Nie tylko barcelońskie wilki z Wall Street

Obsesyjnie myślę ostatnio o relacjach międzyludzkich na szczytach futbolu – toksycznych związkach z rozsądku, rozstaniach w koszmarnie złym stylu, atmosferze towarzyszącej negocjacjom transferowym czy kontraktowym. Pisałem o spowijającej wielkie stadiony truciźnie w felietonie do GW, wspominałem o niej też w poprzedniej blogowej notce, gdy Robert Lewandowski żegnał się z Bayernem.

Czuję potrzebę powrotu do tematu, bo problem eskaluje, osiąga rozmiary epidemii. Zrekapitulujmy podstawowe fakty.

Leo Messi opuścił Barcelonę wbrew swojej woli, zmuszony kondycją klubu dyndającego nad finansową przepaścią. I przeżył sezon w nowym klubie słabiuteńki, zorientowani w paryskich realiach twierdzą, że do dzisiaj nie poczuł się w nowym mieście jak u siebie.

Ronaldo po ubiegłorocznej ucieczce z Juventusu, gdzie „wszyscy musieli służyć Cristiano” (określenie Leonardo Bonucciego), wymusza zgodę na transfer z Manchesteru United, obnosząc się ze swoją frustracją (występy w Lidze Europy są poniżej jego godności) i rozczarowaniem postępującą degrengoladą otoczenia. Cytowani przez prasę pracownicy klubu nazywają go „chodzącą chandrą”, opowiadają o samotnym, milczącym zasiadaniu do obiadów etc.

Robert Lewandowski też wymuszał transfer, szefów Bayernu publicznie wręcz szantażował.

Nowi szefowie Paris Saint-Germain, znani z kapralskiego stylu zarządzania trener Christopher Galtier i doradca Luis Campos, chcieli wykurzyć z szatni Neymara, ale ten znów okazał się niesprzedawalny, w lipcu w jego kontrakcie odpaliła się klauzula skazująca klub na absurdalny koszt 49 mln euro brutto do 2027 roku. Kto inny tyle zapłaci? Przypadek podobny do przywoływanego dwa akapity wyżej – Ronaldo też pobiera kosmiczną pensję, więc nikt nie chce nawet na niego spojrzeć, być może okoliczności zmuszą go do trwania w małżeństwie z rozsądku.

Neymar ponoć wreszcie wziął się do uczciwej pracy na treningach (zmotywowany perspektywą mundialu) i gra znakomicie, więc w Paryżu igrzyska egocentryzmu urządził sobie Kylian Mbappé – ostentacyjnie przestaje biec, gdy nie otrzymuje podania, otwarcie wykłóca się o prawo do wykonania rzutu karnego, lobbował za pogonieniem z drużyny wspomnianego Brazylijczyka. Bez skutku, na razie zastąpił go w roli piłkarza większego niż klub, jako megagwiazdor o specjalnych prawach próbuje nawet poprzednika przelicytować.

Wrogo lub lodowato żegnali się też ze swoimi dotychczaasowymi drużynami Gareth Bale, Paul Pogba oraz Romelu Lukaku, którzy w celebryckich rankingach ustępują Messiemu, Ronaldo, Lewandowskiego, Neymarowi i Mbappé, ale oni również mieli być postaciami największego formatu, liderami – kosztowali około 100 mln euro, pobierali szokującego dla przeciętnego człowieka pensje. Niestety, zamiast innych zawodników inspirować, sprawiali wrażenie średnio zainteresowanych losem klubu, skupionych wyłącznie na sobie, w skrajnych przypadkach głośno wzdychali do życia gdzie indziej. Lukaku w pełni sezonu urządził sobie wypad do Mediolanu, by wyznać przed kamerą, że tęskni za Interem.

Losy megagwiazdorów się różnią, czasami oni próbują wymusić transfer, czasami oni są zmuszani do odejścia. Wszystkie historie łączy to, że strony nie okazują sobie lojalności, nie czują się zobowiązane do niczego, czego nie zawiera klarownie skonstruowany kontrakt – a kontrakt trzeba respektować dopóty, dopóki nie zdołamy go renegocjować, anulować, zerwać bez strat własnych. Drużyna piłkarska, w której chciałbym widzieć wartość wyższą niż zredukowana do cyferek i paragrafów, staje się zwykłą grupą wynajętych specjalistów, których nie scala nic poza wyznaczonym ich technicznym zadaniem do wykonania. Wszystko jest transakcją, relacją sterylnie biznesową. Ubijające interes strony wyszarpują, ile zdołają, wykorzystują siebie do maksimum, a kiedy poczują, że istnieją optymalniejsze opcje, następuje rozstanie, w najlepszym razie upudrowane niby elegancką formułką podziękowaniami, w której szczerość nikt nie wierzy. Liczy się tylko to, co zapisane w księgach. Aż przypomina się słynna fraza bezwzględnego maklera Gordona Gekko, który w „Wall Street” tłumaczył młodemu, naiwnie niewinnemu jeszcze adeptowi żonglowania instrumentami finansowymi, że „chciwość jest dobra”, oto najwyższa wśród cnót, nie będziesz miał cudzych bogów przed nią.

Giełdowymi instynktami najsilniej wieje ostatnio z Barcelony, gdzie wielki podupadły klub usiłuje w trybie ekspresowym, prawie z dnia na dzień wrócić na szczyt. W amoku kupowania i sprzedawania wykopuje Frenkiego De Jonga, rozgrywającego, który w styczniu 2019 roku przylatywał na Camp Nou w glorii wschodzącej gwiazdy światowego futbolu, jako jeden z głównych odpowiedzialnych za renesans Ajaxu Amsterdam – wydatnie zasłużył się dla fantastycznego sezonu, zakończonego w półfinale Ligi Mistrzów. On też spełniał marzenia, bo dla Holendrów gra w Barcelonie – m.in. ze względu na dziedzictwo Johana Cruyffa – to najwyższy zaszczyt, przeprowadzka do świątyni.

A potem zderzył się z chropowatą rzeczywistością. Poprzedni kataloński prezes Josep Bartomeu popodpisywał mnóstwo nieodpowiedzialnych, absurdalnie kosztownych umów i gdy klub przygniotły bezkresne długi, zaczął namawiać piłkarzy, żeby zgadzali się na ich redukowanie albo rozłożenie wypłat na dłuższy okres. W październiku 2020 roku renegocjował kontrakt De Jonga – obowiązujący do 2024 przedłużył do 2026, a w zamian Holender zgodził się, by 18 mln euro należące mu się w latach 2020-22 otrzymać w przyszłości. W sumie powinien wziąć jeszcze 90 mln (drugie tyle klub dorzuci w podatkach urzędowi skarbowemu). Teraz jednak nowy zarząd usiłuje całkiem się rozgrywającego pozbyć, dzięki czemu pozbyłby się też zaległości (i zarobił 80 mln na sprzedaży). W lipcu zaakceptował nawet ofertę Manchesteru United, gdzie piłkarz spotkałby Erika Ten Haga, swojego rodaka i trenera, którego zna z tamtego wspaniałego okresu w Ajaxie.

Ale De Jong wyjeżdżać nie zamierza. Zagrałby tylko w Lidze Europy, a nie w Lidze Mistrzów, według hiszpańskich i angielskich mediów ani myśli zapomnieć o pieniądzach, które mu się należą – zgodził się tylko „poczekać” na zaległe 18 mln, z niczego nie rezygnował. Barcelona ostro naciska. Poinformowała De Jonga, że został wystawiony na listę transferową. Trener Xavi Hernandez wystawiał go w sparingach na środku obrony, jakby usiłował maksymalnie uprzykrzyć mu życie. Według serwisu The Athletic zarząd grozi też piłkarzowi, że wytoczy mu proces i anuluje kontrakt, ponieważ odkrył jego rzekomą nielegalność – przy podpisywaniu strony miały dopuścić się przestępstw.

Znów obserwujemy zatem zimną wojnę, awanturę umoczoną w grubym szmalu. I znów drużyna jako zjednoczona grupa ludzi marząca o wspólnych sukcesach ma drugorzędne znaczenie – jak Cristiano Ronaldo nie czuje potrzeby pomóc Manchesterowi United w wydźwignięciu się z zapaści, tak Frenkie De Jong ma nie otrzymać szansy, by wraz z innymi ratować Barcelonę. Co znamienne, Holender wysłuchuje wyzwisk od wielu kibiców katalońskiego klubu, którzy uważają, że postępuje nieetycznie, krzywdzi swoich dobroczyńców. Nie przeszkadza im, że jest z Camp Nou wyrzucany, choć podejrzewam, że płonęliby oburzeniem, gdyby działo się odwrotnie – jakiś piłkarz nie chciał honorować kontraktu wbrew woli klubu.

Ofiar tłumnego gniewu znaleźlibyśmy zresztą tam więcej – publiczność bezpardonowo traktuje również Martina Braithwaite’a, przeraźliwie wygwizdywanego i witanego obraźliwymi transparentami dlatego, że nie pozwala się ani wystawić za bramę, ani machnąć ręką na obiecane w umowie pieniądze.

Nie chcę teraz wnikać w każdy spór z osobna i rozstrząsać, która ze stron ma więcej lub mniej racji. Wzdycham raczej nad całokształtem spraw. Nad sforami ujadających, zagryzających się wilków, i nad maklerskim klimatem panującym wszędzie tam, gdzie mieszkają najznakomitsi współcześni piłkarze – tyle wokół nich jadu, że kibice albo uczą się hipokryzji (muszą sobie racjonalizować, psychicznie radzić), albo się alienują, konflikty gdzieś na górze toczą się coraz dalej od nich, w finansowej elicie odklejonej od rzeczywistości, latającej pojedynczo prywatnymi samolotami, może zamiast wytykania staruszków Gordona Gekko czy Jordana Belforta powinienem powołać się na skojarzenia z równie bezwzględnymi, acz młodszymi bohaterami serialowej „Sukcesji”. Od kilku tygodni, może miesięcy odnoszę bowiem wrażenie, że nowoczesny futbol przekracza kolejną granicę, ostatecznie staje się bardziej twardym biznesem niż ufundowanym na innych wartościach sportem.

Być może dzieje się nieuniknione, być może relacje międzyludzkie w tym świecie ewoluują wprost proporcjonalnie do tempa, z jakim na kontach piłkarzy nawarstwiają się miliony. I maleje zarazem akceptowalność dla porażki, która jest przecież immanentnym elementem sportu. Dynamika, z jaką Barcelona – horrendalnie zadłużona, niedawno prawie splajtowała – wróciła do roli najagresywniejszego inwestora na rynku transferowym, rodzi we mnie pytanie, czy nie byłoby zdrowiej, gdyby jednak potkwiła przez parę chwil w kryzysie głębszym niż drugie lub trzecie miejsce w lidze hiszpańskiej. Nie byłoby je stać na Lewandowskiego. Poprzebywałaby w czyśccu, zapłaciła za błędy i wypaczenia stopniowym odbudowywaniem potęgi. Doświadczyłem tego jako kibic Milanu, który przez 7 lat nie dotknął Champions League, przez 11 sezonów nie triumfował w Serie A, przez wieczność grzązł z beznadziei. I zwierzę się wam, że rozciągnięty w czasie powrót smakuje jak nigdy. Właściwie nawet trochę szkoda mi Barcelony, że tego nie zazna.

375 myśli na temat “Nie tylko barcelońskie wilki z Wall Street

  1. Oj tam, na niektórych stadionach też są koncerty i jakieś tam imprezy. Na Piaście zapewne akurat nie, natomiast gdybym miał obstawiać, który obiekt generuje mniejsze straty, tobym wybrał stadion.

    Polubienie

  2. A na Legii dwa razy do roku jest Warszawski Festiwal Piwa. Najbliższa edycja 13-15 października. Idzie ktoś? Zapewniam okazję do uczonej konwersacji o, nie wiem, może Nawałce, a przy okazji można sobie obejrzeć ładny stadion z dala od kiboli.

    Polubienie

  3. @alp
    Ja taki cwany, bo z 500 metrów mam. A im bliżej do stadionu, tym mniej zrozumienia dla pewnych zachowań tzw. kibiców, jak widzę od 10 lat.

    Najlepsza akcja to chyba była jak 3 pijanych z szalikami chciało mnie okraść, gdy usypiałem na spacerze wieczorem synka. Nadal żałuję, że jeden mi uciekł. Serio, skakać na faceta z wózkiem? Nie mogli poszukać dalej?

    Ale tak poważnie – w dni meczowe Powiśle jest zawalone policją, a i tak nikt się bezpiecznie (od tzw. kibiców) nie czuje. Wbrew pozorom jednak prawie wszyscy wyrzucają śmieci do kosza, a nie gdzie bądź. Niestety siki nie są wg nich śmieciami i niepowtarzalny aromat tego typu płynów staje się dość powszechny. To dość dziwny element kultury, ale z jakichś powodów puszka wrzucona do kosza usprawiedliwia obszczany chodnik.

    O banałach typu darcie mordy do drugiej lub zasypianie na chodnikach/przystankach (por. poprzedni akapit i połącz fakty) to pozwolę sobie nie rozwijać.

    Podsumowując, lokalna społeczność nie zawsze i nie z pełnym entuzjazmem reaguje na miejskie inwestycje infrastrukturalne stosowane do celów piłkarstwa nogami.

    Polubienie

  4. Do Gliwic mam trochę bliżej, ale i tak na biesiadę piwną za daleko.
    A w sąsiedztwie stadionów i to dwóch (100 i 500m) mieszkałem w latach szkolnych na wrocławskim Grabiszynku. Ale wtedy „ORMO czuwało” i porządek był.

    Polubienie

  5. @GP

    Jak ja bym miał szukać obiektów generujących największe straty, to bym spojrzał na Wiejską, Al. Ujazdowskie, czy Krakowskie Przedmieście.

    Stadiony (nawet wszystkie razem), to przy tym w kwestii strat popierdółka.

    Polubienie

  6. Ja tam akurat od lat jestem za usamodzielnieniem się od Warszawy mojego regionu i wtedy faktycznie te obiekty będą niepotrzebne. Ale na razie póki jest, jak jest, to ktoś pewne rzeczy musi robić.

    Polubienie

  7. I tym sposobem wracamy do sedna – bo robić, to trzeba „umić”.
    A we wspomnianym przypadku jest dokładnie odwrotnie, przy czym niekompetencja tu się jawi jako to mniejsze zło, dalece gorszym jest celowość, niemal jawne działanie na szkodę państwa i jeszcze bezczelne wręczanie sobie za to najwyższych odznaczeń.

    Polubienie

  8. To straszne, ale od lat mam wrażenie, że rząd bezradny i bezczynny to najlepsze, na co możemy liczyć. Teraz jest jeszcze straszniej – okazuje się, że nie tylko ja tak myślę.

    Polubienie

  9. @alp
    Chyba jednak straszne. Sama kancelaria Pinokia to ponad 800 melonów rocznie, a tu się okazuje, że zbiorowo trzymamy kciuki, by te pieniądze po prostu zmarnować, zamiast żeby coś robili, bo już mamy swoje przekonania i doświadczenia co do tego cosia i uprzejmie dziękujemy. Dla mnie straszne.

    Polubienie

  10. @Koziołek
    Szwajcarzy „kroją” swojej centrali nie tylko kompetencje, ale i kasę. Co więcej, jak dojdą do wniosku, ze w jakimś obszarze centrala „robi straszne rzeczy”, to jej w tym obszarze upoważnienie cofną.

    Polubienie

  11. Najdroższa w historii najnowszej rozpierducha (zafundowana sobie przez Polaków z własnej kieszeni i na własne życzenie), której skutki tak naprawdę dopiero przyjdą, zwłaszcza w dziedzinach takich, jak oświata.
    A tutaj i Wyborcza ma w demolce swój udział – bo waliła (zwłaszcza Wielowieyska) w szkołę i nauczycieli niczym w bęben, dopóki „dobra zmiana” nie spowodowała w redakcji opamiętania.
    Szkoda, że tak późno.

    Polubienie

  12. Jako nauczyciel i wykładowca oświadczam:
    walenie w szkołę i oświatę jak w bęben jest słuszne, uzasadnione i potrzebne, jak również w żaden sposób nie uzasadnia działań ani dyletantki Zalewskiej, ani chama Czarna, które nie są w żaden sposób związane i niezliczonymi problemami oświaty i nie mają żadnego uzasadnienia.

    Polubione przez 1 osoba

  13. Miałem obejrzeć jednego seta i przejść do komputera na Barcelonę, ale emocje były takie, ze do końca zostałem przy siatce.
    Ale pewnych rzeczy ne rozumiem.
    Stysiak nie miała dzisiaj najlepszego dnia, sporo psuła, a mimo to grano głównie na nią. W końcówce wyglądała na całkiem zajechaną.
    Korneluk w pierwszym secie, zdobywając kilka punktów z rzędu blokiem i atakiem, wyprowadza nas z niebytu na prowadzenie. A w drugim i trzecim jakby dziewczyny jej nie widziały, aż w końcu, żeby nie zamarznąć stała w dresowej bluzie przy ławce.
    No i ewidentne błędy w piątym. Najpierw sztab nie widzi przejścia Turczynki w ataku, a potem sprawdza boisko, gdy trzeba było palce.
    To był bardzo wyrównany mecz i nie mam pretensji do dziewczyn o porażkę. Ale chyba można było go rozegrać trochę lepiej.
    P.S.
    Nie znam się na oświacie. Ale w opinii mojego przyjaciela, który całe życie przepracował jako nauczyciel i wychowawca (nadal czynny zawodowo) w ośrodku opiekuńczym i szkole specjalnej, to co z oświatą wyprawiają pisiorki to katastrofa.

    Polubienie

  14. Zadłużenie Unii Europejskiej = 12 bilionów euro i cały czas rośnie. Wszystkie tak zwane inwestycje unijne są finansowane z kredytu a nie z oszczędności. Na propagandowych tablicach stawianych przy zbudowanych obiektach nie ma żadnych informacji na ten temat. A czy uczą o tym w szkołach?

