Iga Świątek, Wonder Girl z sąsiedztwa

Chyba pierwszy raz w życiu cały tydzień upływa mi na nieustającym oklaskiwaniu genialnej nastolatki. Poprzednią tak młodą dziewczyną z Polski, którą fetowałem jako arcymistrzynię, była debiutująca prozatorsko Dorota Masłowska – tyle że ona w tym samym wieku fenomenalnie wywijała polszczyzną, nie rakietą do tenisa.

Nie tkwię w rozanielonym zachwycie sam, w niedzielę narodziła się megagwiazda naszego sportu. W niedzielę, bo na ćwierćfinał i półfinał patrzyliśmy już oswojeni z piorunującym wrażeniem, jakie wywarła na nas i Simonie Halep w IV rundzie. Rumunkę nie tyle Iga Świątek pokonała, co przegoniła z turnieju – wyglądała na perfekcyjnie przygotowaną atletycznie, podejmowała wyłącznie starannie przemyślane decyzje, rozstawioną z najwyższym numerem zawodniczkę wyrzuciła za linię końcową, zmusiła do rozpaczliwej defensywy, obrabowała z roli faworytki całego Rolanda Garrosa. Chyba nawet bajeczna Agnieszka Radwańska, przez wiele lat moja absolutnie ulubiona polska sportsmenka, nigdy nie zaznała przyjemności wygrania meczu w takim stylu z taką rywalką, dzięki któremu znienacka wystrzeliła na szczyt listy kandydatów do triumfu w turnieju wielkoszlemowym. Czego nie piszę, by brnąć w karkołomne porównania (poprzestańmy na tym, że popisy obu zawodniczek pięknie się różnią) i umniejszać dorobek naszej byłej supertenisistki, lecz dla jeszcze wyraźniejszego wyeksponowania wyczynu, na jaki porwała się nowa gwiazda. Przez cały paryski turniej Iga Świątek gna zresztą, jakby zajmowała się oblatywaniem najsłynniejszych kortów świata od zdjęcia beciku. Przed finałem wygrała wszystkie 12 setów, tylko w jednym (!) zgubiła więcej niż trzy gemy, Martina Trevisan i Nadia Podoroska właściwie z nią nie przegrały, lecz zostały rażone piorunem. Najbardziej spektakularny w tym roku sukces naszego sportu obok triumfu Lewandowskiego w Lidze Mistrzów. Podczas półfinału zaczęli pisać do mnie osłupiali znajomi z Włoch, którzy nie odzywali się od roku albo i dłużej.

Patrzę na Świątek inaczej niż na wszystkich pozostałych polskich sportowców, którym kiedykolwiek kibicowałem, ponieważ wypatrywałem w niej mistrzyni – splot okoliczności, nie przeczesuję kortów w poszukiwaniu talentów ani się na ich rozpoznawaniu nie znam – już wtedy, gdy była nie dziewczyną, lecz dziewczynką, właściwie dzieckiem. Co więcej, tak się złożyło, że krążyła po moim sąsiedztwie, mokotowskim i nie tylko. Zaglądała na trybuny piłkarskiej Legii, chodziła do liceum kilkaset metrów od mojego domu, z trybun pierwszy raz też oglądałem ją kilkaset metrów od domu, na Warszawiance, widywałem ją wreszcie w hali, w której sam się amatorsko pociłem. Po ćwierćfinale aż z ciekawości wydłubałem pierwszego tweeta, którego o niej wyćwierkałem – z trzeciego listopada 2016 roku, gdy awansowała do ćwierćfinału turnieiku w Sztokholmie. Miała wtedy bilans 10-0 w seniorskim tenisie, była w wieku 15 lat, 5 miesięcy i 3 dni (wyżej zdjęcie Kuby Atysa z tamtego okresu).

Przebiegu niczyjej kariery nie zaczynałem pilnie śledzić tak wcześnie, jeszcze za sportowego niemowlęctwa, co dodatkowo uwypukla fundamentalną różnicę dzielącą Świątek od innych naszych wybitnych atletek i atletów. Gdy przywoływany wyżej Lewandowski był w jej wieku, biegał w koszulce Znicza Pruszków, a Justyna Kowalczyk czy Kamil Stoch ciułali pojedyncze punkty w zawodach Pucharu Świata, Adam Małysz też wfrunął do ścisłej czołówki parę lat później, nawet Otylia Jędrzejczak, choć dekorowana jako młodziutka pływaczka, dokazywała tylko na mistrzostwach Europy (na basenach króluje reszta świata). Sportowców, którzy wzbijali się na sam szczyt tuż po maturze, nie podziwialiśmy, choć Radwańska też się w jego okolice podkradała, dotykając wielkoszlemowych ćwierćfinałów.

