Ajax i Atalanta, rozważne i romantyczne

To był jeden z tych meczów, podczas których marzysz, by wygrali obaj rywale, podświadomie lub w dotkliwej udręce, w każdym razie ja kibicowałem obu, życzyłem powodzenia każdej rozwijanej akcji ofensywnej. Na pożegnanie jesieni w Amsterdamie zderzyły się przecież drużyny wyjątkowe – ulubieńcy większości bezstronnych kibiców w ostatniej i przedostatniej edycji Ligi Mistrzów.

Od zawsze łączą je imiona, pożyczone od antycznych herosów, od niedawna – spektakularny, bezkompromisowy i nowoczesny styl gry, skłonność do wciągania publiczności w ekscytujące wielobramkowe igrzyska, zdolność do rozprawiania się z zamożniejszą konkurencją, a także zuchwałość, z jaką przystępują do bijatyki z faworytami. Ajax najefektowniej rozrabiał w rozgrywkach europejskich, gdzie miał czelność wygrywać z Juventusem w Turynie i rozszarpywać na strzępy Real w Madrycie, natomiast Atalanta, choć poza krajem potrafiła podbić m.in. Liverpool, huczne świętowanie urządza sobie głównie we włoskiej Serie A, gdzie regularnie wystrzeliwuje po pięć, sześć, nawet siedem goli. Niespodziewanym bohaterom obu klubów podobnie współczuliśmy też, gdy zdawali się zdolni wygrać wszystko, lecz w okrutnych okolicznościach z Ligą Mistrzów się rozstawali – tych z Amsterdamu sekundy dzieliły od awansu do finału (sezon 2018/19), ci z Bergamo w doliczonym czasie gry tracili półfinał (2019/20). Cholernie bolało.

Uwiedli nas piłkarze Ajaxu i Atalanty ze wszystkich podanych wyżej przyczyn, ale bodaj w największym stopniu dlatego, że przybyli znikąd. Kibice albo dopiero zapoznawali się z twarzami nieznajomymi (dotyczy fanów najmniej obytych), albo oswajali się z nimi w tak doborowym towarzystwie – wrzuconymi między gigantów, albo czerpali przyjemność z patrzenia, jak nowi, którzy nie wygrali jeszcze niczego, targają za uszy starych, którzy powygrywali już wszystko. (Nie chodzi tutaj oczywiście o metrykę, w końcu po nastoletnich Mathijsie De Ligcie czy Frenkiem De Jongu z Amsterdamu zabawę rozbujali trzydziestoletni weterani Papu Gómez czy Josip Iličić). Mały kontra duży, biedny kontra bogaty, sławny kontra zwykły chłopak, z którym łatwiej się utożsamiać. Czysta klasyka. Klasyka wzbogacona o dość powszechną niechęć do elitaryzacji futbolu, w którym do wielkiego sukcesu wiodą właściwie tylko dwie drogi: należysz do wąziutkiego grona obrzydliwie bogatych superklubów lub wykupił cię obrzydliwie bogaty właściciel, gotowy zapłacić każdą kwotę, by pomasować swoje ego lub poprzez sport załatwić inny pozasportowy interes. Zwróćmy uwagę: jedynym nowym triumfatorem Ligi Mistrzów (wliczam oczywiście szacownego poprzednika, znanego jako Puchar Europy) w XXI wieku była Chelsea, do której zniebazstąpił pewnego dnia Roman Abramowicz, putinowski oligarcha podejrzanej reputacji, znany z rozpoczęcia biznesowej kariery od kradzieży pociągu (uwielbiam to przypominać!).

Ajax, który do arystokracji należał przed wiekami, oraz Atalanta, której nigdy nie wpuszczono nawet do pałacowej stajni, działają inaczej. Mądrze wyszukują, wychowują i szkolą talenty, przyjmując – bądźmy szczerzy: z konieczności, niekoniecznie dla idei – metodę bardziej szanowaną i szlachetniejszą, polegającą na cierpliwej, rozciągniętej w czasie pracy u podstaw, bliższą duchowi sportu (opartego wszak na długotrwałym wysiłku) niż skupywanie uznanych już mistrzów. A następnie swoich wybitnych lub skazanych na wybitność piłkarzy eksportują – tutaj wypada podkreślić wartą osobnego tekstu oryginalność strategii realizowanej w Bergamo, gdzie obławiają się na piłkarzach, którzy dla Atalanty nie zdążyli zasłużyć się niczym (patrz: Dejan Kulusevski, przejęty przez Juventus po wspaniałym sezonie na wypożyczeniu w Parmie). Mówimy tutaj o przedsięwzięciach raczej rozważnych niż romantycznych, inne w czołówce nie zaistnieją.

Oba grające dzisiaj w Amsterdamie kluby porządnie się nastarały, by wzbudzać w nas wyłącznie ciepłe uczucia – o swoim zauroczeniu tym włoskim blogowałem już przed dwoma laty, do przeczytania tutaj – i właśnie stąd wywiodłem przekonanie, chyba niekontrowersyjne, że tłumy kibiców chętnie popodziwiałoby ich popisy również w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Nawet jeśli skupieni na estetyce stylu gry Atalanty poczuli się zdradzeni, bo Gian Piero Gasperini, świadomy sytuacji w tabeli (do awansu wystarczał mu remis) i kryzysu w zespole (osłabł w sensie sportowym i mentalnym, szatnię rozsadza personalny konflikt grożący dymisją trenera), zlecił swoim piłkarzom przede wszystkim paraliżowanie ofensywnych atutów gospodarzy. Podołali, w końcówce wbili na 1:0. Znów: jesteśmy rozważni, romantyczni tylko bywamy.

