Euro 2016 na milion etatów

Adam Nawałka, Euro 2016

Trwa przedostatnie zgrupowanie przed mistrzostwami. A w reprezentacji pracuje się z niespotykaną u poprzednich selekcjonerów intensywnością, bo Adam Nawałka żąda zaangażowania totalnego, okazywanego przez 24 godziny i siedem dni tygodnia.

Z Pepem Guardiolą łączy polskiego trenera przynajmniej jedno. Obaj z zasady nie udzielają indywidualnych wywiadów, komunikając się ze światem na konferencjach prasowych. Inne są tylko motywacje. Hiszpan nie chce nikogo wyróżniać, chce natomiast panować nad spójnym przekazem, a Polak – co wiemy od jego otoczenia – uważa nadmiar kontaktów z dziennikarzami za zwyczajną stratę czasu. Całkiem ich nie unika, w wolnych chwilach na zgrupowaniu przystanie i odpowie na kilka pytań. Ale nic ponadto. Nie cytujcie, nie liczcie na długie zwierzenia. Trochę hojniejszy w słowach był trener tylko podczas grudniowego losowania grup Euro 2016 w Paryżu.

Chyba nikt, kto wie, co dzieje się za kulisami, nie zgłasza jednak do Nawałki jakichkolwiek pretensji. Ten działa bowiem tak, jakby chciał doszczętnie skompromitować popularne przekonanie, że posada selekcjonera reprezentacji – i posady współpracowników selekcjonera – to wyzwanie znacznie mniej wymagające niż posada w klubie. Mecze odbywają się co miesiąc albo dwa, zgrupowania też, w dodatku klecisz je z niewielu „jednostek treningowych”. Znaczy robota trochę dla emeryta. Niektórzy mówią o tym wprost, José Mourinho wielokrotnie napomykał, że chciałby w przyszłości objąć reprezentację kraju, ale zamierza poczekać, aż się zestarzeje i znuży go codzienna młócka w klubie.

U Nawałki jest inaczej. I on, i członkowie sztabu podróżują w sensie ścisłym bez przerwy, bo w każdym tygodniu oglądają kilkadziesiąt meczów – wszystkie ekstraklasowe na żywo, z trybun – analizują występy kilkadziesięciu aktualnych bądź potencjalnych kadrowiczów, sporządzają raporty, a wszystko podsumowują na regularnych naradach w siedzibie PZPN. Selekcjoner stale też odwiedza – obserwuje jeszcze treningi – lub obdzwania piłkarzy, którzy sami często podkreślają, jak bardzo czują się monitorowani. Nie tyle jednak poddani permanentnej inwigilacji, ile otoczeni opieką i zasypywani konkretnymi, merytorycznymi radami. Sebastian Mila opowiadał „Wyborczej”, że nawet kiedy przez siedem miesięcy nie otrzymywał powołań, to Nawałka „ciągle dzwonił”, „powtarzał, że muszę ciężko pracować”, „dopytywał o zdrowie”. Kadrowiczem nie bywasz, kadrowiczem jesteś non stop. Selekcjoner zadba, żebyś o tym nie zapomniał. Dla niego, jak to ujął w niedzielę dyrektor reprezentacji Tomasz Iwan, „wolne niedziele nie istnieją”, choć poprzednicy umieli wynaleźć sobie wolne nawet w dniach roboczych.

A ponieważ jego sztab obserwuje także mecze rywali – i wystawianych w podstawowym składzie, i rezerwowych, ba, polskie oko dosięga nawet graczy będących dopiero w planach selekcjonera Irlandii Płn. – to praca w reprezentacji wre w trybie 24/7. Dosłownie, przy okazji meczów obejmuje nawet zarwane noce. I, by tak rzec, obowiązuje w niej zupełnie inny etos niż w latach minionych. Poprzednicy Nawałki, który w XXI wieku awansowali na turnieje mistrzowskie, już po zwycięskich eliminacjach ogłaszali sukces, deprawując i rozleniwiając podwładnych, którzy rośli we własnych oczach do rozmiarów bohaterów narodowych. I czasami trenerzy ów „sukces” bezzwłocznie konsumowali – jak Jerzy Engel, który ruszył w trasę promocyjną swojej książki „Futbol na tak”. A czasami nie wyglądali na krańcowo zdeterminowanych i wspieranych przez otoczenie – jak uhonorowany już po kwalifikacjach Krzyżem Zasługi Leo Beenhakker, któremu zarzucano, że zbyt chętnie lata do Holandii i nad przyszłością reprezentacji czuwa zdalnie, a działacze zwyczajnie życzyli mu klęski.

Wybuchała wreszcie niepohamowana euforia po losowaniu, zwłaszcza przed mundialem w 2002 r. nasłuchaliśmy się, że „mamy karnego, teraz trzeba go wykorzystać”, a ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz powtarzał, że „nie ma co owijać w bawełnę, los nam sprzyja”, i rozpisywał precyzyjny scenariusz turnieju: „Jeśli dobrze zagramy z Koreą, to w meczu z Portugalią będziemy mogli postawić kropkę nad i. Amerykanie to teoretycznie najsłabszy zespół w tej grupie. I być może w meczu z nami będą grali już tylko o prestiż”.

Dzisiaj nie ma możliwości, by podobne frazy wyszły z ust selekcjonera, jego przybocznych czy szefów PZPN. Wiadomo, że Irlandia Płn. to przeciwnik na inaugurację bardzo dobry – kadrę obsadza ludźmi nieznanymi nawet wyczynowych kibicom, także drugoligowcami – ale nikt tego głośno nie wyartykułuje. Efekciarstwo i jałowe gadulstwo są zakazane, Nawałka niechętnie ujawnia też jakiekolwiek detale składające się na, to jeden z jego ulubionych terminów, „strategię” prowadzącą do Euro 2016. I generalnie nie lubi się wdzięczyć.

Przed środowym sparingiem w Poznaniu z Serbią i sobotnim we Wrocławiu z Finlandią widać jednak, jak długą drogę pokonał od początku kadencji. Po inauguracyjnych powołaniach przed dwoma laty, gdy Polacy grali towarzysko w tych samych miastach (0:2 ze Słowacją i 0:0 z Irlandią), był spięty i poirytowany. Teraz, po ostatnich powołaniach przed ogłoszeniem kadry na Euro, chodzi rozluźniony i uśmiechnięty. Jest pierwszym współczesnym selekcjonerem, który na niespełna trzy miesiące przed mistrzowskim turniejem nie słyszy żadnych pytań agresywnych czy choćby zaczepnych, skrywających krytykę. Bo trudno jakiekolwiek wymyślić.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s