Igę Świątek natura oraz trening skonstruowały inaczej niż zwiewną poprzedniczkę. Już ładnych kilka lat temu, gdy rywalizowała wyłącznie z juniorkami, śmiało przyznawała się do marzeń sięgających triumfów na Wimbledonie i igrzyskach olimpijskich, od zawsze preferowała agresywny, ofensywny styl („nie umiem inaczej”), rakietą wymachuje z olbrzymią siłą, nie tylko u polskich ekspertów wywołując skojarzenia z Sereną Williams. Nie tylko więc emocje, lecz zdrowy rozsądek nakazują wierzyć, że powygrywa wszystko lub prawie wszystko. Na Mokotów prędko nie wróci, bo tenis rzuca zawodnikami po całej planecie jak chyba żaden sport poza Formułą 1 – stanie się obywatelką świata, ostatecznie przeprowadzi się do międzykontynentalnych odrzutowców i stugwiazdkowych hoteli, wywiadów poudziela zapewne więcej po angielsku niż po polsku. Prawdziwa Wonder Girl.

87 myśli na temat “Iga Świątek, Wonder Girl z sąsiedztwa

  1. Tak to właśnie wygląda, jakby ktoś przecharakteryzował Serenę (tę z czasów, kiedy mogła biegać po korcie), na nastolatkę z Polski.
    Szokująca odmiana po USO.

    Polubienie

  2. Tak, zmianę mentalną na przestrzeni tych kilku tygodni widać, ale też i warunki są bardziej dla Igi sprzyjające – mączka (jeszcze w dodatku mokra) to dla tenisistki z Polski środowisko najbardziej naturalne – do czego się zresztą Iga (a przynajmniej jej Tata) przyznaje.
    Bałem się szczególnie meczu z Trevisan, bo po takim pojedynku jak z Halep nawet ograni i rutynowani zawodnicy mogliby „odlecieć” i zlekceważyć rywalkę. Początek meczu zresztą trochę te obawy potwierdzał, dopiero po kilkunastu piłkach wszystko wróciło na właściwe tory. Trzeba tu mocno docenić wsparcie psychologiczne w sztabie Igi.
    Porównanie do Sereny ciekawe – oby faktycznie poszła jej drogą, a nie np. drogą Ostapenko.

    Polubienie

  3. A ja poczekam rok, czy obroni obecną pozycję, punkty rankingowe, może nawet tytuł. Pamiętam bowiem z tego samego Paryża (choć z hali Bercy) narodziny innej polskiej supergwiazdy tenisa – która jednak tak szybko, jak na firmament wyleciała, tak szybko i z wielkim hukiem spadła…

    Polubienie

  4. Przez całe życie to łatwo jest być przeciętniakiem. Być gwiazdą (w jakiejkolwiek dziedzinie) jest trudniej i udaje się tylko nielicznym. Dlatego warto cieszyć się chwilą, a później to już tylko modlić się: – chwilo trwaj.
    Martina Hingis podarowała nam cudowne cztery lata, chociaż zaczynając największe triumfy w wieku lat 16 wydawało się, że to będzie trwało kilkanaście. Ale co to były za lata! Świadkowie chwil, które nam podarowała nigdy ich nie zapomną.
    Bez względu na wynik dzisiejszego debla i jutrzejszego finału zamierzam się cieszyć grą Igi Świątek. I każdym kolejnym meczem, który nam podaruje.

    Polubienie

  5. „Inna wschodząca polska supergwiazda tenisa” spadła, bo z drogi w górę zrzuciły ją kontuzje.
    Charakter zapewne też nie pomagał (choć niektórym choleryzm w ogóle nie przeszkadza), ale to już taki typ.

    Polubienie

  6. @Antropoid, Michał

    Na podstawie dokonań tej „gwiazdy” to można by napisać podręczniki „Jak zmarnować swój potencjał” i „Jak nie powinien się zachowywać zawodowy sportowiec”. Piszę to z wielkim żalem, bo potencjał Janowicza to naprawdę było TOP10 – to nie były wymysły polskich mediów. Zresztą wystarczy spojrzeć na Zvereva – czym się różnią? Nawet głową nie tak bardzo 😉 Zapewne różnią się przede wszystkim podejściem do treningu – Zverev jednak z siłką jest za pan brat, a Janowicz za pan brat był z Counter Strike.
    Oczywiście, zanim się zacznie sypać głodne kawałki typu „mamy gwiazdę na lata” to wypadałoby poczekać ten rok jak kolega Michał sugeruje. Ale na razie nic nie wskazuje na to, by case Janowicza miał się powtórzyć.

    Polubienie

  7. Tak z budowy, to Zverev wydaje się nawet bardziej wiotki od Janowicza.
    I chyba jednak na korcie aż tak się nie wścieka.
    Poza tym zgadza się, JJ potencjał miał spokojnie na top 10, osiągnięcia mógł mieć większe, niż np. Cilić.
    No a tego, czy ktoś eksploduje „na lata”, na sezon, czy tylko na jedną imprezę, to się rzecz jasna w sporcie nigdy nie przewidzi.

