Grzegorz Krychowiak jako bohater. Pożegnanie

Tak już bywa, że piłkarzowi pamięta się przede wszystkim ostatni mecz, miesiąc, co najwyżej sezon. Inne kibicowskie wspomnienia blakną – ożyją w przyszłości, gdy minie gniew.

Ten mechanizm nie sprzyja zawodnikom, którzy polegali na boisku na swojej atletyczności. Dostojni wirtuozi, jak Messi czy Ljuboja, mogą uwodzić do ostatniego dotknięcia piłki, zabijaki w typie Krychowiaka sportowo niedołężnieją, u schyłku kariery ich ograniczenia kłują w oczy.

Dlatego 33-latek, który właśnie ogłosił rozstanie z reprezentacją Polski, od dłuższego czasu w biało-czerwonej koszulce irytował, nawet złościł. Nie nadążał, braki nadrabiał agresją, każda jego interwencja groziła kartką – dlatego trenerzy przestali ryzykować i odwoływali go z boiska, gdy sędzia wlepił mu żółtą. Spóźnił się tylko Paulo Sousa, więc Polacy – osłabieni właśnie po czerwieni dla Krychowiaka – przegrali inauguracyjny mecz Euro 2020 ze Słowacją.

Przez ostatni rok Krychowiak poszerzał elektorat negatywny, ilekroć otworzył usta. Gdy mówił, żebyśmy nie łudzili, że Polacy mogą grać ładnie, gdy w trakcie mundialowej afery z nagrodą od premiera Morawieckiego palnął, że „straciły dzieciaki” („Szkoda, że tej premii nie ma, bo kilka milionów poszłoby na szczytny cel. A tak nie pójdzie nic”), gdy po sensacyjnym powrocie do reprezentacji wracał do tamtej awantury na konferencji prasowej. Nawiasem mówiąc, jest jedynym naszym piłkarzem, który cokolwiek zawdzięcza Fernando Santosowi – zdołał doczłapać do setnego meczu dla kraju. I znalazł się w ekskluzywnym sześcioosobowym gronie, z Lewandowskim, Błaszczykowskim, Glikiem, Żewłakowem, Latą.

Od wielu lat był wdzięcznym celem dla złośliwców, którzy lubią pochichotać albo nawet porechotać z niepowodzeń sportowców, bo w 2016 roku obrał brzydką trajektorię, wyłącznie spadał w hierarchii. Po feralnym transferze do Paris Saint-Germain, bodaj najbardziej toksycznej szatni w wielkim futbolu, pikował – najpierw wypożyczenie do średniaka z ligi angielskiej, potem wyprawa do Rosji (najpierw czołowy klub, następnie słabszy), epizod w Grecji, aż wreszcie osiadł na piaskach saudyjskich.

Jego sportowe życie załamało się właśnie wtedy, po podpisaniu najatrakcyjniejszego kontraktu w karierze. Ale każdy, kto dysponuje pamięcią o pojemności większej niż pamięć złotej rybki, wie, że do Paryża poleciał jako czołowy defensywny pomocnik w Europie. Że ten ruch poprzedziły przynajmniej dwa fantastyczne sezony. Gdy w 2014 roku z reputacją „polskiego terminatora” przeniósł z ligi francuskiej do Sevilli (i najsilniejszych wówczas rozgrywek świata), hiszpańscy komentatorzy obwoływali go „graczem z tytanu”, „wojownikiem panującym w powietrzu” i „zastraszającym przeciwników fizyczną siłą”. Krychowiak nie poprzestawał tam na najbanalniejszych robótkach defensywnego pomocnika, który odbiera piłkę i rozdaje maksymalnie pięciocentymetrowe podania, przeciwnie, śmiało kopał do przodu, porywał się na długie przerzuty na skrzydła, bardzo aktywnie uczestniczył w grze, należał do najczęściej wdających się w pojedynki uczestników rozgrywek. I w sewilskiej koszulce został jedynym w historii polskim piłkarzem, który obronił kontynentalne trofeum – w Lidze Europy triumfował i w 2015, i w 2016 roku, strzelił nawet gola w finale. Był buchającą energią, murawa płonęła mu pod korkami.

Podczas Euro 2016 również zasuwał tak, jakby chciał wślizgiem przedrzeć się do Atlantyku. Lewandowski wyglądał wówczas na wyżętego po sezonie klubowym, a Krychowiak był wieżą oblężniczą, nieludzko mobilnym oddziałem sił specjalnych – najlepszym polskim graczem na turnieju. Wtedy nie irytował w wywiadach, po awansie do ćwierćfinału tłumaczył rozentuzjazmowanej dziennikarskiej ciżbie, że „niczego jeszcze nie osiągnęliśmy”.

