Odkąd pamiętam, buzują wokół naszych piłkarskich boisk dyskusje, które można by zbiorowo obwołać zastępczymi, choć ja odbieram je przede wszystkim jako nużące, pozbawione jakiegokolwiek merytorycznego sensu.
Dotyczą kwestii narodowościowych. Pasjami analizujemy paszporty i pojękujemy, jeśli odnajdujemy na nich inne ptactwo niż znajomy biały orzeł, który przed stuleciami ponoć zauroczył mitycznego założyciela państwa Polan. Czy zagraniczny selekcjoner reprezentacji kraju nie uderza aby w naszą narodową godność? Czy w naszej lidze nie szanuje się obcokrajowców bardziej niż rodzimych szkoleniowców? Czy na pewno musimy piłkarzy masowo importować z innych krajów, a czasem nawet kontynentów? Dlaczego pozwalamy, by odbierali miejsca pracy Polakom? Czy to nie zaszkodzi potędze nadwiślańskiej kopaniny? Znajmy umiar, nie zatrudniajmy aż tylu cudzoziemców! I jeszcze to obelżywie pogardliwe określenie „szrot”, którym okleja się przybyszy z zewnątrz – być może graczy miernych, ale przecież lokalni też są mierni, fajtłapy generalnie lgną do fajtłap, a po murawach tzw. ekstraklasy generalnie nie ganiają wirtuozi.
Przypominałem sobie tę kakofonię, gdy podziwiałem Atalantę Bergamo. Drużynę od bardzo dawna znaną jako „Bogini”, a od niedawna wielbioną jako bogini rozkoszy, bo podarowała swoim kibicom prawdopodobnie więcej wzruszeń niż ktokolwiek inny w Europie. Delektuję się jej popisami od przynajmniej kilkunastu miesięcy – z czego już się tutaj zwierzałem, w środowy wieczór znów znienawidziłem futbol – więc miałem czas, by pokojarzyć, kto tam pogrywa. Jako pełnokrwisty członek swojego plemienia przejrzałem oczywiście paszporty, a następnie postanowiłem ozdobić flagami wszystkie zdobywane przez Atalantę bramki.
Oto skutki.
W minionym sezonie Serie A ekipa z Bergamo natłukła 98 goli. Ligowego rekordu nie ustanowiła, ale by znaleźć skuteczniejszy zespół, trzeba zawrócić aż do sezonu 1949/50, podczas którego mistrzowski Juventus strzelił ich 100, a wicemistrzowski Milan – 118. Podzielmy ten dorobek na narodowości (pomijając samobóje): Kolumbijczycy zdobyli 36 bramek, Słoweniec – 15, Argentyńczycy, Chorwat i Niemiec – po 9, Ukrainiec – 8, Albańczyk, Brazylijczyk, Holender i Szwajcar – po 2, Belg i Iworyjczyk – po 1.
W Lidze Mistrzów też sobie Atalanta pohulała, wbijając 17 goli. Za 5 odpowiada Słoweniec, za 3 – Chorwat, za 2 – Holender, po jednej dołożyli obaj Kolumbijczycy, Niemiec, Ukrainiec, Argentyńczyk, Szwajcar i Belg.
Wreszcie krajowy puchar – jedyną bramkę w jedynym meczu, przegranym z Fiorentiną, zdobył Słoweniec.
Podsumowując: ze 116 fajerwerków ani jednego nie odpalił Włoch. ANI JEDNEGO. Bawili się wyłącznie obcokrajowcy, którzy zresztą skolonizowali cały podstawowy skład. Wyjątek stanowiła bramka, chroniona przez Pierluigiego Golliniego, Marco Sportiello i Francesco Rossiego.
Tę mozaikę warto namalować choćby dlatego, że poniekąd świadczy o fantastycznym know-how ludzi zarządzających szatnią i całym klubem – niełatwo skomponować w harmonijną grupę przedstawicieli 17 narodowości, a w Bergamo zdołali ich jeszcze nakłonić do współpracy wzorowo zsynchronizowanej, której zawdzięczamy dzieło wprost fenomenalne. Ale wstukuję niniejszą notkę z innego powodu. Otóż we Włoszech nikt nie wyrzuca Atalancie, że werbuje tylko obcych. Ten „problem” nie istnieje, ba, nie istnieje nawet ten temat – a jeśli istnieje, to gdzieś na marginesie, jako ciekawostka, ja się nie zetknąłem.
