środek tak źle się zapowiadał.

    Polubienie

  26. Zresztą można sobie heheszkować, ale to przecież aktualny klubowy mistrz Azji, który w dodatku w ub.r. wygrał ją drugi raz w ciągu 3 lat, a krajową ligę wygrywał ostatnio 3 razy z rzędu. Więc nie są to znowu jakieś tam ogórki.

    Polubienie

  27. „Jak może mi się podobać film, którego jeszcze nie widziałem”… – to ten sam dylemat. Problem w tym, że Krychowiaka wszyscy widzieli i kojarzą z najlepszymi momentami w Sewilli i na EURO 2016. A potencjalni kandydaci są co najwyżej kiepsko kojarzonymi migawkami.
    To jest skutek myślenia na co dzień żelaznym składem. A potem przychodzi turniej i okazuje się, że jesteśmy skazani na wybór pomiędzy dawno zgranymi kartami lub kotami w worku.
    Nic dziwnego, że w medialnych/eksperckich dyskusjach o składzie na MŚ (poza bramkarzami i napastnikami) praktycznie nie ma typowania 2/3 kandydatów do każdej pozycji (z resztą po co, skoro zawsze można zamienić gapę z fujarą pozycjami), a typowana reprezentacja ogranicza się w zasadzie do wyjściowej jedenastki.
    P.S.
    Co do Góralskiego – pełna zgoda.

    Polubienie

  28. A nie, błąd, myślałem, że gra w Al-Hilal, a to Al-Shabab.
    Tym niemniej liga wygląda ostatnio na najlepszą na kontynencie, i gra w niej kilku całkiem dobrych zawodników.

    Polubienie

  29. Ben Lederman z Rakowa (0 występów w reprezentacji), Damian Dąbrowski z Pogoni (1 w 2016 roku), Bartosz Slisz (1 w 2021) i Rafał Augustyniak (1 w 2021) z Legii, Radosław Murawski (0) z Lecha, Damian Rasak (0) z Wisły Płock.

    Zostawiam to tutaj, żeby, jak już Krychowiak zawali nam jakiś mecz, a drugi środkowy zagra jeszcze gorzej, szczycić się umiejętnością przewidywania i rozwiązywania problemów. Że też przez Słowacją na to nie wpadłem…

    Polubienie

  30. W kwestii tekstu w Wyborczej nt. utrzymywania przez samorządy futbolowej fuszerki, to głos oczywiście słuszny, tylko, że Polacy nie takie patologie utrzymują z podatków i nawet niespecjalnie protestują – do pewnych patologii przywykli, podobnie jak sąsiedzi ze wschodu.

    Polubione przez 1 osoba

  31. @antropoid
    W pełni się z Tobą zgadzam, tylko gdzieś z tyłu głowy kołacze mi się, że tak myśląc tworzymy klimat do patologii. Kilka/kilkadziesiąt milionów z naszych podatków tu, kilkaset tam… – z czasem przestajemy reagować nawet na miliardy. Jak choćby w tej chwili, kiedy na spekulacyjnych cenach producentów energii budżet robi miliardy na VAT, a jeszcze wymyślił sobie, że „łyknie” przedsiębiorcom 50% zysków, które w wyniku tych spekulacji powstały.
    A walka Rafała z patologią w sporcie staje się głosem wołającego na puszczy.
    P.S.
    Patologia ani zrozumienia, ani skrupułów nie ma. Właśnie kibole skatowali swojaka, który uciekając przed własną odpowiedzialnością za udział w Wiślackiej aferze, postanowił zostać tzw. małym świadkiem koronnym.

    Polubienie

  32. Ja tylko przypomnę kolegom wielbiącym siatkówkę, że cała dyscyplina jest u nas utrzymywana przez spółki skarbu państwa i samorządy prawie w 100%. Ręczna zresztą też. Piłkarze przynajmniej jakieś pieniądze generują z normalnego sponsoringu.

    Polubienie

  33. @up

    Jak zwykle gównoprawdę piszesz – https://www.assecoresovia.pl/sponsorzy/

    A nawet jeśli byłaby to prawda to mogę przeboleć utrzymywanie zwycięzcy Ligi Mistrzów (siatkówka), natomiast utrzymywania kopiących się po czołach łazęgów dostających wpierdol od każdego kto się napatoczy przeboleć nie mogę.

    P.S. Złamałem się i obejrzałem ostatnie 10 minut z Walią – o kurwa, jak ja Wam współczuję…

    Polubienie

  34. @XavrasW
    Pechowo wybrałeś… – to był najsłabszy fragment meczu w naszym wykonaniu. Walijczycy szarpnęli się, żeby nie wypaść z dywizji. A ponieważ naszym wystarczał remis do osiągnięcia tego celu cofnęli się, żeby dowieść wynik/sukces do końca.
    Chyba jednak masz rację. Kibice innych dyscyplin mogą mieć więcej uciechy ze swojego kibicowania. I frustracja też inna… – z braku złota, miejsca na pudle czy ćwierćfinału, może smakować lepiej niż piłkarskie sukcesy.

