Kiełbasa, polityka i polski futbol

Kiedy trzy tygodnie temu zwierzałem się na blogu, że wolę mundiale bez reprezentacji Polski, nie przypuszczałem, że podczas tegorocznego utonę w jeszcze głębszym zażenowaniu niż na wszystkich poprzednich.

Nie, nie z powodu stylu gry, dla wielu zawstydzająco zachowawczego czy wręcz tchórzliwego – to, co działo się na boisku w fazie grupowej, było przede wszystkim futbolem porażająco marnej jakości. Udało się osiągnąć cel, bo w piłce nożnej, rozgrywce rozstrzyganej przez epizody, różne rzeczy się udają, zwłaszcza gdy wystarczy zwyciężyć w jednym meczu. Ale przez około 240 z 270 minut rywalizacji z Meksykiem, Arabią Saudyjską i Argentyną nasza drużyna wyglądała koszmarnie. Dopiero na 1/8 finału z Francją długimi okresami patrzyłem z satysfakcją, pod czaszką tliło mi się nawet podejrzenie, że piłkarze przejęli władzę i postanowili udowodnić trenerowi, iż nie zasługują na traktowanie ich jak niepełnosprawnych.

Sportowy wymiar mundialowego występu, który analizuję i podsumowuję tutaj, przesunął się jednak na dalszy plan z powodu okoliczności towarzyszących – Czesława Michniewicza kwestionującego umiejętności piłkarzy, obsesyjnie wylewającego z siebie skojarzenia z alkoholem (oba wątki połączyła osławiona fraza o zamienianiu wody w wino), agresywnie reagującego w trakcie publicznych wystąpień, wreszcie chryi o nagrody obiecane przez rozpaplanego premiera Morawieckiego, który od lat zajmuje się głównie werbalnym rozdawaniem wszystkiego wszystkim, wyrażanego kultowym „chcemy, aby…”. Rok 2022 zaczęliśmy od awantury o połączeniach selekcjonera z mafijnym hersztem „Fryzjerem”, a zamykamy awanturą o szmal – prawdopodobnie rujnującą dla wizerunku reprezentacji, PZPN, piłkarzy, trenera, niepotrzebne skreślić. Od szamba do szamba.

Nie wiadomo, czy Cezary Kulesza, prezes nachalnie nawiązujący do sznytu discopolowych tancbud i w ogóle szemranego klimatu lat 90., pozbędzie się Michniewicza. Ponoć zapowiadał to w katarskim hotelu, ale akurat nie znajdował się w stanie wskazującym na zdolność do rozważnego dobierania słów – był w nastroju zabawowym, zażywał wieczoru w miłym towarzystwie. Jeśli jednak szef PZPN wyda wyrok skazujący na swego wybrańca, to Michniewicz skończy aż do przesady klasycznie. Jak każdy jego poprzednik, do którego jesteśmy w stanie sięgnąć pamięcią. Będzie się rozstawał z reprezentacją w atmosferze skandalu, podłej, ewentualnie wywołującej zakłopotanie i skłaniającej przyzwoitych ludzi do odwracania wzroku.

Paulo Sousa zdradził piłkarzy, zdezerterował przed wypełnieniem misji, do samego końca okłamywał prezesa Kuleszę, a wcześniej zafundował nam mecz kuriozalny mecz z Węgrami – przegrany m.in. dlatego, że portugalski trener nie miał pojęcia, że nie wolno go przegrać. Niesmaczne, prawda?

Jerzemu Brzęczkowi do końca ściemniał Zbigniew Boniek, czyli poprzedni szef federacji – wystawił go za drzwi znienacka, w środku zimy, i uczynił pierwszym w historii selekcjonerem zwolnionym przed wyjazdem na imprezę rangi mistrzowskiej, na którą selekcjoner awansował. Niesmaczne, prawda?

Adam Nawałka, odpowiedzialny za jedyny po 1989 sukces niepozostawiający żadnych wątpliwości, pożegnał się krępującym „niskim pressingiem” meczem z Japonią – wygranym, lecz odebranym jako przegrany. Niesmaczne były te ostatnie minuty, prawda?

Waldemar Fornalik byłby najokrutniej wyszydzanym selekcjonerem w XXI wieku, gdyby potem nie został zdetronizowany przez Brzęczka (ukazanego w hagiografii jako uciśniony geniusz, spadkobierca Kazimierza Górskiego). Tłum żegnał go brutalnie, oklaskiwał na Narodowym akcje San Marino i amatorskich rywali dopingował, kadra w tabeli mundialowych eliminacji z trudem wysunęła się nad Mołdawię.

