Wyznanie ojkofoba

Wolę mundiale bez Polaków. Z czterech, które przeżywałem z bliska jako korespondent, najmilej wspominam ten w z roku 2002 –  spędzony w całości w Japonii, ekipa Engela dawała wówczas ciała wyłącznie na stadionach koreańskich – oraz ten z 2010, rozgrywany w RPA – na który Polacy w ogóle nie zdołali się wprosić. Na obu penetrowałem obcą kulturę i smakowałem fajny futbol, wolny od obowiązku donoszenia o tradycyjnych klęskach narodu, który nie umie się pogodzić z faktem, że do tej kopania piłki się nie nadaje.

Turnieje z 2006 i 2018 roku błyskawicznie, już po spartaczonych meczach inauguracyjnych, przeistaczały się w oczekiwanie, kiedy nasi piłkarze wreszcie pójdą sobie precz. Gdy oberwali od Ekwadoru czy Senegalu, stawało się jasne, że jak zwykle wszystko przepadło, nie było sensu łudzić się i przedłużać agonii – ich oraz naszej, zwłaszcza mojej. Wypatrywałem końca mundialu polskiego, by rozpocząć mundial właściwy. Wzbogacić harówkę korespondenta o delektowanie się osobnością święta, jakim są futbolowe mistrzostwa świata. Stanowiące cel sam w sobie, cel najwyższy, wznioślejszy od uprawianej co sezon młócki w Champions League.

Zdaję sobie sprawę, że brzmię jak przyszły oskarżony o ojkofobię – modny dzisiaj zarzut, nasza polityczna poprawność zobowiązuje do wytrwałego tropienia wewnętrznych wrogów narodu – ale urosłem już zbyt duży, by udawać, że w cokolwiek wierzę, czegokolwiek od reprezentacji Polski oczekuję. Już nawet nie cierpię na PTSD, raczej dziwię się, że mogłem się przejmować. Za mojego dorosłego życia nasi piłkarze przegrali wszystkie mundialowe mecze, które miały jakąkolwiek stawkę. A ostatni wygrany zdarzył się 36 lat temu. Przyzwyczaiłem się, podczas Euro 2016 ledwie radziłem sobie z sukcesem psychicznie. Naszym wychodził mecz za meczem, a ja zapominałem języka w gębie, palce nie chciały stukać w klawiaturę.

Szybko zeszliśmy na ziemię i dzisiaj oczywiście nie podejrzewam, że drużyna Czesława 711 Michniewicza poderwie się do lotu. Niby PZPN oddał ją bodaj najlepszemu merytorycznie kandydatowi na selekcjonera wśród polskich trenerów – metodycznego, potrafiącego porządnie zaplanować pojedynczy arcyważny mecz z silnym rywalem, mającego w dorobku imponujący epizod z kadrą narodową (seria zwycięstw młodzieżówki z Portugalią, Belgią i Włochami), jak dotąd niezawodny w pracy z seniorami (pokonał Szwecję i Walię, realizując oba zadania). Jego drużyna prezentuje się jednak byle jak, mnóstwo w niej dziur: piłkarze, którzy od tygodni lub wręcz miesięcy nie grają wcale; lider defensywy dryfujący niebezpiecznie strefy spadkowej we włoskiej Serie B; środkowy pomocnik wracający z tłustopłatnego zesłania w saudyjskiej piaskownicy; ciągnąca się od wieczności niezdolność młodzieży do wskoczenia w korki wciąż tych samych liderów, coraz bardziej oddalających się od ukończenia trzydziestki. Ktoś pamięta, co łączy Kacpra Kozłowskiego (ur. w 2003), Kamila Piątkowskiego (2000), Jakuba Modera (1999), Tymoteusza Puchacza (1999), Kamila Jóźwiaka (1998) i Dawida Kownackiego (1997)? To najmłodsi członkowie kadry na ostatnie mistrzostwa kontynentu – i żaden nie poleciał do Kataru. Przepadli z różnych powodów, niektórych przewrócił pech. Tak czy owak dołączyli do innych nowicjuszy, którzy w minionych latach próbowali, ale nie podołali. Dlatego wciąż trzymamy się Glików i Krychowiaków, a nawet wracamy do Grosickich i Jędrzejczyków. Raczej łatamy starą reprezentacją, niż szyjemy nową.