    Tablica unijna informacyjna i pamiątkowa

    Tablica unijna stanowi wymóg dla wszystkich beneficjentów rozpoczynających projekt finansowany ze środków unijnych. Tak więc po podpisaniu umowy na dofinansowanie należy ją zamontować niezwłocznie. Wyróżnia się dwa typy tablic: informacyjne i pamiątkowe. Pierwsza z nich rzecz jasna przeznaczona jest dla tych, którzy są w trakcie realizacji projektu finansowanego bądź współfinansowanego przez Unię Europejską. Natomiast tablice pamiątkowe montowane są w miejscach, w których inwestycja dobiegła końca.

    Na każdej tablicy podajemy łączną kwotę dofinansowania z Unii Europejskiej (UE). Zgodnie z zasadami dotyczącymi działań informacyjno-promocyjnych tablica musi zawierać następujące informacje:

    nazwę beneficjenta,
    tytuł projektu,
    cel projektu,
    znak Funduszy Europejskich (FE), barwy RP, znak UE oraz herb,
    adres portalu http://www.mapadotacji.gov.pl.

    Niestety krajowi politycy wzięli zły przykład i też szpecą krajobraz i marnotrawią środki.

    Gdy o tablice Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych pytamy Piotra Fijałkowskiego, dyrektora biura funduszy europejskich i polityki rozwoju w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy, odpowiada: – Jest to skromne przypomnienie o tym, kto sfinansował daną inwestycję.

    – Nie widzę w tym nic złego. Nie mam wątpliwości merytorycznych – stwierdza Piotr Fijałkowski. Przypomina, że podobne tablice stawiano przy „Schetynówkach”, czyli drogach, które powstawały w czasie rządów koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Były one finansowane z rządowego Funduszu Dróg Samorządowych, który Prawo i Sprawiedliwość zastąpiło w 2018 roku Narodowym Programem Przebudowy Dróg Lokalnych.

    Polubienie

  15. Kibice Lecha wytrzymali wczoraj 54 sekundy bez zmuszenia sędziego do przerwania meczu z Legią. Chyba nowy rekord. Może w przyszłym roku zaatakują magiczną barierę jednej minuty.

    Polubienie

  16. @iksis
    W moim poście 54 sekundy jest rekordem typu „jak najdłużej”. Wynika to właśnie z drugiego zdania, albowiem, jak uczy szkoła, minuta ma nie 50, a 100 sekund. Cieszę się, że mogłem pomóc.

    Polubienie

  17. Uff. Myślałem, że się nie doczekam, ale na Rafała można liczyć.
    Dzisiaj na Wyborczej porusza problem wykorzystywania/udzielania swojego wizerunku przez gwiazdy piłki w reklamie. Zwraca również uwagę, nie tylko w jaki sposób udzielają one swój wizerunek (uczestniczą w reklamach), ale i na brak wpływu, czy ograniczone możliwości samych gwiazd w jaki sposób ich wizerunek jest wykorzystywany np. przez kluby. Oberwało się gwiazdom, klubom, związkom piłkarskim, ale i obklejonym nalepkami dziennikarzom.
    Rafał porusza problem głównie z punktu widzenia eco (bulwersuje go też reklama hazardu). Ale myślę, ze problem jest daleko szerszy… – zawłaszczanie przez reklamę nie tylko piłki, ale całego sportu.
    P.S.
    Czasami jak słyszę o piłkarskim transferze, to się zastanawiam na ile miał on cel piłkarski, a na ile reklamowy i czy najważniejsze nie było zwiększenie przychodów z reklam.

    Polubienie

  18. @Alp
    Nie z reklam, tylko z koszulek i innych gadżetów. Kibic musi wyrzucić stare z nazwiskiem piłkarza, który odszedł, a kupić z nowym.

    Polubienie

  19. Ależ tu nie ma nawet dyskusji, kwestie marketingowe są często wyżej od sportowych. Pamiętam jak czytałem o transferze jakiegoś gościa z któregoś z krajów ameryki środkowej do Barcelony B(wicie, tej dla młodzików bardziej) tylko dlatego że chłop dałby w rodzimym miejscu publicity a FCB stałaby się najprawdopodobniej zagramanicznym klubem nr1. Cały ryneczek zagarnięty, a że tam chłop koło 30-ki będzie zajmował juniorowi miejsce, to tam.