Franciszka Smudę na pożegnanie zmasakrował werbalnie Robert Lewandowski, oskarżając go po Euro 2012 o absolutną trenerską ignorancję. Selekcjoner „miał dużo czasu na przygotowania, ale nie przygotował”, „zbyt mocno przykręcił śrubę na siłowni”, „nie dokonywał zmian”, „bał się”, wyzwanie go przerosło, a piłkarze w przerwie „sami ustalali, jak grają”. Dzisiejszy kapitan zrównał Smudę z murawą, właściwie wykluczył z zawodu.

Króciutkiemu epizodowi Stefana Majewskiego towarzyszyła zorganizowana oddolnie, desperacka kampania KoniecPZPN.pl. To były przeraźliwie smutne sceny – Polacy podejmowali Słowację na pustym (i zaśnieżonym) Stadionie Śląskim, bo kibice zbojkotowali mecz, a reprezentacja poniosła porażkę po samobóju.

Leo Beenhakkera przepędzaliśmy przy rechocie nienawidzących holenderskiego przybłędy działaczy PZPN, którzy w lożach honorowych mieli tym lepsze humory, im słabiej grała reprezentacja. Tarzali się ze śmiechu po jej niecelnych podaniach, z radością przyjmowali udane akcje rywali.

Paweł Janas był tak przerażony skalą mundialowego wyzwania i presją opinii publicznej, że na konferencję prasową wysyłał kucharza, wprawiając w osłupienie zwłaszcza reporterów z innych krajów.

Zbigniewowi Bońkowi nie trzeba nawet wypominać przejścia do historii łotewskiego futbolu, bo w niniejszy katalog wpisuje się przede wszystkim ucieczką ze stanowiska w trakcie eliminacji – bez podania jakichkolwiek wyjaśnień, niebezpiecznie blisko jego rejteradzie do wybryku Sousy.

Jerzy Engel po awansie na mistrzostwa świata zupełnie odkleił się od rzeczywistość – wydzwaniał do redaktorów naczelnych krytykujących go gazet, ogłosił, że mierzy w złoto, a w miesiącach poprzedzających realizację ambitnego planu zatracił się w autopromocji, komercyjnemu dyskontowaniu sukcesu. Rzeczywistość wokół reprezentacji parszywiała z tygodnia na tydzień, na turnieju wybuchła jeszcze kuriozalna wojna z dziennikarzami, aż nasze reklamujące Knorra gwiazdy boiska skończyły jako „piłkarze do zupy”. Tylko memy jeszcze nie istniały.

Wywlekam stare brudy, bo oświeciło mnie, że w bieżącym stuleciu ani razu nie zamykaliśmy rozdziału dziejów reprezentacji – tytuł każdego to nazwisko selekcjonera – w miarę normalnie, w sposób umiarkowany, bez poczucia, że wszystko leży w rynsztoku albo przynajmniej jest zalane absurdem. Nigdy nie możemy po prostu przegrać, uznać, że się nie udało, zapisać popełnione błędy i postanowić ich nie powtarzać. Gdy ponosimy klęskę, to ponosimy klęskę totalną, wszystko pod nią gnije, cuchnie, przypomina się stare piłkarskie porzekadło, że ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi kiełbasę, politykę i polski futbol.

Dzisiaj mamy kulminację, bo urzędująca na szczytach para Kulesza – Michniewicz stanowi ekstremum, podobnie jak szarpanina o szmal. Im dłużej trwa zadyma, tym lepiej wiemy, że wszyscy zachowywali się w porządku, że piłkarze wzięcia pieniędzy się brzydzili, trener chciał sprawiedliwego podziału, a prezes marzył o inwestowaniu w szkolenie młodzieży. Tyle hałasu o miliony, których premier Morawiecki tak naprawdę wcale nie obiecał.

228 myśli na temat “Kiełbasa, polityka i polski futbol

  1. @twojastara
    A wiesz, obiektywie nad Michniewiczem też trochę bym popłakał. Spoiler alert – na koniec wyjaśnię, że tak, ale też i raczej nie.

    Po pierwsze, zatrudniono go z wszystkimi jego cechami, aby zrealizował Zadanie. Wygrał że Szwecją, zrobił. Wysłano więc go na Mundial z kolejnym Zadaniem. Zrobił, z grupy wyszedł. Teraz go zwalniają, bo metody nie takie, choć wcześniej było tylko o Zadaniach, a nie Metodach, oraz bo jakiś gamoń obiecał mu dać pieniążki (stare powiedzenie arabskich handlowców: taniej jest dwa razy obiecać, niż raz dać). To nie jest uczciwy układ. De facto sytuacja wygląda tak, że zwalniamy pracownika za to, że zrobił to, co obiecał, zgodnie z oczekiwaniami.

    To oczekiwania były głupie. Kryteria wyboru okazały się nie przystawać do rzeczywistości, cele były źle postawione. Za nic z tych rzeczy nie odpowiadał Czesław I Wynikowiec.

    Dobrze, że PZPN wycofuje się z tego głupiego wyboru selekcjonera. Ale Czesław zrobił swoje i dużo racji ma GP, że narracja wokół tego zwolnienia jest nie fair – trener stał się ofiarą za to, że prezes źle przedstawił oczekiwania.

    Z drugiej strony sam Czesław, niestety, czesławuje na tak wielu płaszczyznach, że lubić się go nie da. Trochę się jego nieszczęściem wręcz cieszę, bo dziś, w 2022, tak się nie rozmawia z ludźmi, tak się ludzi nie traktuje, tak się nie buduje drużyny, tak się nie gra w piłkę.

    Polubienie

  2. Najlepsze życzenia dla wszystkich blogowiczów na Święta. Miłej i przyjemnej Wigilii. Bez dyskusji o mniej lub bardziej białoczerwonych (nie tylko w sporcie) i „czesiowości”. A jak już koniecznie będzie musiało być o piłce, to pozwólmy dziadkom zanurzyć się w legendzie drużyny Górskiego, a nawet ponarzekać na mecz na wodzie.

    Polubienie

  3. @koziołek
    Sprowadzasz to do absurdu i jakichś patologii, a przecież jest oczywiste, że w każdej firmie czasem trzeba np. zwolnić pracownika, który się obija w robocie, nawet jeżeli go wszyscy lubią. Dobra relacja z kontrahentem to też istotna rzecz, ale liczy się dopóki płaci, bo jak przestaje, to raczej go nie chcemy.

    Ja już kończę z tematem Czesia na jakiś czas, bo jak słusznie koledzy zauważyli, już wszystko powiedziałem, i mam tylko nadzieję, że to już ostatni odcinek serialu pt. koniec roku, czyli szukamy selekcjonera.
    Oby tylko nie było serialu pt. trener się uczy, więc przegrywamy z byle kim.

    Polubienie

  4. @gp
    Oj będzie serial, spokojnie. Samo wybieranie to już będzie cyrk wszędzie. Potem wybiorą i będzie cyrk tutaj. I nie szkodzi – byle potem na boisku cyrków nie było.

    @wszyscy
    Wesołych, pogodnych, smacznych, bezpiecznych i spokojnych!

    Polubienie

  5. Tak czysto (i nieczysto) z ciekawości, kto ma takiego członka rodziny, że wolałby już wigilię spędzić z Michniewiczem?

    Polubienie

  6. @Koziołek
    Chyba „przesadziliśmy” z tymi życzeniami. Święta się skończyły, a na blogu cisza. A przecież ciągle się coś w sporcie dzieje, a jeszcze więcej sportowego kabaretu.
    Np. wybitny dziennikarz sportowy (specjalista od walenia się po ryjach), żali się, że Lewy nie chce mu udzielić wywiadu na temat dzielenia premii od premiera. Ale wszystko przebiło statystyczne zidiocenie… – otóż świat piłki obiegła informacja, że niejaki Kane został rekordzistą bramek strzelonych w Święta. Od razu dopadła mnie myśl, że powinniśmy uzupełnić informację o równie wybitne osiągnięcia realizowane w szewskie poniedziałki, śledzika, środę popielcową, tłuste czwartki, postne piątki, wolne soboty i oczywiście w święte niedziele. A następnie przeprowadzić publiczną debatę z udziałem „wybitnych” ekspertów telewizyjnych (oczywiście poprzedzoną sondażami opinii kibiców), który z tych rekordów jest najważniejszy.
    P.S.
    1/ Bardzo interesująca jest wymiana poglądów na temat zagranicznego selekcjonera. Nawet zwolennicy tej opcji uważają, że na jej realizację „nie ma szans, bo zagraniczny trener nie zna realiów naszej piłki”, czyli (to już moja refleksja) nie jest zblatowany z rządzącymi naszą piłką od czterdziestu lat działaczami i dziennikarzami.
    2/ Jaki niewdzięczny ten nasz wybitny komentator sportowy. Dostał na zakończenie wieloletniej kariery relację z finału (i to takiego) MŚ i za cholerę nie zamierza iść na emeryturę.