Jak każdy sportowiec, bywał bohaterem i antybohaterem, jego reprezentacyjna kariera jest rozpięta między upadkiem na Euro 2020 (dam głowę, że gdyby nie jego czerwona kartka, Polacy wyszliby z grupy), a wzlotem na imprezie o cztery lata starszej. I dzisiaj, gdy Krychowiak rozstaje się z kadrą, staram się mu pamiętać gola z rzutu wolnego wbitego Brazylii na juniorskim mundialu, decydujący rzut karny w 1/8 finału naszego najlepszego turnieju w minionych 40 latach, nieomijanie żadnego meczu za kadencji Adama Nawałka, podczas której nigdy nie tracił tchu, wigoru, zakapiorskiej chęci zapanowania nad swoim rewirem w środku pola.

Jeśli pielęgnujemy uroczyste pożegnanie z reprezentacją najbardziej zasłużonych piłkarzy, to Krychowiak bezapelacyjnie również na swoje święto zasłużył.

157 myśli na temat “Grzegorz Krychowiak jako bohater. Pożegnanie

  1. To ta bardzo ciekawa liga, którą wygrywa znacznie więcej klubów niż np. ligi iberyjskie,
    choć liga niekoniecznie dla tych, co mają mają na jej punkcie jakiś wieczny ból zadka, niczym kaczor wobec Tuska.

    Polubienie

  2. O czym nie napisał Kronikarz, odc. 3 – na koniec roku 2023

    Zastrzeżenie prawne: audycja od lat 16, albowiem zawiera alkohol

    Halo, halo…, tu radio Stanisław, jedyne prawdziwie bezprawne medium czasu i przestrzeni, nie poddające się likwidacji, absolutnie bezpłatne, pozbawione abonamentu, tak wolne jak wolny byłby czarnkowy dzban, gdyby przyszło mu podbiec do autobusu, tak wolne jak wolni są niektórzy Polacy miłujący wolność, niosący kabanos oświaty do Kataru, ku zagryzce, którzy nigdy nie wylewają za kołtun, potrafią chwycić za serce albańskich dygnitarzy, dociekają prawdy i szerzą prawdę, niezłomnie trzymając się reguły, że uczciwością i pracą, ludzie się bogacą. Plotę trzy po trzy, bo tak trzeba, abyście nic nie zrozumieli, abyście poszukiwali własnej drogi i oby nie była to droga z prozy McCarthy’ego, tego wam życzę, wszyscy którzy mnie słuchacie w dalekiej przyszłości. Dryblujcie myślami, kiwajcie rozumem, powtarzajcie stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy, szukajcie ich na kartach Kroniki, o ile jest ona jeszcze.

    Głosić dziś będę na koniec roku 2023

    W roku 2023, Arsenal grał coraz lepiej, czyniąc progres rok do roku. Mistrzostwo Anglii stracił na ostatniej prostej, będąc dościgniętym przez Manchester City Guardioli. Z kolei Guardiola, niezależnie od mistrzostwa Brytanii, które zgarnia z sezonu na sezon, jakby faktycznie miał je zaklepane, na co słusznie być może uwagę zwrócił słuchacz @0twojastra, sięgnął w końcu ponownie po laur zwycięzcy Ligi Mistrzów, choć nie przyszło to łatwo, a finałowy mecz z Interem Mediolan stanowił widowisko niebezpiecznie porywające. W każdej książce, są jakieś elementy warte zapamiętania. W tym przypadku, pamiętam Dimarco hasającego tam i z powrotem po bocznej (nie mylić z „poboczną”) strefie boiska, wielkiego Lukaku, który nie potrafił unieść swojego ciężaru, wielka szkoda, oblężenie z rzutów rożnych przed końcowym gwizdkiem. Możliwe, że kibicowałem Interowi. Dlaczego jest tak, że kibicuje się zazwyczaj słabszym? Skąd się to bierze w człowieku, że nawet gdy ten silniejszy zasługuje na bez dwóch zdań lub trzech, uznanie, człowiek patrzy na słabszego, chciałby stanąć w jego obronie, założyć jego koszulkę? Może to zazdrość, zawiść w stosunku do bogatszego w zasoby i talent, które samemu chciałoby się posiadać?