Dlatego na inaugurację z Meksykiem nie pojadę podekscytowany, emocje związane z piłką odczuwam letnie, zmysły angażuję raczej w badanie okoliczności mundialu, jakiego nie było i, jestem pewien, nigdy nie będzie – groteskowego, wielopiętrowo absurdalnego, rozgrywanego w systemowo łamiącym prawa człowieka, autorytarnym kraju, który rozbija się po futbolu z odpychającą bezceremonialnością, nie szanując nikogo i niczego. Nie chciałbym tutaj mieszkać, ale nawet przez ułamek sekundy nie rozważałem bojkotu mundialu. Odwrócić mogą się kibice. Piłkarze, trenerzy, sędziowie, realizatorzy transmisji telewizyjnych czy dziennikarze mają zadania do wykonania, a moje zasadniczo polega na uczciwym, rzetelnym opisywaniu każdej rzeczywistości, nawet brzydkiej czy unurzanej w ludzkiej krzywdzie. (Temat rozwinąłem w osobnym tekście do gazety, a wcześniej o etycznych dylematach związanych z globalnymi imprezami sportowymi pisałem już do magazynu „Kopalnia”).

Nad paranoją przyznania organizacji mistrzostw Katarowi znęcam się publicystycznie od dekady, a teraz zafascynowany przeczesuję Dohę i przyległości. Zafascynowany osobnością państwa, w którym jego obywatele są mniejszością – poddanych emira jest ledwie 330 tys., mniej niż Hindusów (700 tys.), Banglijczyków czy Nepalczyków (po 400 tys.). I w którym ludzie stanowiący fundament społeczeństwa, bo wykonujący wszystkie niezbędne mu prace, nie mają mnóstwa przywilejów otrzymywanych przez kastów panów za darmo, niezależnie od zasług. Panuje tu w istocie apartheid, choć oczywiście odmienny, „łagodniejszy” niż w RPA. A przecież gdyby imigranci znienacka zniknęli, to wszystko by się zawaliło.

Prawie każdego, z kim wchodzę w interakcję, pytam o narodowość (nie dziwią się, są przyzwyczajeni), więc wiem, że przez pierwsze 48 godzin po wylądowaniu rozmawiałem z przybyszami z Bangladeszu, Egiptu, Ghany, Gwatemali, Indii, Jemenu, Kazachstanu, Kenii, Libanu, Nigerii (mój nowy kumpel Sunshine, w tym kraju mają wspaniałe imiona), Pakistanu, Somalii, Sri Lanki, Sudanu, Tanzanii, Tunezji oraz Ugandy (nie wiem, czy wszystkich spamiętałem). Z każdą godziną czuję się coraz bardziej skołowany, bo wielu z imigrantów opowiada o Katarze ze szczerym uwielbieniem, wręcz wdzięcznością. I kiedy Clinton (uciekł z rozgardiaszu Kampali) przekonuje mnie, że mieszka we wspaniałym kraju – lubi katarski porządek, pracodawcy zawsze traktowali go dobrze, władzy od kilku lat dba o bezpieczeństwo na budowach – to nęka mnie podejrzenie, czy aby ktoś mu nie płaci, żeby chwalił. Wielokrotnie jednak trafiam na ludzi, którzy nie mają ani pojęcia, że jestem dziennikarzem, ani powodu, by wciskać kit. Nikt ich nie usłyszy, nie zidentyfikuje. Opowiadają o swoim życiu, o zaprzyjaźnianiu się z odległym od domu krajem, w którym mieszkają od 5, 10 czy 15 lat. O nich też jeszcze napiszę dla Wyborcza.pl, na razie przeczuwam tylko, że moja dezorientacja będzie w trakcie mistrzostw rosła i, jak to zwykle bywa po bezpośrednim kontakcie, skomplikują mi się opinie na różne sprawy. Rzeczywistość przyswajana bezpośrednio często okazuje się bardziej złożona niż poznawana przez filtr nałożony przez zagranicznych reporterów. A ta katarska – jak mi zaczyna zdawać – może się okazać jednym z najbardziej pasjonujących zaułków, w jakie wdepnąłem.

Na razie wydaje się, że gospodarze bezczelnieją, nie mają skrupułów. Oszukali kibiców (niefajnie) oraz FIFA (fajnie, cwaniaki trafiły na lepszych cwaniaków) w sprawie piwa i pewnie jeszcze nas zaskoczą. O polskiej reprezentacji za dużo nie myślę, piłkarze muszą mnie najpierw natchnąć. Po cichutku liczę, że niespodziankę sprawią Urugwajczycy, od zawsze jedna z moich ulubionych reprezentacji. Marzy mi się, by złamany został oligopol wielkich futbolowych nacji – od 70 lat turniej wygrywają tylko potentaci tworzący wielką europejską piątkę, Argentyna lub Brazylia. Intryguje mnie, czy z mroku ucieką wreszcie Niemcy, którzy przywieźli eskadrę wybitnie zdolnych atakujących (Musiala, Adeyemi, Moukoko).

I oczywiście jeszcze jedno wielkie pytanie: czy przybędzie tu zauważalna liczba zagranicznych fanów, czy gospodarze porozdają flagi finalistów mundialu opłaconym mieszkańcom Dohy, którzy będą wciskać światu kit. Oczywiście imigrantom. Katarczykowi nie wypada się wygłupiać, zawsze poci się za niego parobek.

*Zdjęcie najpiękniejszego sportowego trofeum zrobił Rhett Lewis.

*Przy okazji serdecznie polecam wywiad – uprzedzam: bardzo długi – ze Zbigniewem Rokitą, kibicem małego futbolu, ubiegłorocznym laureatem nagrody Nike i autorem rewelacyjnej sportowo-politycznej, reportażowej książki „Królowie strzelców”. Znajdziecie go tutaj.

393 myśli na temat “Wyznanie ojkofoba

  1. Ale gol Kamerunu na 2-3 po „wychyłce”, którą dziś wszędzie odgwizdują jako spalony… Choć popieram taką interpretację, jak sędziego dzisiaj, to burdel na kółkach te przepisy futbolowe.

    Polubienie

  2. W DRODZE PO MISTRZOSTWO ŚWIATA

    Argentyna jest relatywnie słaba na tym turnieju. Arabowie ją ośmieszyli a z Meksykiem jej dorobek to były 3 celne i 3 niecelne strzały. Krótko mówiąc bieda. Musimy wygrać 2-0, musimy pokazać potęgę naszej obrony i bramkarza, musimy w końcu skonfigurować nasz atak. Można przestawić Bereszyńskiego na środek defensywnej pomocy zamiast Bielika, który za dużo sknocił w ostatnim meczu. Bereś jeżeli chodzi o posturę, szybkość i prezentowaną formę najbardziej nadaje się do ścisłego pilnowania Messiego, któremu nie można pozwolić na grę z piłką przodem do bramki. A na lewą obronę dać zadaniowca Jędrzejczyka, taki cwaniak powinien sobie poradzić z podwórkowym dryblerem Di Marią. W ofensywie można na razie postawić na tych samych ludzi co ostatnio, tylko Michniewicz musi pogadać z Zielińskim, że ma być tak aktywny jak Lewandowski. Musimy stworzyć więcej sytuacji strzeleckich niż w sobotę.

    ……….Milik…..Lewandowski…..
    ..Zieliński…………..Frankowski..
    ….Krychowiak…Bereszyński….
    Jędrzejczyk..Kiwior..Glik..Cash
    ………………..Szczęsny…………………

    Po zbudowaniu fundamentów w pierwszym meczu i parteru w drugim meczu czas na budowę pierwszego piętra w środę. Nie bać się odważnych rozwiązań i zawsze wierzyć w zwycięstwo.

    Polubienie

  3. Gdyby to ode mnie zależało byłbyś częścią sztabu reprezentacji – i wygłaszał takie motywacyjne mowy przed każdym meczem 🙂

    Polubienie

  4. Iksis na selekcjonera! Po porażce z Wyspami Owczymi niektórzy będą sarkać, ale większość na pewno doceni nieszablonowe rozwiązania.

    Polubienie

  5. Właśnie, już niejaki Bronowicki zatrzymał wielkiego Cristiano Ronaldo. Pamiętam jak dziś, nic mu nie dał pograć na skrzydle.

    Polubienie

  6. @antropoid
    I co ważniejsze, te przepisy (i wytyczne co do ich interpretacji) zmieniają się na tyle często, że zanim człowiek dobrze ogarnie jedną mutację, to już jest nowa.