Co więcej, drużyna, nad którą można by postękać, że „kibicowi trudno się z nią utożsamiać”, uchodzi za wyjątkowo zżytą z miastem. Ponoć zawsze tak było, a ostatnio jeszcze się poprawiło dzięki inicjatywie Antonio Percassiego. Otóż właściciel Atalanty (lokalny biznesmen, jego syn pełni funkcję generalnego, mowa o przedsięwzięciu rodzinnym) od 2010 roku sprezentowuje klubową koszulkę oraz dwa kartony mleka każdemu, kto urodził się w sąsiedztwie. Dosłownie każdemu, tradycja obejmuje wszystkie szpitale położnicze z Bergamo oraz okolic.
Jeszcze raz: nikt nie oskarża Atalanty obecnie, gdy wygrywa seryjnie, nikt nie oskarżał jej wcześniej, gdy wygrywała rzadziej (inna sprawa, że paru niezłych Włochów wychowała, zna się na tej robocie), nikt nigdy nie atakował też porównywalnie kosmopolitycznych Udinese czy Interu Mediolan. Nieważne, kto drybluje, niech sobie drybluje nawet Wolkanin albo reptilianin, byle dryblował z sensem. Liczą się tylko i wyłącznie kryteria sportowe. Włosi nie awanturują się o duperele, Włosi rozmawiają o piłce nożnej.
No to Niemcy się chyba przeproszą z Bykami, a gdyby jutro Bayern przegrał (tfu!tfu!), to nawet nie będą mieli wyjścia.
PolubieniePolubienie
„Nikt nigdy nie atakował też porównywalnie kosmopolitycznych Udinese czy Interu Mediolan.”
Odwołanie do Internazionale jest oczywiście w pełni zrozumiałe, jednakże w obecnych czasach lekko nie pasuje, bo aktualnie Mediolańczycy mogliby wystawić całą jedenastkę złożoną z samych Włochów i śmiem twierdzić, że taka drużyna biła by się jeśli nie o puchary, to co najmniej o bardzo spokojny środek tabeli. Padelli – D’Amrosio, Ranocchia, Bastoni – Candreva, Barella, Sensi, Gagliardini, Biraghi – Esposito, Longo. W dodatku co najmniej 3-4 z nich to podstawowi zawodnicy stanowiący o sile zespołu, który skończył sezon punkt za Juventusem i który w poniedziałek będzie walczył o finał LE. Także swoją drogą się porobiło – lokalny klubik spod Mediolanu stał się – no właśnie, powyżej widać czym, a założony z założeniem (?!) zatrudniania obcokrajowców Internazionale zmienił trochę ścieżkę rozwoju 🙂
PolubieniePolubienie
Fajne te finały, ogląda się jak wielki turniej, euro czy inny mundial. No i brak kibiców, niby bidniej a jednak, futbol w stanie czystym.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
@Panszeryf
Tak, wiem to wszystko, w przypadku Interu i Udinese odwoływałem się do nieodległej przeszłości – oba kluby też wystawiały pełną 11 cudzoziemców, jeden nawet w ten sposób wygrał LM i ustanowił swoisty finałowy rekord;-)
PolubieniePolubienie
@Jotkas- Też mam podobne skojarzenie.A może by tak już zawsze rozgrywać końcówkę Ligi Mistrzów? Co myślicie? Tylko nie byłoby już słynnych „remontad”
PolubieniePolubienie
Liga Mistrzów to świetne mecze, bez znaczenie w jakiej formule (byle sensownej), więc ogląda się dobrze, ale ja mimo wszystko tęsknię do dwumeczy.
PolubieniePolubienie
Może to tylko moje wrażenie po pierwszych meczach, ale w przypadku dwumeczy jest więcej miejsca na ryzyko. Świadomość, ze jeden błąd może przesądzić o wyniku chyba trochę piłkarzom wiąże nogi.
PolubieniePolubienie
Przeglądam (nie czytam) w mediach przedmeczowe pakowanie kamieni do plecaka Lewandowskiemu i nie wiem o co „znawcom” chodzi. O wyniku przecież i tak zadecyduje rywalizacja pomiędzy Barceloną i Bayernem, a nie pomiędzy Messim a Lewandowskim.
I mam nadzieję, że Robert jest odizolowany od tego szumu, bo gdyby miał to czytać/słuchać to musiałby wyjść na mecz na silnych antydepresentach.
PolubieniePolubienie
A tam, to elektronowy humanoid, one nie potrzebują antydepresantów.
PolubieniePolubienie
@Rafał
Poprawiłeś mi nastrój.
PolubieniePolubienie
@ALP
Po golu Lipska Athletic od razu rzucił się do odrabiania, bez kombinowania, że jeszcze będzie rewanż, że to, że tamto. Poszli jak ogień, z nożami w zębach. Przy dwumeczu chyba by tak nie zareagowali. Na razie ta formuła się sprawdza, nie było 0:0 i czekamy na karne. Oby tak do końca.
PolubieniePolubienie
No i ni ma „meczycha”, przynajmniej w I połowie.
Barcelona nie gra – Lewandowski nie strzela.
PolubieniePolubienie
Nie wiem, czy widziałem kiedykolwiek tak rozbrajająco bezradną Barcelonę
PolubieniePolubienie
Jeżeli to nie jest „meczycho”, to co nim jest? Bayern tak się rozstrzelał, ze nie zapomniał nawet o swojej bramce.
PolubieniePolubienie
Meczycho jest wtedy, gdy grają jedni i drudzy. A tu jedni grają, a drudzy to jakaś popelina, bo Barcelona to nie jest.
Popelina, na którą żal patrzeć. Grają, jakby chcieli komuś (i samym sobie) zrobić na złość.
Nie wiem, co się stało z tym klubem, coś tam się wyraźnie wyczerpało, czas na zmiany i to począwszy od kierownictwa, prowadzącego sabotażową politykę personalną. Nad wsadzonym w o wiele za duże buty trenerem, który nie radził sobie w Betisie nie ma sensu się znęcać.
PolubieniePolubienie
Pogrom! Wielki Bayern!
@Antropoid
Barcelona grała to, na co jej Bayern pozwolił.
P.S.
Dla mnie odkryciem, a może nawet i gwiazdą wiosny w Bayernie jest Davies. To co dzisiaj rozegrał z Kimmichem to bardziej błyskotliwa kopia rozegrania w lidze z Robertem. No i Hans Dieter Flick… – to nieprawdopodobne jak poukładał drużynę.
PolubieniePolubienie
No… Bo poza tym, to w Barcelonie wszystko gra…
Jakby Legia tam grała pewnie byłoby podobnie.
PolubieniePolubienie
Ja się zgodzę z Antropoidem, ten mecz dał mi Barca-PSG 6-1 vibes, gdzie jedna ekipa grała swoje ale bez jakiegoś kosmosu, a druga nie dojechała pod żadnym względem(motorycznym, taktycznym, mentalnym) i rozpadała się na części sama.
Oczywiście, Bayern był bardzo dobry w wielu aspektach, ale da się znaleźć i te słabe, postawa obu środkowych obrońców tak wręcz poniżej średniej, generalnie gra obronna na sporym ryzyku, które nawet ta beznadziejna Barca umiała wykorzystać, a był i potencjał na więcej.
Natomiast już któryś raz Barcelona najpierw wychodzi na mecz LM z pętającą nogi presją, która tylko przerasta ich coraz bardziej. Na 2-5 się ten mecz skończył, te ostatnie 3 w końcówce to bierne przyglądanie się bordowych, jak Bayern sobie strzela, to nie były jakieś kosmiczne akcje, tylko totalna bierność, niemoc, przywołująca rewanże z Romą czy LFC, gdzie też gracze Barcy wyglądali jakby chcieli już z tego boiska zejść. Gdyby na treningu w IV lidzie ktoś prezentował taki stopień zaangażowania jak FCB w końcówce, to pewnie by na kopach z boiska wyleciał.
