Kolinda

Kolinda Grabar-Kitarović

Fajne imię. Oryginalne, 99,999 proc. ludzkości nigdy nie słyszało, żeby ktoś się tak nazywał. Super pasuje do piłkarskiej reprezentacji Chorwacji, która też jest fajna, oryginalna i super, ponieważ zdobyła srebro mundialu, a maleńkie kraje zazwyczaj nie fruwają na pułapach medalowych.

Kolinda akurat też przyleciała z Chorwacji – do Rosji, dzielnie kibicować z trybun piłkarzom Chorwacji, jest w końcu prezydentem ich kraju, krąży też wzruszająca informacja, że sama opłaciła podróż do włości Putina, pomimo pełnionej funkcji. Piszę, że „krąży”, bo w internecie mi mignęło, a nie chce mi się sprawdzać.

Prawie nikt nie sprawdza. Lepiej podejrzeć zdjęcia Kolindy – z plaży, atrakcyjne, jeszcze fajniejsze niż imię. To też kluczowy aspekt zjawiska, chodzi o tzw. „cycki” – przepraszam za wyrażenie, zbiorowo się tak określa sami wiecie jaki typ obrazkowych internetowych przyciągaczy. Foty półnagiej Kolindy są wprawdzie fejkowe, ale tego też nikt nie sprawdza, zresztą gdyby po sprawdzeniu okazały się fejkowe, to przyjemności mniej. Jedna fejkowa fota mniej czy jedna więcej, co za różnica, przecież przed chwilą hulały po tzw. portalach społecznościowych filmy z chorwackich ulic w ekstazie wywołanej mundialowym sukcesem i nikogo nie obchodziło, że filmy tak naprawdę pokazują zabawę w hiszpańskiej Pampelunie.

Kolinda zrobiła więc karierę, furorę nawet. Rozbłysnęła na gwiazdę, reklamuje Chorwację prawie jak piłkarze – jako pani prezydent nowoczesna, dynamiczna, sympatyczna, naturalna, niewyniosła, spontaniczna, w niej jest samo dobro.

Tak się przypadkiem składa, że wiedziałem o jej istnieniu już wcześniej. O Kolindy poglądach, politycznej karierze i stylu. Zdaję sobie też sprawę, dlaczego nacjonalizm lgnie do sportu, zwłaszcza do dyscypliny rozbudzającej namiętności silne jak piłkarskie, wizyty Chorwatki na trybunach doskonale rymowały mi się ze wszystkim, co dotarło do mnie wcześniej. Ale wątku politycznego ciągnąć nie chcę. Kogo interesuje, niech sobie sprawdzi, nie będę skręcał z roli prostego dziennikarza od opisywania sportowych fikołków, nawet jeśli poglądów Kolindy – pani prezydent Kolindy – nie lubię i odczuwam wewnętrzną potrzebę ich zwalczania, to oddam tę misję mądrzejszym. Zwłaszcza że uwierają mnie teraz nie jej przekonania i działalność, lecz dołująca bezrefleksyjność tłumu, który uległ urokowi nie wiadomo czego.

Foty fejkowe, nikt nie wie, co pani prezydent myśli o tym i o owym, nikomu nie chce się sprawdzić, nikt nie poświęci kropelki potu – przeciwieństwo heroicznie wycieńczonych chorwackich piłkarzy – żeby dowiedzieć się, co go zachwyca, co podaje dalej, co lajkuje i propaguje, uwielbiają Kolindę lewaki i prawaki, kochają liberały i faszole, oklaskują demokraci i zwolennicy twardorękich rządów większości nad mniejszością. Idealna definicja poznawania świata przez tzw. portale społecznościowe, które skutkuje potem, w chwilach ważniejszych niż mundialowe, kompletną bezradnością w konfrontacji ze złożonością rzeczywistości.

Wylądowałem na Okęciu, więc nie zdążę spisać kilku kolejnych planowanych akapitów (zresztą iPad pada), ale mniej więcej się wygadałem. Mistrzostwa były fascynujące, a Władymir i Kolinda umiejętnie to wykorzystali, poza Francją zatriumfowała jeszcze władza – rosyjska i chorwacka.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s