    Polubienie

  8. @Alp
    A w siatkówce jest inaczej? Możesz zdobyć więcej punktów i przegrać; w skokach skoczyć więcej metrów i przegrać; itd.
    Ps. Hingis z Agassim to były te gwiazdy, które zaraziły mnie tenisem –
    to mój drugi ulubiony sport 🙂

    Janowicza problemem była tylko głowa. Talent ma przeogromny. Jego przypadek to kolejny dowód na to, że w wyczynowym sporcie głowa to 90% sukcesu – jak w życiu zresztą. Kyrgios, Safin; Balotelli, Santon, Kjaer – żaden z nich nie osiągnął w karierze nawet 30% tego, na co pozwalały im predyspozycje i talent, tylko z powodu głowy. Na dzień dzisiejszy wydaje się, że Świątek może zdominować kobiecy tenis na lata. Tym bardziej, że jest tego dokonać o wiele łatwiej, niż tenis męski.

    Polubienie

  9. @Panszeryf
    Masz rację. Jak klikałem zabrakło mi refleksji. Dopiero później styknęło mi, że tych dyscyplin jest znacznie nie więcej.
    A do zasad punktowania tenisa przyzwyczajony jestem od dawna. Chciałem tylko zwrócić uwagę, że to był wyrównany pojedynek.
    Oczywiście jak zdecydowana większość kibiców nie mogłem go zobaczyć. Oceniam tylko po wynikach gemów i setów, bo punktacji też nie analizowałem..

    Polubienie

  10. @panszeryf
    Strasznie nie lubię tego uproszczenia „wielkie predyspozycje, ale mała głowa”. Z kilku powodów.

    Pierwszy, to dostateczna ilość przypadków gigantycznego talentu i raczej nie najlepiej działającej makówki, które wielki sukces odnosiły. Nykanen, Maradona, Tyson, Gatti, Ronaldinho, Ilie Nastase, lista, w gruncie rzeczy, jest bardzo długa. Może wiec talent jednak nie był aż tak wieli i pozwolił tylko na tyle?

    Drugi, to założenie iż człowiek jest jakimś robotem w którym można wymienić jeden wadliwy podzespół, i pyk, już sukces. Nie, człowiek to część naczyń połączonych, a przewidzenie wszelkich zmian nie jest możliwe. Szczególnie jeśli idzie o sportowców, których głównym atutem jest kreatywność – wbrew pozorom systematyczność i praca wcale nie musi jej służyć, wręcz potrafi ją hamować.

    Trzeci, shameing. Takie spojrzenie jest pozbawione empatii i krzywdzące, bardzo deprecjonujące. Ignorujemy całą historię człowieka, choćby takiego Balotellego, który całe życie od małego musiał mierzyć się z faktem że jego biologiczni rodzice go porzucili, że jest obcym w obcym kraju, gdzie część „prawilniaków” zawsze będzie dbała o to by czuł się obcym. I tan kolo zostaje reprezentantem, strzela gole w półfinale Euro, gra w wielkich klubach, zdobywa dwucyfrową liczbę goli w sezonie w 3 z 5 najlepszych lig na świecie, a na koniec musi słyszeć że talent zmarnował. Innym dobrym przypadkiem jest Bojan, który opowiedział dokładnie o swoich demonach, i pomimo których zaszedł bardzo daleko, ale ponieważ jeden z drugim wymyślili że „to będzie bóg futbolu” a nie został, to trzeba było uruchomić machinę medialną, wszak genialny dziennikarz nie może się mylić z oceną potencjału, jeśli sportowiec nie odnosi wyników, to znaczy iż „nie uniósł swego talentu”, absolutnie nie może tak być iż jest tam cokolwiek nie tak, poza jego głową, nie, przemoc, patologia, stres, presja, furda to. Irytuje mnie to strasznie, bo ludzie którzy obiektywnie osiągnęli sporo, muszą się wiecznie tłumaczyć z domniemanego „wielkiego potencjału” tylko dlatego że ktoś to kiedyś dla klików napisał.

    Polubienie

  11. I jest!!

    Ech, teraz ta dziewczyna wszystko, co najlepsze, ma już za sobą…

    @Twojastara
    Bardzo słuszna wypowiedź, zgadzam się w pełni. Parę miesięcy temu były wywiady z Mertesackerem i Schuerrle, które otworzyły mi oczy, ci ludzie za te zarabiane pieniądze płacą swoją cenę, która nie jest wcale taka mała…

    Polubienie

  12. Gratulacje dla Igi!
    @Otwojastara
    W pełni się z Tobą zgadzam. Myślę, ze przed Igą najtrudniejsze… – udźwignąć sukces.
    I będzie to musiała zrobić sama, bo na wielu dziennikarzy i nas kibiców nie będzie mogła liczyć. Jedni się będą chcieli przy nim ogrzać, inni na nim zarobić a i nie zabraknie takich, którzy będą chcieli go pomniejszyć lub udowodnić, że po triumfie jej odbiło. Wystarczy, ze nie będzie wygrywała wszystkiego i ze wszystkimi.

    Polubienie

  13. Ale serio, jest jeszcze taka opcja, że osiągnęła wynik POWYŻEJ swojego potencjału. Że sprzyjały jej wyjątkowe warunki w tegorocznym Paryżu (zimno, nietypowe piłki), które świetnie odpowiadały jej stylowi gry i które się już nigdy nie powtórzą.

    I co? I nic. Na zawsze się wpisała do historii polskiego sportu, i tego jej nikt nie zabierze.

    Polubienie

  14. @0twojastara
    Racja, z Twoją argumentacją też się zgadzam. Co więcej, nie każdy musi mieć pragnienie, żeby stać się najlepszym na świecie w swojej dziedzinie, jak Lewy, czy Krysia – mogą być i tacy, którzy nie muszą, ani nie chcą udowadniać ani sobie, ani nikomu innemu, że tymi najlepszymi są. Mogli zwyczajnie wybrać taką, a nie inną ścieżkę, żeby się dorobić. Poza tym, dotarcie na sam szczyt wymaga o wiele więcej wyrzeczeń, niż się komukolwiek wydaje. Gdyby taka Radwańska wyszła za mąż 15. lat temu i chciałaby się poświęcić rodzinie to kto wie, może by nigdy nawet żadnego ćwierćfinału nie osiągnęła? Jest jeszcze inna kwestia – jednemu mniej oleju w głowie może pomagać – pozwalać na niczym innym, niż na treningu, który lubi, się nie koncentrować, a innemu przeszkadzać – koncentrować się na czymś zupełnie innym. To wszystko sprawia, że faktycznie osiągnięcia niewspółmierne do talentu (in minus) nie świadczą jeszcze o intelektualnym niedomaganiu 🙂

    Choć koncentrując się na takim Balotellim, wiedząc o wszystkich jego wybrykach, trudno nie podejrzewać go o pewne braki pod kopułą 😀

    Polubienie

  15. Iga Świątek Mistrzynią Roland Garros (Robert Lewandowski znowu bez tytułu sportowca roku w PL, choć i tak miał niewielkie szanse – brać żużlowa już by o to zadbała…). Jakby tego było mało, WIELKI Magnus zakończył najdłuższą serię (125?) w szachach. I to z kim??? Z Janem Krzysztofem Dudą. Panie Rafale! To wymaga WIELKIEGO wpisu!!

    Polubienie

  16. Sytuacja panująca od pewnego czasu w żeńskim tenisie przypomina mafijne tasowania, kiedy zabraknie głównego capo di tutti i trwa ogólna naparzanka wszystkich ze wszystkimi, zanim wyłoni się nowy szef wszystkich szefów (albo syndykat – jak w tenisie męskim).
    I Świątek idealnie z tej sytuacji skorzystała.

    Polubienie

  17. No i się okazało… Facet, o którym od dobrej dekady mówią, że ma kolana do wymiany wciąż biega szybciej od wszystkich innych i dobiega do piłek, do których młodsi i niesterani chyba by nie startowali.

    Polubienie

  18. Jak na standardy reprezentacji Brzęczka uważam, że gramy dzisiaj bardzo dobrze. Wreszcie nie wyglądamy, jak banda wystraszonych amatorów, tylko staramy się stawić czoła, na ile jesteśmy w stanie. Brawo!

    Polubienie

  19. Jeszcze w tym stylu występ z Bośnią, Jurek nic nie chlapnie, i krytyka selekcjonera zostanie ogólnopolsko wstrzymana do przynajmniej kolejnego zgrupowania. 3 mecze zasypią dwa lata.

    Ale trzeba przyznać że na tle mocnego tym razem rywala, nawet to wyglądało. 4-5-1 na silniejszego to zawsze dobry pomysł, a i te nowe chłopaczki, Modery i Karbowniki, dają powody do optymizmu.3-4 dobry mecz Brzęczka i pierwszy raz jeden obok drugiego. No szok.

    Polubienie

  20. Wymiana pokoleniowa staje się faktem. Najlepsi na boisku dwudziestolatkowie, najsłabszy Krychowiak. Świetnie w mecz wszedł Jóżwiak. Po kilku minutach dołączyli a nawet zdominowali go Moder i Walukiewicz. Dla mnie dwudziestoletni stoper to absolutna rewelacja tego meczu. Pewny, spokojny, wręcz bezbłędny a do tego drybling i znakomite podanie.
    Rywalizacja w reprezentacji powraca.

    Polubienie

  21. @Alp
    Nie zgadzam się. Żaden z młodych nic wielkiego nie pokazał. Szymański był wręcz najsłabszy na boisku. Walukiewicz owszem nie popełniał istotnych błędów w obronie, ale w rozegraniu był strasznie nerwowy, każdą piłkę oddając do Fabiańskiego, który zresztą też nie potrafił rozegrać. Z tego brały się straty. Jakiś tam plus jedynie dla Karbownika za fajne minięcie podmęczonego rywala.
    Nie namawiam, żeby ich skreślać, ale na dziś to nie jest zadowalający poziom. Młodych zawsze się chwali, a potem na ogół się okazuje, że nie osiągają odpowiedniego poziomu.
    Dla mnie największym wygranym meczu jest Milik, który pokazał, jak się ustawiać, walczyć o piłkę, a przegranym (oprócz Szymańskiego, który wypadnie ze składu) – Klich, który miał szansę powalczyć z Zielińskim o plac i ewidentnie tę szansę zmarnował.

    Polubienie

  22. Faktycznie się nie zgadzamy. Nawet Szymański (chociaż chyba to typ piłkarza, który musi się ograć, żeby pokazać pełnię swoich możliwości) był lepszy od Krychowiaka, który nawet postraszony zmianą wzniósł się tylko na wybitny poziom podwórkowy. Na pewno nie był gorszy od Grosika, który poza większą pewnością siebie wczoraj niczego nie pokazał, a po meczu z Finlandią można było sobie obiecywać wiele.
    Klich faktycznie ma problem i mimo, ze w komentarzach po wczorajszym meczu był chwalony, ma problem, żeby w reprezentacji pokazać poziom, który na co dzień prezentuje w Leeds. Powszechnie chwalony Glik, ma ten sam problem, który widać już było w ubiegłym sezonie w Monaco. Dobrze dyryguje obroną, dobrze wychodzi do przodu, ale często jest spóźniony w grze jeden na jeden i to tak, że drużynę kosztuje to bramki.
    I oceniając młodych nie zapominaj, że oni są zupełnie nie zgrani ze sobą i drużyną. Wynikający z tego brak swobody w grze, wybieranie najbezpieczniejszych rozwiązań zarówno w grze obronnej jak i ofensywnej (co wczoraj też było widoczne) jest zupełnie naturalny.
    Na dzisiaj nie wiem jak to się poukłada, jak to poukłada Brzęczek. Ale jedno nie ulega dla mnie wątpliwości… – rywalizacja może pomóc wszystkim. I młodym i starym, a w efekcie – co najważniejsze – drużynie. Jeżeli będą oceniani obiektywnie, to słabsza kość pęknie.

    Polubienie

  23. @GP
    Aaa widzę, że Twoim celem jest po prostu iść na przekór faktom i rzeczywistości, i wymyślać argumenty za tymi absurdalnymi tezami 🙂
    Reprezentacja gra dno i 47. kilometrów mułu – Brzęczek jest spoko i ma super wyniki. Młodzież wreszcie była w drużynie wartością dodaną w meczu o jakąkolwiek stawkę? Zagrali kiepsko i pewnie nie osiągną pożądanego poziomu, a Arkadiusz pokazał im miejsce w szeregu. Ok 🙂

    Polubienie

  24. @twojastara
    Przekreślanie dwóch lat piachu kilkoma dobrymi meczami jest w pełni uzasadnione, gdy przez te kilka lat nie udało się nic ważnego przegrać, a teraz akurat przychodzi taki czas, że można coś dużego wygrać. Nie wiem czy to ten przypadek akurat, ale tak sobie teoretyzuję.

    Polubienie

  25. Panie Szeryfie,

    Wartością dodaną? Aż postanowiłem sprawdzić statystyki, bo człowiek w czasie meczu wszystkiego nie wyłapie.Posiadania 40-60, strzały 3-16, skuteczność podań 71%-84% – to nie był dobry mecz kadry.
    Wszyscy się cieszą, a nie przegralliśmy tylko dlatego, że młody Chiesa nie umiał zmieścić piłki w bramce. Fakt, rywal był mocny, ewidentnie jest to lepszy zespól, niż 2 lata temu.
    Noty na Whoscored: najlepsi Moder 7,7(!), Walukiewicz 7,5 i KRYCHOWIAK 7,2 (z rezerowych Linetty +0,5 za 8 min.).
    Widocznie żaden z nas nie ma racji 😉
    Najsłabsi: Lewandowski 6,0, Klich 6,1, Jóżwiak 6,4, Grosicki za 30 min. ledwie 6,1 (nota wyjściowa 6,0)
    Skuteczność podań: Lewandowski 76% z 17, Krychowiak 75% z 32, Moder i Kędziora 70% z odp. 47 i 27, a na drugim biegunie Klich 46%(!) z 26 i Szymański 42% z 12 (!!), z rezerw Linetty 100% z 5.
    Odbiory: Krychowiak i Szymański po 4, po 2 Moder i Linetty (!), stoperzy 0/0, Klich 0/4, Grosicki 0/3
    Straty: Lewandowski 4
    Wybicia: Moder 7(!), Bereś i Walukiewicz po 5,
    Przechwyty: Bereś 3, Walukiewicz 2
    Faule: Krychowiak 5, Glik 3
    Co do Modera odszczekuję, hau hau, to był bardzo przyzwoity występ.
    I jak najbardziej się zgadzam, że oni potrzebują się zgrać, toteż nijak nie skreślam nikogo, niech się zgrywają, oswajają z wymaganiami, bo muszą zacząć grać lepiej, chciałbym móc wreszcie widzieć przyszłość tej kadry w jaśniejszych barwach, bo jak długo Grosicki ma być jedynym skrzydłowym?