    Polubienie

  20. A kto jeszcze pamięta takiego piłkarza, co się nazywał Dong Fangzhuo? Nikt? No ja też nie, googlać musiałem jak my było.
    A jak Wam przypomnę, że ManU kupiło w 2004 Chińczyka? A to już ktoś na pewno. Wielka historia w mediach, ManU kupuje Chińczyka. I to jakiego?! Takiego prawdziwego z Chin!

    „Grał” 3 sezony, łącznie jeden mecz.

    Polubienie

  21. Jak szukać patologii, to rzecz jasna tylko w Barcelonie – bo gdzie indziej ich przeca niet, a już w Madrycie, to w ogóle niepodobna 🙂

    Polubienie

  22. Skoro o egzotycznych paszportach, to ciekawa historyjka. Mistrzem Polski 2021 został m.in. Jasur Yakhshiboev z Uzbekistanu, też meczyk zagrał. Potem go wypożyczyli do Szeryfa Tiraspol, gdzie zagrał 6 meczów i zdobył 2 gole (w tym 3 mecze w LM i gol na Santiago Barnabeu). Po wyprawie do Mołdawii wrócił do ojczyzny (wojny transfer) i gra w klubie Navbahor Namangan, gdzie w 5 meczach (na 7 możliwych) strzelił jedną bramkę.

    Polubienie

  23. W południe zacząłem czytać na Gazeta.pl wywiad z Zachodnym na temat jego nowej książki: – „Polska myśl szkoleniowa”, ale musiałem przerwać. Wieczorem musiałem się już go naszukać, ale warto było przeczytać. Myślę, że książkę też.

    Polubienie

  24. Też czytałem i książka na pewno ciekawa, ale te teorie, że kto nie gra ofensywnie, ten nie odnosi sukcesów, niech spróbuje sprzedać we Włoszech, będzie śmiesznie.

    Polubienie

  25. Bo ja wiem, patrząc jak srożą się Włoskie kluby w LM, to może coś w tym jednak być. Nie jest to złota zasada i klucz do piłki zawsze, ale do piłki obecnie wydaje się pasować, proaktywność daje lepsze efekty i przy okazji bilety sprzedaje.

    Polubienie

  26. Pozwolę sobie na kontrowersyjną tezę, że w reprezentacjach tryumfy systemów na „0 z tyłu i wtoczmy jakoś kartofla” się zdarzają i że przykładem tego jest Francja 2018 (nie tylko ze względu na ustawiony mecz z Danią).

    Tym niemniej pierwsza dekada tego stulecia obfitowała w przykłady (Niemcy 02, Grecja 04, do pewnego stopnia też Włochy 06…) a potem już mniej.

    Polubienie

  27. W repach imo ma to większe zastosowanie, bo dobierasz taktykę do piłkarzy zawsze, a w klubie wraz z trenerem przychodzi lista życzeń by wizę realizował, czy coś. Druga kwestia, to ograniczenia reprezentacyjne, jak masz 5 dni na zgrupowaniu raz na 3 miechy, to wałkujesz obronę i jakoś tam wpadnie.

    W sumie Portugalia ’16 bardziej mnie uderza jako „obronna”, bo Francuzom to jednak zdarzyło się to 4:3 z Argentyną, ale for the most part tak.

    Włosi reprezentacyjnie…. hmmmmm nie mogę się bardziej zdecydować, czy kolejny mundial bez nich jest lepszym argumentem, czy jednak to że ten znakomity przebłysk, jakim było ostatnie Euro, czy też poprzedni świetny przebłysk, jakim było euro ’12 zostały zrealizowane w duchu bardzo nie-włoskim, ofensywnej i miłej dla oka piłki.

    Anyway, możemy się pobawić repowo i więcej pewnie wyjdzie mi defensywnych triumfatorów MŚ/ME(’04 ’06 ’10 ’12 ’16 ’18) niż ofensywnych (’02 ’08 ’14 ’20), ale to na końcu mało istotne, bo reprezentacje, cóż, są nomen omen, mało reprezentatywne. Wiemy to najlepiej, mamy absolutnie godny pogardy związek sportowy, dominujący brak organizacji, zero jakiegokolwiek planu, systemu, czegokolwiek. Widać to w futbolu klubowym aż nad to. W reprezentacyjny za to kraj robiący futbol absolutnie w najgorszy możliwy sposób może, jak zatrybi, wejść do top8 kontynentu, tylko dlatego że w reprezentacji znajdą się najlepsi z najlepszych, absolutnie nie reprezentatywni dla tego bezhołowia Lewandowski&pals którzy wyrośli trochę wbrew logice i też doświadczeniom ostatnich dekad, gdzie tacy piłkarze nie pojawiali się. Siła ligi krajowej wydaje mi się o wiele bardziej reprezentatywna i miarodajna gdy chcemy oceniać jak gdzieś robi się futbol.