    Problemy zwykle te same – spalone, zagrania ręką, ew. definicje co się nadaje na jaką kartkę…

    Polubienie

  7. @Bartoszcze

    Nieraz pisałem, że ze spalonym byłby święty spokój, gdyby to po prostu w przepisach ujęto jednoznacznie – liczą się stopy zawodników, a nie wychylona ręka, głowa, czy d..a.
    Podobnie jest w sumie z ręką – to idiotyzm, żeby dyktować karne za nastrzelenie kogoś z odległości 2-3 metrów, kiedy siła zagrania jest taka, że nastrzelony nie ma szans ręki cofnąć.
    Na mundialu oczywiście kuriozów jest więcej, nie wiem np. po co są kolesie z chorągiewką na liniach, skoro z pokazaniem spalonego zwlekają do finału akcji.
    Czekają na podpowiedź z VAR?
    VAR miał wszystko usprawnić, ogarnąć kontrowersje, a zaczyna to przypominać cyrk ze skokami narciarskimi i pierdylionem komputerowo mierzonych współczynników.

    Polubienie

  8. @up

    Uprasza się kolegę Antropoida o niedezawuowanie rozwiązań w skokach narciarskich – oczywiście nie są one idealne, ale na pewno dużo sprawiedliwsze niż te, które były przed ich wprowadzeniem (historie medali Benkoviciów i innych były już tu opisywane, chociaż ja prywatnie uważam, że największym hitem to jest złoto olimpijskie naszego rodaka, któremu w życiu wyszedł jeden skok, akurat w najlepszym możliwym momencie). Co do sytuacji ze spalonymi tutaj (oglądam jednym okiem, ale się nie cieszę jak to mawiał klasyk, więc może moja ocena nie jest najlepsza) to wydaje mi się, że wytyczna jest taka, żeby puszczać akcje, bo lepiej anulować nieprawidłowo zdobytego gola niż przerwać prawidłowo prowadzoną akcję. OK, może trochę dziwnie wygląda ten krótki stan zawieszenia po strzelaniu gola, gdy Ci co strzelili jeszcze nie wiedzą czy się mają cieszyć, ale uważam, że lepiej przyzwyczaić się do tego niż do wałków ze spalonymi. Aczkolwiek popieram, interpretacja powinna być zawsze jednakowa, a nie wedle uznania pana sędziego.

    Warto zwrócić też uwagę na jeszcze jedną rzecz – ten system do wykrywania spalonego uwidocznił jak często źle ustawiona jest kamera, z której pokazują powtórkę spalonego. We wczorajszym meczu Kamerunu z Serbią z kamery wydawało się, że oba gole Kameruńczyków w II połowie padły ze spalonych – na symulacji wyglądało to zupełnie inaczej, bo okazało się, że kąt kamery nie jest prostopadły do linii bocznej

    Polubienie

  9. @Antropoid

    Mam nadzieję, że nie postulujesz żadnych kroków wstecz w zakresie VAR-u? Moim zdaniem ten mundial przepięknie potwierdza, jak cenne jest to narzędzie i wzmaga zdziwienie, dlaczego zdecydowano się nań tak późno. Warto pamiętać, że gdyby nie VAR, to taka druga połowa meczu Saudyjczyków z Argentyną w ogóle by się nie zdarzyła, a przykłady można mnożyć i mnożyć. Oczywiście i tak można wymienić kilka związanych z nim kontrowersji, lecz to tylko ułamek decyzji, które zaistniały wbrew przekonaniom „pod wpływem chwili” sędziów boiskowych. Co jednak równie istotne, a niedoceniane – VAR uspokaja emocje boiskowe. Dawniej przekonanie o krzywdzie, o stronniczości arbitra, o podejściu nie fair rywali gnieździło się w głowach graczy przez cały mecz, teraz zaś ulatuje minutę, dwie po rendez-vous sędziego z ekranem – bo jak tu polemizować z kamerą (wiem, czasami można, ale to pomijalne)?

    Po dzień dzisiejszy wspominamy faul Schumachera, zakrwawioną twarz Roberto Baggio, hucpę Rivaldo za linią boczną czy „przekręcone” mecze Koreańczyków z Włochami i Hiszpanami, Amerykanie nie mogą odżałować ręki Mattheusa itp. itd. etc., teraz zaś jest mocno wątpliwe, by zdarzyło się coś AŻ tak rażącego.