    Polubienie

  26. Wracając do tenisa, potencjału i „głowy” – oglądam trochę tenisa to się powymądrzam 😉 To nie jest tak, że Janowicz „nie udźwignął swojego talentu”. On nawet tego nie spróbował moim zdaniem. Przy jego warunkach fizycznych i sposobie gry wiadomo było, które stawy były narażone na kontuzję i w pewnym momencie (przy określonej intensywności gry w tourze) należało zacząć je wzmacniać poprzez regularny trening siłowy. Tego nie zrobiono, trudno zakładać że wbrew zawodnikowi. Trudno też zakładać, że nikt mu o tym nigdy nie powiedział – to się nie dzieje na określonym poziomie. Na bark „głowy” można składać przegrany semi Wimbledonu z Murrayem. Ale nie to, że jego kariera trwała raptem 2 lata. To trochę inny przypadek niż (z tego, co się orientuje) Balotellego – tam „głowa” może powoduje brak radzenia sobie z presją, a nie to, że koleś przestaje grać w szczycie swojej kariery.
    Na przeciwnym biegunie jest Radwańska. Gdyby nie ten spieprzony semi z Lisicki w turnieju, gdzie miała autostradę do tytułu to powiedziałbym że wycisnęła z kariery wszystko co mogła przy swoich warunkach fizycznych i założeniach co do prowadzenia kariery (brak intensywnego treningu siłowego).
    Jeszcze słowo odnośnie tego potencjału – jak się ileśset meczów obejrzy to, sorry, ale widać kto ma potencjał na wygrywanie szlemow, a kto go nie ma. Z facetów, poza wiadomo kim, na chwilę obecną to są Thiem, Medwiediew i (tak, tak) Kyrgios. Reszta nie jest w stanie wygrać 2 meczów z Wielką Trójką w jednym turnieju co jest konieczne. U Pań, moim zdaniem, po okresie bezkrólewia tworzy się nowa hierarchia, a w zasadzie grupa zawodniczek, która będzie rozdzielać między siebie najbliższe Szlemy. Osaka, Andreescu, Kenin, może zostanie Pliskova ze starszej gwardii, bardziej wątpliwe że też Muguruza. Oby w tym gronie była też Iga.

    Polubienie

  27. „Noty na Whoscored”

    Eposy pisałem o notach na whoscored. Serwis jest fajny, tylko trzeba umieć go używać. Przykład – Ronaldo gra w obiektywnej opinii słaby mecz, strzela 9 razy, 6 razy w trybuny, raz w bramkarza, dwa razy w mur, 3 setki zmarnowane, mecz przegrany. We whoscored będzie miał ocenę wysoką, bo dużo w grze uczestniczył, w kluczowych akcjach był, 8.0 jak nic. Nie chodzi tyle o pefrormance, tylko jak mecz wygląda i kto miał dużo okazji do robienia rzeczy odnotowanych w statach – algorytm nie ocenia jakości zagrań, tylko przyznaje punkty za samo zagranie, Key Pass na 2m=key pas na 40m. I taki Krychowiak te 4 odbiory zebrał, to że aż 5 razy ratował się faulem, to nie przeszkadza(z jakiegoś powodu nie ma statu dribbled więc ile razy ktoś zawodnika mijał bez faulu to ni wim)

    Jest skrót obu występów Krychy na youtube sport tvp.pl i przykładowo takiego pięknego momentu gdy nieatakowany przewraca się przy podaniu i prawie traci piłkę, w statach WS nie uświadczysz, na końcu celnie podał, fszystko ładnie.

    To co WS i też Sofascore która tyż ma takie staty i podobny algorytm, to porownuje piłkarzy na podobnych pozycjach. I tak, znaczna róznica między Moderem(fajny mecz) a Krycha jest szczęśliwie widoczna.

    Osobiście biorę na perspektywę z kim graliśmy i jasne, byliśmy od Włochów słabsi, ale to wyglądało krańcowo inaczej niż z Holandią, która robiła co chciała. Tu Włosi mieli z gry niewiele i można pochwalić tą „tylko przez Słowenię napoczętą” obronę, że raptem jedna faktyczna setka.