Bayern jest faworytem nr 1, środek pola, skrzydła, atak, fe-no-me-na-lny Muller(życiówkę chłop gra) to są mocne argumenty. Ale jak Boateng z kimkolwiek kto będzie z nim w tym środku grał, będą robić takie błędy, to ja wcale taki mega pewny nie jestem.
Oficjalnie Barcelona chyba awansowała na najbardziej „polski” z topowych klubów, myślę że nasi bohaterowie ligowi odpadający w eliminacjach wszystkiego, mają wiele wspólnego z pucharowym mentalem gwiazdorów FCB. Swobodnie mogliby zatrudnić wspólnego terapeutę i urządzić grupową sesję terapeutyczną, myślę że lęki polskich ligowców na samą myśl o grze w pucharach, są bliźniaczo podobne do tych ogarniających piłkarzy Blaugrany gdy idzie o fazę pucharową LM poza Camp Nou.
PolubieniePolubienie
Ps. aż 22 faule Bayernu vs 13 Barcelony, z jednej strony agresja w grze, ale i okazjonalne kasowanie akcji/ratowanie się po błędzie faulem. Szczerze, dziwię się że na 3 żółtych dla obu stron się skończyło.
PolubieniePolubienie
Żenujący poziom w tak zwanej lidze mistrzów. Średnia bramek jak w klasie C.
LZS Komorowo 2-8 Czarni Łuczyna
Co oni zrobili z tą piłką?
PolubieniePolubienie
Polecam pomeczowy komentarz Dawida Szymczaka na sport.pl.
PolubieniePolubienie
Wyjeżdżają z Camp Nou i są jak Ferdynand Kiepski, który funkcjonuje tylko w swojej kamienicy.
Ktoś w studiu pomeczowym słusznie stwierdził, że są piłkarze – nie ma drużyny.
A ostatnio jeszcze trenera.
PolubieniePolubienie
Coraz lepiej… Sterling – pudło wszech czasów w LM.
A dla Guardioli po odejściu z matecznika te rozgrywki stały się zaklęte.
PolubieniePolubienie
Czyli chyba najbardziej opłacalne po lockdownie było jednak nie kończyć sezonu/ zakończyć go jak najszybciej: w półfinale LM dwa kluby francuskie i dwa niemieckie – była kiedykolwiek taka sytuacja?
PolubieniePolubienie
Zwykle pierwszy jestem do śmiania się z Guardioli i zawsze chętnie mu jakąś klęskę też wywróżę, ale dziś mnie tak zaskoczył, że nawet nie pomyślałem obejrzeć meczu… Miałem różne teorie dotyczące przyczyn tego notorycznego odpadania, ale ostatnio mam wrażenie, że tylko klątwa złośliwej wiedźmy mogłaby to wszystko wyjaśnić.
Przez „to wszystko” mam na myśli co następuje: podczas 7 ostatnich sezonów Guardioli na ławce trenerskiej banda łysego, czy to Bayern czy City, odpadała z LM na pierwszej dużej przeszkodzie (5 razy) lub drugiej (2 razy). W tym samym czasie pięknie radziła sobie w innych rozgrywkach nawet z najtrudniejszymi rywalami.
PolubieniePolubienie
Oto w półfinale pojedynek dla koneserów ekstraklasy z lat 2008-10 Marcelo vs Lewandowski xD
PolubieniePolubienie
Lyon jak Dania w 1992.
To byłby finał: Lyon – Lipsk. W tak porąbanym sezonie wszystko jest możliwe.
PolubieniePolubienie
No to ćwierćfinały za nami… – „siedmiu wspaniałych” 12(-1) contra Bayern 8(+1). Same niespodzianki. A Francuzi chyba zaczynają kląć, że odwołali Złotą Piłkę. Gdyby obie francuskie ekipy awansowały do finału, to dymisje kierownictwa redakcji nie wystarczą.
PolubieniePolubienie
Najlepiej zrobmy same sruzyny bez polakow. Nawet nie dajmy im szansmy zeby mieli gdzie zaczac. Brawa dla redaktora
PolubieniePolubienie