    Polubienie

  28. Nie zgadzam się zdecydowanie. O jakości angielskiego futbolu nijak nie świadczą wyniki klubów, które są jedynie wynikiem deszczu kasy, jaki na nich spadł, dzięki któremu po jakiejś dekadzie zaczęli sobie radzić lepiej, bo zadziałał dobór naturalny. Jeżeli możesz sobie pozwolić na najdroższych działaczy, trenerów i piłkarzy, to w jakimś terminie pojawi się ktoś, kto za duże pieniądze zrobi, jak trzeba.
    Ilu tam pierwszoligowych trenerów jest Anglikami? Więcej, niż jeden? Ilu udało się wychować topowych bramkarzy? Nadal żadnego?
    (Btw. angielska prasa w czasie Euro podobno strasznie jechała po reprze, że taka defensywna)
    Do tego chyba sugeruje kolega, że futbol arabski czy chiński, a może i australijski mają się lepiej, niż polski. No jednak nie.

    Polubienie

  29. W piłkę mecz wygrywa ta drużyna, która więcej strzeli, niż straci. Gra na zero z tyłu nie gwarantuje sukcesu. Trzeba jeszcze coś strzelić.

    Polubienie

  30. To zależy. W pucharach i MS/ME wystarczy remisować i można dojechać do sukcesu niczym Chelsea w 2012. W ligach odkąd mamy 3 pkt za zwycięstwo, to faktycznie trzeba wygrywać i tu bardziej się opłaca ryzyko.

    Polubienie

  31. O jakości futbolu może i nie świadczą kluby, ale i reprezentacje też nie. Anglia jest bardzo dobrym przykładem, że nie świadczą kluby, Polska jest dobrym przykładem, że nie świadczą reprezentacje (wynikowo przynajmniej). Jest również wiele przykładów pokazujących, że sprawnie zarządzany związek jest w stanie nadać wysoką jakość futbolowi (czy też ściślej ujmując – szkoleniu futbolowemu) w danym kraju. Pierwsze z brzegu to Islandia czy Belgia, które wg ostatnio promowanej przez kolegę GP tezy (że wynik reprezentacyjny zależy od ilości uprawiających dany sport) powinny się bić z Maltą, co najwyżej Cyprem w grupie Z LN, a jednak idzie im znacznie lepiej.

    Zresztą przykłady na to wychodzą daleko poza futbol. Byłem nie tak dawno na MP w tenisie i muszę szczerze stwierdzić, że absolutną tajemnicą jest dla mnie jakim cudem liderka światowego rankingu ma polski paszport. Jedno wiem na pewno – nie jest to zasługa PZT w żadnej mierze.

    Polubienie

  32. Kolega kolejny raz pokazuje niewiedzę, nie odróżniając obszaru od populacji. Belgów jest więcej, niż Szwedów, Czechów czy Austriaków. Niewiele, ale jednak. To jest typowy średni europejski naród.
    Islandia owszem, mało ich, ale też sukces z 2016 r. jest jedyny w historii i raczej nie do powtórzenia właśnie z powodów demograficznych. Czy
    Natomiast jeśli kolega pyta, dlaczego to Włosi i Niemcy, a nie Holendrzy, są rekordzistami Europy pod względem tytułów, to sęk tkwi właśnie w liczebności, bo szkolenie na pewno nie lepsze.
    Nie przypominam sobie, żebym mówił, że to jedyny czynnik. Ale to jest istotny czynnik, bo ta Islandia, choćby nie wiem co, to i tak nie dołączy na stałe do czołówki, tym bardziej, że ostatnio słabnie, nawet na ME ostatnio nie grała.

    Polubienie

  33. @GP
    Jeżeli ktoś za sukces uważa wyjście z grupy to tak. W fazie pucharowej (odkąd zlikwidowano przepis o bramkach strzelonych na wyjeździe) nie da się już dalej dojechać. Chyba, że ma się farta w karnych.
    P.S.
    Zachodny ma rację. Od zakłamano drużynę Górskiego, defensywnemu myśleniu o piłce u nas nic nie zagraża.

    Polubienie

  34. @liga angielska
    Koledzy widzę mocno zafiksowali się na tym przykładzie, więc o pozostałych nie będziem gadać.

    Angielska jest mało angielska, jest to jedyna liga gdzie piłkarze zagraniczni stanowią większość. Na swój sposób to też pokazuje poziom angielskiego futbolu, który dał się w znacznym stopniu „skolonizować”.

    Co do kadry wyspiarzy, mam trochę kontaktu z autochtonami, to przykłady anegdotyczne, niemniej mnie uderza niechęć do Southgate’a jako hamulcowego, który ma głównie szczęście do łatwych losowań i drabinek. IMO trochę przesadzają.

    Ale do tematu reprezentatywności, IMO ligi i gracze w nich lepiej pokazują poziom w kraju. Anglia to liga wyjątkowa, wydaje mi się że drugiej takiej nie ma, ale jej sznyt też pokazuje pewne tendencje.

    Natomiast jakie tendencje pokazują kadry? Czego dowiadujemy się z wyników np Portugalii, która odpada w grupie mundialu, wygrywa Euro, a potem ma rozczarowujący mundial? Co mówią nieawansujący na mundiale i wygrywający euro Włosi? Coś szczególnie wynika z 2 miejsca Chorwatów, poza ZP dla Modricia? I czy rozczarowujące ostatnie Euro Francuzów faktycznie pokazuje jakiś potencjalny kryzys, bo patrząc jak rozchwytywani są ich piłkarze to wątpię.

    Last, ja tu jakoś nie twierdzę iż pryzmat ligi jest jakiś perfekcyjny, ale po prostu jest to szersze spektrum niż kilkunastu piłkarzy narodowej. I spoks, możecie się nie zgadzać, ale chciałbym w takim razie usłyszeć jakie wnioski wyciągacie z kopaniny kadrowej, w szczególności z przykładów które wskazałem wcześniej. Bo IMO jedyne co tu mundrego można powiedzieć że tak się drabinki i mecze ułożyły i tyle, no ale czekam z otwartą głową.

    Polubienie

  35. Są też w świecie nacje żyjące z eksportu.

    Reprezentantów krajów Ameryki południowej, którzy nigdy w karierze nie grali w Europie/na jakimś obcym kontynencie, jest dość niewielu, np. w obecnej kadrze Brazylii dwóch/jeden, identycznie w Argentynie, sześciu/trzech w Kolumbii, czterech/dwóch w Urugwaju, jedenastu/siedmiu w Chile (oni są teraz tak słabi, że powołują Henriqueza z Miedzi Legnica), dwunastu/sześciu w Wenezueli (Chancellor, ten co ledwo odszedł z Zagłębia Lubin, też tam jest).

    Jest jeszcze Boliwia, Peru, Paragwaj, Ekwador – nie chce mi się już wertować Transfermarktu. Tak czy owak widać, że jest trochę inaczej niż w Europie, gdzie niewielu reprezentantów łączy grę w reprezentacji na najwyższym poziomie epizodem poza macierzystym kontynentem (i niebyciem Krychowiakiem).

    Polubienie

  36. @TS
    O czym świadczy odpadanie? O tym, że można odpaść, bo system jest uczciwy. Bo o czym ma świadczyć to że liga włoska ma 4 miejsca bez eliminacji, skoro zanim je dostała, to na ogół te eliminacje przegrywała?
    I o tym, że rywalizacja jest wyrównana, więc dlatego raz się uda jednym, a raz drugim, a nie że jedni jednemu piłkarzowi płacą miesięcznie więcej, niż drudzy wydają na całą kadrę rocznie, więc ci drudzy generalnie się cieszą, jeżeli im pozwolą z pierwszymi w ogóle grać.

    Polubienie

  37. A najgorsze jest to, że więcej płacą tym lepszym. A powinni płacić po równo… – każdemu co się w kolejce ustawi, nawet tym, którzy nigdy w życiu piłki na trawniku nie kopnęli.

    Polubienie

  38. To ja pomogę.

    Koledze gp chodzi o to, że rozdystrybuowanie pieniędzy w piłce ma współczynnik Giniego-Simpsona bliski jedności, co wskazuje na silny monopol i jest zawsze alarmującym indykatorem ekonometrycznym.

    Koledze gp NIE chodzi o wprowadzenie komunizmu.

    Kolega gp stwierdza, że zasady kwalifikacji UEFA stworzyła z myślą o wzmacnianiu monopolu.

    Kolega gp NIE stwierdza, że jej siedzibę należy ostrzelać z krążownika Aurora.

    Kolega gp sugeruje, że rozgrywki byłyby ciekawsze i bardziej sprawiedliwe, gdyby monopolistyczna pozycja 4 krajów nie była wspierana centralnie.

    Kolega gp NIE sugeruje, że sprawiedliwie byłoby uefę upaństwowić i oddać pod opiekę komitetowi robotniczemu „Kopnij dla Lenina”.

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s