    Trzymanie ze słabszymi jest z pewnością głęboko zakorzenione w nadwiślańskim patriotyzmie. Nasza rodzina nigdy nie jest bezpieczna, nigdy nie gra ze słabszymi, wszyscy mieszkańcy zielonych pastwisk są nam drapieżnikami, przed którymi należy uciekać, ewentualnie, w najlepszym razie: stawiać mur, poszukując szarży lub tzw. uderzenia z dystansu, do którego skłania nas szczególnie aktualny przywódca, pan Probierz, kolega jednego z tych niektórych Polaków, o których wspomniałem na wstępie, jednego z tych, którzy nigdy nie wylewają za kołtun, szczególnie gdy deszcz i wiatr w krainie Farerów. Żeby nie było, że ja tylko krytykuję innych, a sam nie widzę kieliszka we własnym oku. Wybrałem się późną jesienią na Stadion Narodowy, aby być świadkiem meczu z Łotwą. Po trzydziestu minutach, sam bym się chętnie zalał, zagryzł kabanosem, w końcu jestem Polakiem, ale byłem z rodziną, na szczęście przyjmowałem silne leki przeciwbólowe, zajadłem więc krajobraz dwiema garściami popcornu.

    Trzymanie ze słabszymi bywa zaskakujące, bo słabsi czasem wygrywają. Mecz Legii w Warszawie ze wspomnianą przez słuchacza @antropoid – Aston Villą, najlepszym tego przykładem. Warto rozważyć, czy to dobrze, że słabsi czasami wygrywają, czy źle. Cynik powiedziałby, że źle, bo ta reguła skłania nas, aby nie rezygnować z trzymania za ułomnymi. Optymista, że wspaniale, zaś wiedziony reklamami obstawiłby po raz kolejny u bukmacherów, zamiast uczciwie wydać na alkohol. Tak czy inaczej, wspomniane zwycięstwo Legii było chyba najjaśniejszym świetlikiem nad klubową Wisłą od nie wiadomo kiedy. Jak ta Legia grała! Odważnie, z polotem, nowocześnie. Zaimponowała również na wyjeździe w Anglii, szczególnie konsekwentnym pressingiem, brakiem bojaźni po straconej w pierwszych minutach bramce. Nie zgrywam się, ale mówią co myślę, uczciwie, nikt mi za to nie zapłacił, reprezentuję wolne medium, łączę was ze swym duchem. A potem Legiunia odgryzła się Holendrom z Alkmaar. No zobaczymy, warto patrzeć, a przede wszystkim warto posłuchać. Warto przyjść i posłuchać przed meczem na Łazienkowskiej – Czesława Niemena, echo jego poezji w ryku kibicowskiej gawiedzi. Jest w tym coś chwytającego słomą za serce, jak chochoł z „Wesela”.

    Człowiek człowiekowi a Polak Polakowi, jest jednak sprzecznością. Bo z drugiej strony, siatkarscy Polacy bili przeciwników jak leci, w niczym nam chyba nie przeszkadzało, że w 2023 r., podobnie jak w latach poprzedzających, byli silniejsi na dzień dobry od ludzi po drugiej stronie siatki, że tłukli słabeuszy, słabszych nam w tym przypadku raczej nie było szkoda.

    A jeśli Polak lub Polka stanie przeciwko Polakowi lub Polce? Po której ty staniesz stronie, przeciwko komu będziesz protestował lub nie będziesz protestował w tym czy innym gmachu? A kiedy Świątek wyciągnie rakietę przeciwko Lewandowskiemu, gdy wskaże nań paletką? Przepraszam, widzę to jak na obrazie Malczewskiego. Świątek jako sportowa śmierć wyciągająca rakietę jak kosę ku Lewandowskiemu. Taki mam obraz 2023 r., kiedy przechadzam się po galerii, ktoś powinien to namalować.

    Wszystko się kiedyś zaczyna i kiedyś kończy, że pozwolę sobie tak apokaliptycznie zakończyć audycję.

    W Nowym Roku, życzę wam abyście wygrywali, ale również abyście przegrywali, bo jest w tym chyba jakaś wartość, w przegrywaniu, o ile nie przegrywa się tak jak Reprezentacja Polski w Piłce Nożnej. Życzę wielu pytań, życzę poszukiwania odpowiedzi, bo cóż jest ważniejszego?

    Polubienie

  3. Buksują, ale kadrę i tak mają bogatą.
    Podobnie jak doświadczenie w wygrywaniu najważniejszego.
    Z konkurentów tylko Liverpool może się pochwalić zbliżonym.

    Polubienie

  4. To ja nam życzę, abyśmy za rok, a może szybciej, mogli wrócić do tradycyjnych rozważań, czy to źle, że piłkarska kadra tak brzydko wygrywa.
    GP

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz