Liverpool okrąża kulę ziemską

Gdybym był małym chłopcem, kibicował Liverpoolowi i gdyby nad łóżkiem dawało się wieszać ulubione gole, to w swoim pokoju powiesiłbym tego, który padł w środowym meczu Ligi Mistrzów z drużyną Red Bull Salzburg.

Akcja oczywiście miała rozmach, piłka oczywiście podróżowała po całej długości i szerokości boiska, wszystko na Anfield Road przebiegało jak zwykle, harmonijnie i zarazem z łamaniem schematów, aż wreszcie asystę dał nadlatujący z prawego skrzydła Trent Alexander-Arnold, a decydujący strzał oddał nadlatujący z lewego skrzydła Andy Robertson. Obrońca do obrońcy. Rzadka konfiguracja – piłkarze odpowiedzialni za defensywę zdobywają niekiedy bramki, miewają też asysty, ale żeby wykonali oba finalizujące natarcie kopnięcia? Rarytas nad rarytasy, kto ten widok przegapi, na kolejną okazję poczeka jak na kolejne zaćmienie Słońca.

Przynajmniej teoretycznie. Mowa tu wszak o zespole reagującym na wzór i podobieństwo fantazji Jürgena Kloppa, mowa o współpracy dwóch najbardziej napalonych na atak obrońcach współczesnego futbolu. Urok środowego epizodu, którym chętnie ozdobiłbym ścianę pokoju, polega na tym, że akurat w obecnym Liverpoolu goli rozwieszonych pomiędzy defensywnymi skrzydłami należy się spodziewać. Bardziej niż kiedykolwiek i gdziekolwiek, odkąd świadomie patrzę na piłkę nożną.

Postać ofensywnie zorientowanego bocznego obrońcy doskonale znamy, ze względu na wyrazisty styl gry należy do gatunku graczy znanych i lubianych. Jego szczególnie dorodni przedstawiciele przylatują do Europy z Brazylii – wystarczy wspomnieć hulających na prawej flance Daniego Alvesa czy Maicona, albo hulających przy lewej Marcelo czy Roberto Carlosa. Wszyscy fruwali w strojach wielkich klubów, wszyscy zdobywali chwałę jako triumfatorzy Ligi Mistrzów. Klasyka futbolu.

Wszyscy jednak działali w pojedynkę. Jeśli zatracali się w ofensywnych zrywach, to przeciwległą stronę boiska kontrolował zazwyczaj ktoś bardziej stonowany, ostrożniejszy. Liverpool wyróżnia to, że wystrzeliwuje torpedy zarówno z prawej, jak i z lewej obrony. Statystyki wyrażające ofensywny zapał Trenta Alexandra-Arnolda oraz Andy’ego Robertsona porażają. W minionym sezonie ligi angielskiej uzbierali razem 23 asysty (zresztą obaj zmieścili się w czołowej piątce najczęściej wykonujących ostatnie podanie), do czego dołożyli jeszcze 5 takich zagrań w Lidze Mistrzów. Po wznowieniu rywalizacji tego lata wystartowali identycznie, jeśli nie efektowniej. W krajowej Premier League rozdali 4 asysty, w Champions League zaczarowali tamtą akcją jak z plakatu. I chętnie zostają mistrzami ceremonii wspólnie, w prestiżowych meczach. Wspomnijcie niedawną wyprawę na stadion Chelsea – najpierw gol Alexandra-Arnolda, a potem asysta Robertsona i misja wykonana. 2:1. Jaka to jest piękna para! Aż szkoda, że nie mogą współpracować w tej samej reprezentacji kraju.

Inna sprawa, że podstawowe statystyki nie oddają ich wpływu na grę Liverpoolu, zasług dla ofensywy, intensywności w parciu na wrogie pole karne. Przerzuty dalekiego zasięgu to fundamentalne zalecenie Kloppa, niech rywale grają przy permanentnych zawrotach głowy, piłka ma non stop przelatywać z prawej flanki na lewą i z powrotem – a ilekroć przelatuje, mnie też wprawia w uniesienie, bo ona przecież przed osiągnięciem celu okrąża kulę ziemską, na pewno też widzicie, że okrąża, trajektoria jej lotu was też wynosi na pułap spektaklu o rozmiarach kosmicznych. Dlatego regularnie zdarza się też tak, że zanim jeden z bocznych obrońców da asystę (lub „prawie” asystę, gdy strzelający spudłuje), to drugi podpisuje się pod tzw. asystą drugiego stopnia. Liverpool to drużyna rozskrzydlona. Rozskrzydlona jak żadna inna, wszak eskadrę napędzają jeszcze Mohamed Salah i Sadio Mané – w taktycznych podręcznikach jej ustawienie można by zaszyfrować, przy odrobinie brawury, archaicznym kodem 2-3-5.

Jak powszechnie wiadomo, Jürgen Klopp nie tyle przejmuje posadę po poprzednim trenerze, by wykonywać z grubsza tę samą pracę, co stwarza swój świat. I swoich ludzi. Iluż znajdziemy teraz na Anfield Road bohaterów wyrazistych, kandydatów na dziecięcych idoli urodzonych właśnie tam, pod opieką niemieckiego trenera! Alisson dopiero w Liverpoolu wyprzystojniał na bramkarza numer jeden na planecie, Virgil van Dijk dopiero tu spotężniał na obrońcę jak forteca wpychanego na podium Złotej Piłki, rozhasali się Salah i Mané, w szczytowy okres w karierze wszedł rozsmakowujący się w katorżniczej pracy Roberto Firmino. Wszystkich łączy to, że nigdzie indziej nie grało im się tak przyjemnie i na tak wysokim poziomie, jak u Kloppa.

Gdybym miał jednak sporządzić swój prywatny ranking twarzy liverpoolskiego projektu, to wywyższyłbym właśnie Alexandra-Arnolda oraz Robertsona. Wszystkich wymienionych wcześniej rozpoznawałem jeszcze przed transferem do Liverpoolu, o istnieniu obu bocznych obrońców nie miałem zielonego pojęcia lub miałem minimalne. Spełniający szczenięcie marzenia wychowanek oraz bezimienny przeciętniak z Hull City, o którego ze względu na braki w kompetencjach defensywnych „nie zabiegało 500 klubów”, jak to ujął niemiecki trener. To oni są najbardziej znikąd, oni wykonali księżycowy skok jakościowy, oni nadają stylowi gry „The Reds” najwięcej oryginalności, wreszcie oni najładniej oddają niezwykły wychowawczy talent Kloppa, który zwykłych piłkarzy przeobraża we wspaniałych.

Fajnie, że mieli szczęście spotkać się w jednym klubie: on i Łukasz Piszczek, najznakomitszy boczny obrońca, jakiego widziałem w polskim futbolu.

19 myśli na temat “Liverpool okrąża kulę ziemską

  1. @Rafał
    Ten archaiczny kod to oczywiście 3-2-5, ale rozumiem, że licentia poetica ma swoje wymagania.
    Jest o obrońcach, ale Kloppowi zawdzięczamy nie tylko Łukasza, ale również Kubę (niestety po rozstaniu z Jurgenem skarlał) i Roberta (ten dla odmiany cały czas rozkwita).
    P.S.
    Skoro już o obrońcach to martwi mnie forma w tym sezonie Glika. Od początku sezonu nie potrafię skojarzyć meczu Monaco, w którym by nie zawinił przy straconej bramce. Dzisiaj przy dwóch bardziej adorował asystenta niż utrudniał mu podanie, a przy jednej trudno go było zobaczyć. A parę razy skórę mu ratował bramkarz. Na pocieszenie pozostaje, ze najlepszy mecz w tym sezonie rozegrał we wrześniu w kadrze… – oby tak mu zostało na najbliższym zgrupowaniu..

    Polubienie

  2. Irek,

    Nic dodać, nic ująć. Zwłaszcza Robertson bardzo dobrze odnajduje się w tym systemie. Gra bardzo prostymi środkami, trudno nazwać go bajecznym technikiem, a takie efekty. Na plus w stosunku do Trenta wyróżnia go świetna gra w defensywie. A dla mnie jego znakiem rozpoznawczym pozostanie ten niezapomniany rajd w meczu z City, gdy niczym wściekły pies zasuwa sprintem od jednego gracza do następnego.

    Trent jest lepszy technicznie, tylko wciąż ma sporo błędów i pogubień w defensywie, łatwiej go przejść niż Robertsona. Tutaj czeka go jeszcze dużo pracy i być może dlatego w reprze startuje Trippier.
    Ale to zaledwie 21 letni chłopak (debiut w wieku 19-lat na Old Trafford!), skromny i twardo stąpający po ziemi, nie gwiazdorzy (normal lad from Liverpool – jego słowa), także pod Kloppem powinno być tylko lepiej.

    Zresztą z jego osobą przypomina mi się Tour de France i niepowtarzalni Jaroński i Wyrzykowski. W czasach zwycięstw Alberto Contadora żartowali, że ktoś z tak brzmiącym nazwiskiem musi wygrywać wyścigi. Także ktoś o nazwisku Aleksander-Arnold musi zostać wielkim piłkarzem:)

    Polubienie

  3. „Wszyscy jednak działali w pojedynkę. Jeśli zatracali się w ofensywnych zrywach, to przeciwległą stronę boiska kontrolował zazwyczaj ktoś bardziej stonowany, ostrożniejszy.”

    Pragnę wtrącić, iż gdy u Jose na RWB grał Maicon, to na LWB hasał Eto’o, także niekoniecznie urodzony defensor siedzący w okopach 😉 choć oczywiście tak, jak Robertson z A-A nie dokazywali…

    Polubienie

  4. @PanSzeryf
    Trochę przesadziłeś chyba z Eto na left wingback. Eto grał na skrzydle ataku, jeśli dobrze pamiętam, Inter za Mou grał 4-3-3.

    „Trent jest lepszy technicznie, tylko wciąż ma sporo błędów i pogubień w defensywie, łatwiej go przejść niż Robertsona. Tutaj czeka go jeszcze dużo pracy i być może dlatego w reprze startuje Trippier.
    Ale to zaledwie 21 letni chłopak (debiut w wieku 19-lat na Old Trafford!),”

    Pamiętam jak w sezonie 17-18 Liverpool przegrał z MU po 2 golach Rashforda i 2 błędach w kryciu Trenta. A tydzień czy dwa później Zaha wkręcał Trenta w murawę. I większość ekspertów i kibiców pukała się w głowę, dlaczego Klopp dalej go wystawia. Jak to jednak nie można ufać ekspertom 😉 (Podobnie było z van Dijkiem. Gdy Liverpool nie zdołał go kupić latem, „wszyscy” w angielskich mediach twierdzili, że Klopp powinien kupić innego obrońcę. A Klopp poczekał na van Dijka do zimy i miał rację.)

    TAA do dzisiaj jest co najwyżej średni w obronie, ale w ofensywie nie ma lepszego niż on. Jego 13 asyst w ubiegłym sezonie to rekordowy wynik obrońcy w historii PL. W tym sezonie podobno jest 2 (za de Bruyne) pod względem liczby stworzonych sytuacji w PL. Jego dośrodkowania są niemal tak samo Beckhamesque, jak te de Bruyne’a. Ciekawe, czy kiedyś przesunie się do pomocy, tak jak np. Kimmich. Gerard podobno też w młodości grał na prawej obronie. Choć sam TAA w wywiadzie powiedział, że chciałby być najlepszym bocznym obrońcą na świecie. Marcelo nie tak dawno temu był chyba najlepszym piłkarzem Realu, więc to chyba już nie te czasy, że boczny obrońca, to była najmniej ważna pozycja na boisku 😉

    Polubienie

  5. Trudno się nie zgodzić z Rafałem, chwalącego na Wyborczej kierownictwo Bayernu za umiar i zdrowy rozsądek: – „Cesarze zrównoważonego rozwoju”. Wygląda na to, że z problemami z przodu sobie poradzili, a może być jeszcze lepiej. Ale mi do zrównoważenia brakuje rozwiązania problemów w defensywie.
    O ile w inicjowaniu akcji ofensywnych nic jej nie można zarzucić… – gra obrońców dokładnymi długimi podaniami staje się powoli standardem na szczytach europejskiej piłki, a i w skutecznym podłączaniu się do akcji ofensywnych też nie mają żadnych kłopotów, to od pewnego czasu defensorzy Bayernu mają wyraźny problem za nadążaniem za szybkimi atakami rywali. I to nawet przy słynącym ze znakomitej gry na przedpolu Neuerze. Brakuje im szybkości a i chyba pewności siebie po licznych wpadkach też trochę ubyło. Nie mam wątpliwości, że jeżeli nie rozwiążą tego problemu do końca zimowego okienka transferowego, to o końcowe sukcesy w tym sezonie na miarę aspiracji Bayernu będzie trudno.

    Polubienie

  6. Brzęczek mówi: „To mnie bardzo ucieszyło, bo to tylko potwierdziło, że wykonujemy bardzo dobrą pracę na reprezentacji. Bo jeżeli zawodnicy wracają z reprezentacji, są skuteczni i strzelają bramki, to znaczy, że dobrze pracowali. Nie zrobiliśmy tego jeszcze akurat na tym zgrupowaniu, ale takie są etapy każdej drużyny i reprezentacji. To jest zawsze kwestia spojrzenia na to, czy będziemy chcieli patrzeć pozytywnie, czy negatywnie. Ja byłem z tego bardzo zadowolony, że ci zawodnicy wrócili do klubów i strzelali bramki”.

    Badum tssss.

    Polubienie

  7. @Panszeryf
    Też mnie siekła po szarych komórkach ta duma z naszej piaskownicy.
    P.S.
    Dzisiaj może być bardzo przyjemny dzień. Lecą eliminacje ME kobiet, a wieczorom m.in. nasze dziewczyny grają towarzysko z Brazylijkami.

    Polubienie

  8. Tak, trenerzy klubowi naszych reprezentantów mogą być zadowoleni z wyboru Brzęczka.
    Świetnie im przygotowuje zawodników do meczów.

    Polubienie

  9. Było tu zawsze dość głośno o organizacyjnych przekrętach (głównie w siatkówce) i słusznie, bo o tym nigdy za wiele, więc warto spojrzeć na to, co dzieje się w Pucharze Świata w rugby, w sporcie który wciąż uchodzi za domenę dżentelmenów i honorowych zasad. Z powodu tajfunu odwołano (a nie przełożono!) zaplanowane na sobotę mecze Włochy- NZ i Francja – Anglia. Każda drużyna otrzymała po dwa punkty. W tych parach niewiele to zmienia, bo Włosi chyba nie mieli szans z All Blacks, ale to jest sport. No i Francja przez to przejdzie do następnej rundy na 2 miejscu, przez co będzie im trudniej. Ale najlepsze przed nami. W niedzielę rano lokalnego czasu zapadnie decyzja czy grać mecz Japonia-Szkocja. A tu już ważą się losy obu drużyn. A Japonia to gospodarz więc może być bardzo dwuznacznie… Chyba turniej stał się za duży (rzekomo trzecia sportowa impreza) i przez to nieruchawy.

    Polubienie

  10. @TAA
    Kiedy pierwszy raz usłyszałem „Aleksander Arnold”, to pomyślałem, że to Niemiec, i się zdziwiłem, jak jakieś 2 lata później okazało się żę jedzie na MS w kadrze Anglii 😉

    Łotwa łatwo przepchnięta i jak się uda też z Macedonią, to zapewne w niedzielę będzie awans.

    Polubienie

  11. Zgodnie z przedmeczową zapowiedzią Grosika: – trzeba na początku strzelić dwie bramki, żeby później później można było spokojnie grać.
    A ja nie wierząc w ten minimalizm (w końcu coś do udowodnienia ma i trener i drużyna) liczyłem po piętnastu minutach, że sobie postrzelamy…

    Polubienie

  12. Ciekawe, czy Macedonia da się przepchnąć, bo na bank wyjdzie nastawiona na grę jak o życie, awans zapewne i tak będzie – bo grupa nie dość, że zjawiskowo słabiutka, to jeszcze rywale grają dla nas.

    Polubienie

  13. Macedonia wyjdzie maksymalnie zmotywowana, bo paradoksalnie ma jak najbardziej realne szanse na awans. A jeśli się z nimi skompromitujemy, co nie jest takie mało prawdopodobne, to sytuacja zrobi się bardzo nerwowa – przed nami wyjazd do Izraela i mecz ze Słowenią… Będzie ciekawie w niedzielę

    Polubienie

  14. NIe wiem, gdzie pan Szeryf widzi paradoks, że zespół z takimi zawodnikami, który z dwomanajlepszymi zespołami grał tylko u siebie, na 3 kolejki przed końcem ma nadal szanse na bezpośredni awans na Euro grane w składzie 24 zespołów.
    A nie zdziwię się, jak się po barażach na tym Euro znajdą.

    Polubienie

  15. Niewątpliwie jest o czym dyskutować zwłaszcza, ze Rafał dzieląc się swoimi meczowymi i pomeczowymi obserwacjami z Rygi postawił na Wyborczej parę ważnych pytań (moim zdaniem nie tylko o Brzęczka).

    Ale nie zapomnijmy, ze przed meczem z Macedonią czeka nas spacer (jak stwierdziła Olga Tokarczuk na dzisiejszej konferencji prasowej w Dusseldorfie) może najważniejsza decyzja od 1989 r. I nie jest to tylko wybór najlepszego kandydata. W pełni podzielam jej opinię, że jest to wybór pomiędzy demokracją a autorytaryzmem.
    I nie zapomnijmy na spacer zabrać przyjaciół i sąsiadów… – w poniedziałek z nieobecności usprawiedliwień nie będzie.

    A po spacerze możemy sobie podyskutować o piłce, znowu najważniejszej rzeczy na świecie.

    Polubienie

Dodaj komentarz