    @koziołek
    Ja sobie myślę, że na koniec Jurek, ostatnio wydający książki o tym jak bardzo pokrzywdzony przez los i opinię publiczną, jest dzieckiem szczęścia – dostał prestiżową robotę z marniutkim cv po znajomości, w której ma 0 skilla i doświadczenia, trafił ultrałatwą grupę eliminacyjną, przed eliminacjami dostał Ligę Narodów gdzie wymagano od niego praktycznie nic, a jak uwalił, to jeszcze się okazało iż zmiana formatu, więc nie uwalił. Dalej awansował w ubersłabym stylu, nie wiedząc co robi i generalnie szkoląc się na żywym organizmie – dostatecznie mocne miał jednostki, by przebrnął, w słabym stylu. Po czym, wybucha światowa pandemia i turniej który byłby „sprawdzam” zostaje odroczony o rok. I wreszcie, po ponad 2 latach samoszkolenia się zaczyna chwytać o co z tym selekcjonowaniem chodzi. Tylko Smuda miał takie wygody dziesiątki zgrupowań by ogarnąć, ale to był turniej u nas. każdy inny poza Brzęczkiem leciał za taką grę, nikt jakoś by nie kupił „dobra, to po tych 2 latach ogarniam”, dejcie poselekcjonować. Opatrzność czuwa, a ten 1% zwolenników może triumfalnie wyleźć z jamy. No chyba ze zaraz z Bośnią zagramy słabo, to nie xD

    Polubienie

  28. Jak to nie, przecież Janasowi pozwolono.

    „nie ma statu dribbled”

    Jest. Krychowiak raz, liderzy to Klich 4 i Grosicki 3.

    Zgadzam się, że serwis bardziej wyróżnia aktywność, niż jakość, ale dzięki temu z drugiej strony unikamy wyróżniania piłkarzy, którzy mieli mały wpływ na grę. Ale Krychowiaka to akurat nie za bardzo dotyczy, bo on był tu średniakiem, do Twojego opisu pasuje idealnie Szymański, który zaliczył kilka odbiorów, a poza tym nędza i bida.
    Nie wiem dlaczego tym razem pismaki się uwzięli akurat na Krychowiaka, przecież z całą pewnością nie należał do trójki najsłabiej grających, dlaczego nie pokażą Szymańskiego, no ale zawodnicy związani z Legią od zawsze maja immunitet w mediach….

    Polubienie

  29. @gp
    Janas od początku przyzwoicie ogarniał, zwyczajnie nie nadrobił po Bońku, który eliminacje zaczął. Tak, Janas nie umiał za bardzo grać z Mocniejszymi, jak Anglia czy Szwecja, aale jakiś przyzwoity poziom jego kadra praktycznie od razu prezentowała.

    Nie wiem, u mnie się nie pojawia, nie umiem jakoś logicznie tego wytłumaczyć, powinien być w zakładce defensywnych zagrań, i nie jest dobrą rzeczą(znaczy tyle co „przedryblowany), ale wierzę, z innego miejsca wychodziło iż prób odbiorów było 5, 4 udane, 1 wychodzi, do tego te 5 fauli.

    Nie będę bronił jakoś Szymańskiego, bo i na mnie wrażenia nie zrobił, ale rozumiem że inne można mieć wymagania od gracza dla którego jest to wejście do repy, a inne od etatowego reprezentanta od już prawie dekady. Poza tym to kolejny marny mecz Krychowiaka, jak wszedł z Finami, to aż oczy zabolały. Dla mnie te mecze zagrał słabo i niepewnie, IMO jest bez formy, i tak, razem z Szymańskim i Klichem tą najgorszą trójkę tworzył, ale to nadal jeden głównych kandydatów na EURO.

    Polubienie

  30. @Otwojastara

    Komentarz do pomeczowych not… – bingo!

    Dzisiejsi trzydziestolatkowie jutro będą mieć plusa, a już dotychczas mieli problem (poza Lewandowskim i Glikiem) z ustabilizowaniem formy na wysokim poziomie i „pojawiali się lub znikali” na dłuższy lub krótszy okres.

    Średniacy też potrafią zaiskrzyć, ale z powtarzalnością mają problem lub nawet jeżeli od dłuższego czasu są w drużynie (np.Linetti) to z drużyną nie są ograni bo grali mało lub do gry dopiero wchodzą.

    I duża grupa utalentowanej młodzieży, która może mieć największy problem ze stabilizacją formy na wysokim poziomie.