Mnóstwo więc dzisiejszych rywali łączy, co może odwrócić naszą uwagę od zasadniczej różnicy – pochodzenia. Ajax reprezentuje przecież „zaledwie” holenderską Eredivisie, tymczasem Atalanta pozostaje dumną przedstawicielką włoskiej Serie A, współtworzącej Wielką Piątkę. Kastę uprzywilejowanych, złożoną z najpotężniejszych gospodarczo i najludniejszych członków Unii Europejskiej.

Opłacani przez nią piłkarze poprzedniej jesieni ostatecznie unicestwili resztę kontynentu. Do 1/8 finału Ligi Mistrzów awansowały wówczas wyłącznie kluby z Anglii, Hiszpanii, Niemiec, Włoch oraz Francji.

Nie zdarzyło się to nigdy wcześniej. Choć u schyłku jesieni od dawna nastawała pogoda dla krezusów, wiosną kluby z państw średnich i małych (zwłaszcza położonych na wschodzie kontynentu) odgrywały rólki co najwyżej epizodyczne, to do czołowej „16” zawsze wślizgiwał się ktoś spoza Wielkiej Piątki. W ubiegłym sezonie ujrzeliśmy jednak ostateczny finał nieubłaganej tendencji – ekonomicznie uprzywilejowani stawali się coraz bardziej uprzywilejowani, a ekonomicznie wykluczeni niknęli do coraz bardziej wykluczonych. Nie zdołał jej przełamać nawet nieziemski Ajax, który niezbyt pasuje do grona uciśnionych, ponieważ reprezentuje zamożną, twórczą metropolię, jego logo widnieje pod szczytem rankingu najbardziej utytułowanych firm w futbolu, podupadł poniekąd „na własne życzenie”. Powrót amsterdamczyków na szczyt wydawał się wpisywać w naturalny porządek rzeczy. A jednak po sezonie wzlotu wyprzedali co cenniejsze klejnoty i fazy grupowej w Lidze Mistrzów nie przetrwali.

Teraz nie przetrwali po raz kolejny. Nie tylko oni. Absolutną hegemonię Wielkiej Piątki delikatnie naruszyli wprawdzie piłkarze FC Porto, ale trend pozostaje ewidentny, staje się coraz wyraźniejszy:

Powtórzmy: nic nie dzieje się tutaj przypadkowo, rozgrywki ewoluują w rytmie drgań biznesowych, w najnowszych finansowych raportach znów czytamy, że rośnie przepaść między przychodami najbogatszymi bawiącymi się w Lidze Mistrzów, w której znów dokazuje Atalanta, oraz bardzo bogatymi witającymi wiosnę w Lidze Europy, do której właśnie został relegowany Ajax. Klan tworzący Wielką Piątkę stale potężnieje, inni nikną do kruchych uzupełniaczy rozgrywek.

Nie przepadam za kierunkiem, w jakim zmierza duch historii, a zarazem nie umiem się oszukiwać, że Champions League mnie nuży czy choćby traci na atrakcyjności. Przeciwnie, miniona jesień bywała w najgorszych momentach ciekawa, a w najgorszych – ekscytująca, rozczarowania nie poczułem nigdy. Nie sposób nawet stękać, że zawsze wygrywają ci sami, skoro między kolosów wtargnęła bogini Atalanta czy rozpędzony, oszałamiająco innowacyjny RB Lipsk, czyli drużyny znacznie uboższe w europejskie sukcesy niż, powiedzmy, Dynamo Kijów, Steaua Bukareszt (tak, wiem, nazywa się już inaczej) lub Benfica Lizbona, nie wspominając o ozłoconym od stóp do głów Ajaxie. Nawet niektóre polskie kluby osiągnęły więcej.

48 myśli na temat “Ajax i Atalanta, rozważne i romantyczne

  1. @Rafał

    Jestem w szoku, że tak piękną tabelkę stworzyłeś. Sam tekst oczywiście też świetny, choć wnioski smutne.

    Polubienie

  2. Ajax ma to do siebie, co da się zaobserwować, że często po słabym starcie w rozgrywkach, potrafią powrócić na właściwe tory. A z resztą, zawsze utrata punktów działała motywująco na całą drużynę.

    Polubienie

  3. Fajne poczytać po meczu o swoich emocjach w trakcie oglądania. I zazdroszczę kibicom Ajaxu, że na wiosnę zobaczą nie tylko swoją drużynę w LE, ale też wychowanków swojego klubu szalejących w innych drużynach w LM.
    P.S.
    Chyba powinno być: „miniona jesień bywała w najgorszych momentach ciekawa, a w NAJLEPSZYCH – ekscytująca,

    Polubienie

  4. To nie jest duch historii, tylko konsekwencja konkretnych decyzji, jak np. ta, że do Ligi Mistrzów wpuszczono niemistrzów tylko dlatego, że są z dużych krajów. Do dziś nie jestem w stanie zrozumieć, jak to się stało, że mniejsze kraje na to przystały tylko dlatego, że Beckenbauer lamentował, że jego klub jak nie wygra ligi, to nie zarobi. Gdyby nie te decyzje, większość tych wspaniałych zawodników nigdy nie spojrzałaby nawet na mapę, aby odnaleźć jakieś Bergamo.