    Inna rzecz, że obecnie rola sędziów liniowych uległa daleko posuniętej degradacji.

    Polubienie

  10. No przecież piszę, że chodzi o bajzel interpretacyjny a nie samo rozwiązanie, którego byłem i jestem zwolennikiem.
    Z tym spalonym rozumiem, że nie są pewni, kiedy jest niewielki, ale puszczanie metrowych, żeby je wskazać już po ew. zdobyciu gola naprawdę mogliby sobie darować.

    O skokach sobie teraz daruję, nie czas na to.

    Polubienie

  11. W tenisie odchodzi się od sędziów liniowych na rzecz technologii i, z punktu widzenia widza, jest to zjawisko bardzo pozytywne.

    Polubienie

  12. @antropoid

    Ale to Ty na kamerze widzisz, że jest metrowy. Po pierwsze, kamera może być chu…owo ustawiona, o czym pisałem wyżej, i dla tego gościa na linii to nie jest metr, po drugie to anulowanie gola to nie jest jakaś wielka tragedia. Wczoraj była taka sytuacja w USA – Iran, nie? Sądzę, że krócej trwało rozegranie tej akcji do końca niż byłoby dyskusji jakby zatrzymali grę. Poza tym Jankes pokazał jak ładnie się strzela gole w sytuacji sam na sam i teraz już wiemy, że umie 😉

    Polubienie

  13. @Antropoid
    „VAR miał wszystko usprawnić, ogarnąć kontrowersje, a zaczyna to przypominać cyrk ze skokami narciarskimi i pierdylionem komputerowo mierzonych współczynników”
    W zasadzie się zgadzam ze wszystkimi Twoimi tezami, ale dupy bym nie lekceważył, bo jakbyś się nie wyginał, to ona jest zawsze z tyłu.
    A na serio, to problem tkwi nie w VAR-ze, tylko w przepisach i takim ich doprecyzowaniu i interpretowaniu, żeby były one dostosowane do percepcji piłkarzy, sędziów i nas kibiców, a nie niuansów dostrzeganych wyłącznie przez komputerową analizę elektronicznych pomiarów.

    Polubienie

  14. @xavrasw

    W linii to nie stoi kamera, tylko właśnie gość z chorągiewką (przynajmniej tak powinien stać). Poza tym bez przesady – takie turnieje mają obsługiwać najlepsi, a nie pół/amatorzy. I ci najlepsi mają w tym taką wprawę, że oglądając topowe ligi, trudno ich czasem nie podziwiać, jak te „małe” ofsajdy wyłapują.
    A tu jest mowa o metrowych.

    Polubienie

  15. Polska 2-0 Argentyna. Szybko w ataku i agresywnie w obronie. Przechwytujemy, dogrywamy, strzelamy i ze dwa razy coś tam musi wpaść do siatki. Messi dzisiaj będzie w dużych opałach. Wola zwycięstwa jest najważniejsza.

    Polubienie

  16. Cała przewrotność futbolu – Zachwycająca rok temu na ME Dania, która eliminacje do mundialu przeszła jak tajfun, w turnieju finałowym wypociła całego jednego gola i w 1/8 zastąpi ją toporna Australia.

    Polubienie

  17. Hurkacz praktycznie zakończył karierę Federera, a Szczęsny może Messiego? Jesteśmy 45 minut od awansu i praktycznie wyrzucenia Argentyny z turnieju. To, że nic nie tworzymy, a Argentyny raz po raz to już detal.

    Polubienie

  18. Katastrofalny występ Polaków w pierwszej połowie. Do tego sędzia zrobił swoje. Cudotwórca Szczęsny nas ratuje. Grosicki za Świderskiego, Skóraś za Zielińskiego i musimy zaatakować, bo inaczej będzie dramat.

    Polubienie

  19. Teraz pytanie: co będzie gorsze/lepsze? Jeśli się jednak uda – co będzie równoznaczne z przedłużeniem kontraktu z „Czesiem”, czy też jego pożegnanie.
    Bo obawiam się, że w kolejce już czeka inny rodzimy morderca futbolu – Probierz.
    Podlaski pan Wódka i Kiełbasa, hopsa, hopsa, sa, sa raczej nie z tych, co szukają za granicą.