    Polubienie

  35. @Xavras
    Jeden zespół.
    A poza tym? Sponsor ligi: Polkomtel – joint venture spółek państwowych.
    Enea, Cuprum, Azoty, PSE, PGE i jeszcze parę innych – spółki państwowe.
    Na kadrę zdaje się, że też płaci Polkomtel.

    Och, trofea za pieniądze państwowe. Tak, w siatce te paręnaście baniek starcza, w futbolu nie idzie nawet do LE za tyle się dostać.

    Jeżeli ma chodzić o trofea to może niech dadzą na tenis stołowy albo zapasy, będzie o połowę taniej, a w ogóle już nikt nie podskoczy.

    Polubienie

  36. Nie chcę mi się z Tobą dyskutować na tematy, o których nie masz bladego pojęcia i nie będę za Ciebie robił researchu. Jeżeli zrównujesz system szkolenia, który udało się stworzyć w siatkówce (tak, prawda, za państwowe pieniądze, tylko idące na naukę polskich młodych chłopaków, a nie stranieri piątego sortu z łapanki), z tym „systemem szkolenia”, którym mamią nas leśne dziady z PZPN to znaczy, że Ci nieźle zwoje mózgowe wyprasowało.

    Notabene „paręnaście baniek” starcza, żeby Żilina czy inny Trencin wykopał z Ligi Mistrzów Ległą, której miasto kopsnęło stadionik za jakieś ćwierć miliarda, ale to nie przeszkadza zaczadzonym pierdzielić, że jakbyśmy mieli kasę to w piłę, Panie, ho ho. Zdolności polskich menedżerów piłkarskich do zrobienia czegoś sensownego są takie same jak zdolności Sasina do przeprowadzenia wyborów, a argument kasy jest ich ulubionym do przykrycia mierności tychże. Szkoda, że pożyteczni idioci im tak ochoczo wtórują.

    Polubienie

  37. Stadiony jeszcze można zrozumieć (tutaj nikt prywatny nie szarpnie się na takie wydatki i służą też innym okolicznościom), chodzi głównie o utrzymywanie marnych drużyn, które w pucharach najczęściej wypadają tak, jakby to była jakaś ogólnopolska zmowa – w celu szybkiego odpadania. Zresztą i w krajowych rozgrywkach nierzadko wygląda to tak, że dobre pieniądze wcale nie dają dobrego wyniku, wręcz przeciwnie.
    Polska to jakiś dziw.

    Polubienie

  38. No ja nie chcę nic mówić, ale kluby poza polską jak najbardziej szarpią się na takie wydatki, biorą kredyty ect. Nawet jeśli mają status „nie prywatny”.

    Oczywiście wiążę się to z tym, że mają swoje stadiony, a nie wynajmują miejskie. Chyba tylko Włochy pozostały ligą gdzie większość klubów wynajmuje miejskie stadiony, tam tylko Juve ma swój. Tyle że tam jest zachowana pewna logika i rozum człowieka i jakby kibice Milanu i Interu na siebie nie warczeli, Mediolan nie wybuduje im drugiego molocha, bo kibicowskie widzimisię. Jakby kibice Romy i Lazio nie stanowili ognia i wody, mają Stadio Olimpico i mają je k…. szanować.

    Polak jednak musi być pan na włościach, nawet jeśli nie swoich tak naprawdę a miejskich. ŁKS i Widzew mają „swoje” miejskie stadiony(Widzewa formalnie jest „gminny”) oba na 18k, oba kosztowały setki milionów, obie też świeżynki, ŁKS-owy miał otwarcie w 2015, Widzewowy w 2017. Puenta? Otóż, miasto Łódź pobiło ostatnio rekord cenowy odnośnie miejskiej komunikacji, ceny w Łodzi mają być najwyższe w całej Polsce. Ratusz i radni tłumaczą się że no inaczej się nie dało, 30 mln brakuje, no co zrobić. Kto wie, może te niecałe 200 mln wywalone w drugi łódzki stadion by pomogły, ale tam, to bodaj nie jedyna taka wesoła łódzka ynwestycja po której trzeba sięgać głębiej do kieszeni podatnika

    Gdyby te stadiony faktycznie służyły czemukolwiek poza kiboloskimi harcami. Jeżeli chodzi o stadion Legii, to ze względu na bliskie sąsiedztwo tzw. narodowego, to zdaje się że wszystkie koncerty i duże wydarzenia są realizowane właśnie tam, dawna „Pepsi arena” największe wydarzenie jakie gościła to bodaj coś w stylu ogólnopolskiego zjazdu Jehowych xD jak już przy Warszawie jesteśmy, dawno to było, ale jeszcze pamiętam, jak od święta Polonii zdarzało się zagrać w europejskich pucharach. Sama jako jedyna chyba, ma stadion nieprzepłacony, będący skansenem w zasadzie, nie spełniającym UEF-owskich norm. Cóż, dawno to było, narodowego nie było, zatem z okazji święta pucharowego, Warszawski klub zapierdalał grać w Łodzi właśnie, no bo przecież nie ma w Warszawie innego stadionu, nie ma możliwości zgrania terminów i w ogóle nie wiąże się to z tym że te stadiony są w zasadzie zakładnikami gangusko-kibicowskiej tłuszczy.