    Polubienie

  5. Akurat ta jesień w LM chyba nie jest najlepszym momentem na odgrzewanie starych żałobnych pieśni. Oglądałem dwa mecze każdego meczowego dnia i nie narzekam… – było na co popatrzeć. I świetnej piłki nie brakowało i katastrof i sensacyjnych wyników. Mogliśmy oglądać i zmierzch/zadyszki starych gwiazd i rozbłyski supernowych. Nawet pieniądze nie zawsze wygrywały. Piłkarskich emocji co nie miara.
    A, że przetrwali najwięksi? – Może dlatego, że są największymi.

    Polubienie

  6. @GP UEFA po prostu panicznie obawiała się powstania Superligi i ta koncesja została przez nią wymuszona (choć i obecnie jest ona niewystarczająca dla Największych z Wielkich i moim zdaniem to już tylko kwestia czasu), a w konsekwencji wymusiła ona ją na państwach mniej „przebojowych”.

    Polubienie

  7. Superliga i tak najpewniej powstanie, UEFA przyśpieszyła tylko proces, ale pewnie sami nawet nie myśleli w takich kategoriach w latach 90-tych.

    Faktem jest że największe ligi drenują pozostałe kraje i powiększają przewagę. łatwo to usprawiedliwić że „najlepsi powinni być nagrodzeni” ale rzeczywiście poszło to zbyt daleko, nagrody są rozdawane z góry, a nagrodzeni korzystają by powiększać przewagę.

    I jeżeli nie ma cię w top5 krajów, to na głowie możesz stawać, wydawać miliony jak Szachtar, robić znakomity futbol za grosze jak Basel, nie doskoczysz. Nikomu się to nie udało i nie uda.

    Jeżeli jesteś w top5, to wystarczy dobry moment, świetny trener, i mamy „underdog story” z Borussia, Atletico czy Leicester, które wcale nie jest takie underdog tak naprawdę. Takie „biedne Leicester” na bogatszy klub trafiło bodaj dopiero w 1/4 LM.

    Z perspektywy widza, jest to nadal świetne widowisko, futbol na najwyższym poziomie. Z perspektywy jakieś etyki sportowej, równych szans i sportowej rywalizacji, to daleko tu do akceptowalnego stanu. Klub spoza top5 lig do europejskiej czołówki na stałe nie wejdzie, dwie dekady XXIw. nie pozostawiają tu złudzeń.

    Polubienie

  8. Ale zdajecie sobie sprawę z tego, że to bycie w TOP5 to nie kwestia kasy albo nie tylko kwestia kasy?

    Tak mnie ujęło to przywołanie „etyki sportowej” przez 0Twojastara powyżej, że zacząłem się zastanawiać czy ta elitaryzacja to tylko domena sportów zespołowych, bo przecież nie tylko futbol stoi topligami. Na „chłopski rozum” wydawałoby się, że sporty indywidualne powinny wymykać się temu trendowi, no bo o ile jakąkolwiek drużynę łatwiej zbudować w dużym, bogatym mieście kraju zbzikowanego na punkcie danej dyscypliny, o tyle wybitna jednostka może urodzić się gdziekolwiek – w końcu Małysz nie urodził się w Villach czy innym Garmisch, a Nastase w NY czy innym Melbourne.
    A jednak mamy taki snooker, w którym 70% czołowych zawodników pochodzi z UK, 25% z Chin (z czego duża część trenuje już w UK), a tylko 5% z innych krajów. Mamy takiego squasha, gdzie w TOP10 rankingu PSA jest non-stop ośmiu Egipcjan (nazwiska się zmieniają), a w TOP50 chyba z 40. Nawet w takim tenisie, gdzie już jest bardziej egalitarnie warto zwrócić uwagę na to, że z 30% obecnych TOP100 kobiet i mężczyzn to są zawodnicy/zawodniczki wychowani od dzieciaka w akademii Mouratoglou, a kolejne 40-50% w deczko mniej znanych akademiach amerykańskich, hiszpańskich czy francuskich.

    Wszystko to prowadzi do wniosku, że nawet nie tyle sama kasa jest konieczna do sukcesu, co codzienna rywalizacja z rywalami z samego topu. Czy taka Atalanta nie grałaby jak Legia, gdyby co 3 dni rywalizowała z Arkami i Śląskami, zamiast z Interami czy Juventusami? Czy Basel nie wskoczyłoby na wyższy poziom, gdyby w lidze szwajcarskiej grało kilka drużyn pokroju choćby Dortmundu czy Lipska? Symptomatyczne jest, że w tej tabelce Rafała najczęściej przewijają się Benfica i Porto – one przynajmniej ze sobą 2 razy do roku grają (a chyba jeszcze niedawno grali 4 razy).

    Powyższy zestaw dyscyplin jest oczywiście subiektywny – podałem te, w których realiach się trochę orientuję. Może takie kolarstwo zaprzecza tej tezie – zbyt mało się na nim znam, żeby tego nie wykluczyć – chętnie przeczytam polemikę.

    Polubienie

  9. W zasadzie to mógłbym się z Wami zgodzić, tylko przed chwilą skończyłem oglądać mecz Lecha z europejskim średniakiem (jeżeli to aktualnie dla Rangersów nie za wysoka ocena) i cały czas zastanawiałem się co by zmienił powrót do formuły pucharowej. Najlepsza nasza eksportowa drużyna tej jesieni, z paroma interesującymi młodymi piłkarzami uległa 0:2 i hekatomby uniknęła tylko dzięki kilkom znakomitym paradom Bednarka.
    Panowie czas spojrzeć prawdzie w oczy. Nasza liga to czwarta dziesiątka w Europie, a 20-stą reprezentacją jesteśmy tylko dzięki piłkarzom oszlifowanym w europejskich ligach.
    Faktem jest, że współczesna piłka rozwija się dzięki pieniądzom. Ale głupotą jest obrażanie się na fakty, nawet jeżeli wiele zjawisk im towarzyszącym jest godnych potępienia lub jest słusznie krytykowanych. Nasz biznes przed laty zaczął wchodzić do piłki, często (jak to jest na całym świecie) powodowany kaprysem ludzi kochających piłkę. Większość ludzi mediów, działaczy i kibiców (często samych żyjących ze sportowych „biznesów”) zrobiła wszystko, żeby im to obrzydzić i robi wszystko, żeby przegonić z piłki ostatnich. Jesteśmy na dobrej drodze, żeby za chwilę cieszyć się sukcesami w starciach z takimi potęgami jak drużyny z San Marino czy Andora.
    P.S.
    Wpadamy w zaklęte koło; – „dlaczego biedny? – Bo głupi. Dlaczego głupi? – Bo biedny.

    Polubienie

  10. „Czy Basel nie wskoczyłoby na wyższy poziom, gdyby w lidze szwajcarskiej grało kilka drużyn pokroju choćby Dortmundu czy Lipska? ”

    Nigdy ich tam nie będzie. Basel też musiało zawsze znosić że nawet jak im się trafi Salah, to na sezon-dwa. Ciężko o więcej takich ewenementów jak grające przez dekadę w LM małe Basel, które umiało eliminować LFC czy Manchester, tyle że pomimo tego Basel jest nadal niczym, teraz nawet bardziej, a LFC po okresie absolutnej bryndzy w pionie zarządzania, gdzie trwonili setki milionów na Lallanów czy innych Balotellich, starczył jeden Klopp by zrobić z nich nr1 na świecie. Basel dekady świetnego zarządzanie nie przełożyły się na nic trwałego, a gdyby, wzorem LFC, przeprowadzili transfer Lallany za 22 mln, niedługo potem musieliby ogłosić upadłość.

    I takich przypadków jest więcej, pielęgnowano ten mit, szczególnie u nas, że wystarczy zacząć się regularnie łapać do LM i zaraz dogonimy zachód. Szachtar, Basel, czy nawet BATE łapały się regularnie, żaden z tych klubów nie był w stanie przekroczyć pewnego pułapu. Gdzie dla klubu z top5 kilka lepszych sezonów wystarczy na finał LM i jechanie całej europy.

    „A jednak mamy taki snooker, w którym 70% czołowych zawodników pochodzi z UK,”

    Jeżeli 70% czołowych piłkarzy będzie z Brazylii, to gdzie będą grać, w Brazylii, czy Anglii?

    Na przełomie lat 70-80 Belgii obrodziło znakomitym pokoleniem piłkarzy, przerodziło się to w x2PZP
    i PUEFA dla Anderlechtu, finał PE dla Club Brugge czy finał PZP dla Standardu Liege. Reprezentacja zdobyła srebro na euro ’80. Dziś z kolejnego znakomitego pokolenia Belgowie mają pociechę tylko w reprezentacji.

    Przyjęło się też że „tam zawsze grano lepiej”. Odwróćmy to, zadajmy pytanie – czy Andrzej Szarmach w 1980 trafił do wielkiej ligi”? Zobaczmy popisy Francuzów na arenie europejskiej w latach Szarmacha 80-85, ile docierali do przynajmniej 1/4 w pucharach, skoro takim top5 są? 80/81 PUEFA 1/4 St.Etienne, 1/2 Sochaux. 82/83 PZP i 1/4 PSG. 84/85 PE 1/2 Bordeaux. 4/25 ćwierćfinałów(3 drużyny w pucharze UEFA) Czyżby Szarmach nie przeszedł do Nowego Lepszego Futbolowego Świata?

    Dziś Francja ma przedstawiciela w Fazie pucharowej LM co sezon, dzięki „rywalizacji” czy kasie?

    Gdyby dało się w obecnym rozdaniu doszlusować do klubów top5, to zwyczajnie ktoś by to zrobił. Ktokolwiek. Fakt że w poprzednim stuleciu kluby z większości krajów europejskich potrafiły zaistnieć na futbolowej mapie, a obecnie praktycznie to się nie zdarza, nie może być wynikiem wyłącznie „rywalizacji” No chyba że w całym poprzednim wieku nikt nie rywalizował.

    Polubienie

  11. @0Twojastara

    No znowu nie doczytałeś, a ja z 2 razy napisałem, że NIE TYLKO kasa. Czyli, że kasa oczywiście też. Jasne, że nie wystarczy rywalizacja, skoro co sezon bogatszy konkurent może Ci wykupić czołowych graczy – jakby tak nie było to Dortmund już ze 2 razy by miał zwycięstwo w LM w tej dekadzie. Chodzi mi o to, że sama kasa to za mało, a pokazują to przykłady z Mahaczkały (czy jak tam było temu klubowi, gdzie grał Eto’o), City (OK, Ci rywalizację niby mieli), przez długi czas PSG czy w mniejszym, lokalnym stopniu takiej Legii.

    „Jeżeli 70% czołowych piłkarzy będzie z Brazylii, to gdzie będą grać, w Brazylii, czy Anglii?”