    Polubienie

  20. 1. Jeden z najgorszych występów w historii reprezentacji Polski (żal było patrzeć na tę żenadę i statystyki po meczu).
    2. Arabia ratuje nam skórę (sojusz Orlen-Saudi Aramco hehehe).
    3. Nasz występ przypomina Meksyk 86 (remis, wymęczone zwycięstwo, katastrofa w trzecim meczu, pogrom w czwartym).

    Polubienie

  21. 36 lat czekania – i wyjście z grupy po 3 meczach takiej rąbanki, przy której styl Nawałki to niemal futbol Guardioli… 🙂
    Ale nikt nie mówił, ze futbol jest sprawiedliwy.

    Francję niech poproszą o skuteczność Argentyny.

    Polubienie

  22. Ej, myśmy naprawdę przez 20 minut bronili wyniku 0:2, żeby awansować dzięki bilansowi żółtych kartek, a Krychowiak w tym czasie złapał żółtą. To jest po prostu Mount Everest bycia Krychowiakiem zbudowany w Rowie Mariańskim ambicji sportowej.

    Polubienie

  23. Pomyślmy o tym inaczej. Jak Francja dostanie karnego, może dojść do wyjątkowo zabawnej kłótni pod tytułem „nie ja, ty strzelaj!”.

    W tym stuleciu w meczach mundialowych Polski były 4 karne i nie wpadł żaden. To doprawdy niezwykłe.

    Polubienie

  24. Po raz kolejny przekonuję się, ze nie istnieje coś takiego, jak sprawiedliwość. Istnieje natomiast bezpodstawna wiara kibica w cuda.

    Polubienie

  25. @ANTROPOID
    O stylu to można rozmawiać w kontekście potentatów, a nie przeciętnej kadry jaką jest nasza. Michniewicz zrobił wynik w barażach, robi na Mundialu.

    Polubienie

  26. Ech te reakcje ekspertów w tv, oraz samych piłkarzy… Jedno wielkie nadrabianie miną. Jak sobie przypomnę grillowanie Sousy już od startu za samo tylko pochodzenie, to aż szkoda, że nie można posłuchać opinii, gdyby to zagraniczny selekcjoner awansował w taki sposób.
    Michniewiczowi udało się coś naprawdę osobliwego – wyjść z grupy po 36 latach z jednoczesnym podarowaniem kibicowi samopoczucia, jak po pierwszych dwóch meczach w 2002, 2006 i 2018 roku.

    Polubienie

  27. Tyle że nie awansował Sousa, a Michniewicz tak. Gramy przeciętnie, bo na tyle nas stać. Może można było zamiast Bielika dać Milika, a Zielińskiego w środku i mogło to lepiej wyglądać.

    Polubione przez 1 osoba

  28. @Tomo

    Niech się cieszy za tego kapiszona pt. Arabia Saudyjska w grupie (trafiła mu się jak ślepej kurze cały kwintal ziarna).
    Za to, że Meksyk grał bez ataku.
    I za Szczęsnego w historycznej formie.
    Bez tego nie byłoby ani owego wyniku, ani zapewne choćby jednego zdobytego gola, po raz pierwszy w historii.

    Ogólnie rzecz biorąc ten turniej kapitalnie uzmysławia, jak cieniuteńka jest granica między sukcesem, a klęską.

    Polubienie

  29. „W tym stuleciu w meczach mundialowych Polski były 4 karne i nie wpadł żaden. To doprawdy niezwykłe.” – nie to tylko potwierdza tezę, że bramkarzy do składu wyjściowego możemy wyłaniać w drodze losowania.
    Awans z grupy zawdzięczamy przede wszystkim Wojtkowi, Arabom i furze szczęścia.
    I bardzo cieszę się z sukcesu Wojtka… – przez całą reprezentacyjną karierę musiał udowadniać, że zasługuje na skład wyjściowy.
    P.S.
    Dzisiejszy mecz potwierdza, ze nie da się prowadzić równorzędnej gry (nie mówiąc o wygrywaniu) z żółwiami w składzie. Nawet jeżeli te żółwie to piłkarskie profesory z zasługami.

    Polubienie

  30. A wg mnie to jest paskudztwo. Jakbym patrzył na „Noc żywych trupów”, a nie ulubioną przez cale życie dyscyplinę sportu.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s