    Polubienie

  7. W NBA już tak robią. Co chwilę słychać o dajmy na to największej liczbie przechwytów lewą ręką w meczu rozegranym w piątek przypadający na 20 grudnia po godzinie 20 czasu lokalnego.
    Futbol niestety też w tym kierunku zmierza, bo przecież trzeba udowadniać, że to ten dzisiejszy piłkarz jest najlepszy, a nie ci, co byli kiedyś, więc oglądaj widzu, bo tego nie było.

    ad 1 – jest trochę prawdy w tym, że już w marcu mamy dwa trudne mecze, a generalnie najtrudniejszy mecz eliminacji po dwóch dniach zgrupowania. Więc nie ma czasu na zapoznanie się trenera z zawodnikami, których nie zna.
    Więc problem jest wręcz odwrotny – grozi to wystawianiem zawodników gorszych, ale za to lepiej zsieciowanych z ludźmi mającymi dostęp do nowego trenera.
    A poza tym Czesio był zblatowany i jakoś mu to nie pomogło.

    Polubienie

  8. Czesiowi najbardziej nie pomógł ordynarny styl gry reprezentacji. Ten styl razem z pinokiowa aferą zeźlił także sponsorów i pewnie mieli oni spory udział w tym, że mu pokazano drzwi.

    Polubienie

  9. Ten Boniek to się ostatnio chyba często opycha, bo i od święta głupi, i na co dzień też nie za mądry.
    A najgorszym selekcjonerem w tym stuleciu i królem rejtarady zarazem był Polak i akurat Zbigniew Boniek powinien pamiętać który dokładnie…

    Polubienie

  10. Dlatego powinien unikać wypowiadania się na temat klęsk i rejterad selekcjonerów, zwłaszcza, że ci, o których gada, w przeciwieństwie doń coś najpierw ugrali.

    Polubienie

  11. Zabawne jest natomiast to, że jakby w Twojej wypowiedzi postawić kropkę zaraz po „Dlatego powinien unikać wypowiadania się” to też by się zgadzało!

    Polubienie

  12. Był niewątpliwie błyskotliwym piłkarzem, a jednocześnie tak kontrowersyjnym w swoich publicznych wypowiedziach, ze pozwolono mu szybko, a nawet zrobiono wszystko, żeby jak najszybciej wyjechał z naszej ligi. W tamtych czasach to oznaczało zniknięcie z przestrzeni publicznej.
    Odbieram go również jako Prezesa, który chciał unowocześnić polską piłkę. Udało mu się poprawić jej wizerunek marketingowy i uporządkować/zwiększyć finanse. Na więcej mu nie pozwolono, bo to zagrażało interesom tych, którzy od czterdziestu lat nią rządzą.

    Polubienie

  13. P.S.
    „Czesio był zblatowany i jakoś mu to nie pomogło”… – bo zblatowanie nie pomaga, jak zaczyna szkodzić tym, z którymi jest się zblatowanym. Wtedy zblatowanego się wymienia na innego zblatowanego, głosząc teorie o nowym otwarciu.

    Polubienie

  14. Dla mnie na przykład prezesura Bońka, w swoim całokształcie o dziwo pozytywna, była przykrym przykładem demoralizacji władzą. W efekcie z modernizatora i futurysty stał się Prezes Boniek strasznym narcyzem i wsobnym autokratą, niehigienicznie podobnym do swych poprzedników. A że jakoś mu z czasem nie przechodzi, to na razie darzę go w najlepszym razie daleko posuniętą niechęcią.

    Jednocześnie mam nadzieję, że wróci do zdrowych zmysłów po dłuższej abstynencji od najpodlejszego z narkotyków, jakim niewątpliwie jest władza, i, tu pozwolę sobie przepisać swoje refleksje dosłownie, ogarnie swój głupi ryj i przestanie pier***** co mu durny łeb podpowie.