    No i last, jako anegdotka, wspominka Leśniodorskiego, który po tym jak miasto wybudowało jemu, pudlowi i temu trzeciemu ten stadion, a umowa z producentem napoju gazowanego wygasła, pokrywająca koszty wynajmu. Skamlał, żeby miasto odpuściło klubowi te koszty, to przeznaczą na „szkolenie młodych”. Ot taka przedsiębiorcza bezczelność, brać publiczne to pełnymi garściami, w drugą stronę coś zwracać w podatkach czy czymś to panie, bolszewia czysta.

    Polubienie

  39. @antropoid

    Jak zwykle kolega 0twojastara jest szybszy i w punkt, więc ja tylko dodam, że może jakby te stadiony były wielofunkcyjne to faktycznie może by i służyły innym okolicznościom. Żeby nie być gołosłownym to polecam obejrzeć stadion Piasta Gliwice, nad którym onegdaj się zachwycano, że to tak sensownie zainwestowana kasa, bo kosztował miasto tylko niewiele ponad 50 baniek (finalnie wyszło niecałe 100). Sensownie miasto wypierdoliło kilkadziesiąt baniek, żeby kibole mieli gdzie się napierdalać. Może niech ich wcielą do WOTu to przynajmniej będzie jakiś iluzoryczny zwrot z inwestycji…

    Ale w polskiej piłce bida, no bida straszna

    Polubienie

  40. Że kibole się naparzają, to już nie wina stadionów (ten w Gliwicach akurat mi się nie podoba), oni się leją po łbach wszędzie, bo ktoś im na to pozwala.
    Fakt, że większość ze stadionów jest pojemnościowo przeszacowana, ale gdyby ich nie było, to trzeba by wszystkie klubowe mecze w pucharach grać na Narodowym, ew. na Śląskim, bo tych kretowisk, którymi Polska stała do początków XXI wieku nikt by już do rozgrywek międzynarodowych nie dopuścił.
    A mentalne dziadostwo działaczy, w większości kombinujących na krótką metę i prowadzących kluby jak stragany kiedyś i tu się skończy

    Osobiście wolę, by z moich podatków powstał stadion, na który pójdę obejrzeć mecz i nie będzie mi się lało/sypało za kołnierz, niż żeby wydawano je na kolejne zachcianki biskupów, rozsiadłych na urzędach tylko im potrzebnych.
    Albo na prywatne „miesięcznice” – żeby sobie jakiś szkodnik (nad szkodniki) mógł poskrzeczeć do mikrofonów, że już dochodzi – i k…. ciągle nic z tego.

    Polubienie

  41. Jasne, chłopaki, natomiast hale sportowe buduje się oszczędnie, przykładem hala w tychże samych Gliwicach, która jest tylko po to żeby zabrać Spodkowi (pół godziny autobusem dalej) parę meczów raz na 4 lata w mieście, w którym w żadnej z podstawowych halowych dyscyplin nie ma klubu w czołówce, a na koszykówkę nigdy w życiu nie zapełni się hala na jakże skromne 17 tys. miejsc – ponad 1,5 raza tyle, co stadion.
    Dodajmy, że klub za pieniądze państwowej spółki w lidze, której głównym sponsorem jest inna państwowa spółka – obie z branży energetycznej, do której się dostał w trybie dzikiej karty, państwowy sponsor zapłacił. Jak na razie najlepsze osiągnięcie to 12 miejsce, ale bawimy się, a miasta „nie stać” na tramwaje, więc zlikwidowano.
    Proszę, nie mówcie mi, że piłka to jedyne siedlisko patologii.

    Polubienie

  42. Główną patologią futbolu był i pozostaje rak korupcji, który ukatrupił coś, co można nazwać etosem dobrej pracy działacza/trenera/piłkarza.
    I tego nie można dotąd odbudować – przy założeniu, że korupcja to już historia.

    Polubienie

  43. @GP

    Jasne, że nie jedyne, ale zdecydowanie największe. Dodatkowo uwypuklone przez to, że wyniki są… hmm, powiedzieć, że mizerne to eufemizm. I to na każdym szczeblu – klubowym, reprezentacyjnym, juniorskim.

    Odnosząc się jeszcze do hali w Gliwicach – nie wiem jak jest z opłacalnością Areny, bo nie mam dostępu do odpowiednich danych (Ty na pewno też nie). Wiem za to, że nie służy ona jedynie koszykarzom/siatkarzom – są tam organizowane koncerty (dosyć często i dosyć znanych kapel) oraz targi, więc różnica w stosunku do stadionu Piasta jest dosyć znaczna.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s