    Najlepsze co z tym może zrobić Brzęczek to pracować z możliwie największą grupą piłkarzy i desygnować do gry tych w najlepszej dyspozycji i najlepiej pasujących pod rywala. Najgorsze to próbować stabilizować kadrę w oparciu o minione zasługi lub chwilowe przebłyski.
    Łatwo miał nie będzie, nawet jak pominiemy atmosferę wokół niego i błędy, które już popełnił i jeszcze na pewno popełni w komunikacji zewnętrznej. Jeżeli uda mu się ciut więcej niż Janasowi (też przejął reprezentację i to bez reprezentantów (część była do natychmiastowej wymiany) w marszu (pierwszy mecz o punkty zagrał w miesiąc po powołaniu) to byłoby nieźle. I to bardzo nieźle.

    Polubienie

  31. @Twoja stara
    0-0 u siebie z Węgrami i 0-3 ze Szwecją w dramatycznym stylu z pewnością nie miały nic wspólnego z ogarnianiem. Po pokonaniu Łotwy przyjęliśmy Szwedów i mecz trwał 35 min. do drugiego gola. Potem było niby lepiej, ale bywały takie sparingi jak 1-5 z Danią. I dopiero po tej porażce zaczął naprawdę ogarniać.
    A piłkarze tak go cenili, że jak powstała plotka, że może zostać po MŚ 2006, to Dudek i Żurawski zapowiedzieli koniec kariery.

    Polubienie

  32. @gp
    Po mojemu Janas wszedł w rozgrzebane eliminacje, podnosząc z kolan najgorszą kadrę jaką widziałem. Przy Bońkowych popisach z San Marino i Łotwą, kadra Brzęczka grała pięknie. I z miejsca bij się pan o punkty, nie w towarzyskiej LN. Jedyne „zgubione” punkty to IMO te Węgry na początku, czepiać się o Szwecję jest lekko niepoważnie, gdy Szwedzi mieli świetną pakę i wygrywali „grupy śmierci” na mundialu 2002 i euro 2004, za jeszcze zabawniejsze mam wypominanie przegranego sparingu, co powiedzieć o Leo który z USA umoczył 0:3.

    Kadra Janasa to nie był jakiś top, ale możliwie przyzwoity poziom prezentowała. Sam Janas też generalnie przyzwoity poziom prezentował, z przebłyskami, jak ćwierćfinał LM. A trenując w niższych ligach, z miejsca umiał wywalczyć awans, gdzie Raków musiał zwolnić Brzęczka by na serio zacząć bić się o wyrwanie z III klasy rozgrywkowej.

    Polubienie

  33. Janas jak większość XXI-wiecznych selekcjonerów rep. Polski poradził sobie z awansem na mistrzostwa, ale z turniejem już nie. A tak naprawdę na jego ocenie zaważył jeden fatalny mecz (poniekąd też niezrozumiała nieufność do T. Frankowskiego), po którym (w trakcie?) trenera dopadła jakaś tajemnicza zapaść.
    Gdyby nie zainaugurowana selfikami na rozgrzewce, przy biało-czerwonych trybunach beznadzieja z Ekwadorem, byłyby i inne wspomnienia po „Janosiku” i pewnie przedłużenie kontraktu – czyli nie byłoby ery Beenhakkera.

    Polubienie

  34. Kiedyś już o tym pisałem przy okazji LM. Ne potrafię zrozumieć rozgrywania meczów o tej samej porze. Dzisiaj mamy to w LN… – 2 mało interesujące mecze o 18,00 i kumulacja o 20,45, w tym dla większości chyba najbardziej poza naszym interesujący mecz Włochów z Holendrami.

    Polubienie

  35. @alp
    90% oglądających i tak obejrzy tylko swoją kadrę, albo z braku czasu, albo z braku ochoty. Wyciąganie meczu z prime time, tylko dla jakieś garstki zwyczajnie się nie kalkuluje.

    Polubienie

  36. Kto tę kadrę podmienił? Więcej polotu w grze było przez te 45 minut niż pierwsze 2 lata Brzęczka. Oby w tą stronę.

    żeby za różowo nie było, to arbiter mocno pomógł, IMO czerwona mocno na wyrost, ciężko mi uznać że Lewy „wychodził na czystą” jak zaraz obok drugi obrońca był.

    Polubienie

  37. @Otwojastara
    Mam podobne odczucia, a i uciechy sporo. Wreszcie przekonałem się do Linettiego, a jeszcze bardziej mnie zaskoczył Jacek Góralski, którego miałem dotychczas za dość topornego kosiarza. Wróci Zieliński, „Kryśka” na pewno nie odpuści i na środku od przybytku głowa może nas zacząć boleć. Reprezentacyjny listopad zapowiada się bardzo ciekawie.
    A na dodatek Brzęczek gadał po meczu do rzeczy.
    P.S.
    Szkoda, ze w drugiej połowie, kiedy wszystko było poukładane, Brzęczek nie spróbował pary stoperów: – Bednarek – Walukiewicz. Może jednak uznał, ze na to trochę za wcześnie…

    Polubienie

Dodaj komentarz