    Podsumowując, postać intrygująco niejednoznaczna, w chwilowym (?) dołku, który powinna może spędzić w ciszy, ale jakoś nie umie. Czy to doprawdy aż tak radykalna ocena?

    Polubienie

  15. Kabaret z „ekspertami” wskazującymi „idealnych” ich zdaniem kandydatów cały czas daje spektakl. Rej wodzi oczywiście beton – zarówno ten stary, jak i ten młodszy, taki beton aspirujący, który wczoraj jeszcze był piłkarzami.

    To już wolę Krosnego i jego skecz „Komentator” (polecam) – idealnie pasuje do polskiego futbolu.

    Polubienie

  16. ” postać intrygująco niejednoznaczna, w chwilowym (?) dołku, który powinna może spędzić w ciszy, ale jakoś nie umie”… – tego Boniek nigdy nie umiał (zawsze chlapał co mu ślina na język przeniesie) i nigdy się nie nauczył.
    …………….
    „beton – zarówno ten stary, jak i ten młodszy, taki beton aspirujący, który wczoraj jeszcze był piłkarzami”… – tego betonu nijak skumać nie potrafię. Trochę w piłkę pograli, otarli się o zagraniczne ligi – niektórzy nawet niedawno, na podstawie swoich doświadczeń nawet jeżeli nie zawsze pozytywnych powinni więcej kumać ze współczesnej piłki. Odnoszę wrażenie, że po zakończeniu kariery niekoniecznie chcą pracować, ale koniecznie nadal „brylować” w piłce i z tego powodu idą na każdy kompromis.

    Polubienie

  17. Tych, co latami grali za granicą (jak Jacek Bąk), a nie są tu działaczami rzeczywiście trudno pojąć, ale podobno Polak to stan umysłu, więc może to jest jakieś wytłumaczenie „betonu”.

    Polubienie

  18. Mnie dziwi, że z kandydaturą Probierza (że padnie, to było pewne) wyskoczył akurat George Dablju, który też trochę czasu w świecie spędził. Ale jako się rzekło, po powrocie do Świata wg Kiepskich nic to jak widać nie znaczy.

    Polubienie

  19. Wyjazd za granicę nie odmienia magicznie człowieka, i nie czyni go od razu równym w każdy calu. Jacek Damski Bokser Bąk, znakomitym przykładem jest.

    Polubienie

  20. Ale też nie udawajmy, że za granicą wszyscy lepsi i mądrzejsi.
    Probierz to akurat ciekawy kandydat, jeden z niewielu krajowych, których można w ogóle rozważać ale on długo by nie pociągnął przy takich relacjach z dziennikarzami. Styl też by się raczej nie podobał.

    Polubienie

  21. Jasne, lepiej udawajmy, że fakt iż żaden polski trener nie pracował w żadnym klubie sklasyfikowanym w rankingu UEFA w TOP100 od 20 z okładem lat to spisek masonów

    Polubienie

  22. @Xavras
    Pobawię się w adwokata diabła, i stwierdzę że nawet wyróżniający się szkoleniowcy zza dawnej żelaznej kurtyny, czy ogólnie „spoza wielkie piłki” za bardzo szans na światłym zachodzie dostają. Najlepsze na co mogą liczyć, czy raczej mogli, to kariera w Rosji. Jeżeli jakiś trener z kraju „nie top5 lig” pracuje w któreś z tych lig, to praktycznie 10/10 przypadków były zasłużony piłkarz, którego wszyscy pamiętają. A że jakiś Vbra wygrał 5 tytułów w lidze Czeskiej, Słowackiej i Bułgarskiej, wprowadził do LM maleńką Victorię Pilzno więcej niż raz, nakopał Napoli w pucharach, to kogoś to rusza tam?

    Kiedyś chętnie zatrudniano Jugosłowian, zdarzało się Realowi, Bayernowi, Ajaxowi. Teraz? Najbardziej otwarta na zatrudnianie spoza swojego sosu będzie bundesliga, a i to głównie trenerów z Austrii i Szwajcarii. Angielska jest kosmopolityczna, ale też w ramach top5 lig.

    Polubienie

  23. @Twojastara

    Ale ja nie mówię o trenowaniu Juventusów czy Realów (czyli TOP 5-10) tylko o trenowaniu tych Victorii Pilzno, Bate Borysow czy innych Łudogorców, które w tym TOP100 się przez te 20 lat przewijały.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s