    Tylko, że snooker to sport indywidualny. Jakby w futbolu przyznawali mistrzostwa za osiągnięcie indywidualne to Brazylia byłaby w takim wypadku mekką futbolu. Nie rozumiem tego argumentu.

    Polubienie

  12. @xavras
    W najprostszych słowach, bo naprawdę nie chce mi się ciągnąć potencjalnego pojedynku na czepianie się słówek, przewaga finansowa top5 lig zagwarantowała im, że ta „rozwijająca rywalizacja” będzie głównie na ich podwórku.

    Polubienie

  13. W kontekście City czy PSG, IMO więcej sensu jest w spojrzeniu gdzie były te kluby przed przypływem gotówki, a ile trofeów powygrywały po przypływie. Nawet Legii się to tyczy.

    Polubienie

  14. Potęga mediów, facet który wygra 2 klasę rozgrywkową, w top3 trenerów FIFA. Wystarczyło przez dekady dopisać fałszywą legendę.

    Nawałka wie co robi z tymi „ekscentryzmami”. Jedyna szansa na miejsce w czołówce, inaczej trzeba by coś osiągnąć.

    Polubienie

  15. Panie Rafale, gdyby nie miał Pan ostatnio inspiracji, to podrzucę pomysł na tytuł: „finały Zidane’a” 😉

    Polubienie

  16. Umiejętność Realu do wygrywania „kluczowych” spotkań jest zdumiewająca. A już zwłaszcza, jak ją zestawić z nikłą umiejętnością wygrywania meczów po prostu ważnych.

    Inb4 bo im siem nie chcem grać piłkarzyki pendolone i tym podobne, światłe uzasadnienia.

    Polubienie

  17. Najkrócej rzecz ujmując, każdy woli zainwestować w klub z ligi, w której wystarczy czwarte miejsce do zarobienia wielkiej kasy, niż z takiej, w której jeżeli do mistrzostwa braknie pół bramki, bo najlepszy zawodnik akurat miał kontuzję – to nie masz na to szans.
    Dlatego przy takim systemie nikt już nigdy wielkiej piątce nie podskoczy na dłuższą metę, choćby wychował najlepszego piłkarza świata na każdej pozycji i miał najlepszego trenera.
    A przy okazji chciałem zwrócić uwagę koleżeństwa na mecz Łokomotiwu w Krasnodarze: 0-5, Berg 2, Claessen 1. Więc jakby w czerwcu ze Szwecją nie wyszło, to mi proszę nie pisać, że wina trenera.

    Polubienie

  18. @Rafał
    Nie byłoby tak „histerycznej” reakcji w Paryżu, gdyby nie fakt, że rasizm w codziennym życiu ma się całkiem dobrze. I tzw. poprawność w życiu publicznym niczego (a na pewno niewiele) nie zmieniła. Jest raczej zakłamaniem rzeczywistości… – winny pusty stadion itd. itp.
    Próbowanie znalezienia alibi dla sędziego też nie trzyma się kupy… – bo gdyby w incydencie uczestniczyli sami biali, to też jakoś musiałby szybko głównemu określić sprawcę.
    …………………
    Nie oglądam wszystkich meczów Realu, ale to co zobaczyłem w dyskutowanym meczu na tle bylejakości, którą od pewnego czasu nam serwowali, to był dla mnie szok. Oglądałem i cały czas się szczypałem. Wcale mnie nie dziwi, że niektórzy zaczynają podejrzewać Zidane-a o jakieś umagicznienie rodem ze Świata Dysku. Istne czaromanctwo.

    Polubienie

  19. Przykład Porto jest znamienny.Sprawdziłem w archiwum na 90 minut pl, że na 4 z 6 tych awansów pokazanych w tabeli odbyły się one z łatwej grupy, gdzie nie mieli za rywala nikogo z tuzów.Jedynie w edycji 2021 oraz 2013 mieli silnego rywala.Czemu tak było?Ano często losowani byli z 1-go koszyka, podobnie jak Zenit (niesłusznie w stosunku do ich siły) i na pewno zauważacie, że od dobrych paru lat grupy z Zenitem są najsłabsze.O czym to świadczy?Że gdyby był inny podział koszyków, takie Porto nie awansowałoby tak często i tendencja pokazana przez Rafała byłaby jeszcze bardziej wyraźna,

    Polubienie

  20. @Stanisław
    Ja też nie mam jednoznacznego poglądu ale myślę, że warto brać pod uwagę opisane (sygnalnie) mechanizmy jak się dyskutuje o zmorach dorosłej piłki.
    …………………..
    Fajny mecz właśnie widziałem (momenty były)… – Borussia MG zremisowała 3:3 z Eintrachtem w piątej minucie doliczonego czasu gry.

    Polubienie

  21. Skoro w/g naszego Gospodarza nagroda FIFA dla Roberta jest już pewna, a osiągnięcia z ostatniego sezonu powtarzane są niemal codziennie, postanowiłem sprawdzić ile bramek zdobył Robert w całej karierze. W/g Wikipedii (dane te nie pokrywają się do końca z innymi źródłami) było ich na dzisiaj 509, 446 we wszystkich rozgrywkach klubowych (zestawienie nie uwzględnia 6 zdobytych w okręgówce) i 63 w reprezentacji.
    Od dołączonej do tabeli listy tytułów drużynowych i indywidualnych aż kręci się w głowie.

    Polubienie

  22. W ramach ciekawostek to spojrzałem na Wikipedię i do Wilimowskiego mu jeszcze trochę brakuje, ale do końca 2021 jest to do odrobienia, chyba że historycy znajdą Eziemu jakieś nowe wiarygodne źródła kolejnych goli 🙂
    I nie miałem nawet pojęcia, że jest już trzeci w BL. Fischer jest spokojnie do minięcia do końca przyszłego roku.
    Oby tylko nie było kontuzji…

    Polubienie

  23. Bardzo lubię i cenie Roberta Lewandowskiego. Uważam, że jego zwycięstwo w plebiscycie jest słuszne i bardzo mnie cieszy. Mimo to wciąż uważam, że indywidualne konkursy na najlepszego zawodnika w sporcie zespołowym są bez sensu, a te piłkarskie to chyba najbardziej.

    I nawet nie chodzi tu o obiektywny idiotyzm w wynikach, widoczny od wielu lat (2010, 2013 i 2014 to cyrki, których zapomnieć nigdy nie wolno, a potem to też bywało różnie). Chodzi o samą ideę wybierania najlepszego piłkarza w oparciu o wyniki jego drużyny. To jest absurd nie do przejścia.

    Polubienie

  24. Gdyby rozdawano takie nagrody za umiejetności/klasę piłkarską, to od kilkunastu lat wygrywałby tylko Messi i dopiero w tym roku mu się nie należy. To nie jest nagroda za bycie najlepszym, a za dobrą formę na przestrzeni roku. Mówiąc brzydko ktoś musi mieć spadki formy (Messi czy nawet Ronaldo), by ktoś słabszy mógł wygrać. To tak jak nagrody dla Zidane’a. Był naprawdę świetny, ale w moim mniemaniu nie tak kapitalny jak Ronaldo czy Ronaldinho. Ale jego drużyna wygrała MŚ i ME. Więc jeśli mamy MŚ i wygra je drużyna Messiego, to wiadomo kto otzryma złotą piłkę czy fifa the best. Jeśli wygrałaby drużyna Lewego, to też wiadomo. Jeśli drużyna Szewczenki, to Szewczenko. Jeśli druzyna Weah, to Weah. Tylko że trzech ostatnich nie ma/miało na to szansy z racji słabej repry, więc jaka to sprawiedliwość, jaki sens? Oczywiście każdy z nich otrzymał jedno z dwóch wyróżnień, ale w latach bez finałów wielkich imprez. A sam Messi to już inna bajka i inny poziom nawet w porównaniu z trzema pozostałymi. BTW w 1995 złotą piłkę powinien dostać może Litmanen, Maldini lub Klinsamann.

    Tego typu wyróżnienia to tylko zabawa i nie ma to nic wspólnego z konkurencją.

    Polubienie

  25. @mistborn
    Eh, muszę się przyznać do słabości. I to ogromnej. Mam ogromną słabość do środkowych pomocników, którzy bazują na szeroko pojętej technice, ale nie prostej dynamice. Dlatego Ronaldinho nigdy mnie nie kupił. Dlatego Neymar zachwycił mnie raz, niedawno całkiem, gdy z powodów medycznych Tuchel mu kazał grać środkowego pomocnika. Dlatego dziesiątka najwspanialszych piłkarzy dziejów [tych moich naocznych dziejów] dla mnie zaczyna się od wymienienia Zidane’a 3 razy (Zidane, Zidane, Zidane, Pirlo, Zidane, Forlan [tylko ten z MŚ 2010, innych Forlanów nie przyjmuję do wiadomości], Zidane, Riquelme, Zidane, Iniesta [ex equo z Zidanem]). Piłka nożna od 2006 roku jest dla mnie sportem osieroconym. Messi nigdy nawet nie zbliżył się do miejsca, z którego widać zmianę tego stanu.

    @alp
    BVB to mi ostatnio wycieczkę z ciepłe ramiona dzieciństwa funduje. Kibicem BVB jestem od czasów before it was cool (96, coś takiego) i zabawne lata pamiętam aż za dobrze. No i mi się przypominają śmiesznie przy tych Unionach czy Stuttgartach.
    Dyskusje z kolegami z klasy, w których, święcie w to wierząc, tłumaczyłem o wyższości Rickena nad innymi homo sapiens i że teraz to już na pewno się nie połamie i będzie nadal strzelał 10-12 goli na sezon, co z oczywistych względów wystarczy do mistrzostwa, bo przecież Frayern to zwykłe [tu wstaw brzydkie słowo] to, co tu dużo mówić, jedne z najbardziej kompromitujących występów mojego, tak zwanego, intelektu.

    Polubione przez 1 osoba

  26. Na prostej dynamice to bazowal Rooney, a nie Ronaldinho, który miał duży arsenał zwodów, dobry strzał i niezłe dogranie.

    Polubienie

  27. @gp
    Ronnie miał odejście z miejsca jak 150 i korzystał chętnie, często i gęsto. Miał też kwadrylion innych atutów – wcale nie mniejszych ani rzadziej używanych – a wymienione przez Ciebie wśród nich.

    Polubienie

  28. Nasze postrzeganie/ocena piłkarzy to wypadkowa obiektywnych kryteriów, naszego osobistego patrzenia na piłkę i emocji jakie nam towarzyszyły, kiedy ich oglądaliśmy. W mojej hierarchii piłkarze o których piszecie też są wysoko, a zwłaszcza Zidane. A stałby jeszcze wyżej gdyby Materazziemu złamał nos, bo to co widzieliśmy na MŚ to był bardziej włoski teatrzyk kukiełkowy niż porządne walnięcie z byka. A za to jak łaził i mendził prowokując przez cały mecz Zidane-a porządne walnięcie należało mu się jak psu micha.
    P.S.
    Osobiście nawet nie próbuję ustawić swojej dziesiątki. Już z jedynką miałbym wielki problem (wymienię tylko; – Pele, Eusebio, Gerd Muller, Beckenbauer,Johan Cuijff, Messi – a paru innych też by wypadało uwzględnić, a na pozostałych zabrakło by mi życia.

    Polubienie

  29. @alp
    Ale robienie takiej dziesiątki to świetna zabawa! Zwłaszcza, że głupia, a zatem nigdy nie brana na poważnie. Wymyśl sobie jakąś i wal śmiało. Jak Ci słabo wyjdzie to sobie jutro zmienisz. Ja na przykład żelazną ręką w swojej trzymam 3 początkowe miejsca – reszta płynie jak u Heraklita. No, oczywiście musi popłynąć przez wiadomo co, ale tak ogólnie to jak u Heraklita.

    Polubienie

  30. @Koziołek
    No dobra; – Eusebio, Johan Cruijff, Pele, Beckenbauer, Messi, Ronaldo, Zidane, Garrincha, Gerd Muller, Lewandowski.
    P.S.
    Robert może trochę awansem, ale to najlepszy (w/g mnie) polski piłkarz w historii. Ale to co dzisiaj zrobił powala na kolana… – po czwartkowym sukcesie miał prawo być zdekoncentrowany, rozkojarzony, przejść obok meczu a nawet w ogóle nie wystąpić. Tymczasem od początku nakręcał drużynę, nie odpuszczał do końca, żeby w ostatniej minucie doliczonego czasu gry strzelić drugiego gola, dającego drużynie meczowe zwycięstwo i mistrzostwo jesieni w Bundeslidze. Dzisiejszym meczem udowodnił, ze nie rzuca słów na wiatr, że zamierza walczyć jeszcze przez parę o najwyższe sportowe trofea.

    Polubienie

  31. Ja mam podobnie jak Koziołek, strasznie przemawiają do mnie rozgrywający, z Zizou na czele, IMO gracze mający największy wpływ na grę drużyny.

    Oczywiście kryteria „najlepszejszości” piłkarza zawsze są subiektywne, mimo wszystko możemy sobie o nich pogadać, ważne dla mnie by dobrze uargumentować taki czy inny wybór.

    Wiele razy o tym wspominałem, że gdyby dawać statsy jak w FIFIE, to najwyższe dostałby Messi, pod względem umiejętności, potrafi najwięcej, pewnie tylko Maradona mógłby licytować się z nim na talent.

    A jednak nie tylko czysto techniczne umiejętności decydują o sukcesie sportowca, inaczej Federer wygrywałby wszystko, a nie tylko większość.

    Jest też aspekt przełożenie zdolności na dobro drużyny. I wracamy tu do wybitnych rozgrywających, których rola pozwala im tu błyszczeć najjaśniej IMO.

    Messiego nadludzki talent i wcale duża etyka pracy nie uchroniła przed szeregiem sportowych kompromitacji. To aż szokujące, ile razy musiał znosić prawdziwych blamaży swojej drużny. Nie porażek, gdzie dobrą drużynę ograła lepsza, tylko totalnych degrengolad, przy biernej postawie.

    Nie jest on oczywiście odosobnionym winowajcą, ale jego kolegom dyskurs o byciu goat nie grozi, więc nie będziemy się nad nimi rozwodzić. I jego rozgrzeszyć nie idzie, patrzy na to równie obojętnie jak cała reszta. A obciążać go to może jednak nieco bardziej, tak długo jak nosi opaskę kapitana.

    Robert natomiast najlepszym polskim piłkarzem w historii jest i basta.

    Polubienie

  32. Dzień dobry,

    Po pierwsze, przepraszam. Kilka lat temu, bo będzie już chyba kilka lat, jak ten czas nieprawdopodobnie mija, niczym rozpędzony skrzydłowy obrońcę, albo rozpędzony obrońca obiegający skrzydłowego, proszący o podanie, że tak sobie pozwolę na kolejną paździerzową metaforkę, od których nie potrafię się opędzić i nie mam zamiaru z tym walczyć, z kim się kiwam, sam ze sobą się kiwam, kilka lat temu w każdym razie przyszedłem z wami koledzy pogadać, napić się dobrego piwa, takiego jakie było kiedyś, typu żywiec, typu lager, nie to co teraz te takie perfumowane na 240 znaki, pograć w piłkę, a jak zaczęło się wybieranie składów, to już mnie nie było. Od dzisiaj wyjdę na każdy mecz, każdy jeden mecz, każdy jeden wpis Szefa, obiecuję, uwzględniajcie mnie w każdym składzie, szczególnie na gierki z sąsiednim podwórkiem, w razie czego dzwońcie na stacjonarny. To będzie moje postanowienie świąteczne, postanowienie noworoczne, mogę podpisać akt o dobrowolnym poddaniu się egzekucji, albo inaczej, żadnego prawa, lepiej po prostu dać Słowo. Daję Słowo, choć tak jak od każdej zasady musi być wyjątek, tak zastrzegę jednak półsłówko do Słowa, bo może być tak, że nie będę miał nic sensownego do powiedzenia, chociaż jestem przyzwyczajony, żeby mówić nawet wówczas, kiedy brakuje jakichkolwiek racjonalnych przesłanek, albo będę musiał napisać wypracowanie do szkoły, to możecie mnie wtedy nie zastać w domu, w końcu futbol to krwawe piekło, wiadomo.

    Lewandowski faktycznie jest najlepszym polskim piłkarzem, z największymi międzynarodowymi osiągnięciami, zasłużył na indywidualną nagrodę, to jest oczywiste, tak jak piłkarz jest z niego oczywisty. Jest to sportowo niesamowitą zaletą, lecz pozasportowo, dla kibica, który mecze lubi nie tylko pooglądać, lecz również poczytać, lub poprzeglądać się w nich (a nie jest ideałem), stanowi pewien problem, bo najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, jak powiedział któregoś dnia Andrea Pirlo do Cristiano Ronaldo podczas wspólnego treningu. W dzisiejszych czasach, a szczególnie na tutejszym blogu, do którego wciąż przychodzi @0Twojastara z zagraniczną prasą specjalistyczną i @Alp z codziennym czarno-białym numerem „Przeglądu Sportowego”, zaś w weekend – kolorowym, zasadniczo wszyscy widzimy trochę więcej niż kiedyś, w tym sensie, że potrafimy między innymi zrozumieć, że poza piłkarzami efektowymi, wyjętymi z bohaterskich superkomiksów, są również zawodnicy mniej bohaterscy, tak jak na przykład w „Hobbicie” poza Thorinem i Gandalfem, jest jeszcze Kili i Fili, zaś w „Iliadzie” poza Achillesem i jego bliźniaczym bratem, był również Partoklos. Piszę dlatego, żebyśmy nie zapominali o tych, których nie widać, a jak już zobaczymy, nie chełpili się, że ich dostrzegliśmy, lecz po cichutku docenili ich robotę, choć czasem można i głośno. Wracając jednak do tego, co na swój sposób oczywiste, nawet jeśli nieco inaczej, jak to się stało, że w Waszych zestawieniach zabrakło Pirlo, szczególnie zważywszy na ukute przez Szefa pojęcie „pirlotechniki” i romans Andrei z panną Mundialówną?

    Polubione przez 1 osoba

  33. Teraz to w ogóle jest inny problem. Dajmy na to 2000 rok i obrońcy, m.in. Maldini, Cafu, Desailly, Thuram, Panucci, Roberto Carlos, Nesta, Cannavaro, Stam, Lizarazu, Terry jeszcze młodziutki i wielu innych. A dziś? Podobnie można mówić o innych formacjach. Wystarczy popatrzeć na ofensywę Brazylii z 2002 roku.

    Futbol strasznie obniżył poziom. Mówią o tym ci, którzy pracują w akademiach. I nawet nie jest tak, że talentów jest mniej, a po prostu efekty szkolenia są słabsze. Jak rzadko bo rzadko, ale wpadnę między dzieciaki ok.10 letnie, to oni maja teraz komórki i facebooki, a rodzice nie chcą narażac dziecko na stres i ogólnie bida z nyndzom. Co stało się z Brazylią. Słyszałem nawet głosy o Neymarze jako najlepszym piłkarzem w historii Brazylii. No nie jestem pewien, bo kto przy zdrowych zmysłach coś takiego mógłby powiedzieć? Włosi? No gdzie ten Baggio, Maldini czy Baresi. Można by było to samo powiedzieć o innych reprezentacjach. Gdzie następcy Inesty czy Xaviego? Ostatnie finały MŚ – najsłabsze jakie kiedykolwiek widziałem.

    Dawniej to w takim Juve zaminiliby podstarzałego Ronaldo na jakiegoś młodego Del Piero. Lewy miał dobry i równy rok, więc było komu dać fifa de best. A kdyby nie on, to komu by dali? Bo dawniej tak było, że jak nie Ronaldo, to Rivaldo, a jak nie ten, to Zidane lub Ronaldinho, a byli jeszcze Szewa i Owen, i Figo, I Nedved. A takim Raulom, Mijatovicom czy innym Seedorfom nagród indywidualnych nie przyznawano (patrz na początek mojej wypowiedzi, gdzie wymieniam kilku obrońców), bo poziom był tak wysoki.

    Nie mogę się po prostu oprzeć wrażeniu, że sami piłkarze są inni. Żeby kasa się zgadzała, żeby profil miał odpowiednia liczbę polubień, ale oni już nie są fighterami, takimi mentalnymi fajterami, Lewy tak, bo profeska, ale większość to dziadostwo. Podobnie ligi krajowe pospadały poziomami. Czy teraz w lidze hiszpańskiej mamy drużynę z najwyższej półki? Na szczycie tabeli są Atletico i Real. A przepraszam, to ten Real z San Sebastian, a Atletico dużo słabsze od tego z finałów LM. Rozumiem, że jak słaba liga to Barca i ten drugi Real obniżyli poziom, by rywalizacja była ciekawsza. Bayernowi w lidze nikt nie podskoczy. Juventusowi też nie, więc zaczęli gubić punkty, by im całkiem słaby Milan (trójka Holendrów, Maldini, Baresi, Baggio, Kaka) zagrażał w walce o fotel lidera.

    Ponarzekałem.

    Polubienie

  34. A gdzie zamawiacie akcesoria do nurkowania? Chciałabym właśnie na dniach kupić porządny sprzęt i do tego jeszcze odpowiednią odzież

    Polubienie

Dodaj komentarz